Miha Goropevsek: „Treningi u Kubickiego były na amatorskim poziomie”
Miha Goropevsek kilka lat temu występował w polskich klubach – Legionovii Legionowo i Olimpii Grudziądz. Na początku 2020 roku trafił do Dynama Mińsk, które w czwartek rozpocznie batalię o grę w europejskich pucharach meczem z Piastem Gliwice.
W rozmowie dla “Futbol News” piłkarz opowiedział o swoich początkach kariery, transferze do Polski, a także grze na Ukrainie i Białorusi. Poza tym, Słoweniec wbił szpilkę byłemu trenerowi Olimpii, Dariuszowi Kubickiemu.
***
Jak wyglądały twoje piłkarskie początki?
Do mojego pierwszego klubu trafiłem w wieku sześciu lat. Był to mały klub z mojej rodzinnej miejscowości, NK Vransko. Trenowaliśmy przez kilka dni w tygodniu i w weekend graliśmy mecze, co nas mogło przyzwyczaić do rytmu gry. Dodam, że wtedy grałem w ataku, ale po jakimś czasie zostałem środkowym obrońcą.
Twoim pierwszym profesjonalnym zespołem był jednak Sampion Celje. Jakbyś opisał tamten klub, mogłeś się utrzymywać z gry?
Gdy tam trafiłem, była to jedna z najlepszych piłkarskich akademii w Słowenii. Przez długi czas ściśle współpracowała z obecnym mistrzem kraju, NK Celje. Później ze względu na ambicje kluby jednak zaprzestały współpracy i zaczęły rywalizować o wpływy w mieście.
Mój rocznik był bardzo dobry, zostaliśmy młodzieżowymi mistrzami Słowenii. Minusem tego klubu był jednak fakt, że nie oferował piłkarzom profesjonalnych kontraktów.
Pięć lat temu trafiłeś do Legionovii. Co cię skłoniło do wyjazdu właśnie do Polski?
Młodym piłkarzom w Słowenii było wtedy bardzo trudno przebić się do najwyższej ligi . Dlatego postanowiłem wyjechać i budować swoją karierę poza krajem. Wtedy też nie było takich platform jak InStat, Wyscout, które pomogłyby promować graczy.
Otrzymałem wtedy telefon od trenera Roberta Pevnika, który właśnie obejmował Legionovię i kilka dni później byłem już w drodze do Polski. Bardzo mu dziękuję, że dał mi szansę na realizację marzeń. Legionovia nie była może dużym klubem, ale gdzieś trzeba zacząć. Z perspektywy czasu uważam, że była to bardzo dobra decyzja.
Czym różniła się dla ciebie piłka w Słowenii od tej w Polsce?
Przede wszystkim, piłka nożna w Polsce jest dużo bardziej fizyczna niż w Słowenii. Na początku może sobie nie zdawałem z tego sprawy, gdyż prowadził mnie słoweński trener. Gdy trafiłem do Olimpii i pracowałem z Jackiem Paszulewiczem, zauważyłem jak bardzo w Polsce kładzie się nacisk na przygotowanie fizyczne.
Zresztą życie w Polsce było dla mnie czymś zupełnie nowym. Po raz pierwszy byłem daleko od rodziny, przyjaciół. Styl życia niewiele się różnił, ale do mentalności Polaków już musiałem się przystosować.
Jak wspominasz swój pobyt w Legionowie?
Miałem dobry początek sezonu – dzięki temu w przerwie zimowej miałem zapytania z innych klubów, ale ostatecznie do transferu nie doszło. Pamiętam, że wiele klubów miało świetne boiska i stadiony, co czego nie byłem przyzwyczajony w Słowenii.
Poza tym, klub zadbał o mnie, jako o zagranicznego piłkarza. Wraz z dwoma innymi zawodnikami otrzymaliśmy mieszkanie niedaleko stadionu.
A co zapamiętałeś najbardziej z gry dla Legionovii?
Szczerze mówiąc, już wiele nie pamiętam z tamtego czasu. Niestety najbardziej zapamiętałem kontuzję ręki pod koniec rundy jesiennej – musiałem przejść operację i miałem dwumiesięczną przerwę. Nie jest to najlepsza rzecz do zapamiętania, ale to najbardziej przypomina mi czas w Legionowie.
Potem trafiłeś do Wołynia Łuck, w barwach którego występowałeś w ukraińskiej ekstraklasie. Po spadku z ligi zdecydowałeś się jednak na powrót do Polski.
Na Ukrainie było wtedy ciężko – wojna zniszczyła gospodarkę tego kraju i miała duży wpływ na futbol. Wiele klubów nie przetrwało tego czasu, część została zamknięta z dnia na dzień. Wołyń przetrwał, ale nie było to łatwe. UEFA zablokowała nasze transfery z powodu zadłużenia, a federacja odjęła nam dużo punktów. Zostaliśmy zdegradowani i musieliśmy zaczynać wszystko od nowa. Klub postawił na młodzież, musiał wszystko przeorganizować, żeby znów osiągnąć stabilizację.
W tamtym czasie miałem kilka przyzwoitych opcji. Wybrałem jeden klub, który ostatecznie zdecydował się nie podpisać ze mną kontraktu. Musiałem szybko zareagować, a Olimpia była mną zainteresowana. W ciągu kilku dni ustaliliśmy szczegóły i podpisałem kontrakt.
W Olimpii miałeś dobre początki – grałeś dobrze w pierwszych meczach sezonu. Co sprawiło, że straciłeś miejsce w składzie?
Początek sezonu był bardzo dobry dla mnie, ale również dla całego zespołu. Już czułem, że będziemy mieć naprawdę dobry sezon. I wtedy coś się z nami stało. Nie miałem pojęcia, dlaczego tak często przegrywamy – może to z powodu kontuzji kilku podstawowych zawodników, nie wiem… Morale zespołu było bardzo niskie i nie mogliśmy się podnieść.
W ostatnich dniach przerwy zimowej klub zdecydował się na zmianę trenera i drużynę przejął Dariusz Kubicki. Nie widział mnie w swoim zespole, wiele razy nie było mnie nawet na ławce. To był dla mnie trudny czas.
Właśnie chciałem cię zapytać o to, jak wspominasz pracę z trenerami Olimpii – Jackiem Paszulewiczem i Dariuszem Kubickim?
Jacek Paszulewicz kładł duży nacisk na przygotowanie fizyczne, ale również na psychiczne aspekty. Owszem, było kilka rzeczy, z którymi się nie zgadzałem, ale generalnie wspominam go pozytywnie. To przede wszystkim dobry człowiek, co jest bardzo ważne poza boiskiem. Szczerze mówiąc, nie rozmawiałem z nim jednak zbyt dużo.
A Kubicki? To jedyny trener, z którym pracowałem, który mnie niczego nie nauczył! Naprawdę nie wiem, dlaczego Olimpia zdecydowała się go wtedy zatrudnić.
Dlaczego spadliście z ligi w tamtym sezonie?
W połowie rozgrywek byliśmy na złej pozycji, ale nie spodziewałbym się wtedy, że będziemy nawet blisko spadku. Myślę, że jednym z głównych powodów spadku było zatrudnienie Kubickiego. Trenowaliśmy na amatorskim poziomie, dlatego tak się stało.
Opowiedz mi w takim razie dokładnie, jak wyglądały treningi u Dariusza Kubickiego.
Kiedy Kubicki przejął drużynę, treningi stały się bardzo łatwe, wręcz zbyt łatwe. Przeważnie graliśmy w dziadka albo na połowie boiska. Wiele osób pomyślałoby, że to zabawne, ale wtedy z czasem tracisz formę i nie jesteś gotowy do gry. Przynajmniej na takim poziom, na jakim chcesz grać. W takiej sytuacji, w której była Olimpia, trenerzy raczej szukaliby sposobu na to, żeby wyjść ze strefy spadkowej. Najwyraźniej Kubickiego to zbytnio nie obchodziło.
Teraz żałujesz transferu do Olimpii?
Uważam, że każde doświadczenie może nas czegoś nauczyć. Ale jeśli spojrzę wstecz na tamten okres – podpisanie tamtego kontraktu było błędem. Jak tak teraz na to patrzę, ta decyzja miała więcej negatywnych stron niż pozytywnych. Czasami jednak człowiek nie jest w stanie przewidzieć, co się stanie.
W Wołyniu Łuck, do którego potem wróciłeś, miałeś jednak lepszy czas niż w Polsce. Jak myślisz, co było tego powodem?
Wołyń zdołał przetrwać bardzo trudny czas i był gotowy do powrotu do najwyższej ligi. Mieliśmy dobry, doświadczony zespół, było w nim dużo jakości. Po powrocie na Ukrainę miałem bardzo dobry sezon – kiedy gra sprawia ci przyjemność, wszystko staje się łatwiejsze. Brakowało mi tego w Olimpii.
W Wołyniu zdobyłem kilka bramek w ważnych meczach, co sprawiło, że czułem się tam szczęśliwy jeszcze bardziej. Niestety dwa mecze przed końcem sezonu złapałem kontuzję barku i zakończyłem rozgrywki wcześniej niż się spodziewałem. Byłem wtedy bardzo rozczarowany, ale takie zdarzenia to część sportu.
Z kolei w poprzednim sezonie znów zagrałeś w ataku, tak jak na początku kariery.
Z powodu kontuzji późno rozpocząłem przygotowania przed sezonem. Na początku nie byłem w formie, dlatego trener zastosował rotację na mojej pozycji. Wtedy mieliśmy duże problemy w ataku – nasi napastnicy nie mogli strzelić gola. Dlatego trener postanowił zastosować eksperyment i ustawił mnie na szpicy. Przegrywaliśmy wtedy 0:2, strzeliłem gola, zaliczyłem dwie asysty i przyczyniłem się do wygranej 3:2. To był zabawny mecz.
Potem jeszcze powtórzyliśmy ten eksperyment w kilku meczach, bo faktycznie zadziałał lepiej niż wszyscy oczekiwaliśmy. To sprawiło, że trener już nawet nie myślał o tym, żeby wystawiać mnie na środku obrony. Trochę mi się to nie spodobało i okazało się jednym z głównych powodów, dla których odszedłem.
Nie zakończyłeś tej przygody najlepiej – w swoich ostatnich dwóch występach w Wołyniu otrzymałeś czerwone kartki.
Najpierw był mecz z Rukhem – grałem dobre, ale otrzymałem dwie żółte kartki. To była może i surowa decyzja sędziego, ale nie chciałem się z nią spierać. Z kolei w ostatnim meczu rundy jesiennej, z Mikołajowem, przeciwnicy nas sprowokowali, zaczęły się przepychanki. Zostałem oskarżony o pobicie przez jednego z rywali, chociaż wcale tego nie zrobiłem, jednak wyrzucono mnie z boiska. Federacja nałożyła na mnie wtedy karę zawieszenia na trzy mecze.
Szybko się potem przyzwyczaiłeś do Białorusi?
Nie było mi tam trudno się zaaklimatyzować. Żyje się tutaj dość podobnie, jak na Ukrainie, poza tym znałem język. Jedynym problemem było dla mnie odbycie zawieszenia z poprzedniej drużyny. To sprawiło, że nie zagrałem w lidze przez pierwsze trzy tygodnie, dlatego miałem trudności w pierwszych spotkaniach.
Jak opisałbyś Dynamo Mińsk?
To klub z wielką historią, który oczekuje osiągnięć od drużyny. Miniony rok był trudny dla Dynama, ale udało się rozwiązać problemy i rozpocząć nowy projekt. Jeśli się nie mylę, w tym sezonie trafiło do nas piętnastu nowych zawodników. Zanim nowy system zacznie działać, musi jednak minąć trochę czasu, co wymaga cierpliwości.
Nasza drużyna podchodzi profesjonalnie do nowych wyzwań. Wszyscy zdajemy sobie sprawę z tego, co znaczy Dynamo Mińsk na Białorusi i chcemy sprostać oczekiwaniom.
Jak zareagowaliście na to, że w Lidze Europy zmierzycie się z Piastem Gliwice?
Szczerze mówiąc, nie byliśmy zbyt zadowoleni z tego powodu. Z listy wszystkich drużyn, mieliśmy nadzieję uniknąć obu drużyn z Polski. Uważam, że ranking klubowy nie odzwierciedla rzeczywistości. To będzie bardzo trudny przeciwnik, ale podejdziemy do tego meczu pewni siebie. Jedno jest pewne – to będzie bardzo interesujący mecz, o dużej intensywności. To tylko jeden mecz – kto strzeli pierwszego gola, ten będzie miał dużą przewagę.
Gdybyś miał możliwość, chciałbyś znów zagrać w polskiej lidze?
Z Olimpią wtedy spadłem, dlatego trudno było zainteresować kluby z ekstraklasy – nikt się ze mną nie kontaktował. Sądzę jednak, że polska liga jest interesująca, a poza tym dobrze zorganizowana. Może kiedyś tam zagram – nigdy nie wiadomo, co nas czeka. Jeśli otrzymam przyzwoitą ofertę z Polski, na pewno ją rozważę.
Masz wciąż kontakt z zawodnikami, z którymi grałeś w Polsce?
Zarówno w Legionovii, jak i Olimpii zyskałem kilku dobrych przyjaciół. Przeważnie byli to ludzie z Bałkanów, natomiast z Polaków mam wciąż dobry kontakt z Patrykiem Królczykiem, który gra właśnie w Piaście.
Jakie są twoje obecne piłkarskie cele?
Trudno przewidzieć, co się stanie w przyszłości. Teraz w Mińsku jestem szczęśliwy, ale po sezonie wygasa mój kontrakt i wtedy będę mógł myśleć o tym, co dalej. Aktualnie chcę się skupić na grze w lidze oraz Lidze Europy.
ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI
Fot. Dynamo Mińsk