„Vuko” kontra Probierz. Kto kogo przechytrzy?
Niemal każdy z komentatorów jest postrzegany przez telewizyjnego kibica jako sympatyk któregoś z klubów. Zetknąłem się z tym już na początku swej pracy, kiedy będąc „adeptem sprawozdawczej sztuki” u boku Andrzeja Zydorowicza, jeszcze w TVP Katowice słyszałem: w Zabrzu, że „Zydor” jest zwolennikiem GKS-u Katowice, w Chorzowie, że wspiera Górnika, przy Bukowej, że jest sympatykiem Ruchu.
Mnie na Górnym Śląsku nazywano „Gieksiorzem”, bo jestem z Katowic. Mimo, że wielu przyjaciół wśród piłkarzy czy trenerów miałem także przy Cichej, Roosvelta, a bliska była mi także Odra Wodzisław, której mecze komentowałem nawet w europejskich pucharach. Dziś od ponad dwudziestu lat mieszkam w Warszawie więc nazywa się mnie „Legionistą”. Ale chyba nie ma w tym nic dziwnego, że to właśnie tu staram się być na każdym meczu i wiążą czy też wiązały mnie dobre relacje z Miroslavem Radoviciem, Danijelem Ljuboją, Ivicą Vrdoljakiem czy pracującymi dziś w sztabie Aleksandarem Vukoviciem czy Janem Muchą. Kto wie o moim bałkańskim pochodzeniu nie będzie zdziwiony, ze pierwsze cztery nazwiska to ludzie, których łączy właśnie ten region.
Każde spotkanie przed mikrofonem jest dla mnie wydarzeniem, ale nabiera ono jeszcze dodatkowego smaczku, gdy w roli aktorów występują ludzie, których znam i cenię. Bo kluby to dla mnie nie tylko miasta, herby, historia ale przede wszystkim ludzie, którzy je tworzą i tworzyli. Z racji mojego wieku rzadziej są to już piłkarze. Częściej trenerzy. Dlatego wtorkowy mecz Pucharu pomiędzy Cracovią a Legią będzie dla mnie wyjątkowy. Nie tylko ze względu na rangę i stawkę półfinału Pucharu Polski.
Michała Probierza poznałem – a jakże – w studiu telewizyjnym w Katowicach, gdzie po powrocie z Niemiec pojawił się jako piłkarz Polonii Górnika Zabrze i zapowiadał odważnie, że jeśli „nie pójdzie” mu na boisku zasiądzie za mikrofonem w roli telewizyjnego eksperta – i uwaga – kilka spotkań miałem okazję z nim skomentować. Jesteśmy rówieśnikami, do dziś mamy stały kontakt i choć nie we wszystkich kwestiach się zgadzamy podziwiam jego karierę jako trenera nie tylko dla tego, że jesteśmy przyjaciółmi. Mimo, że nie zdobył jeszcze „majstra”, to pewnie głównie dlatego, że nie pracował (jeszcze) w żadnym z największych klubów – pomijając krótki czas w Wiśle Kraków, gdzie relacje akurat w tamtym momencie była – jak napisaliby facebookowicze – skomplikowane. Ale gdy ktoś kiedyś nomen – omen – przy Łazienkowskiej – zapytał mnie o dwóch najlepszych polskich klubowych trenerów ostatnich lat bez wahania wymieniłem dwa nazwiska: Waldemara Fornalika i właśnie Probierza.
„Vuko” jest na zupełnie innym etapie swej szkoleniowej kariery. Za chwilę zdobędzie swój pierwszy tytuł, mimo, że w porównaniu z Probierzem w zawodzie stawia pierwsze kroki. Jasne, że w Legii o laury jest łatwiej niż w Jagiellonii czy Cracovii. Ale „Aco” – trener – już budzi mój szacunek, bo wcale nie miał drogi usłanej różami. Podjął wiele odważnych, trudnych i źle postrzeganych przez środowisko decyzji. Trzyma się swoich zasad, jest sprawiedliwy i znakomicie zarządza meczem. I także tym wygrał. Jego roszady w trakcie spotkań niemal zawsze poprawiają jakość gry zespołu, imponujące jest to, że jeden zawodnik w zależności od potrzeb i strategii w ciągu jednej połowy może pełnić dwie – trzy różne funkcje. Zawsze miałem z nim świetne relacje – i wtedy, gdy był piłkarzem i wówczas kiedy był jeszcze asystentem. Nie uległo to zmianie gdy samodzielnie przejął Legię.
Z drugiej strony Probierz, mistrz niespodzianek, zasłon dymnych i misternie przygotowywanych zagrywek przy stałych fragmentach. Z tego co pamiętam na zespół z Łazienkowskiej zawsze szykował coś „specjalnego”. Na jutro też coś wymyślił, jestem co do tego przekonany.
I choć narzekamy często na naszych trenerów i lubimy wytykać im błędy jutro powinniśmy otrzymać najwyższą jakość taktycznych decyzji. Wierząc w ich pomysłowość i „czytanie” gry czekam na wielki mecz. Nie będę jednak gryzł się w język gdy coś ułoży się nie po ich myśli. Bo i tak najwięcej w piłce zależy od tego, czy na wysokości zadania staną ci, którzy znajdą się na murawie.
Dziennikarz Polsatu Sport, Bożydar Iwanow