Powrót Węgrów do Ligi Mistrzów. Na co stać Ferencvaros? [ROZMOWA]

20.10.2020

Polacy czekali na drużynę w Lidze Mistrzów prawie dwadzieścia lat. Nasi bratankowie z Węgier nieco krócej, bo „tylko” jedenaście. Różnica jest taka, że Legia roztrwoniła pucharowy dorobek w kilka lat, a Ferencvaros powoli buduje swoją pozycje w Europie, coraz lepszymi występami. Na co stać Węgrów? Przekonajcie się sami!

Trzeba przyznać, że Fradi trafili na podobną grupę do tej, którą warszawski klub miał cztery lata temu. Dwóch gigantów, czyli w tym przypadku Barcelona i Juventus, oraz ktoś z kim przy dobrych wiatrach mogą powalczyć o trzecie miejsce – Dynamo Kijów. Jak wygląda Ferencvaros w dniu powrotu do Ligi Mistrzów po 25 latach? Zapytaliśmy o zdanie Maurycego Mietelskiego z facebookowego profilu „Węgierski futbol”.

Po jedenastu latach Węgrzy wracają do Ligi Mistrzów. Awans Debreczyna był odbierany jako sensacja. Wtedy w fazie grupowej, mimo czwartego miejsca, nie ośmieszyli się. Jak teraz Węgrzy podchodzą do startu Ferencvarosu?

Z pewnością cieszy ich sam fakt awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów. Jedenaście lat przerwy to sporo, choć w Polsce czekaliśmy na te rozgrywki jeszcze dłużej. Z pewnością awans Ferencvarosu uważany jest za symbol rozwoju węgierskiej ligi, dlatego każdy kibic na Węgrzech będzie śledził poczynania zespołu Sierhija Rebrowa.

Bardzo trudni rywale, w końcu Barca i Juve raczej mają zamiar walczyć o najwyższe cele wiosną. Czy widzisz szansę dla Ferencvarosu na trzecie miejsce, przed Dynamem Kijów?

Podstawową cechą węgierskich kibiców jest hurraoptymizm. Wystarczy jeden dobry mecz i popadają w euforię, dlatego zapewne sporo osób liczy, że uda się wyprzedzić w grupie Dynamo Kijów. „Magyar Nemzet”, czyli jeden z największych dzienników w kraju, napisał nawet, że nie należy bać się Barcelony, bo przegrała mecz z Getafe. Węgrzy szybko przechodzą jednak ze skrajności w skrajność, więc nie będę szczególnie zdziwiony, gdy zaczną rozliczać Rebrowa w przypadku zajęcia ostatniego miejsca w grupie. Na szczęście włodarze klubu z Budapesztu działają dużo bardziej racjonalnie.

Dla polskich kibiców Fradi są anonimowym zespołem. Oczywiście fani znają Lovrencsicsa, Dvaliego czy Kovacevicia z naszej ligi, kojarzą zapewne Adama Bogdana, Oleksandra Zubkova czy Roberta Maka, ale reszty już nie. Na kogo poleciłbyś zwrócić uwagę kibicom oglądającym ich mecze w LM?

Jeśli chodzi o Lovrencicsa, to sporo osób może być zaskoczonych, gdy zobaczy go obecnie w akcji. Bowiem występuje na prawej obronie, a w Lechu był ofensywnym zawodnikiem. Bogdan i Dwali są rezerwowymi, a Mak dopiero od niedawna jest w drużynie, natomiast Zubkow dopiero wraca do formy po kontuzji. Tym samym warto zwrócić przede wszystkim uwagę na czwórkę czarnoskórych zawodników: Tokmaca, Boliego, Somalię i Isaela. Każdy z nich dysponuje świetną techniką, stąd ich gra może się podobać. Tokmac, z powodu na razie słabej formy Zubkowa, jest obecnie wręcz gwiazdą całej ligi węgierskiej, bo czaruje zarówno techniką, jak i skutecznością. Nie można też zapominać o letnim transferze w postaci Myrto Uzuniego. Każdy kolejny mecz w barwach Fradich działa na jego korzyść, bo coraz lepiej rozumie się z kolegami. W kwalifikacjach zdobył dwie bramki, a tak palił się do gry, że w meczu z Dinamem Zagrzeb strzelił zarówno zwycięskiego gola dla swojej drużyny, jak i jedyną bramkę dla gości. Pewnym punktem zespołu jest też bramkarz Denes Dibusz.

Czy Ferencvaros też buduje swoją akademię? Duże pieniądze są jak piszesz przy transferach, ale czy jest taki plan rozwoju klubu całościowy?

Ferencvaros ma swoje obiekty niedaleko stadionu, a więc w Parku Ludowym w Budapeszcie. Całościowa wizja klubu to oczywiście rokroczna walka o fazę grupową europejskich pucharów. Natomiast jeśli chodzi o samo szkolenie zawodników, to dyrektor sportowy Tamas Hajnal (były zawodnik Borussi, Stuttgartu czy Schalke) powiedział niedawno z rozbrajającą szczerością, że są nastawieni na wynik, dlatego kupują zagranicznych zawodników. Oczywiście jak będzie ktoś się wybijał to dadzą mu szansę albo go sprowadzą z innego klubu, ale nie jest to priorytetem Fradich. W drugiej lidze mają zresztą swój satelicki klub Soroksar SC i opiera się on w sumie na wychowankach Fradich, ale ani nie walczy o awans, ani też nikt się z niego jak dotąd nie wypromował.

Każdemu kto planuje wejść do kasyna lub postawić zakład u bukmachera, radzimy mieć tę książkę pod ręką.

Ferencvaros korzysta z możliwości wpuszczenia kibiców na swoje domowe mecze. Dwa z nich rozegra na Puskas Arena, jeden na swoim stadionie. Kibice chyba mogą być ich dwunastym zawodnikiem, gdyż znani są ze swojego żywiołowego dopingu. Co o tym sądzisz?

Kibice „Fradich” potrafią stworzyć doskonałą atmosferę, stąd bez dwóch zdań ich obecność będzie ważnym czynnikiem motywującym drużynę. Zresztą piłkarze z Budapesztu mogli liczyć na wsparcie swoich kibiców podczas domowych spotkań w eliminacjach do LM, bo zbierali się oni pod stadionem i było słychać ich donośne śpiewy.

W ostatnich latach dużo się mówi o politycznym zaangażowaniu w piłkę nożną na Węgrzech. Czy uważasz, że w dłuższej perspektywie mogą nam odjechać? Już dzisiaj patrząc na transfery topowych klubów, wydaje się, że są na dobrej drodze, by piąć się w górę europejskiego futbolu klubowego.

Oczywiście, że tak. Pieniądze, dzięki zaangażowaniu politycznemu są bardzo duże. Ferencvaros dysponuje z roku na rok coraz większymi funduszami, dlatego może pozwolić sobie na kupowanie zawodników z ligi norweskiej czy chorwackiej. Poprzednik Rebrowa, Thomas Doll, nie miał takiego komfortu. Opierał się w dużej mierze na wypożyczeniach, a po ich zakończeniu właściwie każdego lata budował drużynę na nowo. Teraz klub po prostu kupuje zawodników i jest w stanie zatrzymać ich na dłużej. Trzeba jednak pamiętać, że liga węgierska pnie się w górę, ale wciąż jest jednak uważana za futbolowe peryferie. Trudno zatrzymać zawodników, kiedy zgłaszają się po nich wyżej notowane kluby z Turcji, Cypru i Grecji, albo gdy otrzymują oni atrakcyjne oferty z Kazachstanu. Pieniądze pozwalają jednak na dużo wyższe transfery niż ma to miejsce w Polsce – choćby wspomniany Uzuni przeszedł za prawie dwa miliony euro z Lokomotivy Zagrzeb, zaś Videoton kupił trzeciego bramkarza kadry Serbii.

Czy lepsza dyspozycja klubów przełoży się też na występy reprezentacji Madziarów? Nie mają tylu zawodników, co my na wysokim poziomie, ale jakąś małą bazę w postaci Gulacsiego, Orbana czy wschodzącej gwiazdy Szoboszlaia już tak.

Wydaje mi się, że reprezentacja Węgier już gra coraz lepiej. Tylko podczas ostatniego zgrupowania pewnie wygrała z Bułgarią w półfinale play-off o EURO, a w Lidze Narodów pokonała Serbię na wyjeździe i zremisowała z Rosją. Włoski selekcjoner Węgrów, Marco Rossi, jest nieomalże dosłownie noszony na rękach. Ale postawa węgierskich klubów nie ma tutaj zbyt dużego znaczenia, bo tak naprawdę w Ferencvarosie czy Videotonie prawie nie ma węgierskich zawodników. W kwalifikacjach do LM w pierwszym składzie Fradich wychodziło ich na ogół dwóch-trzech. Podobnie było zresztą w przypadku kwalifikacji do LE i występów Videotonu.

Rossi często musi powoływać starszych zawodników, bo na niektóre pozycje nie ma większego wyboru. W meczu z Serbią to się opłaciło – debiutujący tym meczem 31-letni napastnik Norbert Konyves strzelił bowiem jedyną i zarazem zwycięską bramkę dla Węgrów. Miesiąc wcześniej debiut zaliczył z kolei 32-letni pomocnik Tamas Cseri. Brak piłkarzy na niektóre pozycje jest widoczny nawet w doborze taktyki 3-5-2 z dwoma wahadłowymi, bo Rossi nie ma na przykład szczególnego wyboru na lewej obronie czy na prawym skrzydle. Występujący na tych pozycjach Korhut i Dzsudzsak wybrali bowiem grę w drugoligowym Debreczynie i selekcjoner powiedział wprost, że nie będą z tego powodu powoływani.