FC Barcelona potrzebuje trenera, a nie gościa, który wpadł po autografy

04.11.2020

Bywało już nie raz, że jeden mecz stał się tym przełomowym. Zwykle wygrany w niecodziennych okolicznościach, lecz nie tylko, bo przegrana także może odmienić drużynę. I to wcale nie piękna klęska, a wręcz przeciwnie. Jako przykład podam porażkę Barcelony z Realem Sociedad na początku 2015 roku. Wówczas mówiło się, że Luis Enrique zaraz poleci ze stołka, ponieważ przez kilka miesięcy nie zrobił właściwie nic dobrego. Przyszłość napisała jednak coś zupełnie innego, gdyż Barca zaczęła ogrywać już niemal wszystkich do końca sezonu, co przyniosło potrójną koronę. Wielka w tym zasługa Lucho, który w najbardziej krytycznym momencie się nie poddał, a niepowodzenia przekuł w coś dobrego. 

Pokaż, że masz jaja i pasję

Powiem szczerze, że na początku nie byłem przekonany do Luisa Enrique. Wydawał mi się toksycznym gościem, który prędzej czy później pokłóci się z całą szatnią. I tak również myślała katalońska prasa, która od początku jego kadencji niezbyt dobrze o nim pisała. Lucho jak to Lucho miał to gdzieś, gdyż to po prostu twardy gość.

W moich drużynach to ja jestem liderem – mówił już na pierwszych konferencjach prasowych, gdy pytano go o zarządzanie szatnią.

Luis Enrique doskonale wiedział jak będzie, ponieważ przerabiał to już jako piłkarz. Od początku korzystał z porad psychologa, co nie jest przecież standardem. Zawodnicy, owszem, korzystają z takiej pomocy coraz częściej, ale trenerzy? Przecież to oni mają być pewnego rodzaju terapeutami dla graczy. Lucho wiedział jednak, że sam sobie nie poradzi, ponieważ miał świadomość, że granie w piłkę to jedno, ale jego podstawowym zadaniem było zdobycie zaufania szatni. Wiedział, że ma graczy, którzy potrafią grać w piłkę, ale musiał ich jeszcze przekonać do siebie. A to wcale nie takie proste, o czym przekonali się w ostatnich latach Tata Martino, Ernesto Valverde, czy Quique Setien.

Jeden telefon i znikasz

Mam świadomość, że wystarczy twój jeden telefon do prezesa i mogę wylecieć w każdym momencie, ale nie musisz mi o tym mówić każdego dnia – powiedział kiedyś Tata Martino do Leo Messiego.

Z kolei Quique Setien stwierdził kilka tygodni temu, że bał się zmieniać Argentyńczyka: – Są piłkarze, którymi trudno zarządzać. Wśród nich Leo Messi. Kim ja jestem, żeby go zmieniać, jeśli przez lata akceptowali go takim, jakim jest? 

Chciałoby się powiedzieć trenerem panie Setien. Niestety dla fanów Blaugrany nie takim, który dorósł do prowadzenia wielkich zespołów, a co za tym idzie gwiazd futbolu. Być może La Pulga na pewien sposób jest kimś w rodzaju dyktatora w szatni, ale historia pokazała, że potrafił uszanować zdanie szkoleniowców. I to w momencie gdy był już na szczycie. Ostatnim takim trenerem był oczywiście Luis Enrique, wcześniej Pep Guardiola i Tito Vilanova.

Jak kupić szatnię Barcelony i uznanie Leo Messiego?

Sposobów na to jest zapewne kilka, ale nie da się obejść dwóch rzeczy w tym wszystkim. Musisz mieć jaja i pasję, ponieważ bez tych rzeczy nie będziesz wstanie odstrzelić z drużyny takich gości jak Ronaldinho, Deco, czy Eto’o z małym opóźnieniem. Nie wprowadzisz do szatni twardych reguł, nie będziesz dzwonił o 22:00 do graczy, czy aby na pewno są w domu. Nie postawisz na Sergio Busquetsa, który wówczas w oczach wszystkich był paralitykiem, mając w drużynie Yaya Toure. Nie zmienisz pozycji wyśmiewanemu Sergiemu Roberto. I wreszcie nie będziesz w stanie powiedzieć najlepszemu piłkarzowi w historii klubu, że jest dla ciebie bardzo ważny, wręcz najważniejszy, ale podział ról jest taki, że ty mówisz, a on wykonuje polecenia.

Powyżej mój wpis tuż po ostatnim zremisowanym meczu ligowym (31.10.2020 Alaves – FC Barcelona 1:1 – przyp. red). Napisany na gorąco i chyba trochę niepotrzebnie, ponieważ Ronald Koeman od początku swojej pracy na Camp Nou daje nadzieję, że posiada plan na odbudowę drużyny.

Nie powiem, trochę mi zabrakło energicznych ruchów, furii, czy wściekłości w ostatnim kwadransie meczu z Alaves, ale przejrzałem jak Holender zachowywał się wcześniej na ławce trenerskiej Evertonu, Southampton i reprezentacji Holandii – podobnie w większości przypadków. Trochę mnie to uspokoiło, gdyż domyślam się, że w przerwie w szatni była merytoryka i emocje. Właściwie było to widać na boisku, ponieważ Barca zagrała zdecydowanie lepiej, niż w pierwszej części. Widać było również po piłkarzach, że bardzo chcą strzelić zwycięskiego gola. Tego bardzo brakowało w ostatnich latach.

Oczywiście jednak jaskółka wiosny nie czyni, ale spójrzmy także na to, że Koeman faktycznie zaryzykował i postawił zdecydowanie na młodych graczy takich jak Pedri, Ansu Fati, a swoje szanse dostają również Trincao, Sergino Dest, czy Ronald Araujo. Trochę zmusza do tego sytuacja kadrowa, ale efekt końcowy jest taki, że wreszcie do drużyny wchodzą nowe twarze. I mowa o graczach, którzy faktycznie mogą stanowić trzon tej ekipy w najbliższych latach. Inna sprawa, że w drużynie nie ma żadnej dziewiątki, ale to akurat nie błąd trenera, a zarządu, który na szczęście jest już wyautowany.

Zamieszanie z Luisem Suarezem przypomina mi sytuację z Samuelem Eto’0 w 2008 roku, gdy Guardiola chciał się pozbyć „dziewiątki”, ale ostatecznie Kameruńczyk został jeszcze na rok. Skończyło się to wspaniale dla obu stron, ponieważ obaj panowie potrafili się znieść przez ten rok. Co więcej Eto’o ładował gol za golem i mocno przyczynił się do zdobycia historycznej potrójnej korony. Szkoda, że w tym wypadku nie skończyło się podobnie, bo ta Barca Koemana mogłaby wyglądać teraz naprawdę solidnie, gdyby miała napastnika. I to takiego właśnie jak Luis Suarez, który byłby mocno zmotywowany na ten ostatni rok – dokładnie jak Eto’o 12 lat temu – by wszystkim udowodnić, że jeszcze potrafi. Zaryzykuję na koniec, że gdyby w Barcelonie pozostał Suarez ostatni mecz nie zakończyłby się remisem, a zdecydowanym zwycięstwem.

Ronald Koeman sprosta zadaniu?

Trudno powiedzieć w obecnej sytuacji, ponieważ niektórzy kandydaci na prezydenta Barcelony już zdążyli powiedzieć, że nawet gdyby holenderski trener wygrał wszystko, straci robotę. Przepuśćmy jednak, że Holender dostanie odpowiednie zaufanie, a co za tym idzie czas na pracę. W jego przypadku potrzeba minimum dwóch sezonów, by powiedzieć sprawdzam, ponieważ prawda jest taka, że zarząd nie spełnił nawet w połowie jego minimalistycznych żądań transferowych. Drużyna została – pewnie na cały sezon – bez napastnika, a tak będzie trudno powalczyć o ligę i Ligę Mistrzów. Jeśli jednak latem Blaugrana pozyska klasową „dziewiątkę”, to ten projekt może wypalić. Wierzę w to, bo Koeman to chyba wreszcie odpowiedni trener, by odbudować ten zespół.

Gdy Alex Pintanel z Gol zapytał Koemana na ostatniej konferencji prasowej, co sądzi o wyżej wspomnianych słowach Setiena, odparł bez zastanowienia, że potrafi zarządzać Leo Messim: – Szanuję zdanie każdej osoby. Dla mnie Leo jest najlepszym graczem na świecie. Każdego dnia widzę jego ambicje i charakter. Nie mam problemów z zarządzaniem Leo. Dużo rozmawiamy o wydarzeniach boiskowych, szatni, mamy dobre relacje. Nie zgadzam się z Setienem, ale szanuję go.

Wcześniej Koeman potrafił publicznie powiedzieć, że Leo Messi nie jest w najlepszej formie. Argentyńczyk zresztą zgodził się z tymi słowami. Wreszcie widać, że tutaj jest relacja na linii trener – zawodnik, a nie kibic – gwiazda futbolu. Odpowiednia, zdrowa, taka jak powinna być w drużynie. I być może dojdzie do tarć albo nawet sprzeczek pomiędzy Messim, a Koemanem, ale przecież takie też miały miejsce między Argentyńczykiem, a Luisem Enrique. Ostatecznie kapitan Blaugrany potrafił to docenić, co wychodziło na dobre jemu i drużynie. Nie chcę zapeszać, ale wydaje mi się, że Ronald Koeman może przywrócić słońce na Camp Nou.