Agwan Papikyan: „Kiedyś mało profesjonalnie podchodziłem do treningów”

11.08.2020

Agwan Papikyan to dwukrotny reprezentant Armenii, który jednak większość swojego życia spędził w Polsce. Już w wieku 17. lat zadebiutował w ekstraklasie w barwach ŁKS-u. Poza tym przyciągnął uwagę zagranicznych klubów – Ajaksu, Levante czy Spartaka Moskwa, w którym spędził pół roku. W poprzednim sezonie piłkarz występował w Chojniczance, jednak niedawno zdecydował się wrócić do rodzinnego kraju, podpisując kontrakt z Alashkertem, który wkrótce rozpocznie kwalifikacje do Ligi Europy.

26-letni piłkarz w rozmowie dla „Futbol News” opowiedział o początkach swojej przygody z piłką, treningach pod wodzą Michała Probierza i Piotra Świerczewskiego. Agwan Papikyan zdradził również, co przeszkodziło mu w zrobieniu większej kariery, a także stwierdził, co było przyczyną spadku Chojniczanki z I ligi w ubiegłym sezonie.

***

Widziałem, że Twój brat urodził się w Erewanie, natomiast Ty już urodziłeś się w Łodzi. Co sprawiło, że Twoja rodzina przyjechała do Polski?

Najpierw do Polski przyjechał mój wujek, który zaczął tu pracować i mu się spodobało w tym kraju. To sprawiło, że moi rodzice również zdecydowali się na przyjazd tutaj po narodzinach mojego brata, kilka miesięcy przed tym jak miałem się urodzić.

Od zawsze chciałeś zostać piłkarzem, czy miałeś jakieś inne plany?

W sumie od zawsze! Od małego kopałem w domu wszystko, co mi wpadło pod nogi. Jakieś kamienie, klapki, co tylko się dało kopać.

Kto był według ciebie większym talentem piłkarskim, Ty czy Twój brat?

Nie będę się tutaj za bardzo przechwalać. Myślę jednak, że styl gry mojego brata był trochę bardziej elegancki. Niestety miał dużo problemów ze zdrowiem, dlatego wcześnie zakończył swoją przygodę z piłką. Ja wyróżniałem się jednak innymi cechami, szczególnie indywidualnością. To jednak brat miał mega uderzenie i potrafił świetnie podawać.

Ile miałeś lat, kiedy trafiłeś do pierwszego klubu, Startu Łódź? Jak to wyglądało?

Z tego, co mi się wydaje, to siedem lat. Razem z bratem graliśmy na podwórku i polubiliśmy ten sport. Dlatego tata i wujek postanowili nas pewnego dnia zaprowadzić na trening. Spodobało nam się i jakoś to wszystko się zaczęło.

A nie miałeś problemów na podwórku z tego powodu, że jesteś Ormianinem?

Nie pamiętam, żeby zdarzały się takie sytuacje, raczej wszyscy nas dobrze traktowali.

Wiem, że masz także polskie obywatelstwo. Czujesz się chociaż częściowo Polakiem?

Przede wszystkim czuję się Ormianinem. Uważam jednak, że w połowie jestem Polakiem – mieszkam tutaj od urodzenia, mam obywatelstwo. Nawet gdy przebywałem za granicą, zawsze ciągnęło mnie do tego kraju. Polska jest mi naprawdę bardzo bliska.

Wróćmy do twojej przygody z piłką. Jakie miałeś marzenia na początku kariery, co chciałeś osiągnąć?

Zacząłem od dość wysokiej poprzeczki, bo już w wieku 17. lat zadebiutowałem w Ekstraklasie. Przyznam, że wtedy trochę odleciałem. Myślałem, że już wszystko będzie szło dobrze ot tak, od razu. Teraz jednak jakbym cofnął czas, zmieniłbym dużo. Wtedy uważałem, że droga do prawdziwej piłkarskiej kariery jest prosta. W pewnym momencie jednak zabłądziłem i poszedłem nie tą drogą, co trzeba było iść.

Co poszło nie tak?

Trochę inaczej się zachowywałem, nie trenowałem tyle co trzeba. Gdybym mógł cofnąć czas, zasuwałbym na sto procent, przygotowywałbym się lepiej do treningów, do meczu. Wtedy jednak mało profesjonalnie podchodziłem do swoich obowiązków. Za szybko pomyślałem, że już jestem piłkarzem.

Kto był najlepszym piłkarzem, z którym miałeś okazję grać jako junior?

Grałem z wieloma bardzo dobrymi zawodnikami. Najbardziej zwrócił moją uwagę piłkarz, przeciwko któremu grałem w reprezentacji Armenii U-19. Podejmowaliśmy wtedy Hiszpanię i świetnie zagrał Suso. To, co wyprawiał na boisku to było coś niesamowitego – lewą nogą wiązał krawaty! Bardzo lubię techniczną piłkę, dlatego od razu zwrócił moją uwagę.

Było ci trudno przebić się do pierwszej drużyny ŁKS-u? To prawda, że na treningach nie miałeś problemu ze starszymi zawodnikami?

Właściwie od najmłodszych lat byłem przyzwyczajony do tego, że grałem ze starszymi, czy to na podwórku, czy w juniorach. Myślę, że właśnie dlatego nie miałem problemu z wejściem do dorosłej piłki, a do ŁKS-u wszedłem głównymi drzwiami. Później jednak było coraz trudniej podtrzymał dobrą dyspozycję. Zresztą jako 17-latek, który dopiero wchodził do piłkarskiego świata, myślałem zupełnie inaczej.

Z kim trzymałeś się wtedy w szatni ŁKS-u? Ktoś Ci pomagał zaaklimatyzować się w szatni?

Tamte czasy w ŁKS-ie były bardzo trudne. Mimo to, atmosfera w zespole była dobra. Od początku mogłem liczyć szczególnie na starszych zawodników – bardzo mi pomagali Marek Saganowski i Maciek Iwański.

A jak wspominasz treningi pod wodzą kolejnych trenerów – Michała Probierza i Piotra Świerczewskiego?

Myślę, że u trenera Probierza bardzo się rozwinąłem i zacząłem patrzeć na futbol nieco inaczej. Trenera Świerczewskiego również zawsze będę dobrze wspominać. Było trochę inaczej niż wcześniej, ale wciąż w naszej drużynie panowała dobra atmosfera i trener o to dbał.

Po przygodzie z ekstraklasą na moment trafiłeś na wypożyczenie do Spartaka Moskwa. Co najlepiej zapamiętałeś z tego pobytu?

Najbardziej zapadł mi w pamięci wyjazdowy mecz do Krasnodaru. Grałem w rezerwach i lecieliśmy na ten mecz samolotem! W Polsce nawet pierwsze drużyny zazwyczaj jeżdżą autokarami. A tutaj droga nie była daleka, to nie był koniec Rosji, jakieś pięć godzin autokarem. Pamiętam, jak przywitali nas tam kibice, którzy przylecieli do Krasnodaru dzień wcześniej, żeby nas wspierać podczas walki o mistrzostwo tamtejszej młodej ekstraklasy. Byli z nami pomimo tego, że następnego dnia grała pierwsza drużyna Spartaka!

W samym meczu przegrywaliśmy 1:3. Potem jednak udało nam się wyciągnąć na 4:3 i zdobyliśmy mistrzostwo. Atmosfera wtedy była niesamowita!

Mogłeś zostać w Spartaku na stałe?

Pewnie, że mogłem, ale niestety różne względy wtedy zadecydowały o moim odejściu. Może jakbym samemu podjął decyzję, że chcę tam zostać, teraz grałbym w lepszym zespole i wszystko inaczej by się potoczyło. Ale ostatecznie zaufałem menedżerowi, który, jak się później okazało, chciał na mnie trochę zarobić.

A co z innymi ofertami? Z tego, co wiem, interesowało się Tobą kilka silnych klubów – Ajax, CSKA, PSV.

Swego czasu różne takie głosy do mnie dochodziły. Jedynym klubem, który faktycznie złożył za mnie ofertę, było Levante. Wówczas wchodziłem jednak do pierwszej drużyny ŁKS-u, a tam miałbym przejść na początku do juniorów. Chciałem grać w seniorach, co zadecydowało o tym, że zostałem w Łodzi.

Inne polskie kluby się tobą interesowały?

Nie, po Spartaku nie miałem już żadnej oferty z Polski. Potem wyjechałem do Armenii i wciąż nikt się nie zgłosił.

Dlaczego zdecydowałeś się na odejście do Armenii? Byłeś uważany za młody talent, na pewno znalazłbyś miejsce w trochę silniejszej lidze.

Mój menedżer zaproponował mi wtedy przejście do Piuniku. Wówczas musiałem też załatwić sprawę z wojskiem – w Armenii trzeba obowiązkowo przejść dwuletnią służbę, co było dla mnie ważne.

To nie były jednak stracone dwa lata – zdobyłem z drużyną Puchar oraz wicemistrzostwo Armenii. Potem trafiłem do Ulissesa, którego przejął menedżer, który wtedy się mną zajmował, dlatego tam przeszedłem. Na początku miażdżyliśmy ligę – mieliśmy sześć zwycięstw w pierwszych siedmiu meczach. Każdy mówił, że rozniesiemy tę ligę! W drugiej rundzie wszystko się jednak zatrzymało i nie udało się zdobyć mistrzostwa.

Czym się różniła piłka w Armenii od polskiej? Mam tutaj na myśli zarówno treningi, grę, podejście mediów, jak i inne aspekty.

Na pewno polska ekstraklasa jest bardziej medialna. Poza tym gra w tym kraju znacząco się różni – jest szybsza i bardziej fizyczna. W Armenii gra się wolniej – jest dużo więcej miejsca i stawia się bardziej na technikę niż w Polsce.

Jakbyś opisał z perspektywy czasu kluby, w których wtedy grałeś w Armenii – były bardziej czy mniej profesjonalne niż ŁKS i te, w których grałeś po powrocie?

Polska piłka jest zdecydowanie bardziej rozwinięta niż w Armenii. Dotyczy to wszystkiego – od szatni, boisk treningowych po całą otoczkę meczową. Wszystkie polskie kluby, w których grałem, wyraźnie przewyższały profesjonalizmem te w Armenii.

Ostatecznie wróciłeś do Polski.

Początek w Bełchatowie mogę zaliczyć do udanych – czułem się tam bardzo dobrze, wierzyłem w swoje piłkarskie umiejętności. Trochę gorzej było w Rakowie, z różnych względów.

Dlaczego?

Wolę to zachować dla siebie, po prostu nie wyszło i było w tym dużo mojej winy. Może też w pewnym momencie za szybko się poddałem. Teraz jednak już zapominam o tym, co było w Rakowie.

Można jednak powiedzieć, że w Olimpii wróciłeś na właściwe tory.

W Olimpii jednak znów odżyłem, dzięki trenerowi Pawlakowi, który na mnie postawił w momencie, gdy miałem pół roku przerwy od piłki. Odwdzięczyłem się za zaufanie tym, co pokazałem na boisku – miałem najlepsze statystyki od początku swojej profesjonalnej przygody z piłką – zdobyłem osiem goli i dziesięć asyst. Zresztą wtedy awansowaliśmy do 1. ligi.

Potem jednak odszedłeś z Olimpii do Chojniczanki. Dlaczego zdecydowałeś się na taki krok?

W Olimpii zmienił się zarząd i podjęto decyzje, które zmieniły trochę politykę klubu. Olimpia miała problemy finansowe i musiała walczyć, żeby przetrwać ten okres, dlatego zarząd musiał inaczej to wszystko rozegrać.

Co według ciebie sprawiło, że Chojniczanka pożegnała się z 1. ligą?

Od samego początku czułem się dobrze w tym klubie, ale drużynowo nam nie szło. Zresztą przyznam się, że też na początku nie dawałem z siebie tyle, ile ode mnie oczekiwano. Uważam jednak, że u trenera Smółki nauczyłem się dużo i na pewno to zaowocuje w mojej dalszej przygodzie, jestem o tym przekonany.

Poza tym powiem, że mieliśmy bardzo dobry zespół. Jeśli jednak tracimy ponad 50 bramek to wiadomo, że będzie trudno się utrzymać. Nie chcę tutaj zwalać winy na obronę, gdyż piłka nożna to gra drużynowa i źle się broniliśmy jako cała drużyna. Potencjał mieliśmy duży, ale to nie wystarczyło i myślę, że mieliśmy też bardzo mało szczęścia.

Moim zdaniem, spadliśmy już w pierwszej rundzie, gdy na tyle meczów u siebie tak mało wygrywaliśmy. Po powrocie po pandemii było już bardzo trudno walczyć, chociaż wierzyliśmy, że uda się utrzymać. Niestety zawiedliśmy i wzięliśmy to na klatę. Każda porażka czegoś uczy i życzę Chojniczance, żeby jak najszybciej wróciła do 1. ligi, bo na to zasługuje.

Zanim trafiłeś ostatnio do Alashkertu, miałeś jakieś propozycje z Polski?

Oficjalnie nie otrzymałem żadnej oferty. Mogę jedynie powiedzieć, że toczyły się rozmowy na temat mojego powrotu do ŁKS-u. Niestety jednak wylądowałem w Armenii. Zaraz po odejściu z Chojniczanki otwarcie deklarowałem, że chciałbym wrócić do domu, jakim był dla mnie ŁKS. Bardzo tego chciałem, ale nie wszystko okazało się takie łatwe.

Alashkert niedługo rozpocznie walkę w Lidze Europy. Uważasz, że poradziłby sobie z polskimi drużynami?

A dlaczego miałby nie mieć szans? Teraz trafiliśmy na macedońską Renowę. Oczywiście będzie nam trudno ją przejść, ale mam nadzieję, że awansujemy. A potem trafimy na polską drużynę.

Żałujesz jakichś decyzji w swojej dotychczasowej karierze?

Było wiele takich decyzji, zarówno piłkarskich, jak i życiowych, których bardzo żałowałem. Wychodzę jednak z takiego założenia, że czasu się nie cofnie, dlatego nie chcę ich rozpamiętywać. Nie można cały czas patrzeć w tył, tylko iść do przodu.

Chciałbyś wrócić do Polski?

Z Alashkertem podpisałem kontrakt na rok, aczkolwiek jeśli otrzymałbym jakąś ofertę z Polski, na pewno zastanowiłbym się nad nią. Chciałbym jeszcze udowodnić niektórym, że potrafię grać w piłkę.

Jakie masz plany na przyszłość?

Na tę chwilę chciałbym dać z siebie wszystko na boisku i walczyć o najwyższe cele z Alashkertem. Poza tym wierzę, że za jakiś czas znów zagram w reprezentacji. Uważam też, że to już czas na to, by założyć rodzinę i to obecnie planuję.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI

Fot. YouTube/Chojniczanka TV