Pomocna czy przeszkadzająca przerwa? Lewandowski i Bayern po Ligę Mistrzów!
Co było pierwsze: kura czy jajko? Tego typu dyskusji w naszym życiu nie brakuje. W świecie piłki nożnej podobnie można próbować rozstrzygać pewien bardzo długi spór. Lepsza przerwa i świeżość czy ciągłe granie i rytm meczowy? Jak świat długi i szeroki jedni wolą tak, inni tak. Kwestia, co woli Bayern Monachium? Pewny triumf w lidze i Pucharze Niemiec to efekt grania w maju i czerwcu. Tymczasem lada moment najważniejszy okres kończącego się sezonu 2019/2020 i wyśniona w Monachium Liga Mistrzów.
Odkąd Jupp Heynckes wygrał potrójną koronę w 2012 roku, Bawarczycy nie mogą zbliżyć się do powrotu na szczyt europejskiego futbolu. Nie pomógł Pep Guardiola, który niesamowicie rozwinął poszczególnych piłkarzy, nie pomogli kolejni. Jak z kapelusza wyjęty został Hansi Flick, którego kadencja to – póki co – pasmo niemal samych sukcesów. Tyle że wygrane na krajowym podwórku są w Monachium odbierane nie jako sukces, a obowiązek. Czas coś wygrać w Europie.
– Z wyjątkiem poprzedniego sezonu, kiedy to trenerem Bayernu był Niko Kovac, to monachijczycy zawsze byli bardzo blisko finałów, tylko w decydujących momentach brakowało szczęścia lub braki kadrowe miały kluczowe znaczenie. Triumf w tym sezonie? Jako kibic FCB bardzo bym tego chciał, choć jak wiemy o awansie decydować będzie tylko jeden mecz i może się wydarzyć naprawdę bardzo wiele. Niemniej jednak patrząc na formę mistrzów Niemiec w rundzie wiosennej, to rzeczywiście można marzyć śmielej o zwycięstwie w finale – rozpoczyna Gabriel Stach, kibic Bayernu i wicenaczelny serwisu DieRoten.pl
Szansa ku temu nie najgorsza. W końcu Barcelona kończyła sezon w nie najlepszej formie i nastrojach. Juventus, Real i Liverpool już mają wolne. Krótko mówiąc, szanse są… i to poważne. Najpierw trzeba dopełnić formalności i utrzymać trzy bramki zaliczki z Londynu. Zadanie nie wydaje się trudne, więc zakładamy, że będą grać dalej.
Tyle że drabinka Bayernu składa się w pierwszej kolejności z tych klubów. Zakładając, że wyeliminują Chelsea, lada moment czekać będzie zwycięzca pary Barcelona-Napoli i z dużą dozą prawdopodobieństwa można założyć, że przeciwnikiem będzie Blaugrana. Później czekać będzie ktoś z duetu Manchester City i Olympique Lyon.
Warto jeszcze dodać, że spośród tych 6 potencjalnych rywali (sytuacja sprzed piątkowych meczów) tylko Lyon rozegrał mniej meczów w tym roku. Francuzi przecież nie wrócili po pandemii, a z kolei Niemcy zrobili to jako pierwsi. Co za tym idzie, jako pierwsi także skończyli swoje rozgrywki. Ostatni mecz ligowy w czerwcu, zaś finał Pucharu Niemiec 4 lipca. Od tamtej pory zero meczów o stawkę. Teraz pojawia się pytanie czy lepszy był odpoczynek, czy może późniejszy start i rytm meczowy?
Odpoczywać czy grać?
W końcu Bayern, gdy wrócił po pandemii, w półtora miesiąca rozegrał 11 meczów i… wszystkie wygrał. Krótko mówiąc w 49 dni rozegrał jedenaście spotkań, a więc jedno spotkanie średnio, co 4,5 doby. Czy to dużo, czy mało? Dla porównania Manchester City rozegrał 12 meczów w 40 dni, Real Madryt miał 11 meczów w 36 dni, podobnie jak Barcelona, która na tyle samo meczów miała jeden dzień więcej. Z kolei Juventus w 46 dni wychodził na boisko 14 razy. Przy czym Stara Dama zakończyła sezon najpóźniej – 1 sierpnia. Z kolei hiszpańskie ekipy miały wolne już po 19 lipca, a Manchester City tydzień później.
Jedni będą uważali, że piłkarze od połowy marca mieli urlopy, więc był czas na jakąś formę wypoczynku, skoro nie mogli trenować drużynowo. Nawet podczas zwykłych urlopów profesjonaliści biegają i ćwiczą indywidualnie. Tyle że trudno taki wypoczynek nazwać pełnym, skoro zdarzył się pod koniec sezonu, gdy wszelkie rozgrywki wchodziły w decydującą fazę, a temu towarzyszyła pandemia z nieznanym wirusem. Głowy na pewno nie mogły się zrelaksować tak, jakby to miało miejsce po normalnym sezonie zakończonym w maju lub na początku czerwca. Wtedy można pojechać na jakieś rajskie wyspy i odciąć się od wszystkiego. Teraz nie było to dane.
Obie strzelą? Takie zdarzenie zagrasz w Betfan po kursie 1,53
Turniejowy format
Później szybkie przygotowania i intensywne tempo. Bayern grał, co 4,5 doby, ale pozostałe ekipy – The Citizens, Juve, Real i Barca – jeszcze częściej. Średnio zakręcili się wokół 3,3 dnia przypadającego na jeden mecz. Krótko mówiąc Bayern najwcześniej ruszył po pandemii, najwcześniej skończył, grał najrzadziej spośród swoich rywali w LM i miał najwięcej – nie licząc Francuzów – czasu na przygotowania.
– Kwestią otwartą pozostaje to, jak zespół będzie wyglądał po przerwie. Z drugiej strony nie martwię się tym, bo Hansi Flick doskonale zna taki format turniejów. W końcu był asystentem Loewa, z którym sięgnął po złoto na Mundialu w 2014 roku. Tak naprawdę ciężko jest odpowiedzieć na to pytanie moim zdaniem, ponieważ z jednej strony mówimy o drużynach, które pozostawały w nieustannej akcji przez wiele tygodni, a z drugiej strony mamy Bayern i Lipsk, którzy mogli wypocząć i spokojnie się przygotować. Oczywiście będzie to miało jakieś przełożenie, ale czy ekipy z Anglii, Hiszpanii i Włoch będą miały przewagę? Czas pokaże. Paris Saint-Germain udowodniło w ostatnich tygodniach, że mimo bardzo długiej przerwy, znajduje się w wysokiej formie. Bayern w sparingu z Marsylią nie prezentował może futbolu najwyższych lotów, ale mimo kilkutygodniowej rozłąki z futbolem, podopieczni Flicka udowodnili, że znajdują się w doskonałej formie fizycznej, zachowano automatyzmy, zaś zespół współpracuje ze sobą jako jedność – dodaje Stach.
Lewandowski
Kibice w Polsce czekają już od dłuższego czasu na piątego gola, który wygrał Puchar Europy/Ligę Mistrzów. Do tej pory posucha wśród zawodników z pola, bo jedynym z nich jest Zbigniew Boniek. Poza tym Józef Młynarczyk, Jerzy Dudek i Tomasz Kuszczak. Blisko było w 2012 roku, gdy wspomniana ekipa Heynckesa pozbawiła trójki z Dortmundu życiowego sukcesu. O ile Błaszczykowski i Piszczek nie mają już, co marzyć o takim triumfie, o tyle Lewandowski cały czas walczy o marzenia.
Liczby z tego sezonu ma po prostu genialne. 34 gole w 31. meczach w Bundeslidze, 6 goli w pięciu spotkaniach pucharowy i – uwaga – 11 trafień w zaledwie sześciu występach w Lidze Mistrzów. Razem już 51 goli na jego koncie! Zakładając najlepszy scenariusz, pozostały mu cztery mecze do rozegrania, a w pesymistycznym zakładamy przynajmniej dwa.
Oczywiście ktoś powie, że 8 z 11. goli w tej edycji LM strzelił rywalom z niższej półki – Olympiakosowi i Crvenej zvezdzie. Jednak każdy z topowych strzelców miał tego typu przeciwników, ale tylko Lewy potrafił wykorzystać ten fakt. Zresztą, gdy stawał w szranki z topowymi klubami, też robił swoje. W Londynie strzelał zarówno Tottenhamowi – dwa razy – jak i Chelsea – raz. Zresztą ten drugi mecz był feralny, bo jeszcze w pierwszej połowie doznał kontuzji, która miała go wykluczyć z gry. Szczęście w nieszczęściu, że lada moment przyszła przerwa spowodowana pandemią i nasz napastnik niewiele opuścił.
Lewandowski przed chwilą stracił Złotego Buta na rzecz Ciro Immobile, a na Złotą Piłkę też już nie ma co liczyć po kontrowersyjnej decyzji organizatorów. – Robert niezależnie od tego zawsze będzie zmotywowany, ale podzielam opinię, że wskutek odwołania Złotej Piłki w tym roku, Lewandowski będzie jeszcze bardziej zmotywowany, aby udowodnić wszystkim, że to właśnie jemu należała się ta nagroda. Poza tym mówimy jeszcze o pogoni za pierwszym karierze tytułem króla strzelców Ligi Mistrzów i uszatym pucharze, o którym nasz rodak marzy już od lat. Wydaje mi się, że w nadchodzących pojedynkach „Lewy” będzie jeszcze bardziej zdeterminowany i możemy spodziewać się kolejnych bramek jego autorstwa – dodaje kibic Bayernu.
Czas więc na znacznie cenniejsze nagrody, czytaj: Puchar Europy i koronę króla strzelców rozgrywek. Zwłaszcza w drugim przypadku wydaje się, że nie powinno być kłopotów. 11 goli na koncie oznacza, że dzisiaj aż o pięć wyprzedza klubowego kolegę, Serge’a Gnabry’ego, oraz Driesa Mertensa licząc tylko spośród zawodników, którzy mogą poprawić swój dorobek.
Lewandowski strzeli pierwszego gola w meczu? Takie zdarzenie zagrasz w Betfan po kursie 3,25
Gdzie lepszy jest Bayern?
Skoro Bawarczycy są jednym z głównych faworytów, nie mogło zabraknąć pytania o przewagę niemieckiego zespołu nad resztą stawki. – Po przejęciu sterów przez Flicka Bayern stał się niesamowitą jednością. Za Niko Kovaca było to rzadkim widokiem, ale teraz atmosfera jest wręcz znakomita, wszyscy się doskonale ze sobą rozumieją i dogadują, co przekłada się na wyniki na boisku. Ponadto zespół znowu prezentuje świetny i przyjemny dla oka futbol. O przewadze ciężko jest coś powiedzieć, jako że musimy mieć na uwadze przerwę od gry, ale jak już wcześniej wspominaliśmy ma to dwie strony. Jeśli Bayern ma zdobyć Ligę Mistrzów, to w tym sezonie ma ku temu największe szanse, zwłaszcza że głód piłkarzy jest nienasycony i mimo zdobycia dubletu krajowego po raz 13. w historii, najwięcej w top 5 ligach w Europie, wszyscy bez wyjątku celują wysoko − w finalny triumf w LM i powtórzenie historycznego sukcesu z 2013 roku – zakończył nasz ekspert.