Radosław Majdan: „Nie radziliśmy sobie z pressingiem Holendrów”

06.09.2020

Nie milkną echa po wczorajszym meczu reprezentacji Polski przeciwko Holandii. O zdanie na temat tego spotkania, ale także o przyszłość naszej reprezentacji postanowiliśmy spytać Radosława Majdana – byłego bramkarza reprezentacji Polski, a obecnie eksperta Canal+Sport.

Trener Brzęczek stwierdził po meczu z Holandią, że jest zadowolony z naszego występu. Podziela Pan entuzjazm selekcjonera?

Generalnie trenerzy nie lubią punktować zawodników publicznie i mówić o problemach, zwłaszcza świeżo po ostatnim gwizdku sędziego. Raczej wolą powiedzieć mediom, że mecz miał swoją wartość i są zadowoleni z jego przebiegu, a już w rozmowach z piłkarzami wytykają im błędy. Na dodatek wydaje mi się, że trenerzy chcą na spokojnie jeszcze raz oglądnąć mecz, żeby go dobrze przeanalizować. Myślę, że Brzęczek nie jest pod tym względem wyjątkiem.

Jednak ciężko nie odnieść wrażenia, że wczoraj zagraliśmy słabo.

Zgadzam się. Przede wszystkim daliśmy się zdominować. Najbardziej zmartwiło mnie to, że kompletnie nie radziliśmy sobie z agresją naszych rywali, którzy bardzo wysoko odbierali nam piłkę. Uważam też, że graliśmy zbyt bojaźliwie. Do kontr wychodziliśmy zbyt małą liczbą piłkarzy, co w połączeniu z dużymi odległościami między naszymi zawodnikami spowodowało, że po przejęciu piłki nie byliśmy w stanie stworzyć właściwie żadnego zagrożenia pod bramką Holandii. Oczywiście należy brać pod uwagę siłę „Oranje”, którzy obecnie są jedną z najmocniejszych drużyn w Europie. My jednak stworzyliśmy przez cały mecz tylko jedną sytuację, a to bardzo mało, nawet jak na tak silnego przeciwnika.

Wydaje się, że od ofensywy trochę lepiej wyglądała nasza gra w fazie obronnej.

Świeżo po oglądnięciu spotkania też tak myślałem, jednak jak obejrzałem potem skrót, to zobaczyłem, że tych niedociągnięć w defensywie było sporo. Trener Brzęczek powiedział, że popełniliśmy jeden błąd i straciliśmy bramkę. Z tym absolutnie nie mogę się zgodzić. Tych błędów w ustawieniu, kiedy Holendrzy wchodzili między nasze linie i zagrywali prostopadłe piłki, było co najmniej kilka. Chciałbym jednak podkreślić, że nie można po tym meczu wysuwać zbyt daleko idących wniosków. Mimo wszystko drużyna spotkała się po raz pierwszy od prawie 300 dni i nic dziwnego, że nie wyglądało to najlepiej.

Jest Pan więc w stanie znaleźć jakieś pozytywy po tym spotkaniu?

Biorąc pod uwagę jak bardzo byliśmy zdominowani, to stosunkowo mało pracy miał Wojciech Szczęsny. Nie było tak, że był bombardowany jak chociażby w pamiętnym meczu z Niemcami.

Ale nie uważa Pan, że wynikało to po prostu z nastawienia Holendrów, którzy raczej nie grali na sto procent swoich możliwości?

Tak jak wspomniałem wcześniej, Holendrzy byli wczoraj bardzo agresywni w odbiorze piłki. Jednak rzeczywiście kiedy już przejmowali futbolówkę, można było odnieść wrażenie, że grają na sporym luzie. Wyglądali jak drużyna, która wie, że nic złego nie może jej się stać w spotkaniu i że wcześniej czy później tę bramkę strzelą. I rzeczywiście tak było, bo nasi rywale byli drużyną zdecydowanie lepszą i zasłużenie wygrali.

Chciałbym się Pana spytać o paru naszych reprezentantów. Zacznijmy od Kamila Jóźwiaka, który moim zdaniem jako jedyny w ofensywie starał się stworzyć jakieś zagrożenie.

Na pewno nie widać było po Kamilu żadnej tremy związanej z tym, że to dopiero jego drugi mecz z orzełkiem na piersi. Chciałbym zwrócić uwagę, że oprócz dobrej gry w ataku bardzo dobrze realizował założenia taktyczne w defensywie. Po stracie piłki zawsze wracał do strefy obronnej i skutecznie wspomagał Bartka Bereszyńskiego. Ogólnie myślę, że powinniśmy się przyzwyczaić do obecności Kamila w reprezentacji, ponieważ ma bardzo duży potencjał. Przypomina mi pod wieloma względami Kubę Błaszczykowskiego, który również słynie z tego, że do skutecznej grze w ofensywie potrafi dołożyć dyscyplinę taktyczną w obronie. Moim zdaniem grając przeciwko Holandii jest to nieodzowne, być może dlatego w pierwszym składzie wyszedł Jóźwiak a nie Grosicki, który trochę słabiej prezentuje się w fazie bronienia. To jest paradoks, że niedawno obawialiśmy się o przyszłość naszych skrzydeł, a obecnie zarówno Jóźwiak jak i Sebastian Szymański dają naprawdę dużo jakości.

Tylko pytanie, czy Szymański nie sprawdziłby się lepiej grając za napastnikiem. Mam wrażenie, że do gry na skrzydle brakuje mu trochę szybkości.

To trochę inny zawodnik niż taki typowy skrzydłowy – woli raczej zejść do środka i poszukać gry kombinacyjnej niż zrobić dynamiczną akcję na skrzydle w stylu Kamila Grosickiego. Szymańskiego porównałbym do Luquinhasa z Legii, który jest właśnie takim skrzydłowym łamiącym do środka. U Sebastiana ważne jest też to, że świetnie prezentuje się wydolnościowo, co jest niesamowicie istotne przy grze w bocznych strefach boiska. Jednak jak najbardziej zgadzam się z tezą, że na pozycji numer 10 też można dać mu szansę.

Nie martwi Pana słabszy występ Piątka? Wiemy, jaki miał poprzedni sezon, ale wydawało się, że w końcówce zyskuje formę. Teraz jednak znowu zobaczyliśmy jego najgorszą wersję z jesieni 2019.

Rzeczywiście nie zagrał dobrego meczu, ale trzeba powiedzieć, że koledzy mu nie pomogli. Mówimy jednak o zawodniku numer 9, który musi mieć wsparcie w swoich partnerach z drużyny. I to nie jest problem tylko Krzyśka – nawet Robert Lewandowski w niektórych meczach naszej kadry prezentował się średnio, bo partnerzy nie stwarzali mu dogodnych sytuacji. Jednak oczywiście Piątek zagrał bezbarwny mecz – przez całe spotkanie był bardzo dobrze kryty i nie mógł sobie znaleźć miejsca na boisku. Na dodatek kiedy już miał okazję, to uderzył za słabo i niezbyt precyzyjnie.

Jeśli chodzi o kolejne słabsze indywidualne wystepy – nie uważa Pan, że Bereszyński męczy się na lewej obronie? Dwie najgroźniejsze sytuacje Holendrów w tym meczu były spowodowane tym, że złamał linię spalonego.

Zdecydowanie. Bartek źle się odnajduje na tej pozycji i wczoraj pokazał to po raz kolejny, kiedy był najsłabszym zawodnikiem na boisku. Jeśli mówimy, że nasza obrona zagrała niezły mecz, to niestety musimy dodać, że oprócz Bereszyńskiego. Najlepiej widać to było przy bramce, kiedy widział całą linię obrony i instynktownie powinien zrobić ten krok do przodu. Tutaj jednak trochę rozgrzeszę trenera Brzęczka, bo nie ma łatwo z wyborem lewego obrońcy – nie miał do dyspozycji Arkadiusza Recy, Maciej Rybus ciągle jest prześladowany przez jakieś urazy. Jeśli miałbym mówić o alternatywach, to tylko Michał Karbownik, tylko pytanie, czy to jeszcze nie za wcześnie.

Czego Pan oczekuje od meczu z Bośnią?

Przede wszystkim musimy poprawić wyjście spod pressingu. Już od dłuższego czasu mamy z tym gigantyczne problemy. Gdybym ja był trenerem naszych grupowych rywali, to pierwszą rzecz jaką bym nakazał zrobić mojej drużynie, to nałożenie na nas wysokiego pressingu, tak jak to zrobiła Holandia czy Dania w Kopenhadze w 2017 roku. Obawiam się, że tacy Szwedzi na Euro mogą zagrać bardzo podobnie. Oczywiście oczekuję też, że stworzymy więcej sytuacji, bo przeciwnik będzie o wiele słabszy niż Holandia. Generalnie chciałbym zobaczyć jakieś schematy, które pokażą, że drużyna ma styl.

Jakich zmian personalnych dokonałby Pan na poniedziałkowy mecz?

Zobaczyłbym od pierwszej minuty Arka Milika. Wydaje mi się, że do gry kombinacyjnej jest to lepsza opcja niż Piątek. Do tego na skrzydłach wystawiłbym duet Jóźwiak-Grosicki, żeby nie brakowało nam szybkości i tak jak wspomniałem wcześniej – na pozycji numer 10 spróbowałbym Sebastiana Szymańskiego. Na pewno rozważyłbym też zmianę na lewej obronie.

Na koniec chciałem Pana spytać o absencję Lewandowskiego na zgrupowaniu reprezentacji. Jerzy Engel powiedział, że to skandaliczna decyzja. Zgadza się Pan ze swoim byłym trenerem?

Jeżeli chodzi o trenera Engela, to ja pamiętam, że jego reprezentacja była budowana na swego rodzaju rodzinnej atmosferze. Podam przykład: bardzo mile było widziane, kiedy kontuzjowani zawodnicy przyjeżdżali na zgrupowanie na dzień lub dwa. Pozwalało to budować więzi i poczucie wspólnoty. Patrząc przez pryzmat jego filozofii, faktycznie kapitan zespołu jednak powinien przyjechać. Natomiast ja decyzję Roberta w zupełności rozumiem. Po pierwsze – obecnie jest gigantyczny natłok meczów, a Lewandowski mimo wszystko nie jest maszyną i jego ciało mogłoby po prostu nie wytrzymać. Trzeba pamiętać o tym, że zeszły sezon był bardzo wyczerpujący, na dodatek zpowodu pandemii mieliśmy przerwę w środku rozgrywek. Wszyscy lekarze mówią, że ryzyko kontuzji po takim szalony okresie jest bardzo duże, dlatego uważam, że ta decyzja była bardzo odpowiedzialna. Po drugie – Robert nie będzie grał wiecznie i w końcu przyjdzie czas, że zawiesi buty na kołku. A nawet jeśli będzie grać jeszcze przez kilka ładnych lat, to zawsze może przytrafić się mu kontuzja, tak jak w tym sezonie. Gdyby nie pandemia, prawdopodobnie straciłby kilka meczów Bundesligi. Zarówno mecz z Holandią jak i spotkanie z Bośnią pozwolą nam wypróbować warianty taktyczne bez Lewandowskiego.

ROZMAWIAŁ: JULIUSZ SŁABOŃSKI

Fot. YouTube