Dietmar Brehmer: Odra Opole za jakiś czas powalczy o ekstraklasę

14.11.2020

Dietmar Brehmer jest trenerem Odry Opole od początku roku. Po pewnym utrzymaniu w rundzie wiosennej, zespół udanie rozpoczął nowy sezon. Opolanie po 10. kolejkach 1. Ligi zajmują czwarte miejsce. Co więcej, mają na koncie tylko dwie porażki. W rozmowie z “Futbol News” Dietmar Brehmer opowiedział o tym, co jest dla niego najważniejsze w prowadzeniu drużyny, a także jakie cele ma z Odrą.

***

Po ośmiu meczach bez porażki, Odra przegrała w ubiegły weekend. Trzytygodniowa przerwa mogła wpłynąć na zespół?

Myślę, że nie było to powodem. Motorycznie wyglądaliśmy naprawdę dobrze. W poniedziałek przeanalizowałem wszystkie parametry biegowe – zawodnicy naprawdę solidnie wybiegali ten mecz i przerwa nie była powodem przegranej. Myślę, że kluczowa okazała się tutaj bardziej sytuacja z 25. minuty, gdy sędzia podyktował rzut karny naszym rywalom, a my graliśmy w osłabieniu.

Weszliśmy w ten mecz nieźle, mieliśmy dużą przewagę, tworzyliśmy sytuacje. Niestety tak się skończyło, że nie uniknęliśmy dwóch błędów, które zadecydowały o wyniku.

Zadałem pytanie o przerwę, gdyż w Polsce, ale nawet w czołowych europejskich ligach mówi się o tym, że piłkarze odczuwają skutki nie tylko pandemii, ale również przekładania meczów, które potem prowadzi do ich nawarstwienia.

To jest na pewno specyficzny okres dla wszystkich, nie tylko dla sportowców. Uważam, że nie mamy co narzekać – cieszymy się, że możemy grać. Przypomnijmy sobie sytuację, gdy siedzieliśmy w domach. Wręcz marzyliśmy o tym, żeby znowu się spotkać, razem trenować i grać.

Do meczu z Chrobrym nie mieliśmy żadnych komplikacji. Myślę, że musimy być jednak na to wszystko przygotowani. To jest konieczne, żebyśmy te mecze rozgrywali. Mamy stworzyć rozgrywkę dla kibiców – to jest nasz obowiązek. A jest wiele branż, które mają zdecydowanie gorzej od nas.

Przejdźmy jednak do trochę bardziej pozytywnych tematów, gdyż po Odrze Opole w tym sezonie widać pozytywne podejście do kolejnych spotkań. Na początku obecnego sezonu zespół wygląda lepiej niż na starcie poprzedniego. Co pan zmienił w tej drużynie?

Cieszę się, że scementowaliśmy nasz sztab. Wszyscy wiemy, jakie mamy atuty i korzystamy z nich wzajemnie – jestem naprawdę bardzo zadowolony z ludzi, z którymi pracuję. Jeśli chodzi natomiast o komunikację z zespołem, nadajemy na jednych falach. Piłkarze zdają sobie sprawę ze swoich mankamentów i dużo pracujemy nad tym, aby je naprawić.

Wyniki dodały nam też zdrowej pewności siebie. Utrzymaliśmy się w dobrym stylu, ale po trudnej walce. Dobrze przepracowaliśmy też okno transferowe – potrafiliśmy zastąpić Czyżyckiego i Janasika wartościowymi zawodnikami.

Myślę, że dobre rezultaty są wynikiem współpracy na wielu obszarach. Pracowici piłkarze, dobry sztab trenerski i sprawnie funkcjonujący zarząd. Każdy dodaje coś od siebie do naszych ostatnich dobrych wyników.

Zatrzymajmy się przy kolektywie w zespole, który przyznam szczerze, że jest widoczny z zewnątrz. Przyszedł mi na myśl teraz mecz Odry z ubiegłego sezonu, przeciwko Podbeskidziu – pana zespół przegrywał 1:4, ale był bliski wyrównania, ostatecznie przegrywając 3:4, jednak było widać wtedy zaangażowanie całego zespołu.

Powiedziałbym, że jestem zadowolony z większości meczów, które gramy przeciwko drużynom z czołówki. Podał pan przykład meczu z Podbeskidziem – wtedy daliśmy się zdominować w 20 minut i rywalom udało się zdobyć bramki. Przegrywaliśmy znacznie, a doprowadziliśmy do takiego momentu, że mieliśmy jeszcze siedem minut na to, by doprowadzić do remisu.

Z dobrymi przeciwnikami takimi jak Stal Mielec, Miedź Legnica czy Termalica potrafiliśmy grać dobre mecze. Mamy jeszcze trochę pretensji co do tego, jak podchodzimy często do meczów u siebie. Szybko strzelamy bramki, a potem końcówki są nerwowe – nie zdobyć strzelić drugiej bramki, która pozwoliłaby nam na większy spokój. Zresztą przeciwko Jastrzębiu sprokurowaliśmy karnego i też nie mogliśmy się przełamać.

Wrócę do tematu, który pan wcześniej poruszył, czyli okna transferowego. Do zespołu na początku września dołączył Dawid Kort i trzeba powiedzieć, że dobrze się wkomponował w zespół.

Dawid wykazał zainteresowanie naszym klubem, jego menedżer skontaktował się z nami. Zresztą znałem Dawida z okresu, gdy byłem drugim trenerem Pogoni – wtedy odchodził do Wisły Kraków. Zdawałem sobie sprawę z jego potencjału.

Dawid bardzo nam pomógł na początku sezonu. Pomógł nam w lekkim kryzysie, wyprowadził nas na prostą i jest ważnym punktem zespołu. W meczu z Jastrzębiem nie wybiegł w pierwszym składzie ze względu na skutki niedawnego urazu. Widać było jeszcze braki motoryczne i widzieliśmy, że nie jest gotowy jeszcze na pierwszy skład. Pokazał jednak swoją jakość piłkarską i liczę na to, że już w następnym meczu będzie mógł zagrać od początku.

Myślę, że Dawid ma swoje ambicje. Chce grać w ekstraklasie, może chciałby trafić za granicę. Jego obecna droga prowadzi jednak przez Opole i musi pomóc zespołowi, a zespół też pomoże jemu. Jeśli drużyna będzie dobrze funkcjonować, a Dawid zaakceptuje reguły w zespole, jest tu duży potencjał. Myślę, że nam pomoże, ale i sobie pomoże.

Przyznam, że ciekawiło mnie też, jak Dawid Kort będzie się spisywać już po powrocie po urazie.

Na dziś uważam, że mogliśmy jeszcze poczekać. Postanowiliśmy jednak, że ostatecznie zagrał w tym meczu. Zagrał z Radomiakiem około godziny, wszedł w tempo meczowe. Myślę, że Dawid w tej chwili jest na dobrej drodze do tego, żeby być w pełnej dyspozycji. W meczu z Puszczą wierzę, że będzie gotowy na pierwszy skład i udowodni to na boisku.

Podsumowując temat obecnej postawy Odry, można chyba powiedzieć, że ten rok jest dla pana udany?

Dobrze się tu czuję i mam nadzieję, że zarząd jest zadowolony z wyników. Udało nam się spełnić pierwszy główny cel, czyli utrzymać się w pierwszej lidze. A teraz trzeba budować struktury, żeby za jakiś czas powalczyć o ekstraklasę. W mieście są też plany, żeby w ciągu dwóch lat wybudować nowy stadion.

Po dziesięciu meczach na pewno trudno o jakieś podsumowania. W pierwszych dziesięciu kolejkach zanotowaliśmy jednak dobre wyniki i dzięki temu jesteśmy inaczej postrzegani. Ciężko pracujemy, żeby poprawić nasze mankamenty, ale zdajemy sobie sprawę z naszych pozytywnych stron. Jesteśmy zespołem, który z każdym przeciwnikiem potrafi pokazać swoją wartość i teraz powoli udaje nam się wspólnie organizować.

Wspomniał pan o tym, jakie perspektywy stoją przed Odrą Opole. Cofnę się jednak o 22 lata, gdy na pół roku trafił pan do Odry jako piłkarz. Jak to wtedy wyglądało?

Byłem wtedy zawodnikiem Polonii Bytom, a trener nie widział mnie w pierwszym składzie. Będąc młodym piłkarzem, chciałem grać i taką szansę będę miał w Odrze i faktycznie grałem regularnie. To był jednak trudny okres – Odra organizacyjnie była w nie najlepszej kondycji. Po awansie do ówczesnej drugiej ligi może był ciekawy skład, ale warunki były trudne. To było widać, że część elementów treningowych była przekładana ze względu na skromną bazę. Poza tym były permanentne problemy z pieniędzmi, co się przekładało na wyniki.

Wciąż pamiętam jednak tę atmosferę. Większość ludzi była z regionu, ja byłem z Górnego Śląska, jednak prawie wszyscy pozostali byli związani z Opolszczyzną. Część piłkarzy się wybiła – Maciej Michniewicz, Żymańczyk, również świętej pamięci Tomasz Drąg grał na poziomie centralnym. Zresztą w klubie spotkałem się z kilkoma osobami, z którymi grałem w tamtym okresie. Może grałem wtedy tylko pół roku, ale myślę, że wyczucie tego klimatu było mi pomocne.

Jak się panu wydaje z perspektywy byłego piłkarza – czy praca trenera wówczas była trudniejsza niż obecnie?

Na pewno trener nie miał takich instrumentów technologicznych, jak my. Nie miał też takiej wiedzy na temat motoryki. Poza tym baza treningowa w większości przypadków była kiepska. W Odrze trener Zygfryd Blaut nie miał wtedy nawet asystenta, tylko Darek Kaniuka pojawiał się dwa razy w tygodniu i pomagał mu w treningach. Sztaby szkoleniowe były bardzo wąskie i nie było też możliwości do tego, by analizować swój zespół oraz przeciwnika. Nie zwracało się też wówczas uwagi na wiele szczegółów, które obecnie są kluczowe. Myślę, że sytuacja trenera była trudniejsza niż dzisiaj.

W takim razie odwrócę sytuację – czy obecny trener poradziłby sobie z piłkarzami z tamtych czasów?

Na pewno ja już nie chciałbym zmieniać uwarunkowań i instrumentów, które mam. To jest podstawa mojej pracy – korzystam z komputera, analiz, parametrów. Korzystanie ze statystyk nie zawsze jest kluczowe, ale powoduje, że ta wiedza jest przydatna. Dlatego gdybym miał się cofnąć do warunków, gdzie nie miałbym do dyspozycji nawet dobrego boiska, byłaby to dla mnie męczarnia. Aż nie chcę snuć takich myśli, bo to jest przykre. Cieszę się, że polska piłka się rozwija, ale też my, jako trenerzy się dokształcamy.

Kluby też wiedzą, że baza jest potrzebna. Pracowałem w Pogoni Szczecin, gdzie wiele zainwestowano w stadion oraz bazę, boiska treningowe dla pierwszej drużyny i dla akademii. Widzimy też przykład Legii, co też może wpłynąć na ich rozwój w ciągu kilku lat. Dlatego walczmy o więcej i, broń Boże, nie wracajmy do tego, co było kiedyś.

Wspomniał pan o większych możliwościach rozwoju dla trenerów w obecnych czasach. Jedną z nich są zagraniczne staże i wiem, że pan również brał w takich udział.

Starałem się cyklicznie co roku organizować sobie tygodniowy bądź dwutygodniowy staż. W związku z tym, że znam język niemiecki, wyjeżdżałem do Niemiec i Austrii. Byłem w klubach niemieckiej Bundesligi – w Augsburgu, Nurnbergu, Hannoverze, a w Austrii w Red Bullu Salzburg i Tirolu Innsbruck.

Przez ostatnie dwa lata byłem zapracowany i nie miałem możliwości wyjazdu, a obecnie jest czas covidowy. Gdy jednak nadarzy mi się okazja, na pewno z niej skorzystam. Po każdym stażu do tej pory miałem dużo przemyśleń, dokładałem nowe elementy do filozofii treningowej. Dlatego wierzę, że zagraniczne staże są niezbędnym elementem rozwoju dla każdego trenera.

Można powiedzieć, że podczas tych stażów zobaczył pan nieco inny piłkarski świat?

Myślę, że jako polscy trenerzy, nie mamy się czego wstydzić. Jest jednak różnica między klubami Bundesligi a ekstraklasy jeśli chodzi o bazę. W Niemczech to podstawa, żeby pierwsza drużyna miała dwa boiska treningowe i akademia miała dobre obiekty.

Korzystałem ze stażów u zagranicznych trenerów, ale myślę, że od polskich też można się obecnie dużo nauczyć. Jeżeli jednak chodzi o bazę, organizowanie sztabu szkoleniowego czy świadomość treningową, uważam że dużo wyniosłem z tych wyjazdów.

Wróćmy jeszcze do przyszłości. Jak wyglądało pana przejście z roli piłkarza do roli szkoleniowca, gdyż doszło do niego dość płynnie?

To wyglądało tak, że gdy grałem w Polonii Bytom wywalczyliśmy historyczny awans po latach do ekstraklasy. Przez większą część sezonu byłem podstawowym zawodnikiem, ale pod koniec straciłem miejsce w składzie z Adrianem Klepczyńskim. Miałem też świadomość, że moje zdrowie nie pozwoliło na pełną rywalizację.

Wtedy powstał nowy twór – Młoda Ekstraklasa. Klub szukał trenera, który poprowadzi treningi zespołu grającego w tych rozgrywkach. Wcześniej już przez dwa lata prowadziłem młodzież Śląska Świętochłowice, co nie kolidowało z grą. Zaproponowano mi pierwotnie, żebym był równocześnie piłkarzem pierwszej drużyny i trenerem drugiej.

Przemyślałem tę decyzję – miałem wtedy 32 lata i uznałem, że to dobry moment, by się poświęcić całkowicie pracy trenerskiej. Uważam, że to była dobra decyzja. Mój zespół zresztą zagrał pierwszy historyczny mecz Młodej Ekstraklasy, w Białymstoku. Potem krótko prowadziłem pierwszy zespół, gdy oczekiwano na decyzję o zatrudnieniu pierwszego trenera. Dwa tygodnie przez rozpoczęciem sezonu klub zatrudnił Marka Motykę i potem byłem asystentem u niego, a następnie u trenera Szatałowa, który zabrał mnie ze sobą do Cracovii.

Wszystko się rozkręcało, doskonaliłem się, skończyłem kurs UEFA Pro. Trenowałem zespoły na poziomie drugiej ligi, a teraz jestem w pierwszej. Mam swoje ambicje, pracuję w dobrym klubie i wszystko poszło w dobrą stronę.

Gdzie się pan czuł lepiej – w roli trenera zespołu drugiej ligi czy asystenta w ekstraklasie?

Wszystko ma swoje dobre strony. Samodzielna praca daje dużo satysfakcji, ale praca na poziomie ekstraklasy też daje duże doświadczenie. W ten sposób można pracować ze znakomitymi piłkarzami.

Jestem zadowolony z mojej dotychczasowej kariery trenerskiej i tego, jak to wszystko się poukładało. Pracowałem w fajnych klubach, trafiałem na fajny sztab – zarówno jako pierwszy trener, jak i asystent. Mogę powiedzieć z ręką na sercu, że z każdej pracy wyniosłem wiele pozytywów. Czy to z trenerem Runjaiciem, Szatałowem czy Pasieką. Każdemu z nich wiele zawdzięczam.

Mam ambicje, żeby wciąż się rozwijać jako pierwszy trener. A jak się to w przyszłości potoczy? Trudno jest to wszystko planować, ale chciałbym dalej pracować w roli głównego szkoleniowca.

Wspomniał pan przed chwilą o współpracy z trenerem Runjaiciem. Jak pobyt w Pogoni wpłynął na pana?

Przede wszystkim to trener z doświadczeniem na poziomie 2. Bundesligi. W zespole był dzięki temu duży profesjonalizm pod każdym względem. Kosta Runjaić ma dobre psychologiczne podejście do zawodników, potrafi ich zmotywować. Rozmowy przed, w trakcie i po meczu są u tego trenera na wysokim poziomie.

Poza tym trener Runjaić miał dobry kontakt z mediami, potrafił się odpowiednio zaprezentować podczas konferencji prasowych. Jego wypowiedzi są zawsze merytoryczne i wyważone. Poukładał sobie dobrze sztab szkoleniowy. Myślę, że trzy lata pracy w Pogoni to świadectwo tego, dlaczego to wszystko tak dobrze wygląda.

W jednym z wywiadów z panem przeczytałem, że trener Runjaić nalegał na to, żeby pan pozostał w Pogoni.

Miałem wtedy pewne problemy osobiste, ze względu na które skłaniałem się ku temu, żeby wrócić na Śląsk. Trener mnie namówił i postanowiłem to zignorować i wciąż pracować w Pogoni. Część moich prywatnych spraw jednak się nie wyjaśniła i równocześnie otrzymałem propozycję z Odry Opole. Wtedy byłem bardzo zdeterminowany, żeby podjąć nowe wyzwanie. Trener Runjaić mnie zrozumiał, chociaż nie był zadowolony z mojej decyzji. Zagwarantował mi jednak, że klub nie będzie stwarzać problemów mimo półtora roku do końca kontraktu. Rozstaliśmy się w sportowej przyjaźni za co trenerowi i całemu klubowi dziękuję.

Co najbardziej pana przekonało na to, że zdecydował się pan wybrać właśnie Odrę, poza perspektywą prowadzenia samodzielnie pierwszoligowego zespołu?

Pokazano mi solidne perspektywy do utrzymania w pierwszej lidze i przedstawiono mi sytuację kadrową. Zauważyłem, że drużyna jest ciekawa i tworzy się z nich zespół, który jest w stanie powalczyć o utrzymanie. Mówiliśmy wtedy o perspektywie trzyletniej, ale Covid raczej ją wydłużył.

Doszliśmy do wniosku, że jak wywalczymy utrzymanie, będziemy się starać o awans do ekstraklasy. Miasto ma takie ambicje. Zresztą dostałem do współpracy w sztabie szkoleniowym najlepszych specjalistów na Opolszczyźnie. Odra nie ma też problemów finansowych, nie zalega nikomu z płatnościami.

Uznałem też za plus, że klub zostanie przejęty przez miasto. Przyszedł nowy, ambitny prezes, który będzie się starał o dalszy rozwój klubu. Oczywiście nie mogę powiedzieć, że poprzedni właściciel – firma Sindbad – nie był ambitny. Nadszedł jednak czas zmian i nastąpiły one w przyjaźni. To też był jeden z elementów ważnych dla mnie.

Zarządowi bardzo na mnie zależało i powiedziałem, że podejmę kroki w kierunku rozwiązania kontraktu z Pogonią. Wiedziałem, że Odra jest w trudnej sytuacji w lidze, ale Piotrek Plewnia w ostatnich czterech meczach sprawił, że można było spokojniej pracować.

Bardzo pracujemy nad tym, żeby nie zostać tylko tu, gdzie jesteśmy w tej chwili. Chcemy powiększyć dorobek punktowy, mamy swoje ambicje. Po zakończeniu rundy zobaczymy, w którym miejscu będziemy i co będziemy dalej walczyć.

ROZMAWIAŁ: PRZEMYSŁAW CHLEBICKI