Milan stał się patologiczny. A wszystko zwieńcza… wyczyn Ibrahimovicia
Powiedzieć, że AC Milan popadł w tarapaty, to nie powiedzieć nic. Klub od lat zmaga się z wewnętrznymi problemami i nie jest w stanie wrócić do choćby krajowej czołówki. O podboju Europy na ten moment już nawet nikt nie myśli. Czy niedługo rozpoczynającą się nowa dekada przyniesie pozytywne zmiany?
Tego oczywiście nie wie nikt. W oczekiwaniu na „nowe” możemy jednak podsumować kończące się drugie dziesięciolecie XXI wieku, zdecydowanie jedno z najgorszych, jakie pamięta większość kibiców „Rossonerrich”. Jego końcówka to istny dramat, ale przecież wszystko zaczynało się naprawdę dobrze. Wystarczy przypomnieć mistrzostwo wywalczone w 2011 roku.
Tamten Milan był jednak inną drużyną i przede wszystkim miał w swoich szeregach absolutne gwiazdy. Do tego grona należał oczywiście także m.in. Zlatan Ibrahimović pozyskany z Barcelony w 2010 roku. Wspominanie o nim w kontekście podsumowania dekady wcale nie jest przypadkowe. Dlaczego? Okazuje się, że najlepszym ligowym strzelcem Milanu w tym okresie jest… właśnie Szwed.
Może nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że „Ibra” spędził na San Siro (pomijając Inter) zaledwie dwa lata. W tym okresie w 61 występach zdobył 42 bramki. To wystarczyło.
To tylko pokazuje, jak bardzo w pewnym sensie patologiczny – z całym szacunkiem do kibiców i historii klubu – stał się AC Milan. Niebywałe, że przez dziesięć lat nie znalazł się choćby jeden napastnik, który wytrzymałby w klubie np. cztery sezony, zdobywając w każdym po nieco ponad dziesięć bramek (czyli i tak bardzo mało). Czy kolejna dekada okaże się lepsza? Chciałoby się powiedzieć, że gorzej się nie da, ale pod tym względem dla Milanu „impossible is nothing”.