Przemysław Oziębała: – Zdaję sobie sprawę, że to jest przygoda na moment
Przemysław Oziębała jeszcze kilka miesięcy temu nie spodziewał się, że może po ponad pięciu latach przerwy znów zagrać w ekstraklasie. Piłkarz w 2020 roku podpisał kontrakt z Rakowem, gdzie początkowo miał grać w rezerwach, a także trenować w akademii i pracować w dziale skautingu. Jego profesjonalizm podczas treningów drugiego zespołu dostrzegł Marek Papszun, który najpierw włączył napastnika do pierwszej drużyny, a następnie dał mu szansę w ligowym meczu. W rozmowie z piłkarzem dowiedzieliśmy się, jak doszło do nagłego awansu, a także zapytaliśmy o kilka epizodów z jego kariery.
Przemysław Oziębała zadebiutował w ekstraklasie trzynaście lat temu, jako 21-latek. Wówczas występował w Zagłębiu Sosnowiec, które krótko po awansie do najwyższej ligi zdegradowano z powodu udziału w aferze korupcyjnej. Chociaż początkowo być częścią zespołu występującego w Młodej Ekstraklasie, szybko trafił do pierwszej drużyny. Jeszcze w rundzie jesiennej dostrzegli w nim potencjał działacze Widzewa, którzy zaproponowali mu kontrakt.
W Widzewie spędził cztery lata – był częścią zespołu, który jako jedyny w historii obronił tytuł zwycięzcy I ligi, po czym wrócił do ekstraklasy. Potem przez trzy sezony był piłkarzem Górnika Zabrze, gdzie trenował pod wodzą m.in. Adama Nawałki i występował obok Arkadiusza Milika, Ireneusza Jelenia czy Prejuce’a Nakoulmy. Ostatnie miesiące Oziębały w Zabrzu były jednak naznaczone kontuzjami, przez co najpierw trafił na wypożyczenie do drugoligowej Siarki Tarnobrzeg, a następne lata spędził w niższych ligach.
Niespodziewanie 2020 rok okazał się przełomowy dla byłego reprezentanta Polski U-23. Przemysław Oziębała zamienił III-ligowy Gwarek Tarnowskie Góry na rezerwy Rakowa Częstochowa. Jego postawę w czasie kwarantanny docenił jednak trener pierwszego zespołu, Marek Papszun, który włączył go do treningów z pierwszą drużyną. 29 kwietnia, w ligowym meczu ze Śląskiem Wrocław, Przemysław Oziębała wrócił do ekstraklasy po ponad pięciu latach przerwy.
***
Niewielu jest piłkarzy, którzy po pięciu latach gry w niższych ligach wracali do ekstraklasy. Jak pan to zrobił?
Pandemia zmusiła kluby do tego, żeby korzystać z drużyny rezerw, gdyż mogą się wydarzyć różne rzeczy. Nasza liga, mimo ryzyka, wznowiła rozgrywki i dopuszczono pięćdziesiąt osób. Pierwszy zespół Rakowa skorzystał z rezerw, dlatego ja i Artur Lenartowski wskoczyliśmy do składu.
Nasze rezerwy pracują naprawdę profesjonalnie. Nie można powiedzieć, że ta drużyna jest, bo jest. Składa się głównie z chłopców z akademii, którzy codziennie intensywnie trenują. Myślę, że też dlatego wraz z Arturem byliśmy na tyle przygotowani, by wejść do pierwszej drużyny. Oczywiście skala obciążeń w niej jest dużo większa, ale daliśmy sobie radę.
Przychodząc do Rakowa, mógł pan oczekiwać awansu do pierwszej drużyny?
Nie mogłem się tego spodziewać, ponieważ przychodziłem do klubu na innej zasadzie. Cieszę się jednak, że mam możliwość trenowania na takim poziomie, to jest dla mnie wyróżnienie. Jestem tu po to, żeby pomóc pierwszej drużynie w treningu, ale z myślą o tym, że wiele może się wydarzyć. Czeka nas dużo meczów w krótkim odstępie czasu, mogą dojść kartki, kontuzje. Cieszę się, że się wszystko potoczyło tak niespodziewanie. Zostałem włączony do kadry na mecz ze Śląskiem i nawet wszedłem na boisko.
Zostanie pan w zespole na dłużej?
Zdaję sobie sprawę, że to jest przygoda na moment, do końca sezonu. Jestem pracownikiem klubu – pracuję w akademii i dziale skautingu, jednak z wielką przyjemnością skorzystałem z możliwości gry.
Jak wyglądały pana obowiązki jako trenera i skauta w czasie izolacji?
Dużo nam zostało poucinane. Nie można było trenować w akademii, ale wysyłaliśmy chłopcom ćwiczenia, które mogli wykonywać w domu. Ja i Artur dużo z tego wyciągnęliśmy, bo pracowaliśmy też nad teorią, ponieważ mieliśmy na to czas. Wiadomo, że gramy w piłkę i poznaliśmy ją dobrze od strony praktycznej. Teraz mieliśmy jednak czas na to, by się zaznajomić ze strategią funkcjonowania akademii i modelami gry. Czasu nie straciliśmy.
Kiedy odczuwał pan silniejszą radość? Bo powrocie do ekstraklasy w meczu ze Śląskiem, czy podczas debiutu w ekstraklasie w barwach Zagłębia Sosnowiec?
Dla mnie, jako młodego chłopaka, debiut wtedy był wielkim wydarzeniem, ale też dlatego, że taki był mój główny cel. A gdy przychodziłem do Rakowa, moim celem nie była gra w ekstraklasie. Tutaj po prostu nie chciałem na treningach odstawać od chłopaków, którzy na co dzień są w pierwszym zespole, i tyle. Fajnie, że trener widział opcję, żebym mógł pomóc. Cieszę się z tego, ponieważ podszedłem do tego profesjonalnie. Gdy rozgrywki IV ligi wrócą, na pewno będę dobrze przygotowany.
Chciałbym teraz zadać kilka pytań o przeszłość. Jak pan wspomina drużynę Zagłębia Sosnowiec, która zaraz po awansie do ekstraklasy została karnie zdegradowana za udział w aferze korupcyjnej? Zespół może się zmotywować w takich warunkach?
Do Zagłębia Sosnowiec trafiłem z IV ligi od siebie z Żarek i doszło do tego w przerwie zimowej. Tak naprawdę zostałem piłkarzem zespołu, który wywalczył awans. Zagrałem wtedy w ostatnim meczu sezonu z KSZO i później czekałem na debiut w ekstraklasie.
Zanim trafiłem do pierwszego zespołu, trenowałem z drużyną, która występowała w Młodej Ekstraklasie. Dzięki moim występom w najwyższej lidze, zostałem gdzieś tam zauważony przez Widzew, gdzie potem przeszedłem. Nie wiem do końca, jak to wyglądało w Zagłębiu. Gdy jednak przyszedłem do Widzewa, ten również spadł z ekstraklasy. Zagrałem jeszcze w końcówce sezonu, zdążyłem zagrać z Górnikiem Zabrze i zdobyć dwie bramki.
Uważa pan, że ten mecz był pana najlepszym w ekstraklasie?
Nie chcę tego oceniać w ten sposób. Piłka nożna to sport zespołowy i według mnie najlepszy występ może ocenić pięściarz. Wiadomo, że są mecze lepsze i gorsze, a to był jeden z lepszych. Nigdy jednak nie podchodziłem do tego w ten sposób, że zagrałem lepiej, czy zagrałem słabo. Trzeba też brać pod uwagę, jak wygląda zespół. Jeśli dobrze, każdy zawodnik czuje się lepiej.
Takim zespołem był Górnik Adama Nawałki?
Na pewno był drużyną bardzo silną. Trenerowi zależało na tym, żeby Górnik grał ofensywnie, napierał na przeciwnika, grał wysoko. Myślę, że to był jeden z lepszych zespołów, w których grałem.
Atak tamtego zespołu naprawdę robił wrażenie. Obok pana grali Arkadiusz Milik, Prejuce Nakoulma, Mateusz Zachara, wracający do Polski Ireneusz Jeleń…
Mieliśmy ogromny potencjał, wielu chłopaków wypłynęło potem gdzieś dalej. Trener Nawałka zawsze wyciągał sto procent z zawodników.
Jak pan wspomina Arka Milika, który już w młodym wieku otrzymał sporo szans gry w Górniku?
Arek był od początku bardzo dobrym zawodnikiem. Przede wszystkim był już w młodym wieku przygotowany fizycznie do gry w drużynie seniorskiej i miał świetne umiejętności. Wszyscy wiedzieli, że to jest tylko kwestia czasu, kiedy trafi do silniejszego klubu.
Z tego, co wiem, ma pan na koncie występ w reprezentacji U-23.
Wtedy dwóch piłkarzy Widzewa otrzymało powołanie – ja i Piotrek Kuklis. Przegraliśmy z Irlandią Północną 0:2. Ja zagrałem, więc niestety przegraliśmy (śmiech). W każdym razie, mam to odhaczone.
To była dla mnie wielka przyjemność i wyróżnienie, że mogłem znaleźć się w tej kadrze. Gra z orzełkiem to cel każdego polskiego zawodnika. Tak jak w pewnym momencie debiut w pierwszej drużynie, a potem ekstraklasie. Na pewno był to dla mnie kolejny etap i cieszę się, że przez tę moją drogę krzyżową udało mi się zagrać w tej kadrze.
Po przejściu do Siarki myślał pan jeszcze o powrocie do ekstraklasy?
Dużo się wtedy zastanawiałem, czy podjąłem dobrą decyzję, schodząc dwie klasy niżej. Bardzo chciałem grać, a miałem końcówkę kontraktu w Górniku. W ostatnich miesiącach zmagałem się z kilkoma kontuzjami i klub mnie poinformował o tym, że nie zamierza przedłużać umowy. Zdecydowałem się na trzymiesięczne wypożyczenie.
Siarka wtedy dobrze wyglądała i zdecydowałem się zostać tam na dłużej. Pomyślałem, że paradoksalnie zrobienie dwóch kroków w tył pozwoli mi znowu wrócić do wyższej ligi. Chciałem pokazać, że wciąż gram, strzelam i wrócę za chwilę. Nie udało się jednak, takie jest życie i szkoda, że tak wyszło. Niemniej jednak wiadomo, że ze wszystkiego trzeba wyciągnąć jakieś wnioski i nie ma sensu do tego wracać.
Wróćmy teraz do Rakowa. Grał pan tam w czasach, gdy zespół występował w II lidze. Już wtedy klub miał jasno postawiony cel, jakim był awans w przyszłości do ekstraklasy?
Właśnie wtedy w Rakowie złapałem oddech i chęć dalszej gry. Praca z trenerem Papszunem to była przyjemność po wcześniejszych latach. Bardzo dobrze wspominam tamten czas.
Klub od samego początku był nastawiony na awans – najpierw do pierwszej ligi, a potem do ekstraklasy. Mało brakowało, żebyśmy awansowali do ekstraklasy jeszcze jako beniaminek pierwszej ligi. Widać, że w tej drużynie jest pomysł i jest silna w każdej lidze, w której gra i narzuca swój styl.
ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI