U siebie czy na wyjeździe? Ostatni mistrzowie i ich tytuły

04.07.2020

Dzisiaj możemy poznać mistrza Polski. Co ciekawe pierwszym hitem po restarcie ligi było starcie Lecha z Legią i właśnie ten sam mecz może zadecydować o tytule dla warszawian. Czy ktoś chce, czy nie, złote medale za mistrzostwo Polski na 99% powędrują na Łazienkowską. Pozostaje tylko pytanie, gdzie je przypieczętują. Sprawdziliśmy, jak to wyglądało w ostatnich latach.

Pierwszy tytuł

Jeszcze panujący mistrz z Gliwic, swój tytuł przypieczętował w domowym spotkaniu z Lechem Poznań. Przed meczem gliwiczanie mieli dwa punkty przewagi nad Legią, która grała z Zagłębiem Lubin. Warszawską ekipę ratowało tylko zwycięstwo przy potknięciu głównego rywala. Na to jednak się nie zanosiło, gdyż wiadomo, że lechici nie grający o nic, nie mieli żadnego interesu w tym, żeby mistrza świętował największy rywal. Piast wygrał 1:0 po golu Piotra Parzyszka, zaś Legia ledwo uratowała remis.

Mamy ku*wa dosyć

Legia już świętowała mistrzostwo w Poznaniu. Dwa lata temu były obawy Ekstraklasy, że ewentualny tytuł dla gości może być podłożem do ekscesów na trybunach. Kibice Lecha faktycznie przerwali mecz, ale ich złość i agresja była skierowana głównie do piłkarzy, a najbardziej zarządu własnego klubu. Legia zatem zamiast 2:0 na boisku, wygrała 3:0 po walkowerze. Goniąca ją Jagiellonia wygrała z Wisłą Płock 2:1, ale na niewiele się to zdało białostoczanom.

Nerwy przed telewizorem

Chyba jedna z najciekawszych końcówek sezonu, jakie oglądaliśmy w ostatnich latach. 37. kolejka miała dać odpowiedź, kto zostanie mistrzem. Szkopuł w tym, że chętnych było… czterech. Legia miała 43 punkty i grała z Lechią(41), zaś Jagiellonia z Lechem(po 41). Było jasne, że wygrana dawała Legii tytuł. Tyle że w Warszawie padł bezbramkowy remis. W tym samym czasie mocno opóźniony mecz w Białymstoku trwał w najlepsze. Było wiadomo, że tylko Jaga może wyprzedzić warszawian. Wszystko dlatego, że była wyżej po rundzie zasadniczej. Ekipa Michała Probierza wyciągnęła wynik z 0:2 na 2:2 i ostatnie minuty rozgrywała już po zakończeniu meczu na Łazienkowskiej. Piłkarze Legii nerwowo oglądali mecz na telewizorach i po kilku minutach mogli świętować tytuł.

Tytuł na 100-lecie

Piast już wcześniej mógł zrealizować swoje marzenia o mistrzostwie. To się jednak nie udało w 2016 roku. Wówczas drużyna Radoslava Latala miała tyle samo – 40 punktów – przed ostatnią kolejką, co Legia. Drużyna Stanisława Czerczesowa była pod ścianą, w końcu nikt sobie nie wyobrażał braku tytułu na 100-lecie klubu. Trzy gole z Pogonią Szczecin zapewniły złote medale, a Piast nieoczekiwanie przegrał z Zagłębiem Lubin 0:1, dzięki czemu Miedziowi jako beniaminek utrzymali podium i skończyli sezon z brązowymi medalami na szyjach.

Bezbramkowy remis na wagę tytułu

2015 rok to ostatni duży skalp Lecha Poznań. Wówczas po tytuł sięgnęła ekipa xxx. W ostatniej kolejce było wiadomo, że jedyną drużyną, która może zabrać mistrzostwo była Legia. Tyle że warszawski klub musiał liczyć na… przegraną Lecha z Wisłą. Tak się nie stało, a w Poznaniu 0:0 zadowoliło wszystkich. Co ciekawe w dwóch ostatnich kolejkach z najlepszymi ekipami zagrał Górnik Zabrze. Na koniec przegrał w Warszawie 0:2, ale głośnym echem odbiła się klęska z Lechem, kilka dni wcześniej. 1:6 było efektem „próśb” kibiców, którzy nie chcieli tytułu dla Legii, więc uznali, że w ten sposób lepszym wyborem będzie odpuszczenie meczu Lechowi. Trudno powiedzieć czy zabrzanie faktycznie odpuścili, czy byli zdecydowanie słabsi. Jednak ówczesny prezes Legii, Bogusław Leśnodorski, podkreślił, że żaden z piłkarzy Górnika nie będzie miał szansy na transfer do warszawskiego klubu. Patrząc na skład z tamtego spotkania miał rację. Sam jednak pewnie nie przewidział, że jeden z lechitów strzelających wtedy gole, będzie to robił dla Legii.

Mistrz po… porażce

Znowu mistrzostwo dla Legii, które tym razem było świętowane… porażką 1:2 z Ruchem Chorzów w 35. kolejce. Warszawska drużyna miała na trzy mecze przed końcem osiem punktów przewagi nad Lechem. Wiadomo było, że poznaniacy muszą wygrać wszystkie spotkania. Wyłożyli się już na pierwszym, tylko remisując z Pogonią Szczecin. Legii zatem nie przeszkodziła wpadka z chorzowianami, dla których gole Piotra Stawarczyka i Filipa Starzyńskiego okazały się na wagę złota, a raczej brązu, bo takie medale dostali piłkarze Ruchu.

Podbeskidzie daje tytuł Legii

Tym razem Legia zdobyła mistrzostwo po meczu w Łodzi, na starym obiekcie Widzewa. Wówczas po golu Marka Saganowskiego warszawianie zremisowali 1:1, a dzień później Lech sensacyjnie przegrał z Podbeskidziem 0:2. Wówczas było wiadomo, że 6 punktów przewagi na dwie kolejki przed końcem wystarczy, by nie trzeba było drżeć o tytuł. Później jednak Legia zremisowała bezbramkowo w Chorzowie, a na koniec rozbiła Śląsk Wrocław aż 5:0.

Wrocławski skalp Lenczyka

Skoro mowa o Śląsku, to czas na ich największy sukces w XXI wieku. Tytuł zdobyty za kadencji Oresta Lenczyka był drugim skalpem w historii klubu. Wszystko rozstrzygnęło się w ostatniej kolejce. Tuż przed nią Śląsk miał 53 punkty, Ruch Chorzów 52, Lech Poznań 51 i Legia 50. To oznaczało, że wszyscy mieli szansę na tytuł. Poznaniacy zamiast zaatakować pozycje lidera, spadli na czwarte miejsce po remisie w Łodzi z Widzewem. Legia wygrała z Koroną, ale na niewiele się to zdało, skoro Ruch pokonał Lechię 2:1, a Śląsk po golu Roka Elsnera triumfował przy Reymonta z Wisłą. Wówczas jeszcze kibice wrocławskiego klubu przyjaźnili się z krakowianami, więc to też miało być pomocne dla drużyny Lenczyka. Kilka tysięcy fanów WKS-u mogło świętować pod Wawelem sukces swojego klubu.

Wisła jak za Kasperczaka…

Dość szybko zdobyte mistrzostwo przez Wisłę Roberta Maaskanta. Już po 26. kolejkach ekipa Holendra miała dziewięć punktów przewagi nad drugą Jagiellonią. Mieli szczęście, gdyż najpierw Jaga zremisowała z Legią 0:0, a dwa dni później Wisła wygrała tytuł pokonując… Cracovię 1:0 po golu Maora Meliksona. To oznaczało 10 punktów przewagi, już nad Śląskiem, i koniec emocji mistrzowskich. Triumf w takich warunkach musiał smakować wyjątkowo.

Samobój Jopa

Rok wcześniej Wisła wypuściła tytuł z rąk w nieprawdopodobny sposób. Po 28. kolejkach krakowianie mieli punkt przewagi nad Lechem – 60 do 59. Terminarz sprzyjał emocjom, bo Wisłę czekały wyjazdowe derby z Cracovią na Suchych Stawach, a Lech jechał do Chorzowa na mecz z – późniejszym – brązowym medalistą. Wszystko układało się dobrze dla Wisły, która niemal… świętowała tytuł. Do 90. minuty w obu meczach były korzystne wyniki dla Białej Gwiazdy. Lech remisował 1:1, Wisła prowadziła po golu Boguskiego. Wtedy jednak Siergiej Kriwiec strzelił gola dla Lecha, a kilkadziesiąt sekund później Alexandru Suworow wykonywał rzut wolny dla Cracovii, po którym Mariusz Jop strzelił chyba jednego z najsłynniejszych – współcześnie – ligowych samobójów. Katastrofa, gdyż wiślacy przed ostatnią kolejką mieli punkt straty do Lecha i byli od niego kompletnie zależni. Kolejorz wygrał 2:0, m.in. po trafieniu Roberta Lewandowskiego, i zapewnił sobie tytuł. Wisła zaś znowu wypuściła wygraną w końcówce, remisując z Odrą Wodzisław. Jednak to nie miało znaczenia, gdyż wszystko przegrała kilka dni wcześniej…