Młodzieżowiec na wagę złota #26: Czy Korona nie mogła tak wcześniej?

22.07.2020

Kto śledzi medialne doniesienia z Kielc, ten wie, że Korona na dzisiaj jest w katastrofalnej sytuacji. Prezes podejmuje same złe decyzje, niemieccy właściciele mają klub w głębokim poważaniu, a lada moment trzeba będzie zebrać od nowa zespół na I ligę, by nie powtórzyć losu Ruchu Chorzów sprzed kilku lat. Jednak na koniec sezonu pojawił się mały pozytyw w postaci występów młodzieżowców, którzy dali nadzieję – mimo ogromnych kłopotów finansowo-właścicielskich – na lepsze jutro.

Gdy wymienia się najlepsze akademie w Polsce, każdy staje przy tych samych nazwach. Lech, Legia, Zagłębie Lubin, od niedawna Pogoń Szczecin, a w dalszej kolejności pozostałe duże kluby. Mało kto jednak do tego grona zalicza Koronę Kielce. Wiadomym jest, że nie sukcesy w piłce juniorskiej są głównym wyróżnikiem, ale wprowadzanie młodych do seniorskiej piłki. Jednak zobaczmy, że w 2019 roku Korona zdobyła mistrzostwo Polski juniorów w kategorii U18, a rok młodsi koledzy z juniorów młodszych przegrali w półfinale z Lechem Poznań. Mimo tego próżno było szukać w obecnym sezonie młodych piłkarzy w składzie kieleckiego klubu.

Jesienią jedynym, który otrzymał swoje szansę był Paweł Sokół. W wieku 17 lat wyjechał do Manchesteru City, tam jednak długo miejsca nie zagrzał, więc wrócił do klubu, który pozwolił mu wypłynąć. Jak się okazało dostał zaledwie siedem meczów na początku sezonu, później dwa w rezerwach i wiosną trafił na wypożyczenie do Elany Toruń, z którą spadł do III ligi.

Skoro jedyny młodzieżowiec szybko zakończył grę, więc szansę otrzymali inni. Głównie był to duet bocznych obrońców – Mateusz Spychała oraz Grzegorz Szymusik. Wypełniali regulaminowe obostrzenie, ale uczciwie trzeba przyznać, że to już 22-letni zawodnicy. Tak czy siak obaj trochę pograli, pierwszy zaliczył ponad 2000 minut, drugi o pięćset mniej.

Szansa na koniec

Kilka meczów przed końcem było wiadomo, że los klubu jest jasny. Korona spadła do I ligi, a to była okazja, by szansę dostali zawodnicy dotychczas kompletnie pomijani, czytaj: młodzież. Tutaj odwołamy się do ostatniego meczu Korony, w którym Maciej Bartoszek dał szansę wielu młodym, ale nie wszystkim od początku. Tak wyglądało zestawienie od pierwszej minuty:

Osobiński(20) – Spychała(22), Kovacević(27), Seweryś(16), Gardawski(30) – Kiełb(32), Żubrowski(28), Gnjatić(29), Radin(29), Cebula(25) – Szelągowski(18)

Robi wrażenie? Trzech młodszych otoczonych przez zawodników w średnim wieku albo już bliżej trzydziestki. W jakim kończyła składzie Korona tamto spotkanie?

Osobiński(20) – Spychała(22), Kovacević(27), Seweryś(16), Gardawski(30) – Kiełb(32), Żubrowski(28), Kaczmarski(16), Sowiński(19), Lisowski(19) – Szelągowski(18)

Średnia wieku w momencie pierwszego gwizdka to 25,09, zaś średnia na koniec to 22,45. W przeciągu kilkudziesięciu minut różnica wynosi 2,5 roku, co przy średniej jest naprawdę sporą rozbieżnością. Oczywiście można mówić, że występy dwóch szesnastolatków mocno zaniżyło wszystko, ale skoro mowa o młodzieżowych reprezentantach Polski, to dlaczego mieliby nie dostać szansy?… No więc przyjrzyjmy się tym, którzy swoje minuty mieli okazje zebrać głównie w końcówce.

Ludzie na przyszłość

O kieleckiej młodzieży może tyle się nie mówi, co o warszawskiej czy poznańskiej, ale kilka nazwisk można wspomnieć. Do niedawna najgłośniej było o byłym królu strzelców CLJ. Piotr Pierzchała grał jako napastnik, a dzisiaj to… środkowy obrońca. Rocznik 1999, który jesienią zagrał trzy mecze, ale na tym niemal się zakończyła jego przygoda z Ekstraklasą, aż do przedostatniego meczu.

2000

Jakub Osobiński jesienią dostał kilka szans w III-ligowych rezerwach oraz dwukrotnie bronił przeciwko Realowi Zaragoza w młodzieżowej Lidze Mistrzów.

Wiktor Długosz rozegrał razem 42. minuty na koniec sezonu, wcześniej odchodząc z Warty, do której był jesienią wypożyczony.

2001

Dawid Lisowski to jedna z najważniejszych postaci drugiej drużyny, w pierwszej dostał szansę dopiero w końcówce. Debiut przypadł na mecze z Górnikiem Zabrze i ŁKS-em w lutym i marcu, ale wejścia w doliczonym czasie gry trudno uznać za realne szansę pokazania się. Pozostałe, ponad 200 minut, rozegrał od 32. kolejki.

Mateusz Sowiński jesienią często wchodził z ławki w III lidze, ale był przy tym niezwykle skuteczny. Niecałe 1000 minut i 6 goli może na kolana nie rzucały, ale zasługiwały, by przyjrzeć mu się bliżej. Okazje do wejścia dostał, ale z Wisłą Płock i ŁKS-em w ostatnich dwóch meczach ugrał ledwie 44 minuty.

2002

Daniel Szelągowski nie był pierwszoplanową postacią w rezerwach, więc jego debiut mógł być trudniejszy do przewidzenia, a mimo tego odkąd dostał dwie szansę z ławki w 33. i 34. kolejce bardzo szybko przebił się do składu. Efekt? Dwa gole w ostatnich trzech spotkaniach, choć niektórzy jemu przypisali również trafienie w meczu z Wisłą Płock, które ostatecznie poszło na konto Alana Urygi jako samobój.

2004

Na koniec pora na dwóch reprezentantów Polski w swoim roczniku. Radosław Seweryś zadebiutował przeciwko ŁKS-owi, mimo że wcześniejsze jego doświadczenie w dorosłej piłce wynosiło ledwie 135 minut w rezerwach.

Iwo Kaczmarski jest jednym z największych talentów rocznika 2004 w Polsce. W jego przypadku trudno mieć pretensje, że nie dostawał szans przez większość sezonu, skoro incydentalnie pojawiał się jesienią na boiskach III ligi. Jednak im bliżej końca sezonu, tym jego akcje rosły. Do tego stopnia, że w Płocku wyszedł na boisko w podstawowym składzie, a przeciwko ŁKS-owi strzelił gola. Tym samym Kaczmarski został pierwszym zawodnikiem urodzonym w 2004 roku, który strzelił gola na boiskach Ekstraklasy.

Utrzymać i zmienić podejście

Wiele lat temu Zagłębie Lubin uwielbiało stawiać i przepłacać za średniej i marnej jakości obcokrajowców. Stranieri doprowadzili Miedziowych do spadku, który okazał się być… zbawieniem dla klubu. Oczywiście sytuacja finansowa w Lubinie była dużo bardziej stabilna, ale w końcu klub zaczął poważniej stawiać na swoją młodzież. Już zbiera tego profity, choćby patrząc na sprzedaż Jarosława Jacha, Filipa Jagiełły czy Bartosza Slisza, a zapewne w niedalekiej przyszłości Bartosza Białka oraz Łukasza Poręby.

To powinna być wskazówka dla kielczan. Są największym klubem w regionie, mają określoną markę, w ostatnich latach młodzież osiągała sukcesy, więc przyciągać kolejnych nie powinno być aż tak trudno. Najpierw jednak trzeba uporządkować klub, a później zmienić politykę kadrową. W końcu w minionym sezonie 19. z 39. piłkarzy, którzy zagrali przynajmniej minutę, to byli obcokrajowcy….