Legia – kraina szambem i Miodkiem płynąca. Europa oddala się ze zdwojoną siłą

08.08.2019

2 listopada 2016 roku. Legia po szalonym meczu remisuje u siebie 3:3 z wielkim Realem Madryt, ówczesnym i przyszłym triumfatorem całej Ligi Mistrzów . Nieco ponad miesiąc później grając spokojnie, mądrze i rozważnie pokonuje 1:0 wicemistrza Portugalii, Sporting CP. Żegna się z Champions League, ale w niezwykle mocnej grupie zajmuje trzecie miejsce i zapewnia sobie udział w fazie pucharowej Ligi Europy. „Cholera, może w końcu coś w tej naszej piłce ruszyło na dobre” – pomyślała większość polskich fanów piłki.

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!

Nie ruszyło. Patrząc na to, jak od jakiegoś czasu popisują się nasze drużyny w starciach z europejskimi rywalami, czujemy nie tylko wstyd i zażenowanie. Czujemy coś, czego na dobrą sprawę nie da się wytłumaczyć – podobnie jak postawy drużyn, które są teoretycznie najlepsze w niemal 40-milionowym kraju. Nasza nadwiślańska piłka nie jest – delikatnie mówiąc – w najlepszej kondycji, ale i tak mamy zagranicą kilku zawodników, dzięki którym możemy się najzwyczajniej w świecie cieszyć. Lewandowski, Piątek, Szczęsny, Milik, Zieliński, Piszczek i kilku innych. To naprawdę dużo, szczególnie przypominając sobie jaką mieliśmy posuchę na początku XX wieku.

Trochę inaczej jest, kiedy spojrzymy na polskie kluby. Zamiast stopniowo, powoli, ale sukcesywnie gonić Europę, a przynajmniej ligi takie jak np. holenderska czy ukraińska, jesteśmy coraz bardziej beznadziejni. Po Legii i Widzewie w Lidze Mistrzów mieliśmy Wisłę, której brakowało szczęścia, ale potrafiła się pokazać, mieliśmy Lecha, który niecałą dekadę temu dostarczył nam kilku fantastycznych chwil, a teraz mamy Legię. Legię, którą niezależnie od sympatii i upodobań trzeba nazwać najlepszą polską drużyną ostatnich lat. Takie są po prostu fakty.

„Wojskowi” budowani przez panów Leśnodorskiego, Mioduskiego i Wandzla, dawali nadzieję na to, że jako kraj będziemy w końcu mieli swoją Steauę, Crvenę Zvezdę, Viktorię Pilzno czy inny Szachtar. Chociaż jedną drużynę, która w miarę sensownie będzie nas reprezentowała na Starym Kontynencie. Po wspomnianych wcześniej wydarzeniach ta wizja stała się dla nas coraz bardziej realistyczna, jednak niedługo potem wydarzyło się coś, co z perspektywy Legii można nazwać katastrofą. W licytacji mającej na celu wyłonienie jedynego właściciela stołecznego klubu, wygrał Dariusz Mioduski. No i się zaczęło… (a raczej skończyło).

Starcia z Realem, Borussią i Sportingiem, a także odpadnięcie bez wstydu z Ajaksem, późniejszym finalistą Ligi Europy, zamieniły się na permanentny, doniośle brzmiący „eurowpierdol”. Przestało się liczyć to, z kim gra Legia, bo zawsze i tak kończy się na wstydzie. Nawet w przypadku wygranych (w większości szczęśliwych), mamy ochotę złapać się za głowę i patrzeć na mecz przez niewielką szczelinę między palcami. A najlepiej i tak zmienić kanał na coś innego, w końcu komediodramatów jest dość dużo. Po co więc oglądać ten amatorski, reżyserowany przez podobno najlepszą drużynę w kraju.

Odkąd najważniejszą osobą w warszawskim klubie stał się Dariusz Mioduski, Legia rozegrała łącznie osiem dwumeczów na europejskiej arenie. Trafiały się jej takie potęgi jak, kolejno, IFK Mariehamn, FK Astana, Sheriff Tyraspol, Cork City FC, Spartak Trnava, F91 Dudelange, Europa FC czy Kuopion Palloseura. Drużyny z Finlandii, Kazachstanu, Mołdawii, Irlandii, Słowacji, Luksemburga i Gibraltaru. Widząc to w pierwszym momencie aż chciałoby się prychnąć głośno i powiedzieć „izi”, prawda? Otóż „Wojskowi” wygrali tylko cztery z tych dwumeczy. Oglądaliśmy także mecze, które powinno się – a nawet trzeba – dopisać do ściany płaczu i wstydu polskiego futbolu.

  • 26.07.2017 – Astana 3:1 Legia (36′ Kabananga, 45′ Mayevskiy, 94′ Twumasi – 78′ Sadiku)
  • 24.07.2018 – Legia 0:2 Spartak Trnawa (16′ Grendel, 93′ Vlasko)
  • 09.08.2018 – Legia 1:2 Dudelange (27′ Carlitos – 24′ Couturier, 61′ Turpel)
  • 16.08.2018 – Dudelange 2:2 Legia (7′ Stumpf, 17′ Stelvio – 33′, 86′ Kante)
  • 11.07.2018 – Europa FC 0:0 Legia

To oczywiście główne przykłady, bo meczów beznadziejnych, ale zakończonych nieco lepszymi wynikami było więcej. Drużyny, które Legia powinna traktować niemal jak sparingpartnera, po którym można się albo przejechać, albo zlitować i ograć najmniejszym nakładem sił, stały się zaporą nie do przejścia. Często słyszymy, że w Europie nie ma już słabych drużyn, ale szanujmy się – to po prostu w Polsce nie ma mocnych drużyn. Legię teoretycznie moglibyśmy tłumaczyć tym, że jako polska drużyna odnosząca jakiś sukces, sama „wystawiła się” na rozkupienie przez zagraniczne kluby. To fakt, ale przecież zmagają się z tym także drużyny z lig TOP5. Tak wygląda ten biznes – kupujesz piłkarzy, wykorzystujesz, rozwijasz, sprzedajesz drożej i kupujesz kolejnych. Legia także kupuje, jednak zapomniała, jak należy to robić.

Niewypał goni niewypał, zamiast trenerów zatrudnia się osoby tylko pozornie znające się na swojej robocie, panuje jeden wielki chaos. Nie można jednak zrzucać wszystkiego na wykonawców, czyli zawodników niewiedzących co mają robić oraz ich menedżerów, zmieniających się co kilka miesięcy, pracujących w szambie. Mówi się, że „ryba psuje się od głowy” i to najlepiej podsumowuje Legię. Dopóki ta warszawska ryba miała trzy głowy, wszystko wydawało się być przemyślane, zaplanowane i zmierzające w dobrą stronę. Odkąd została jedna głowa, cała reszta zaczęła się psuć, a my – Polacy – zamiast wymarzonej ekipy „mlekiem i miodem płynącej”, dostaliśmy taką z szambem i „miodkiem”. Dziś Legia z mierzy się z kolejną „potęgą”, tym razem grecką. Na jej drodze stanie czwarta ekipa poprzedniego sezonu, Atromitos Ateny. W teorii powinien to być dobry, wyrównany dwumecz, obawiamy się jednak, że w praktyce zobaczymy kolejny, który potem nazwiemy określeniem zaczynającym się na „euro”, kończącym na „wpie…”, no – wiadomo o co chodzi.

Odbierz zakład bez ryzyka z kodem GRAMGRUBO500 w BETCLIC – jest już legalny w Polsce!