Puchar Tysiąca Drużyn? Wolne żarty!

15.08.2020

Piękna nazwa, fajne frazesy, tylko pytanie czy to nie są puste słowa? No właśnie Puchar Polski, co roku budzi spore emocje, ale głównie przy okazji finału. Wcześniej te rozgrywki często są traktowane po macoszemu, mimo że ich renoma i marka mogłaby pomóc stworzyć naprawdę fajne rozgrywki.

Największą atrakcją w pucharach krajowych są zawsze występy drużyn z niższych lig. Kłopot w tym, że dopływ drużyn z klas rozgrywkowych poniżej poziomu centralnego jest bardzo utrudniony. Zacznijmy od tego, w jaki sposób można dostać się do I rundy ogólnopolskiego Pucharu Polski?

Jeśli grasz w Ekstraklasie, I lub II lidze masz bardzo łatwo. Na dzisiaj 44 drużyny mają pewny udział w I rundzie PP, czyli 16 z Esy, 18 z I ligi oraz dziesięciu drugoligowców. Do tego grona dołącza 16 zwycięzców wojewódzkich pucharów, a także cztery drużyny, które zostają wyłonione z rundy kwalifikacyjnej pomiędzy ekipami II-ligowymi z miejsc 11-18 z ostatniego sezonu. Krótko mówiąc już na początku, w pierwszej rundzie oglądamy 75% stanu poziomu centralnego.

Czy łatwo jest się dostać do głównego Pucharu Polski?

Pisząc ten tekst siedzę w Lublinie, więc na przykładzie klubów z okolicy sprawdzam, jak wygląda ścieżka klubów z najniższych lig. Zaczynamy od pierwszej rundy, w której biorą udział kluby z A i B klasy oraz dolosowywane są drużyny z klasy okręgowej. Później w tym samym gronie, ale w mniej licznym składzie toczy się walka w II rundzie. Następnie jest trzecia runda, gdy dołącza IV liga, a więc liga wojewódzka. Po niej również jest runda czwarta, gdy dotychczasowi uczestnicy muszą wyłonić czterech ćwierćfinalistów. Zwycięzcy trafią w 1/4 finału na cztery ekipy grające w III lidze. I wtedy już pozostają trzy rundy do rozegrania, po czym można wygrać puchar na szczeblu okręgowym.

W województwie lubelskim mamy cztery okręgi – Lublin, Zamość, Biała Podlaska i Chełm – więc zwycięzcy spotykają się w półfinałach, a później w finale. Razem ekipa z okolic Lublina, która gra od początku, musi pokonać dziewięciu rywali, by dostać się do turnieju głównego.

Tyle teoria, ale ile mówi życie? Prosty przykład Unia Hrubieszów. W sezonie 2017/2018 wygrali wojewódzki puchar, więc w nagrodę dostali się do turnieju głównego, w którym zagrali z Górnikiem Zabrze. Co prawda przegrali 0:9, ale wspomnień z przyjazdu do małego Hrubieszowa 14-krotnych mistrzów kraju nikt im nie zabierze. Jak się tam znaleźli?

Najpierw pokonali Andorie Mircza w finale Pucharu podokręgowego. Później już rozgrywki w okręgu. I runda i wygrana po karnych z Tomasovią Tomaszów Lubelski. 1/4 finału z pogromem nad Metalowcem Goraj. Półfinał i kolejna strzelanina z Roztoczem Szczebrzeszyn. W finale ograli Huczwę Tyszowce i mogli czekać na rozgrywki wojewódzkie. Tam najpierw wygrana nad Gromem Różanka w półfinale, a w najważniejszym meczu 1:0 nad trzecioligowymi Orlętami Radzyń. Razem siedem meczów i mecz z KSG.

Jeszcze dłuższa droga Wieczystej Kraków

Wieczysta Kraków w ubiegłym sezonie walczyła nie tylko o awans do IV ligi, ale również o możliwość gry na szczeblu centralnym Pucharu Polski. Niewiele brakowało, zwłaszcza w drugim przypadku, gdy przegrali w finale wojewódzkim z Podhalem Nowy Targ. Jednak, żeby dotrzeć do tego finału potrzebowali wcześniej ograć… jedenastu rywali! W tym wypadku przecież nie chodzi o ekipę z B klasy, ale z okręgówki, czyli będącą na szóstym poziomie ligowym.

Tutaj kłopotem okazała się lokalizacja Wieczystej. W Krakowie i okolicach mamy mnóstwo klubów zrzeszonych w związku, co oznacza bardzo rozbudowane rozgrywki pucharowe. Małopolski ZPN jest podzielony na cztery okręgi: Kraków, Nowy Sącz, Tarnów i Wadowice. Tyle że w tym pierwszym są jeszcze… cztery podokręgi: Kraków-Kraków, Kraków-Myślenice, Kraków-Olkusz i Kraków-Wieliczka. Dlatego Wieczysta rozpoczynająca rozgrywki od III rundy podokręgu Kraków-Kraków, najpierw musiała pokonać: Hutnik II Kraków, KS Borek, Kabel Kraków i Clepardie, by w finale podokręgu wygrać walkowerem ze Skawinką Skawina. Później trafili na Jordan Sum Zakliczyn i Przebój Wolbrom, by wreszcie móc zagrać na szczeblu wojewódzkim. Tam czekał Orzeł Ryczów i wtedy Podhale. Droga długa, kręta i dość męcząca. Zwłaszcza, że kluby na tym poziomie raczej nie mogą sobie pozwolić na szerokie kadry, praktycznie wszyscy pracują zawodowo, a piłka nożna stanowi dodatek do gry. Jeśli w tym dodatku trzeba doliczyć aż dwanaście dodatkowych – do ligi – terminów, to naprawdę nie jest dobrze.

Puchary w Europie

Zaglądamy do trzech państw, gdzie krajowy puchar ma długie tradycje i duży prestiż. Anglia, Francja i Włochy.

W Anglii droga do meczów z największymi jest bardzo długa. Łącznie 14 rund, ale teraz kwestia dla kogo one są. Najpierw odbywa się sześć rund dla klubów od Conference(5 poziom) w dół, aż do 10 poziomu. W extra-preliminary round występują ekipy z poziomu 9 i 10. Rundę później – preliminary round – dołączają kluby z ósmego poziomu. Od pierwszej rundy z siódmego, w drugiej z szóstego i tutaj następuje chwila przerwy. W trzeciej nie ma nikogo nowego, a dopiero w czwartej – ostatniej kwalifikacyjnej – dołączają ekipy z piątej poziomu. Tutaj biorą udział 64 drużyny, a 32. zwycięzców przechodzi do głównej części rozgrywek. Najpierw dwie rundy z klubami z League One i League Two, a później już – od trzeciej rundy – dołączają ekipy z Championship i Premier League.

Co ciekawe w Anglii nie ma jakiegokolwiek rozstawienia, na żadnym z etapów. To oznacza, że jeśli los będzie chciał, to w trzeciej rundzie fazy głównej możemy mieć derby Manchesteru, Liverpoolu oraz kilka meczów derbowych w Londynie pośród najlepszych, a w tym samym czasie ekipy z League Two zagrają między sobą.

Francja

Nad Sekwaną również do rozegrania jest wiele meczów, dla tych najsłabszych. Pierwszych sześć rund to coś w rodzaju rund kwalifikacyjnych, ale znanych z naszego kraju. Wszystko dlatego, że chodzi o spotkania rozgrywane w regionach. Po to, by zredukować potencjalne koszty dla najsłabszych i najbiedniejszych. Biorą w tym udział drużyny od najniższych poziomów, np. dwunastego, aż do Championnat National, czyli trzeciej ligi.

Co ciekawe tutaj w rozgrywkach Pucharu Francji biorą udział drużyny z terytoriów zamorskich. Martynika, Gwadelupa, Reunion czy Gujana Francuska najpierw rozgrywają rundy regionalne, a późniejszy zwycięzca tego turnieju, trafia do rozgrywek głównych. Tutaj warto wiedzieć, że w przypadku podróży do i z Francji, wszystko opłaca FFF, czyli krajowy związek. Dzięki temu ekipy z terytoriów zamorskich mają w ogóle szansę i możliwość dotarcia do rund, gdy można spotkać np. PSG, Monaco czy Lyon.

Włochy

Tutaj kluby spoza Serie D się do rozgrywek… nie dostaną. Zatem tylko ekipy z czterech najwyższych klas rozgrywkowych mogą brać udział w Coppa Italia. To już jest zdecydowanie pójście w stronę elitarności rozgrywek. Jak wygląda drabinka?

Najpierw rozpoczynają kluby z Serie D i Serie C. W drugiej rundzie dołączają ekipy z Serie B, a już w trzeciej kluby z Serie A. Tyle że chodzi o ekipy z miejsc 9-20 za poprzedni sezon. W rundzie czwartej pozostałe kluby walczą o osiem miejsc w 1/8 finału. Wtedy do rywalizacji przystępuje najlepsza ósemka i trwa dalsza rywalizacja. Krótko mówiąc, jeśli byłeś w czołówce ubiegłego sezonu, w następnym wystarczy pięć meczów – półfinał z rewanżami – i możesz zagrać w finale na Stadio Olimpico.

Mecze poza domem. Dla kogo?

Największym minusem jednak są mecze, w których gospodarz nie może zagrać na własnym boisku. Tyle że tutaj wina związku jest praktycznie żadna. Miłościwie panująca nam policja wyznacza, kto może zagrać u siebie, a kto nie! Tak było chociażby w przypadku meczu Ruch Zdzieszowice-Legia Warszawa z 2017 roku. Gospodarze jeszcze nie zdążyli się nacieszyć wylosowaniem mocnego rywala, a już wiedzieli, że nie mają, co liczyć na mecz u siebie. Ruch został zmuszony do gry w Opolu na obiekcie Odry.

Dla takich Zdzieszowic mecz z Legią to naprawdę jedyna okazja, by gościć poważny – w naszym kraju – futbol, a tymczasem władze miasta do spółki z miejscową policją zabierają taką nagrodę. Może to będzie śmiałe porównanie, ale to tak jakbyśmy organizowali urodziny i jakiś urząd lub służby wyznaczały nam ewentualne miejsce, gdzie łaskawie zgodzą się na imprezę.

Potrzebne zmiany

Trzeba przyznać, że w ostatnich latach Puchar Polski ewoluował, dzięki czemu nie ma już żadnych rozstawionych klubów w rozgrywkach, a ekstraklasowicze są dostępni od razu dla zwycięzców wojewódzkich pucharów, którymi mogą być zarówno trzecioligowcy, jak i ekipy z okręgówki czy A lub B-klasy.

Wydaje się, że można byłoby zrobić jeszcze jeden krok i ukłon w stronę tych najsłabszych, by dać im szansę gry na szczeblu centralnym. Dlaczego? Jak wyjaśniliśmy na początku tekstu, w rozgrywkach może wziąć udział maksymalnie szesnastu trzecioligowców, czyli patrząc na stan obecny – 84 uczestników w czterech grupach – to niecała 1/5 całej III ligi. Spokojnie można byłoby pójść w stronę egalitarności i stworzyć puchar, który faktycznie byłby piłką dla wszystkich, jak lubi reklamować się PZPN.

Do tego w końcu związek powinien przeprowadzić poważne rozmowy z władzami policji. Nie może być tak, że obce ciało, które w ogóle nie bierze udziału w rozgrywkach, ma najwięcej do powiedzenia przy organizacji meczów. Policja powinna pełnić funkcje doradczą, jeśli kluby sobie tego życzą, a jeśli nie, to być w stanie zapewnić ład i porządek dookoła obiektu. Tylko tyle i aż tyle, nic więcej.

Ponadto, jeśli klub mający obiekt w polu, bo jest np. Ludowym Związkiem Sportowym, ma ochotę rozgrywać mecze pucharowe na swoim małym stadionie, niech ma taką możliwość. Wydzielając przy okazji sektor gości i tyle. Skoro w Anglii można tak zrobić, to znaczy, że i u nas można. Tylko trzeba pozwolić klubom organizować imprezy, które mają u siebie w domu.