Młodzieżowiec na wagę złota #1

09.08.2019

Za nami trzy kolejki nowego sezonu PKO Ekstraklasy. To oznacza, że rozegrano 24. mecze i to oznacza ni mniej, ni więcej, że co najmniej tylu młodzieżowców musiało zagrać na boiskach naszej rodzimej ligi. Nowy przepis przez jednych zachwalanych, przez innych mocno ganiony, ale zobaczmy jak sobie radzą drużyny z nową rzeczywistością, która miała być trudna, zwłaszcza dla ekip mających kłopoty ze szkoleniem.

Oczywiście na pierwszym miejscu Lech Poznań, któremu żadne nakazy i zakazy nie są potrzebne, żeby promować młodzież. Dość powiedzieć, że żeby spełnić obowiązek młodzieżowca wystarczyłoby wystawić Roberta Gumnego, czyli zawodnika, który już przed tym sezonem miał ponad 60 gier w Ekstraklasie, regularną grę w młodzieżówce i pojedyncze powołania do pierwszej kadry. Jak skrupulatnie wyliczył serwis Ekstrastats do tej pory Dariusz Żuraw skorzystał z siedmiu zawodników, którzy łącznie rozegrali 899 minut. Zresztą nie tylko minuty wyróżniają zawodników Kolejorza. W pierwszej kolejce piłkarzy z literką „M” przy nazwisku pojawiło się w podstawowym składzie trzech, a dodatkowo Paweł Tomczyk wszedł z ławki i…zapewnił remis w Gliwicach. W drugiej kolejce poznaniacy rozbili Wisłę Płock, w czym udział miało łącznie sześciu młodzieżowców – do tego gol Kamila Jóźwiaka – a zwycięski mecz w Łodzi Lech kończył mając siedmiu Polaków, którzy w komplecie byli młodzieżowcami. Dużym plusem dla lechitów jest fakt, że trenerem jest wspomniany Żuraw, który w ubiegłym sezonie w dużej mierze przyczynił się do wprowadzenia rezerw na poziom centralny – awans do II ligi. W drugiej drużynie czekają kolejni, jak choćby ci, którzy są zgłoszeni do rozgrywek E-klasy, czyli będący po debiucie Mateusz Skrzypczak(rocznik 2000) czy Jakub Kamiński(2002). Pewnie niektórzy chcieliby znaleźć łyżkę dziegciu w beczce miodu, ale my jeszcze dosłodzimy dodając, że każdy z nich zgodnie z przepisami i swoim CV ma status wychowanka Lecha!

Dalej może nie mowa o przepaści, ale jednak różnica jest dość znacząca. Lechia, Zagłębie, Górnik i Wisła Płock skorzystały z czterech młodzieżowców, a dalej już jest coraz mniej i mniej. Na szarym końcu dwa ciekawe przypadki, czyli ŁKS oraz Korona. Obie ekipy skorzystały po jednym zawodniku, który rozegrał komplet – 270 – minut. W przypadku łodzian mowa o reprezentancie do lat 20 – Janie Sobocińskim, zaś Korona korzysta z Pawła Sokoła golkipera, który ma za sobą dwa lata w akademii Manchesteru City. Przypadek kielczan jest o tyle ciekawy, że miniony sezon rezerwy zakończyły awansem z IV do III ligi, zaś juniorzy sięgnęli po mistrzostwo Polski! To jednak na niewiele się zdaje, bo Gino Lettieri na tych zawodników, póki co, nie stawia.

W kilku, a konkretnie trzech, przypadkach trenerzy chętnie korzystają z bramkarzy i tutaj nie ma przypadku. Z jednej strony mowa o newralgicznej pozycji, z drugiej pomagają przepisy, które regulują, że w przypadku kontuzji bramkarza lub czerwonej kartki, w jego miejsce może wejść bramkarz nie będący młodzieżowcem i można kontynuować grę takiego zawodnika w składzie. Tak zrobił w ostatnią niedzielę Aleksandar Vuković wystawiając Radosława Majeckiego i nie zabierając na ławkę rezerwowych żadnego piłkarza urodzonego w 1998 roku lub później. Oczywiście klasa piłkarska Majeckiego jest na tyle wysoka, że prawdopodobnie i bez tego przepisu byłby pierwszym wyborem trenera z namaszczeniem działaczy i księgowej, która zaciera ręce po każdej udanej interwencji młodego golkipera. Z młodzieżowych bramkarzy korzystają, poza Legią, wspomniana Korona, ale także Wisła Płock w osobie Bartosza Żynela, który już w pierwszej kolejce obronił rzut karny wykonywany przez Igora Angulo, choć uczciwie trzeba przyznać, że sam go wcześniej sprokurował.

Jak wygląda sprawa strzelonych goli? Dotychczas kibice obejrzeli 48 bramek, z których 6 zdobyli młodzieżowcy, a to oznacza, że co ósmy gol pada łupem młodych. Żeby było lepiej w tym procederze udział mieli zawodnicy tylko trzech drużyn, którzy solidarnie po dwie „sztuki” upolowali dla siebie. Największy procent, bo aż 66%, stanowią gole strzelane przez młodych z Zagłębia Lubin. Wychowanek Łukasz Poręba(2000) i desant z Lubelszczyzny Patryk Szysz(98) dali punkt przeciwko Jagiellonii. Tej samej Jagiellonii, w której tego dnia gola strzelił Patryk Klimala(98) zostając drugim takim zawodnikiem po Bartoszu Bidzie(2001), a ich trafienia stanowią 40%(2/5). O Lechu i bramkach Tomczyka(98) i Jóźwiaka(98) już było, ale to oni dopełniają obraz tychże goli – 29%(2/7). Co ciekawe jest jedna prawidłowość tych wszystkich trafień – gdy młodzieżowcy strzelają, ich drużyny nie przegrywają!

Tak wyglądają początki przepisu o obowiązkowym młodzieżowcu w rodzimej lidze. Niektórzy nie mają kim szachować na tej nowej „pozycji” w zespole, więc muszą rzeźbić tym, a raczej tymi, co są, jak choćby w przypadku Arki. Od czasu do czasu będziemy zaglądać na boiska Ekstraklasy, a także niższych lig i prezentować takie raporty dotyczące najmłodszych ligowców. Ciekawym i dość paradoksalnym faktem jest to, że zawodnicy urodzeni w 1998 roku grający obecnie w I lidze tam nie posiadają takiego statusu(w niższych ligach ten status przysługuje piłkarzom urodzonym w 1999 i młodszym), ale ewentualne dobre występy nie przejdą bez echa wśród klubów ekstraklasowych i właśnie ten paradoks może sprawić, że rocznik 1998 będzie miał łatwiej o grę w Ekstraklasie niż poziom niżej…