Wszyscy pływamy w jednym jeziorze. Na czym polegał fenomen Jeziora Sportu?

02.07.2020

Jezioro Sportu od zeszłego tygodnia jest na językach polskiej dziennikarskiej społeczności. Twitterowe konto publikuje kolejne fake newsy na temat transferów polskich piłkarzy i nabrali się na nie dziennikarze nie tylko z Polski, ale z całego świata. Na czym polega jego fenomen i czego nauczyliśmy się dzięki niemu?

Jezioro Sportu podbiło świat

Można powiedzieć, że “Jezioro Sportu” zalało piłkarskiego Twittera swoimi fake newsami na temat przyszłych transferów, a także skopiowanymi newsami z innych portali z dopiskiem [Jezioro Sportu]. Na fake newsy odpowiadali już bowiem Mateusz Borek, Artur Wichniarek czy Marcin Gortat. To jednak nie wszystko, gdyż “doniesienia” twitterowej strony dotarły do zagranicznych mediów. Portugalska “A Bola” napisała o transferze Michała Karbownika do Sportingu powołując się na właśnie “Jezioro Sportu”. Tak samo zresztą tureckie media podchwyciły temat Christiana Gytkjaera w Fenerbahce czy Bartosza Białka w Olympiakosie.

Ostatecznie projekt istniał tylko nieco ponad tydzień. Czy można powiedzieć, że faktycznie w jakiś sposób zrewolucjonizował rynek mediów sportowych w Polsce?

Fake news mógł się sprawdzić?

Doniesienia “Jeziora” mogły mieć tak naprawdę dwa sposoby oddziaływania. Z jednej strony weryfikowanie niesprawdzonych informacji, których z powodu ich nadmiaru, w różnych mediach krąży wiele. Spójrzmy chociażby na te wszystkie doniesienia o możliwych transferach Manchesteru United. W ciągu ubiegłego roku z klubem łączono bowiem ponad stu zawodników, wliczając media z całego świata.

Mogło to zadziałać jednak w drugą stronę. Niedawno Tomasz Ćwiąkała zwrócił uwagę na to, że doniesienia “Jeziora Sportu” faktycznie za którymś razem sprawią, że klub faktycznie się kimś zainteresuje. Patrząc na to, jaką skalę przybrało rozprzestrzenianie się fake newsów z tej strony, było to jak najbardziej możliwe. Gdyby „Jezioro” istniało dłużej, może trafiłoby z możliwym transferem. Zauważmy, że projekt brał pod uwagę dość realne scenariusze, patrząc choćby na powyższe kilka przykładów.

Historia pewnego fake newsa

Chociaż fake news to zjawisko, które rozpowszechniło się dopiero w ostatniej dekadzie, towarzyszyło polskim mediom sportowym już wcześniej. Przypomnę choćby plotkę, która krąży na różnych portalach od blisko 20 lat. Wielu piłkarskich fanów w Polsce do dziś uważa (zresztą ja też tak jeszcze jakiś czas temu uważałem, przyznaję się bez bicia!), że Michael Essien w 1999 roku przebywał na testach w Zagłębiu Lubin. Wówczas jednak rzekomo nie poznał się na nim ówczesny trener “Miedziowych” Mirosław Jabłoński.

Już wiele lat temu zdementował ją autor bloga “Afryka Gola” Michał Zichlarz, który rozmawiał z kolegą znanego z Chelsea Ghańczyka. Bismarck Kobi-Mensah potwierdził, że jedynymi klubami, gdzie pomocnik przebywał na testach, były Manchester United i Bastia. Skąd się w takim razie wzięła plotka? Możliwe, że agent Essiena rozsyłał jego CV do klubów z całej Europy i wśród nich było właśnie Zagłębie. Nie ma na to jednak żadnych pisemnych dowodów.

Haaland w Manchesterze, Peszko w Dubaju?

Oczywiście przypadki występowania niesprawdzonych informacji pojawiają się również w bardziej rozwiniętych piłkarsko krajach. Co więcej, tam są nawet bardziej powszechne. Spójrzmy choćby na Anglię, gdzie niektóre portale obserwują lotnicze radary. Załóżmy, że pewien znany piłkarz właśnie leci do Londynu czy Manchesteru. To od razu wywołuje pierwsze pogłoski o doniesieniach. Tak było choćby na początku roku, gdy rzekomo namierzono, że Erling Haaland leci do Manchesteru. To wcale nie był odosobniony przypadek – kilka razy zdarzało się, że piłkarz (albo ktoś do niego podobny) przemieszczał się drogą lotniczą do Londynu w celach prywatnych, a portale już ich namierzyły.

Jak widać, radary lotnicze mogą być bazą do tworzenia nawet tysięcy nowych informacji. Szczególnie w okresie wakacyjnym, gdy trwa równocześnie okno transferowe. Załóżmy, że Sławomir Peszko poleciałby na wakacje do Zjednoczonych Emiratów Arabskich i ktoś podałby, że może to z powodu nowego klubu. To abstrakcyjny przypadek, aczkolwiek tak samo prawdziwy jak domniemany Haaland w Manchesterze.

Jeszcze inną sprawą jest kolejny fake news z początku roku. Wówczas brytyjskie media opublikowały zdjęcia, według których Sander Berge miał odwiedzić ośrodek szkoleniowy Manchesteru United. Sportowi publicyści zdążyli nawet wygłosić opinie na temat sensu albo bezsensu tego transferu. Tymczasem po godzinie okazało się, że fotograf pomylił Norwega z 15-letnim bramkarzem drużyny juniorów Manchesteru.

Citko wygrał plebiscyt „Przeglądu Sportowego”?

Zresztą na początku roku sam byłem świadkiem, jak szybko rozprzestrzeniła się niesprawdzona informacja. Jeden z najbardziej znanych dziennikarzy sportowych w kraju puścił w eter felieton, w którym napisał, że Marek Citko otrzymał nagrodę “Przeglądu Sportowego” dla Sportowca Roku. Owszem, były piłkarz Widzewa otrzymał kilka nagród w 1996 roku. Faktycznie wygrał plebiscyt na „Sportowca Roku”, ale organizowany przez TVP, która wówczas nie porozumiała się z „Przeglądem Sportowym” w sprawie przyznania nagród. Poza tym “Piłka Nożna” uhonorowała go tytułem Odkrycia Roku, natomiast katowicki “Sport” przyznał mu nagrodę dla Piłkarza Roku. Z kolei w Plebiscycie Przeglądu Sportowego, Citko zajął dopiero 10. miejsce.

Później rozmawiałem z kilkoma osobami na temat nagrody dla Sportowca Roku. Jako jeden z argumentów, dlaczego Robert Lewandowski powinien otrzymać tę statuetkę, przywoływano przykład Citki z lat 90. Źródło wydaje się oczywiste.

Nie można zatonąć w „Jeziorze Sportu”

Nie chodzi mi tutaj, żeby kogoś krytykować za podawanie takich czy innych informacji. Powyższe przykłady pokazują tylko, żeby nie łykać wszystkiego niczym pelikany. Plotki towarzyszą nam od zawsze, a w dobie social mediów przybierają większą skalę. Dziennikarze, nawet czołowi, też nie zawsze są nieomylni – nawet najlepszym zdarzają się pomyłki, choć część się do tego przyznaje, a niektórzy już niekoniecznie. Nie można jednak mieć do wszystkiego skrajnego podejścia, a po prostu wszystko weryfikować.

Dlatego można powiedzieć, że “Jezioro Sportu” trochę samo zweryfikowało media sportowe i ich dążenie do natychmiastowej publikacji informacji. Można powiedzieć, że każdego dnia ktoś się nabiera na fake newsy twitterowej strony, ale codziennie pojawiają się setki plotek ze świata sportu z całego świata. Nadmiar informacji sprawia, że jest łatwiej o pomyłki i niesprawdzone newsy.

2 lipca to Dzień Dziennikarza Sportowego. Z tej okazji życzę sobie i wszystkim jak najmniejszej liczby pomyłek – mówionych, pisanych i tego, żebyśmy mimo częstego pośpiechu, zawsze mieli możliwość weryfikacji wszystkich plotek. Można powiedzieć, że wszyscy tak naprawdę pływamy w jednym “jeziorze sportu”. Najważniejsze jednak to nie dać się w nim zatopić i samemu móc dotrzeć do jak najbardziej sprawdzonych informacji.