Dziś Kołtoń, wczoraj Smokowski, a jutro Borek i inni. YouTube nokautuje telewizję

14.02.2020

Roman Kołtoń zakomunikował światu, że rozstaje się z Polsatem po dwudziestu latach pracy. Znamienne, że komunikat wygłosił na swoim kanale na YouTube – „Prawda Futbolu”. Być może podobną informację na „Kanale Sportowym” za moment wygłosi Mateusz Borek. A zaraz za nim cała reszta mejwenów, jeśli inne telewizji pójdą śladem Polsatu i zabronią  swoim dziennikarzom spełniania się, a tym samym zarabiania w przestworzach Internetu. 

Niektórzy zapomnieli, że czas płynie

Czasami mam wrażenie, że zegar w niektórych redakcjach zatrzymał się kilkadziesiąt lat temu i ani drgnie. Lokalne dzienniki zarządzane są zwykle przez ludzi, którzy tęsknią za okresem, gdy pięć flaszek przypadało na jeden tekst. Zamiast pisania artykułów, najchętniej nadal wypalaliby dwie ramki fajek przez cały dzień. Tymczasem tak już nie można, ponieważ świat uciekł. Jednym tak, że już nigdy go nie dogonią. Drugim trochę mniej, ale mimo wszystko zbyt daleko, by się w nim odnaleźć. I do drugiej grupy przydzieliłbym właśnie Mariana Kmitę, którego decyzję rozumiem, ale uważam, że została podjęta zbyt późno. Polsat zmienił politykę, ponieważ wreszcie ktoś zrozumiał, że kanały „Prawda Futbolu” albo „Prawda Siatki” zabijają produkcje telewizyjne, takie jak np. „Cafe Futbol”.

Zastanówmy się co może zaoferować nam obecnie „Cafe Futbol”:

– Anegdoty Romana Kołtonia z mundialu 2006, o których opowiedział już dziesięć razy na swoim kanale YouTube?

– Rozmowę ze Zbigniewem Bońkiem, który na kanale „Prawda Futbolu w tym roku wystąpił już kilka razy?

– Pogawędkę Wichniarka, Borka i Kołtonia o powołaniach Brzęczka, która kilka dni temu miała miejsce na kanale ETOTO?

Gdy YouTube w mediach sportowych odgrywał marginalną rolę, Cafe Futbol miało sens. Obecnie nie ma żadnego. Tym bardziej jeśli czołowe postacie stacji działają na swoich kanałach YouTube. Ba, Mateusz Borek i Tomasz Smokowski otwierają telewizję! Jasne, internetową, ale działają z tak dużym rozmachem, że zamierzają tworzyć dwadzieścia programów tygodniowo. Tym samym jakąkolwiek produkcję  wymyśli Polsat Sport, będzie skazany na walkę z „Kanałem Sportowym”, którego udziałowcami są m.in. Smokowski i Borek.

Być może gwiazdy Polsatu pogodziliby pracę w swojej firmie z obowiązkami telewizyjnymi, ale tutaj nie w tym rzecz. Nastąpił bowiem konflikt interesów i dziwię się włodarzom Polsatu, że dopiero teraz dostrzegli problem. Reagować trzeba było już wtedy, gdy Roman Kołtoń coraz bardziej angażował się w „Prawdę Futbolu”, a Mateusz Borek na kanałach ETOTO rozkręcił program „W Ringu”. Bo gdybym ja prowadził budę z frytkami na Marszałkowskiej, a mój pracownik w tym samym czasie rozkręcałby „Belgijskie na Dowóz”, uznałbym, że coś tutaj nie gra. Mógłby być Jamiem Oliverem smażenia ziemniaków, ale jedynym rozwiązaniem byłoby zakończenie współpracy.

Rewolucja na rynku telewizyjnym

W żadnym wypadku nie uważam, że telewizja w najbliższym czasie pójdzie do lamusa. Jeszcze przez około 20 lat pewnie będzie miała się dobrze, ponieważ osoby starsze nie wyobrażają sobie życia bez odbiornika. Zmiana pokoleniowa trochę więc jeszcze potrwa, ale już widać jej pierwsze efekty. Młodzi ludzie w coraz większym gronie szukają interesujących treści w zakładce „Na Czasie” na platformie YouTube, a nie w tygodniu „Tele Tydzień”. W Internecie mogą dobierać treści według własnego uznania, oglądać na raty. Mówiąc w dużym uproszczeniu sami tworzą sobie ramówkę, nie są zależni od nikogo. I co ciekawe działa to też w drugą stronę, ponieważ twórcy również mogą robić programy, o których marzyli, a nie mogli realizować ich przez lata, ponieważ polityka stacji była inna. Biorąc na tapet „Kanał Sportowy” dotyczy to Tomasza Smokowskiego i Mateusza Borka, którzy przez niemal całą karierę byli związani z wielkimi telewizjami. W mniejszym stopniu dotknęło to Michała Pola i zwłaszcza Krzysztofa Stanowskiego, który już od wielu lat pracuje na swój rachunek. Dla niego to tak naprawdę nic nowego – kolejny projekt – ale domyślam się, że Tomasz Smokowski może czuć motyle w brzuchu przed nadchodzącym wyzwaniem.

I wcale nie oznacza to, że Borka i Smokowskiego nie usłyszymy już w telewizji. Gwiazdy polskiego dziennikarstwa jeszcze pewnie nie raz skomentują mecze Ligi Mistrzów, czy reprezentacji Polski. Wydaje mi się jednak, że zrobią to na innych warunkach. Będą pracowali jako dziennikarze niezależni, co dla widza jest całkiem dobrą opcją. Bo tak naprawdę, co interesuje odbiorcę, gdzie Borek skomentuje mecz Polska – Hiszpania na mistrzostwach Europy? Ważne, że jest Borek, a stacja to tylko dodatek – w dodatku mało istotny. Co ciekawe Roman Kołtoń już wczoraj wspomniał, że właśnie taką umowę negocjuje z Polsatem. Czy się uda? Czas pokaże, bo może do gry o „Roko” wejdzie Canal + albo Eleven…

Rewolucja? Być może tak, ponieważ telewizje raczej już nie będą miały swoich gwiazd, ale w zamian będą musiały walczyć o – przepraszam za brzydkie słowo – najemników. I to powinno wyjść z korzyścią dla samych dziennikarzy, którzy ze względu na konkurencję będą mogli narzucać wysokie stawki.

Czy każdy projekt internetowy musi wypalić?

Jasne, że nie musi, gdyż na rynku jest coraz większa konkurencja. Trudno obecnie znaleźć dziennikarza sportowego, który nie tworzy również na platformie YouTube. Nawet „Kanał Sportowy” może upaść pomimo gigantycznego zainteresowania nim wystartował. Obecnie liczy sobie 75 000 subskrypcji, a przypomnijmy, że poza wigilijną transmisją na żywo nie pojawił się tam jeszcze żaden program. Potencjał do rozmów ze sponsorami jest więc duży, ale czy grono ewentualnych partnerów nie okaże się zbyt małe? Na pewno chętnie swoją ofertę na „Kanale Sportowym” przedstawi jeden z bukmacherów. Kilku raczej nie wchodzi w grę, gdyż operatorzy raczej nie lubią dzielić tortu na kilka kawałków. Od razu trzeba jednak zauważyć, że Pol, Smokowski i Borek są już związani indywidualnymi umowami z ETOTO, a głównym partnerem portalu należącego do Stanowskiego również jest ten sam operator. Cała ta sytuacja jest nieco problematyczna, ponieważ dziennikarze oferują bukmacherowi podobne usługi, które będą sprzedawali u siebie. Poza tym pieniądze od bukmachera w żadnym wypadku nie wystarczą, by utrzymać tak duży projekt. W przybliżeniu jeden bukmacher, jeśli będzie miał wyłączność, może zaoferować kwotę około 100-120 tysięcy złotych miesięcznie. Czy będzie to ETOTO? Trudno powiedzieć, ale raczej nie, ponieważ firma w 2018 roku zanotował stratę wysokości 31 milionów złotych. Danych za 2019 roku jeszcze nie znamy, ale ogólna strata raczej się powiększy, a nie pomniejszy.

Celowo zacząłem wymieniać potencjalnych sponsorów od bukmacherów, ponieważ akurat tutaj kontrakty negocjuje się zwykle indywidualnie. I domyślam się, że im tym razem będzie podobnie. Sprzedażą pozostałej oferty zajmie się Arskom Group lub związana z nią spółka Sport Brokers. Jestem w stanie sobie wyobrazić, że agencje będą w stanie nawiązać kontakty z firmami sprzedającymi sprzęt technologiczny, odzież sportową itd. Z całą pewnością cała czwórka twórców kanału wykorzysta również swoje kontakty by nawiązać współprace, ale czy będzie tego aż tak dużo, by pokryć wszystkie koszty? Trudno powiedzieć, ale na koniec warto zauważyć, że Borek, Pol, Stanowski i Smokowski są ludźmi bardzo zajętymi. Czy wystarczy więc im czasu, by zajmować się również projektem od strony biznesowej?

Kolejnym ewentualnym zagrożeniem jest również fakt, że mowa o ludziach w średnim wieku, którzy niekoniecznie będą wiedzieli, jak dotrzeć do młodych odbiorców, a właśnie takich w sieci jest najwięcej. Każdy z nich posiada również spore ego i raczej trudno wyobrazić sobie, że w trakcie współpracy nie dojdzie do pewnych spięć. Już nie raz najlepsze przyjaźnie się rozbijały, gdy przyszło do zrobienia biznesu, a tutaj mowa o czterech osobach, które na pewno będą chciały, by projekt podążał zgodnie z ich wizją. Oczywiście to przykład z innej beczki, ale spójrzmy na szatnię PSG, gdzie zarówno Neymar, Cavani i Mbappe mają zbyt wielkie ambicje, by podporządkować się reszcie i grać dla dobra drużyny. Trudno wyobrazić sobie, by ktokolwiek z czwórki założycieli „Kanału Sportowego” odpuścił w konkretnym momencie, gdy będzie pewny swojej racji.

Nie chcę być źle zrozumiany – nie wróżę upadku „Kanału Sportowego”. Sam projekt uważam za naprawdę ciekawy i twórcom życzę sukcesu, ale dostrzegam przy tym potencjalne zagrożenia. Moim zdaniem największym plusem całej czwórki jest to, że nie wchodzą w ten biznes all in, każdy z nich ma wiele innych dochodowych projektów. I nawet gdyby „Kanał Sportowy” przez pierwsze dwa lata generował straty, nie zostanie zamknięty. Trzeba jednak pamiętać, że nawet w najbardziej ambitnych projektach zawsze przychodzi koniec miesiąca i ludziom trzeba zapłacić pieniędzmi, a nie satysfakcją z wykonanej pracy.

Bartosz Burzyński