Zieliński wraca z asystą i… tyle

11.11.2020

Po październikowym zgrupowaniu wszyscy zgodnie stwierdzili, że Piotr Zieliński był jego największym przegranym. Wszystko w sytuacji, gdy nasza kadra zagrała dobre mecze, a pomocnika Napoli zabrakło ze względu na zakażenie koronawirusem. Teraz Zieliński wraca i rozpoczyna wszystko od asysty. Poza tym jednak nie było efektów specjalnych.

45 minut dostał Piotr Zieliński w meczu z Ukrainą i pod tym względem była to bardzo dobra decyzja Jerzego Brzęczka. „Zielu” małymi krokami jest wprowadzany po przebytej chorobie. W klubie dostał trzy występy, które rozpoczynał praktycznie tuż po rozpoczęciu ostatniego kwadransa meczu, a teraz połówka przeciwko Ukrainie.

Boczny pomocnik, ale nie skrzydłowy

Polacy dzisiaj wyszli w ustawieniu 4-4-2 lub jak kto woli 4-4-1-1. Dyskusyjne mogło być ustawienie Arkadiusza Milika, który w zależności od potrzeb grał jako cofnięty napastnik lub tuż obok Krzysztofa Piątka. Zieliński zajął miejsce po lewej stronie pomocy, ale nie można powiedzieć by był symetrycznie ustawiony do Przemysława Płachety po drugiej stronie. Płacheta to typowy skrzydłowy, zaś Zieliński zawsze woli operować bliżej środka boiska.

Gdy Polacy atakowali starał się regulować tempo i współpracować na swojej stronie z Maciejem Rybusem. Jednak czegoś zawsze brakowało. Raz próbował dograć do Krzysztofa Piątka, ale ten przegrał walkę o piłkę. W 32. minucie zdecydował się na strzał zza pola karnego, ale to nie była najlepsza decyzja. Raz, że zabrał piłkę Arkadiuszowi Milikowi, a dwa, że uderzenie zostało zablokowane. Jakby tego było mało, Ukraińcy wyprowadzili groźną kontrę.

Najważniejszym jego zagraniem była jednak sytuacja z 40. minuty. Dobre wyjście na wolne pole, piłka do Macieja Rybusa. Nieco szybszy wydawał się być schodzący do boku środkowy obrońca, którego jednak uprzedził Andriej Łunin. Zieliński wykorzystał jednak błąd golkipera gości, przytomnie opanował piłkę i mimo gąszczu rywali podał do nabiegającego Krzysztofa Piątka. Resztę wydarzeń znamy.

Czy to był dzień, w którym „przeskoczyło coś w głowie” Zielińskiego? Na pewno nie. Można powiedzieć, że ani nie wyróżnił się specjalnie na plus, ani in minus. Po prostu wyszedł po raz pierwszy w podstawowym składzie od 27 września, gdy przeciwko Genoi zaliczył gola i asystę. Cudów nie było, ale przynajmniej – za sprawą meczów kadry – wróci do meczowego rytmu. Z każdym meczem będziemy jednak liczyć na więcej, bo Zieliński w formie jest naszej kadrze niezbędny!