Obrabowani ze Złotej Piłki: Ribery, Sneijder i reszta pechowców

17.05.2020
Ostatnia aktualizacja 22 maja, 2020 o 14:02

Złota Piłka pozostaje dla wielu graczy niedoścignionym marzeniem. Przez ostatnie lata ten plebiscyt został zdominowany przez Leo Messiego i Cristiano Ronaldo. Jak jednak dobrze pamiętamy, Argentyńczyk i Portugalczyk nie zawsze wygrywali go bez jakichkolwiek kontrowersji. Na przestrzeni lat, kilku piłkarzy mogło poczuć się okradziona z tej indywidualnej nagrody. Czas zatem prześledzić największe kontrowersje w ostatnich latach. 

Franck Ribery (2013)

– Złota piłka w 2013 roku była największą kradzieżą podczas mojej kariery. W tamtym okresie rządziła polityka. Widziałem, jak Blatter przytulał  Cristiano Ronaldo, a wokół stała jego cała rodzina. Nie jestem głupi. Było jasne kto wygra – mówił wówczas Francuz.

Nie możemy rozpocząć od lepszego kandydata. Ribery w 2013 roku został uznany za jednego z najlepszych zawodników na świecie. Dlaczego jednak ostatecznie przegrał głosowanie z Cristiano Ronaldo? Były reprezentant Francji ma swój pogląd na ten temat i trudno z tym się nie zgodzić. Głównie mowa tutaj o trofeach, ponieważ skrzydłowy Bayernu doprowadził drużynę do trypletu, czyli zwycięstwa w Lidze Mistrzów, Pucharze Niemiec oraz Bundeslidze. W tym samym czasie Portugalczyk nie wygrał kompletnie nic.

Zawsze przy takich plebiscytach tworzą się dwa obozy. Jedni chcą wynagradzać tylko osiągnięcia indywidualne (bramki, asysty, pobite rekordy), drudzy z kolei – zważywszy, że to sport zespołowy – bazują na wynikach całej drużyny. Obrońcy Ronaldo mieli podstawy do tego, aby przyznać sobie racje. 66 bramek w 56 meczach przy 22 trafieniach Ribery’ego (łącznie rozegrał 528 minut mniej od swojego rywala w 2013 roku), a Francuz nieznacznie wygrał tylko w asystach. Pod tym kątem mówimy o przepaści.

Podczas gali pojawiło się wiele zdziwionych min, ale czy rzeczywiście mieli prawo do takiej reakcji? Wszak Ronaldo rozegrał jeden z najlepszych indywidualnie sezonów w historii światowej piłki. W dodatku jego rozpoznawalność po transferze do Realu Madryt rosła w niesamowitym tempie. Wówczas wraz z Messim stawał się ikoną sportu niemalże jak Michael Jordan w XX wieku.

Czy Ribery zatem nie zasłużył na Złotą Piłkę? Zasłużył, ale podobnie jak Ronaldo czy Leo Messi. Nawet najbardziej podstawowe statystyki nie zawsze dają pełny obraz gry zawodnika i jego wpływu na zespół. Na końcu zawsze to wynik zespołu ma znaczenie, a zawodnik, który trafia hat-tricka i jego drużyna przegrywa, tylko przez moment może być zadowolony z takiego spotkania. Jednak przejście obok wyczynu Ronaldo nie było możliwe.

Obecny zawodnik Fiorentiny nie był pierwszym graczem, który kiedykolwiek został pozbawiony wygranej w kontrowersyjnych okolicznościach i prawdopodobnie też nie będzie ostatnim. Mimo to, jego porażka na pewno będzie wspominana jeszcze przez wiele lat.

Wesley Sneijder (2010)

Jeśli wspomnieliśmy o Riberym, to musimy także o Holendrze. Przed sezonem 2009/2010 tak naprawdę nikt nie stawiał Wesleya jako faworyta do zwycięstwa w plebiscycie. Sytuacja zmieniła się jednak kilka miesięcy później. Trzy puchary z Interem (w tym Liga Mistrzów) oraz niesamowity występ na mistrzostwach świata zakończony pechową porażką w finale z Hiszpanią. Sneijder miał zatem wszelkie argumenty, aby walczyć o nagrodę. A potem pojawił się Leo Messi.

Dziś trudno sobie wyobrazić czasy, gdy kibice zastanawiają się, czy Argentyńczyk powinien wygrać ten plebiscyt. Jednak w tamtym okresie Barcelona rzeczywiście dość sensacyjnie przegrała w Lidze Mistrzów, a Leo nie potrafił wraz z narodową kadrą przebrnąć do końcowych faz mundialu. Podczas sezonu 2009/2010 udało mu się jednak zaliczyć 47 bramek i 13 asyst, co pomogło w zwycięstwie La Liga. Nie musimy oczywiście dopowiadać, że Sneijder nawet nie zbliżył się do tego wyniku bramkowego. Na niekorzyść reprezentanta „Oranje” przemawiał także fakt, że  w drugiej części 2010 roku Inter nie radził sobie już tak dobrze.

Wówczas jednak odebrano to za sporą kontrowersję. Jeśli jednak Sneijder może mieć do kogoś pretensje, to jedynie do Arjena Robbena. Gdyby jego kolega z reprezentacji zachował w finale mundialu zimną głowę, to nie tylko Holandia cieszyłaby się ze złota, ale także z dużą dozą prawdopodobieństwa pomocnik kilka miesięcy później świętowałby swój największy indywidualny sukces w karierze.

Tymczasem tuż za Messim znalazł się Andres Iniesta. Strzelec zwycięskiej bramki w finale rozegrał kapitalny turniej, a podczas sezonu w klubie wraz z Messim i spółką doprowadził Barcelonę to mistrzostwa Hiszpanii. Wychowanek „Dumy Katalonii” także jest jednym z najlepszych graczy, którzy nigdy nie otrzymali tej nagrody.

Cristiano Ronaldo (2018)

Często w sporcie działa zasada, że suma szczęścia zwykle równa się zero. Jeśli Cristiano Ronaldo według niektórych nie zapracował na uznanie w 2013 roku, tak pięć lat później zajął miejsce w drugim obozie.

Latem dość niespodziewanie Portugalczyk opuścił Real Madryt na rzecz Juventusu. Po tym transferze pojawiły się doniesienia, że napastnik nie ma co liczyć na zwycięstwo w Złotej Piłce, ponieważ po zdobyciu trzeciego Pucharu Europy z rzędu na pewno Florentino Perez przepchnie swojego kandydata. I tak też się stało. Nie wiemy oczywiście, czy Hiszpan rzeczywiście miał jakikolwiek wpływ na te wyniki, ale trudno nazwać zwycięstwo Luki Modricia niekontrowersyjnym wyborem.

Tym razem wahadło obróciło się w drugą stronę i to jeden z najskuteczniejszych zawodników na świecie musiał obejść się smakiem. Rok później Giorgio Chiellini stwierdził, że to były klub Cristiano o tym zdecydował, ponieważ Portugalczyk w nieprzyjaznych okolicznościach postanowił rozstać się z Perezem. Oczywiście, porównywanie jakichkolwiek statystyk w tym przypadku nie ma także sensu ze względu na pozycje. Mimo to, Modrić sezon zakończył z 4 bramkami, podczas gdy reprezentant Portugalii wbił ich 48. Różnica kolosalna, ale tym razem chyba liczby nie miały kompletnie znaczenia.

Raul i Oliver Kahn (2001)

„To Michael Owen wygrał Złotą Piłkę?” – zapewne pomyśli kilku młodszych kibiców. Chyba do dziś jest to najbardziej kontrowersyjna decyzja w historii tego plebiscytu. Owen pozostaje ostatnim Anglikiem, który otrzymał to prestiżowe wyróżnienie, ale trudno nam zrozumieć dlaczego. Napastnik Liverpoolu nie występował przecież w tamtym sezonie nawet w Lidze Mistrzów. Jakie zatem młody snajper dawał podstawy do podarowania mu Złotej Piłki?

Pod kątem liczb nie wyglądało to źle. 31 bramek, do tego zwycięstwo w dwóch krajowych pucharach oraz pucharze UEFA. Na dokładkę dorzucił Tarczę Wspólnoty i Superpuchar Europy. Taką liczbą trofeów nie pogardziłby w jednym sezonie nawet Dani Alves, który słynie ze zbierana trofeów od kilkunastu lat.

Czy zatem rzeczywiście nie istniały żadne podstawy do jego wynagrodzenia? Bramki w trzech finałach z pewnością pomogły mu przypiąć łatkę zawodnika, który w decydujących momentach potrafi przesądzić o wyniku spotkania.

Jednak w tamtym okresie dzielił i rządził Raul, który trafił więcej bramek (był najskuteczniejszym strzelcem LM), a także odniósł sukces w krajowej lidze. Wówczas Liverpool z Owenem „tylko” zakwalifikował się do europejskich pucharów. Dodatkowo pojawił się także temat nagrodzenia Olivera Kahna. W tamtym okresie Niemiec był liderem „Bawarczyków” i doprowadził klub do trzech pucharów, włącznie z Ligą Mistrzów. Nie było lepszej szansy w XXI wieku na wynagrodzenie golkipera w taki sposób.

Thierry Henry (2003 i 2004)

Thierry Henry bez wątpienia może zostać uznany za największego pechowca, jeśli chodzi o Złotą Piłkę. Francuz w latach 2002-2004 był najlepszym napastnikiem w Premier League, a być może na całym świecie. Zawodnik Arsenalu nie potrafił jednak przebić się na szczyt w głosowaniu o Złotą Piłkę.

Najpierw pokonał go Pavel Nedved. Czech pod kątem statystyk nie miał prawa walczyć z Henrym, który zakończył sezon 2002/2003 z 32 bramkami i (uwaga!) 28 asystami. Drużynowo dołożył do tego Puchar Anglii i krajowy superpuchar. Do tej pory nikt w Anglii nie zbliżył się do tego wyniki w tzw. klasyfikacji kanadyjskiej. Henry był zaangażowany w ponad 50% goli „Kanonierów”. Argumentem Nedveda była oczywiście Liga Mistrzów. I choć w finale „Stara Dama” w karnych poległa z Milanem, tak Pavel w ćwierćfinale oraz półfinale strzelał kluczowe bramki dla losów dwumeczów.

***

Przenieśmy się do kolejnego roku, kiedy tym razem Andrij Szewczenko zgarnął całą pule. Wówczas Henry wykręcał jeszcze lepsze liczby bramkowe, ale to nie pomogło. Ukrainiec strzelił 24 gole w 32 meczach Serie A, gdy Milan zdobył ligowy tytuł po raz pierwszy od pięciu lat. Natychmiast mianowano go następcą Gabriela Batistuty na włoskich boiskach. Jednak Henry także dopiął swego i poprowadzi Arsenal do sezonu bez jakiejkolwiek porażki, co starało się powtórzyć wiele drużyn na czele z Chelsea Jose Mourinho, Manchesterem City Pepa Guardioli i Liverpoolem Juergena Kloppa.

Wielkich różnic nie zauważamy w Europie. Oba kluby zostały wyeliminowane z Ligi Mistrzów na etapie ćwierćfinału. Po zwycięstwie „Szewy” na werdykt zareagował oczywiście Arsene Wenger.

– Szewczenko nie wygrał więcej trofeów, nie strzelił więcej bramek i nie zanotował takiej liczby asyst jak Henry. Dlaczego zatem wygrał? – pytał szkoleniowiec.

Prawda była jednak taka, że Henry ponownie zawiódł w Europie. Z drugiej strony podczas tej edycji nie zwalał z nóg także Andrij. Dlaczego zatem różnica w plebiscycie wyniosła aż 95 punktów?

Deco (2004)

Jeśli nie Henry, to może wicelider tamtego plebiscytu? Kolejnym kandydatem do zwycięstwa w 2004 roku był Deco. Po sensacyjnej wygranej w Lidze Mistrzów i zdobyciu wszystkich pucharów na krajowym podwórku poległ w ostatecznym głosowaniu. W jego przypadku do pełni szczęścia zabrakło – podobnie jak u Sneijdera – lepszego meczu w finale EURO 2004.

Jednak nie zapominajmy, że to ofensywny pomocnik miał ogromny wpływ na awans między innymi do półfinału Ligi Mistrzów, kiedy to przeciwko Lyonowi w dwumeczu zanotował dwie asysty (łącznie w całej edycji zaliczył aż 10) i strzelił bramkę. W finale przeciwko Monaco także dołożył jedno trafienie. Bez wątpienia wraz z Mourinho byli głównymi architektami sukcesów portugalskiej drużyny.

Jeśli Sneijder czy Ribery mogli czuć się poszkodowani, to Deco w tej rywalizacji mógłby stanąć z nimi w jednym szeregu.

***

Naturalnie brakuje na tej liście kilku innych kandydatów. Chociażby Gary’ego Linekera z 1986, Ronaldo z 1996 czy Zidane’a z 2000 roku. Patrząc na listę powyższych piłkarzy możemy się zastanawiać, czy kiedykolwiek do tego miana mógł pretendować Robert Lewandowski. Polak najbliżej zwycięstwa był pięć lat temu, ale w tamtym roku to Barcelona z magicznym trio MSN zdominowała rozgrywki w Europie. Rok 2013 po czterech bramkach z Realem Madryt? Także byli lepsi, na czele z Ronaldo czy Riberym. Poprzedni rok z kolei należał do Van Dijka oraz ponownie Messiego, który choć w Champions League nie dotarł do finału, to i tak w tych rozgrywkach wywarł lepsze wrażenie aniżeli „Lewy”. Robert zdaje sobie sprawę, że bez sukcesu na najważniejszych arenach nie zdobędzie wystarczającej liczby głosów, aby znaleźć się na szczycie. Do takiego wniosku muszą dorosnąć także polscy kibice.