Dlaczego Lewandowski nie został najlepszym sportowcem Polski?

05.01.2020

Oglądając wczorajszą Galę Mistrzów Polski i jej wyniki, już wiedziałem, że w mediach społecznościowych tylko jeden wynik zostanie zaakceptowany przez większość kibiców sportu. Tym wynikiem byłoby zwycięstwo Roberta Lewandowskiego. Tyle że tego zwycięstwa nie było, bo Lewy skończył na drugim miejscu. Czy mnie to zdziwiło? Ani trochę! Dlaczego? O tym poniżej.

Tak się składa, że piłka nożna i żużel to moje dwie ulubione dyscypliny sportowe, więc wyniki plebiscytu za 2019 rok mogłem przyjąć z niekłamanym zadowoleniem.

Bartosz Zmarzlik jest reprezentantem dyscypliny, która poza Polską jest popularna ledwie w kilku państwach. Dania, Szwecja, Wielka Brytania, Australia to tradycyjne potęgi żużlowe. Rosjanie posiadają liczne grono klasowych zawodników, Niemcy coraz chętniej organizują ważne wydarzenia żużlowe, a co za tym idzie mają coraz więcej ciekawych żużlowców. W pozostałych państwach, jeśli są zawodnicy, to zazwyczaj stanowią pojedyncze przypadki i tyle.

W Polsce? Wystarczy zobaczyć po frekwencji na żużlowych stadionach. Ekstraliga ze średnią ponad 10 tysięcy na mecz! Mogło być nawet więcej, bo taki Speed Car Motor Lublin nie przekroczył tej bariery ani razu tylko przez ograniczenia związane z infrastrukturą stadionu, a wszystkie swoje mecze wyprzedał do ostatniego miejsca na samym starcie sprzedaży biletów.

Swoje robi telewizja, wszak wszystkie mecze Ekstraligi kibice mogą obejrzeć w Nsport+ i Eleven Sports, rozgrywki I ligi podzielone pomiędzy Polsat Sport i Eleven, a Canal+ zostawił sobie to, co najcenniejsze, czyli cykl Grand Prix i walkę o mistrzostwo świata, dzięki której Zmarzlik znalazł się na swoim miejscu w plebiscycie.

Przede wszystkim żużel jest specyficzną dyscypliną. To nie piłka nożna, w której kibice Lecha przenigdy nie zagłosują na zawodnika Legii, kibice Cracovii na Wiślaka itd. Tutaj środowisko jest zdecydowanie mniejsze, zdecydowanie bardziej skonsolidowane, przynajmniej jeśli chodzi o kibiców, dzięki czemu w takich plebiscytach przedstawiciele żużla mają swoje szansę. Tak było w ostatnich latach z sukcesami Tomasza Golloba, Krzysztofa Kasprzaka czy Patryka Dudka.

Na drugim biegunie Robert Lewandowski, czyli reprezentant najpopularniejszej dyscypliny sportowej na świecie. O cenach praw do pokazywania nie tyle Ligi Mistrzów czy Bundesligi rozgrywek, w których gra Lewy, nie ma nawet sensu pisać, bo wszyscy wiedzą, że ceny idą w milionach euro. Każdy mecz domowy Bayernu i reprezentacji Polski jest wyprzedany z dużym wyprzedzeniem, więc Allianz Arena czy Stadion Narodowy pękają w szwach… a mimo tego Lewandowski nie wygrał.

Moim zdaniem powody są dwa: stereotypy i popularność.

Stereotypy

Wiele osób porównuje zainteresowanie żużlem i piłką nożną na świecie. Teraz jednak zapomnijmy o całym globie i zajmijmy się naszym podwórkiem. A tutaj co? Tutaj piłka nożna wielokrotnie dyskredytowana, piłkarze przepłaceni itd. „Zarzutów” pod adresem piłkarzy można formułować w nieskończoność. Trybuny w Ekstraklasie coraz częściej świecą pustkami, a jedyne mecze w Polsce, na których zapełniają się stadiony, poza spotkaniami reprezentacji, to te, które wyzwalają najwięcej emocji – derby lub mecze z odwiecznym i znienawidzonym rywalem.

Oczywiście wszystko to jest zarezerwowane głównie dla naszych ligowców, więc Lewandowski jest ponad tym. Kłopot w tym, że uprawia tę samą dyscyplinę sportu, więc siłą rzeczy zawsze oberwie rykoszetem. Wybory dotyczą 2019 roku, ale przy okazji takich plebiscytów zawsze łatwiej będą mieli reprezentanci sportów indywidualnych. Byłeś najlepszy w Europie lub na świecie reprezentując kraj? Prosta sprawa, jesteś wysoko. Niestety, Lewandowskiemu kibice zapamiętali turnieje, w których, jako lider i kapitan, nie błyszczał. Można mówić, że nie, ale zawsze przy okazji jakichkolwiek plebiscytów pojawia się ten sam zarzut – „Nie dał reprezentacji nic na wielkich turniejach”.

Być może, gdyby zdobył Ligę Mistrzów z Bayernem, to byłby argument koronny za nim, ale król strzelców Bundesligi, mistrzostwo Niemiec i kolejne rekordy strzeleckie… po prostu – jakkolwiek głupio to zabrzmi – ludziom spowszedniały. Szansą Lewego są albo jakieś totalne zapaści w indywidualnych wynikach sportowców w latach nieparzystych, albo lata parzyste, w których MUSI osiągnąć duży sukces z reprezentacją Polski. Czy tego chcemy, czy nie, wydaje się, że na dzisiaj to jest warunek sine qua non do osiągnięcia szczytu w tym plebiscycie, ale także innym, który bardzo go interesuje… Złotej Piłce.

Popularność a popularność

Od wielu lat w czołówce znajdowali i znajdują się skoczkowie narciarscy. Tej dyscypliny nie lubię, bo po prostu kompletnie mnie nudzi. Nie będę ukrywał, że brak alternatywy na scenariusz pod tytułem „zjechał z belki, skoczył i wylądował, ewentualnie nie wylądował” po prostu dla mnie jest zabójcza pod względem zainteresowania.

Zresztą tak mam z większością sportów niekontaktowych i nic z tym nie zrobię. Jednak nigdy nie podnosiłem lamentu z tego tytułu, że Adam Małysz, Kamil Stoch czy inni skoczkowie po swoich sukcesach zostali uhonorowani przez… ludzi. Tak, to ludzie decydują kogo docenić za konkretny rok. A skoro decydują wszyscy, więc decyduje zainteresowanie daną dyscypliną w naszym kraju.

Czy tego chcesz, czy nie, skoki narciarskie od kilkunastu ładnych lat przez całą zimę królują na antenach Telewizji Polskiej. Gdy Justyna Kowalczyk wygrywała Puchar Świata, wtedy również i biegi były transmitowane, ale gdy jej era się skończyła, również transmisje z zawodów w biegach narciarskich wypadły z ramówki błyskawicznie. W nieco mniejszej skali było z biatlonem po karierze Tomasza Sikory, ale to akurat zasługa duetu Tomasz Jaroński i Krzysztof Wyrzykowski, którzy relacjonowanie biatlonu i kolarstwa wynieśli do innej galaktyki. Kto oglądał i słuchał ten dobrze wie, a kto nie, ten powinien nadrobić wiele transmisji, jak również ich książkę.

Podzieleni na pół

Jak we wszystkich sporach ideologicznych – bo ten chyba można podciągnąć pod tę kategorię – Polska jest podzielona na pół. Od wczoraj połowa mediów społecznościowych albo cieszy się z sukcesu Zmarzlika, albo nieustannie deprecjonuje żużel. Szkoda, że w tym wszystkim oberwie rykoszetem sam zainteresowany, który… po prostu zrobił to, co potrafił najlepiej. Był najlepszym w jeździe na żużlu, zdobył odpowiednią liczbę punktów, która pozwoliła mu sięgnąć po tytuł mistrza świata. Jedyną jego winą w tym „sporze” jest to, że pokonał Lewandowskiego.

Rafał Szyszka