Zarobki w Ekstraklasie. Za mało czy za dużo?

08.02.2020

Zarobki piłkarzy. Temat rzeka, który idealnie dzieli ludzi piłki. Chociaż dzieli to zbyt dużo powiedziane. Duża część piłkarskiej społeczności po prostu uważa, że „kopaczom” nie należą się takie apanaże i powinni grać za najniższą krajową, bo ich wysiłek nie jest więcej wart, zwłaszcza że poziom jest coraz niższy. Na temat poziomu nie będziemy się rozwodzić, ale czy na pewno piłkarzom Ekstraklasy nie należą się takie zarobki jakie mają? Tutaj będziemy polemizować. 

Żeby rozmawiać o pieniądzach, musimy najpierw je poznać. W ten sposób dowiemy się, jakie zarobki dotyczą naszych ligowców i gdzie można najlepiej się obłowić.

Legia i długa przerwa

Pewnie niektórzy mogą się śmiać, że kluby dzielimy na trzy kategorie. Jedne płacą dużo, drugie mało, a trzecie w ogóle płacą i to już jest sukces… Wiadomo, że jeśli polski piłkarz chce jak największą kwotę bez wyjazdu z kraju, musi przejść do Legii Warszawa. Stołeczny klub posiada największy budżet, więc logiczne, że płaci również najlepiej.

Największym beneficjentem tego jest Artur Jędrzejczyk, który dumnie dzierży tytuł najlepiej zarabiającego zawodnika Ekstraklasy. Co roku na jego konto wpływa około 820 tysięcy euro! To oczywiście „goła” pensja zagwarantowana kontraktem, a dochodzą do tego bonusy i premie, których wysokość jest zależna od dokonań piłkarza i drużyny. Swego czasu tzw. wyjściówka, czyli premia za rozpoczęcie meczu w podstawowym składzie wynosiła 1500 euro dla piłkarzy Legii. Przy czterech meczach w miesiącu zawodnik mógł uzbierać grubo ponad 20 tysięcy złotych dodatku do podstawy swojej pensji. Dla Jędrzejczyka być może nie była to znacząca kwota, ale gdyby chodziło o młodego chłopaka rozpoczynającego przygodę w pierwszym zespole, już były to spore zarobki.

Bez względu na to, co miesiąc „Jędza” inkasuje mniej więcej 70 tysięcy w europejskiej walucie. Zakładając, że kurs euro waha się pomiędzy 4,25 a 4,30, zarobki reprezentanta Polski wynoszą niecałe 300 tysięcy złotych miesięcznie!

O ile w przypadku Jędrzejczyka można jeszcze zastanawiać się czy warto płacić tyle pieniędzy obrońcy, to jednak mowa o czołowym piłkarzu naszej ligi. Dla porównania zarobki Armando Sadiku wynosiły w okolicach 180 tysięcy złotych, a Albańczyk poza porównaniem siebie do Ferrari raczej niczym nie zapisał się w pamięci polskich kibiców. Niczym pozytywnym! Jeszcze więcej zgarniał Daniel Chima Chukwu, którego największym „osiągnięciem” było pomylenie stadionu Legii z… Narodowym!

Dużo mniej, ale szokująco dużo zarabiał Sadam Sulley. Ghański napastnik w Warszawie pokazał się jedynie w drużynie rezerw, a resztę kontraktu spędził na wypożyczeniu w słowackim Zemplinie Michalovce. Mimo tego, że jego wartość sportowa była mocno wątpliwa, mógł liczyć na ponad 30 tysięcy złotych miesięcznych poborów.

Gwiazda w cenie młodzieży

Dla porównania, nieco więcej zarabia Igor Angulo w Górniku Zabrze, a chyba nie trzeba przedstawiać dokonań sportowych snajpera śląskiego klubu w naszej lidze. Bask kasuje nieco ponad 1/10 kwoty, którą zarabia Jędrzejczyk, ale to nadal spore pieniądze, na które raczej nie mógł liczyć. Z drugiej strony, gdyby ziścił się transfer do jego wymarzonego Athletiku Bilbao, zapewne mógłby liczyć na podwyżkę swojej kwoty i zamianę waluty przy sumie wypłacanej przez klub.

Na drugim miejscu pod względem płac jest Lech Poznań, ale zarobki w Kolejorzu mogą być interesujące już dla młodych chłopaków. Lech najlepiej wie, że warto inwestować w młodzież i robi to nie tylko poprzez szkolenie, ale również po to, by zatrzymać największe perełki. Tak było z Kamilem Jóźwiakiem, który w 2017 roku przedłużył kontrakt z klubem. Wówczas wartość finansowa, ale i sportowa nie była na tym poziomie, co dzisiaj, ale nie przeszkodziło to władzom Kolejorza na zaproponowanie pensji na poziomie 40 tysięcy złotych 19-letniemu piłkarzowi, który wówczas nie rozegrał nawet 30. meczów w pierwszym zespole poznańskiego klubu.

Pensje zawodników występujących w naszej lidze nie są jawne, mimo że wielu piłkarzy występuje w klubach będących w rękach miast. Ale dzięki temu jakiś czas temu można było poznać wysokości kwot wypłacanych przez Śląsk Wrocław swoim zawodnikom. To wszystko za sprawą dokumentów przy przetargu na akcje wrocławskiego klubu. Wówczas Igor Tarasovs zarabiał 32 tysiące złotych miesięcznie. Jeżeli dodamy fakt, że fani Śląska byli mocno poirytowani postawą Łotysza, nie były to najlepiej „zainwestowane” pieniądze przez Śląsk.

Czy jesteśmy atrakcyjnym kierunkiem?

Najlepiej byłoby napisać krótkie tak lub nie, ale nie da rady. Dla jednych jesteśmy ziemią obiecaną, a dla innych przystankiem w stronę najbogatszych lig, a znajdą się tacy, którzy nawet nie spojrzą na Ekstraklasę, gdyż zarobki w Polsce będą dla nich śmieszne.

Nie jesteśmy w stanie zapewnić pieniędzy takich, jakie mogą płacić najwięksi na Ukrainie czy Rosji. Wyprzedzają nas też takie kluby jak czołowe ekipy z Azerbejdżanu i Kazachstanu, a od jakiegoś czasu również nasi bratankowie z Węgier proponują coraz lepsze kwoty, więc zawodnik mający ofertę z MOL Vidi (dawny Videoton) lub Ferencvarosu może dużo łaskawszym okiem spojrzeć na ofertę z Budapesztu i okolic, aniżeli klubów Ekstraklasy. Jednak zarobki oferowane przez nasze kluby dla piłkarzy występujących na Słowacji, Bałkanach czy zdecydowanej większości czeskich klubów są po prostu niezwykle atrakcyjne. Co z tego, skoro w ostatnich trzech starciach polskich klubów ze słowackimi, górą okazały się Spartak Trnava, AS Trencin i DAC Dunajska Streda.

Z roku na rok powiększa się hiszpańska kolonia w polskiej lidze, a im więcej takich zawodników jak Igor Angulo czy Dani Ramirez, tym chętniej nasze kluby sięgają po kolejnych. Trudno się dziwić, bo często można wyciągnąć za bezcen naprawdę ciekawych piłkarzy, którzy chętnie zmienią ciepłą Hiszpanię na Polskę. Dlaczego? Zarobki poza Primera Division to nie są kokosy. Już na zapleczu LaLiga zaledwie kilka klubów jest w stanie zapewnić godne pieniądze, a im niżej, tym mowa o kwotach, od których w Polsce można rozpoczynać negocjacje, które nierzadko kończą się na wielokrotności sum oferowanych w Segunda B.

Dużo czy mało?

Kończymy na fundamentalnej kwestii, która jest przedmiotem dyskusji wielu Polaków. Zapewne wiele razy siedząc przy rodzinnym obiedzie ktoś słysząc o zarobkach piłkarzy mówił, że są nieproporcjonalne do ich umiejętności i w ogóle ktoś kopiący piłkę nie powinien tyle dostawać za swoją „pracę”. W tym miejscu zacytujmy niedawny tekst Mateusza Święcickiego na fanpage’u 2Angrymen:

Daniele De Rossi powiedział kiedyś ogólnie:

Czy piłkarze zarabiają za dużo? Tak. Czy zarabiamy za dużo w porównaniu do tego, co robimy? Tak. Czy zarabiamy za dużo, w porównaniu do innych zawodów? Tak.

Czy łatwo było wejść na taki poziom i pokonać konkurencję, by tyle zarabiać? Zdecydowanie nie.

No właśnie, czy łatwo było piłkarzom grającym w Ekstraklasie pokonać konkurencję i zagrać na najwyższym poziomie w Polsce? No nie. Jakby było tak łatwo, to teraz nie czytalibyście tego posta, tylko gralibyście w Wiśle Płock albo Piaście Gliwice.

Jest w tym dużo racji. Gdy policzycie sobie szkółki i akademie piłkarskie w waszej miejscowości przez liczbę trenujących tam dzieci, a później przemnożycie przez kolejne miasta, wyjdzie na pewno pokaźna społeczność. I właśnie z tej, zapewne kilkusettysięcznej – społeczności zaledwie kilkudziesięciu, może 100, może 200 kiedyś dostanie się na poziom Ekstraklasy. Sito selekcyjne jest ogromne, a skoro okazałeś się lepszy od kilkuset tysięcy innych, więc jakby nie patrzeć, należysz do elity.

Kolejny argument „za” to wolny rynek. Skoro telewizje są skłonne płacić setki milionów za transmitowanie meczów danej ligi, logicznym jest, że bohaterzy dzięki, którym jest, co pokazywać na ekranach, powinni dostawać odpowiednio duże apanaże. W końcu piłkarze tworzą miejsca pracy.

To wokół piłkarzy budujemy sztaby szkoleniowe, czyli kilkanaście osób w każdym klubie. Ich strojami zajmują się „kitmani”, tłumacze oraz osoby odpowiadające za aklimatyzacje zagranicznych zawodników to kolejne „etaty”. Działy marketingu pracują, żeby ściągnąć kibica na stadion, a tym obiekcie też ktoś pracuje w trakcie meczu. Każde spotkanie jest transmitowane w telewizji, w której są operatorzy kamer, reporterzy czy komentatorzy. Piłka nożna to ogromna masa zależności, a w ten sposób można ukazać, że piłkarze swoją grą „utrzymują” cały przemysł z tym związany, włącznie z autorem tego tekstu.