Wielkie wojny futbolowe
Piłka nożna to prócz boiskowej rywalizacji permanentne awantury. W wielkim futbolu Leo Messi drze koty z Barceloną i spór zapewne skończy się w sądzie, u nas nad Wisłą ludzie piłki podzielili się w sprawie braku powołania do kadry Roberta Lewandowskiego, a w Warszawie z kolei trwa rozprawa nad trenerem Aleksandarem Vukoviciem. Była nas w stanie podzielić nawet nowa koszulka reprezentacji.
Jorge Messi zamówił we wtorek prywatny lot z Rosario do Barcelony, by osobiście negocjować warunki odejścia Leo z Barcelony. Rzecz idzie o bagatela 700 mln euro odstępnego, ale tak naprawdę o przyszłość finansową i wizerunkową Katalończyków, którzy mogą popaść w największy kryzys od lat. Prawda jest taka, że mogą oni jedynie minimalizować straty, szukając ekonomicznej rekompensaty. Ludzie Messiego pozostają nieprzejednani i jest więcej niż pewne, że zawita on albo w Manchesterze City u Pepa Guardioli, albo kuszony katarskimi pieniędzmi wyniesie się do PSG.
Wiele wskazuje na to, że spór zakończy się przed sądem, i to nie przed piłkarskimi organami jurysdykcyjnymi, które już zabrały głos i orzekły, że racja leży po stronie klubu, ale przed cywilnym wymiarem sprawiedliwości, który podważał na korzyść sportowców niejedną umowę.
Każdy tego typu spór musi mieć swoje konsekwencje w ogólnym porządku. Zakładając, że Messiego w Barcelonie nie będzie, a w obecnych okolicznościach należy to uznać za pewnik, niewykluczone, że już w rozpoczynającym się 11 września sezonie LaLiga dojdzie do niemałych przetasowań. Zwróćmy bowiem uwagę; może to być pierwszy od ponad półtorej dekady sezon bez dwóch największych gwiazd współczesnego futbolu – Messiego właśnie i/lub Cristiano Ronaldo. W czasie tym zdarzyło się tylko raz, by mistrzostwo Hiszpanii zdobył ktoś spoza duopolu Barcelona – Real (w 2014 r. wyrwało się na czoło Atletico Madryt) i tylko trzykrotnie udało się innej drużynie cieszyć z wicemistrzostwa LaLiga.
Świat pędzi nieubłaganie, ledwie po tygodniu zapomnieliśmy, że Ligę Mistrzów wygrał w efektownym stylu Bayern Monachium z Robertem Lewandowskim, więc tym bardziej szybciutko umknęło nam bezprecedensowe osiągnięcie Sevilli, która nie znalazła konkurenta w Lidze Europy po raz szósty przez ostatnie półtorej dekady. Może jest o tym cicho, bo taka jest filozofia prezydenta Sevilli Jose Castro, który wyznaje futbolowo-życiowe prawdę zawartą w haśle: „Pokora, praca, ambicja”. – To trzy magiczne słowa, które rządzą naszym bytem. Pokora, ponieważ nie czujemy się od nikogo lepsi. Praca, bo tu pracuje się na 120 proc. I ambicja, bo ta jest zapisana w naszym DNA – mówił ostatnio Castro na łamach dziennika „Marca”.
Know-how polegający na sprowadzaniu piłkarzy wartościowych, ale nieprzesadnie drogich, wpisujących się w klubową filozofię, wsparty autorytetem Ramona Rodrigueza Verdejo „Monchim” w roli dyrektora sportowego, jednego z najlepszych w swoim fachu na świecie, oraz trener Julen Lopetegui (podobnie jak Monchi były bramkarz), który chce udowodnić, jak piłkarscy eksperci pomylili się stawiając na nim krzyżyk po nieudanym epizodzie w Realu. Czy trzeba czegoś więcej? Owoce swojej skutecznej polityki Sevilla zbiera na każdym kroku, choćby namawiając do powrotu z Barcelony jedną z gwiazd całej LaLiga – Ivana Rakiticia. Jeśli zdoła on zastąpić argentyńskiego króla środka pola Evera Banegę, już dziś można śmiało prognozować, że jeżeli tytuł w Hiszpanii wyniesie się poza Madryt i Barcelonę, to trafi właśnie do Sevilli. I taka oto może być jedna z wielu konsekwencji pożegnania Messiego z Katalonią.
***
Na szczęście spór wokół Roberta Lewandowskiego, którego trener Jerzy Brzęczek nie powołał na wrześniowe mecze Ligi Narodów z Holandią oraz Bośnią i Hercegowiną, nie będzie niósł za sobą więcej niż tylko szermierkę retoryczną. Wywiązała się ona między byłym selekcjonerem Jerzym Engelem, a niedoszłym uczestnikiem mundialu w Korei i Japonii Arturem Wichniarkiem, którego na tę imprezę właśnie Engel nie zabrał. Co ciekawe trener z powodu absencji Lewandowskiego czyni wyrzut nie kolejnemu ze swoich następców, a kapitanowi reprezentacji, co jest niejako prztyczkiem dla Brzęczka i jego autonomii. Rozumiem, że obecny selekcjoner porozumiał się w tej sprawie w najlepszym polskim piłkarzem ostatnich dekad, a nie sam Lewandowski się zbiesił i na zgrupowanie przed Ligą Narodów po prostu nie przyjechał.
Nie mam wątpliwości, że rozgrywki te są istotne, ale jeszcze istotniejsze jest przecież przyszłoroczne Euro, o ile z powodu pandemii do niego dojdzie. A już biorąc pod uwagę wpływ Lewandowskiego na reprezentację, chyba fundamentalnie najważniejsze jest zdrowie piłkarza, który rozegrał w zakończonym dopiero dla niego sezonie 47 meczów, w których zdobył 55 goli.
Trener Engel motywuje swoje oburzenie tym, że wszyscy przeżywamy trudny czas w związku z pandemią. Owszem, nie jest łatwo, ale czy obecność Lewandowskiego coś w tej kwestii zmieni? Rozpędzi gospodarkę, która z tego powodu cierpi od kilku miesięcy, wpłynie na to, że będzie mniej zakażeń koronawirusem?
Umówmy się, to dziwny czas dla sportu, należy szukać rozwiązań, które zaprocentują w przyszłości, a nie dadzą doraźny efekt. Zresztą w podobny sposób postąpili i inni selekcjonerzy, którzy nie powołali kilku piłkarzy walczących w lizbońskim turnieju Ligi Mistrzów. A że Artur pamięta, jak trener Engel nie wziął go na imprezę, o której marzy każdy piłkarz, to się po byłym selekcjonerze po prostu przejechał.
***
Jeżdżą jak na łysej kobyle po Aleksandarze Vukoviciu. Kibice, dziennikarze i byli piłkarze, a najbardziej chyba Dariusz Dziekanowski, który trenera Legii najchętniej by nabił na pal. Rozumiem zawód, że Legia nie przeszła nawet przez drugą rundę kwalifikacji do Ligi Mistrzów, czy też rozgoryczenie stylem gry, jaki zaprezentował w ostatnich meczach mistrz Polski (też zirytował mnie mecz z Omonią Nikozja), ale z zarzutami o arogancję podczas konferencji prasowej, gdzie padła podnoszona przez Lewandowskiego kwestia przygotowania fizycznego polskich drużyn, jakoś trudno mi się zgodzić. Cóż, zbójeckie prawo ekspertów, że mogą mówić, co chcą i o kim chcą. Z kibicami jest jednak trochę inaczej, przynajmniej w założeniu ich emocje powodowane są troską o klub, którego są fanami. I przyznam, że trąci o aberrację to, jak podchodzą do sprawy ci, którzy jeszcze niedawno koronowali Vukovicia najlepszym trenerem Legii od lat, a po dwóch porażkach uważają, że nie nadaje się kompletnie do niczego. Oczywiście, Legia wygląda ostatnio bardzo źle, ale świat nie jest czarno-biały i powodów tego jest znacznie więcej niż tylko sam Vuković.
***
Podoba się, nie podoba, jak zwykle już premiera nowej koszulki reprezentacji Polski wzbudza obszerne dyskusje, zwłaszcza w mediach społecznościowych. Mam wręcz wrażenie, że to kolejny powód, by podzielić Polaków w debacie publicznej, tak rozgrzał się Twitter czy inne facebookowe strony kibiców. Pozwalam sobie wtrącić trzy grosze: czerwona bardzo ładna, biała nie powala na kolana. Dużo bardziej urzekająca jest np. koszulka przygotowana przez Pumę dla Włochów. A poza tym „de gustibus non est disputandum”.
Przemysław Iwańczyk, dziennikarz Polsatu Sport