Taki puchar to najlepsza reklama polskiej piłki!

25.07.2020

W końcu się udało! Co roku przed finałem Pucharu Polski są wielkie oczekiwania, podniosła atmosfera na Narodowym, a później narzekania na poziom, zbyt dużo pirotechniki itd. Tym razem kameralny stadion wypełniony w 25%, skromne ilości rac, ale kapitalna atmosfera oraz jeszcze lepszy mecz na boisku. Takiej reklamy polska piłka potrzebowała w ostatnim akcencie sezonu!

Dla postronnych mieszkańców Lublina widok osób w koszulkach Lechii Gdańsk oraz Cracovii, którzy chodzili po Starym Mieście mógł trochę zadziwić, zwłaszcza patrząc na historię wizyt obu tych klubów jeszcze w czasach gry w niższych ligach. Trzeba jednak przyznać, że piątkowy wieczór był świętem piłki nożnej dla stolicy województwa lubelskiego.

Jednak już idąc na stadion czuć było, że to nie jest zwykły mecz. Takich sił policyjnych pod Areną Lublin jeszcze nikt nie widział, a tymczasem kilkadziesiąt – a może więcej – radiowozów, do tego polewaczka i całe zastępy prewencji uzbrojonej po zęby. To wszystko jednak się nie przydało, gdyż było bardzo spokojnie. Jedyne ożywienie pojawiało się w momencie, gdy pojedyncze osoby w „obcych” barwach paradowały wokół wejść przeznaczonych dla swoich przeciwników. Wydaje się, że duże policyjne siły mocno ostudziły ewentualne zapędy wszystkich tych, którzy mieli plany na pozasportowe emocji. Z drugiej strony policja w dniu swojego święta miała dużą ochotę na rozdawanie mandatów za niedopałki papierosów czy wulgarne słownictwo.

Doping na wysokim poziomie

Trzeba jednak przyznać, że jedni i drudzy na trybunach zrobili show. Oczywiście to nie był doping 10 tysięcy zagorzałych fanatyków, jak to miało miejsce na Narodowym, ale Lechia oraz Cracovia miały swoje dobre momenty. Na początku zdecydowanie głośniejsi byli fani z Gdańska, których było wielu nie tylko za jedną z bramek, ale również na prostej, gdzie zasiadali kibice, którzy mieli szczęście kupić bilety w wolnej sprzedaży trwającej całe… dwie minuty!

Jednak im dalej w las, tym do głosu coraz bardziej dochodzili fani z Krakowa. Nie mogło oczywiście zabraknąć opraw, w których obecna była pirotechnika. Tej jednak w porównaniu do ostatnich lat były znikome ilości, zapewne ku uciesze organizatorów.

 

FInał Puchar Polski - kibice Lechii
Kibice Lechii Gdańsk z pirotechniką

Wydaje się, że fani Cracovii byli tego wieczoru dużo bardziej żywiołowi. Doping, który z każdą minutą wzmagał się i to nie tylko za jedną z bramek, na sektorach zajmowanych na co dzień przez kibiców Motoru Lublin. Bardzo żywiołowa była także… trybuna prasowa, na której barw Lechii nie było, za to osób w koszulkach w biało-czerwone Pasy kilka lub nawet kilkanaście! Szał w jaki wpadli po decydującym trafieniu trudno opisać!

Na boisku dużo ciekawiej

Na boisku był to chyba jeden z lepszych finałów w ostatnich latach. Może nie pod względem samego poziomu, ale przede wszystkim emocji. W pierwszej połowie Lechia szybko objęła prowadzenie po katastrofalnym błędzie Michała Helika i ładnym wykończeniu Omrana Haydaryego. Gdańszczanie powinni podwyższyć prowadzenie na początku drugiej połowy, ale sytuacje sam na sam zmarnował Conrado, który trafił prosto w Lukasa Hrosso.

Temperatura jednak rosła później już na połowie zajmowanej przez Lechię. Najpierw wyrównał Pelle van Amersfoort, a po chwili wydawało się, że Cornel Rapa da prowadzenie Pasom. Jednak wielką radość krakowskiej ekipie zabrał sędzia i… ręka rumuńskiego obrońcy. Po analizie VAR gol został anulowany, ale to tylko podgrzało atmosferę. Długo nie trzeba było czekać i zaraz Lechia grała w osłabieniu po czerwonej kartce dla Mario Malocy.

Gdy wszyscy spodziewali się ofensywy Cracovii i rozstrzygnięcia przed upływem 90. minut, cios zadała Lechia, a konkretniej Patryk Lipski, który głową dał prowadzenie biało-zielonym. Długo jednak Piotr Stokowiec i jego podopieczni nie mogli się cieszyć, gdyż po kolejne wyrównanie Pasom dał David Jablonsky.

W dogrywce już Cracovia nie musiała odrabiać strat i w 117. minucie decydującego gola, na wagę pucharu, strzelił Mateusz Wdowiak.

Lublin potrzebuje piłki

Arena Lublin lada moment będzie obchodzić swoje szóste urodziny i trzeba przyznać, że to stadion, który już wiele widział. Mimo że do tej pory grały na nim trzy kluby – Motor Lublin, przez chwilę Lublinianka w III lidze oraz Górnik Łęczna, który wówczas spadł z Ekstraklasy – to obiekt regularnie gości ciekawe mecze. Wiele spotkań młodzieżowych reprezentacji, U20 czy U21, a także dwa duże turnieje z Euro U21 i Mundialem U20 na czele. Za każdym razem kibice udowadniają, że czekają na wielką piłkę na wschodzie, której brakuje. Być może już niedługo nie będą musieli cieszyć się organizacją takich imprez. Tak czy siak za każdym razem wszystko wydaje się perfekcyjnie wykonane, a zewsząd słychać pochwalne głosy. Stadion może i niewielki, ale z bardzo dobrą akustyką i widocznością na każdym krzesełku.

Fot. główne: Robert Romaniuk