Najmniej potrzebne mecze na świecie. Historia grudniowych starć Polski z Bośnią

14.10.2020

Jeżeli kiedykolwiek czuliście się niepotrzebni, pomyślcie o grudniowych meczach reprezentacji Polski z Bośnią i Hercegowiną. Tureckie eskapady nie wniosły kompletnie nic w proces budowy drużyny na finały mistrzostw Europy w 2008 oraz 2012 roku. Przed dzisiejszym starciem z Bośniakami w Lidze Narodów, warto z przymrużeniem oka powspominać mecze przeciwko temu rywalowi za kadencji Leo Beenhakkera oraz Franciszka Smudy. 

Quiz dla osób z pamięcią absolutną

Ostatnimi czasy dużą popularność w internecie zdobywają quizy, w których użytkownicy mają za zadanie odgadnąć składy danych drużyn. Jest to świetna rozrywka, która zmusza do wytężenia naszej pamięci i odszukania w głowie nazwisk dawno przez nas zapomnianych. Jeśli jednak jakiś szalony kibic stworzyłby quiz dotyczący zestawienia reprezentacji Polski złożonej z ligowych piłkarzy występujących w grudniowych spotkaniach naszej kadry, rozwiązanie go choćby w połowie byłoby misją z gatunku niemożliwych. Przewinęło się tam bowiem wielu piłkarzy, którzy nie wybijali się ponad ekstraklasową szarzyznę.

Mecze z Bośnią nie były oczywiście jedynymi spotkaniami rozegranymi przez polską kadrę w mocno oryginalnym zestawieniu. Leo Beenhakker w 2006 roku po listopadowym zwycięstwie nad Belgią (1:0) w eliminacjach Euro 2008 chciał przeprowadzić przegląd ligowych kadr, jadąc z drużyną do Abu Zabi na sparing ze Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Spotkanie wygraliśmy 5:2, a bramki zdobyli wówczas m.in. Paweł Magdoń czy Bartłomiej Grzelak. Dla stopera był to jedyny występ w biało-czerwonych barwach. Grzelak wystąpił jeszcze w kadrze trzykrotnie, a karierę reprezentacyjną zakończył…w meczu z Bośnią.

Każdemu kto planuje wejść do kasyna lub postawić zakład u bukmachera, radzimy mieć tę książkę pod ręką.

Ośmiu debiutantów i dwa celne strzały

Grudniowe zgrupowanie w Emiratach Arabskich tak przypadło do gustu Leo Beenhakkerowi, że Holender postanowił, iż będą one naszą nową, zimową tradycją. Rok później zmieniono jednak nieco lokalizację. Udaliśmy się bowiem do Turcji, gdzie przyszło nam zagrać w pierwszym, historycznym  meczu przeciwko Bośni i Hercegowinie. Samo spotkanie nikogo nie mogło rzucić na kolana. W całym meczu oddano łącznie zaledwie dziewięć strzałów, z czego tylko dwa były celne. Jeden z nich, autorstwa Michała Golińskiego znalazł drogę do siatki.

Nie można jednak winić piłkarzy za brak składnych akcji oraz uderzeń na bramkę rywali. Na boisku pojawiło się bowiem aż ośmiu debiutantów. Premierowy występ w narodowych barwach nie był początkiem niesamowitej kariery chociażby dla Piotra Madejskiego. Niespełna trzy lata po występie z Bośnią, skrzydłowy wylądował w Kolejarzu Stróże. Obecnie broni barw Wieczystej Kraków.

Co ciekawe, w ekipie naszych rywali wystąpiło dwóch piłkarzy znanych z polskich boisk – Semir Stilić oraz Haris Handzić. Drugi z graczy świetnie wpisuje się w poziom tamtego spektaklu. Handzić rok po starciu z biało-czerwonymi trafił do Lecha Poznań. W barwach „Kolejorza” spędził na boiskach ekstraklasy oszałamiające cztery minuty.

FIFA, co nie powinno nikogo dziwić, nie uznaje tego starcia za spotkanie oficjalne. Beenhakker przekonywał jednak, że tego typu sprawdziany są niezwykle istotne.

„Wielka szansa dla młodych zawodników”

Przed młodymi zawodnikami, których powołałem teraz na zgrupowanie w Turcji, otwiera się wielka szansa, by w przyszłości zaistnieć w kadrze i zadomowić się w niej na stałe. Mogą nawet decydować, jaki styl będzie ona prezentować. Piłkarze, którzy przez ostatni tydzień ciężko pracowali na obozie, udowodnili, że mają spory potencjał – wyjaśniał selekcjoner na łamach „Przeglądu Sportowego”.

Jak w praktyce wyglądała wielka szansa, o której mówił Holender? Sześć miesięcy później, powołanie na finały Euro 2008 w Austrii i Szwajcarii otrzymało czterech piłkarzy biorących udział w tureckim zgrupowaniu. Byli to Michał Pazdan, Adam Kokoszka, Jakub Wawrzyniak oraz Tomasz Zahorski. W samym turnieju wystąpiło ich co prawda aż trzech, jednak wszyscy zaliczyli występ dopiero w trzecim spotkaniu, kiedy już praktycznie obiema nogami byliśmy poza turniejem. Wymienieni piłkarze odgrywali zatem marginalne role w ówczesnej reprezentacji i z pewnością nie decydowali o jej stylu.

Smuda kontynuuje dzieło Beenhakkera

Po niezwykle prestiżowym Pucharze Króla Tajlandii, w którym nasza reprezentacja rywalizowała w styczniu 2010 roku, blisko rok później ponownie wybraliśmy się do Turcji, aby stanąć naprzeciwko Bośniaków. Trzeba uczciwie przyznać, że tamto personalne zestawienie po latach wygląda dużo sensowniej niż to z 2007 roku. Franciszek Smuda zabrał na zgrupowanie między innymi Kamila Grosickiego, Macieja Rybusa, Pawła Brożka czy Adriana Mierzejewskiego. Wszyscy wymienieni gracze w krótkim czasie byli bohaterami zagranicznych transferów oraz zostali powołani na Euro 2012. Wątpliwe jednak, aby kontrahentów do zakupu naszych piłkarzy przekonał akurat mecz z Bośnią.

Jeśli chodzi o stricte boiskowe wydarzenia, zremisowaliśmy wówczas 2:2. Oba gole dla biało-czerwonych zdobył Paweł Brożek. Był to najnormalniejszy z trzech meczów przeciwko Bośniakom. Pora zatem przejść do ostatniego epizodu, w którym aż roi się od nieoczywistych postaci.

Absurdalna linia ataku

Bośniacki tryptyk zamknął się w grudniu 2011 roku. Wygraliśmy 1:0 dzięki bramce Waldemara Soboty, choć nasza kadra personalnie wyglądała dosyć zaskakująco. Czołowi gracze ekstraklasy, którzy jeszcze rok wcześniej stanowili o sile (choć to może zbyt duże słowo) tej drużyny, wyjechali do zagranicznych klubów, wobec czego tym razem nie mogli pojawić się na zgrupowaniu. Zastąpili ich piłkarze, których nigdy nie posądzaliśmy o prezentowanie umiejętności predestynowanych do gry z orzełkiem na piersi.

Bramki w meczu z Bośnią strzegł Michał Gliwa, który ledwie trzy miesiące później wylądował na ławce Polonii Warszawa, przegrywając rywalizację z innym etatowym ligowym kadrowiczem, Sebastianem Przyrowskim. W ataku biegał natomiast Maciej Jankowski. Napastnik wywalczył sobie powołanie, strzelając jesienią sezonu 2011/12 sześć bramek w piętnastu występach dla Ruchu Chorzów. Wiosnę miał już jednak znacznie gorszą i tak naprawdę nigdy nie zaliczył jakiegoś oszałamiającego sezonu.

W samej końcówce spotkania Franciszek Smuda uznał, że skoro już na pokładzie samolotu znaleźli się tacy piłkarze jak Arkadiusz Woźniak oraz Filip Modelski, to może warto również ich sprawdzić na boisku. Nie będzie pewnie dla Was zaskoczeniem, jeśli wspomnimy, że dla czwórki wymienionych piłkarzy mecz z Bośnią okazał się jedynym występem w narodowych barwach.

„Mecz z Bośniakami miał sens”

Obojętnie, co bym nie powiedział po tym spotkaniu, i tak wszyscy będą narzekać i psioczyć na to, że tutaj przyjechaliśmy. Ja jednak wciąż uważam, że zgrupowanie w Turcji i mecz z Bośniakami miały sens – zapierał się Franciszek Smuda na łamach „Przeglądu Sportowego”.

Sens był jedynie taki, że zawodnicy, którzy w normalnych warunkach nie mieliby najmniejszych szans na rozegranie meczu w dorosłej reprezentacji Polski, spełnili swoje marzenia o występie w kadrze. Z graczy, którzy wzięli udział w spotkaniu z Bośnią, pół roku później na Euro pojechało dwóch – Marcin Kamiński oraz Grzegorz Wojtkowiak. Obaj rzecz jasna nie pojawili się na boisku nawet przez minutę.

Utrata prestiżu i powagi

Grudniowe zgrupowania ligowej reprezentacji Polski miały w swoim zamyśle być materiałem poglądowym dla kolejnych selekcjonerów, którzy z bliska przyglądali się szerokiemu zapleczu kadry. Patrząc jednak na dalszy rozwój karier sporej grupy uczestników tureckich wycieczek, stały się one raczej tematem do żartów. Organizacja takich spotkań spowodowała odarcie reprezentacyjnej koszulki z prestiżu i swego rodzaju wyjątkowości. W starciach z Bośnią mógł ją założyć piłkarz, który jeszcze kilka, kilkanaście lat wcześniej nie mógł nawet marzyć, że znajdzie się w kręgu zainteresowań selekcjonera.

Fot: screen YouTube