Atletico o twarzy Joao Felixa i Marcosa Llorente. Taki zespół Simeone chce się oglądać!

21.11.2020

Nuda, zwycięstwa jedną bramka, autobus, czyste konto i żelazna obrona. Te słowa chyba najlepiej oddają skojarzenia kibiców z Atletico do niedawna. Coraz głośniej mówiło się, że projekt Simeone to za moment będzie przeszłość. Tymczasem nowy sezon, nowe pomysły i nowe Atletico, które coraz częściej da się oglądać. Wydaje się także, że dla argentyńskiego szkoleniowca i jego ekipy obecne rozgrywki mogą być ogromną szansą na walkę o mistrzostwo.

W lutym pisaliśmy o kryzysie Cholismo. Przepytani przez nas eksperci stwierdzili, że nie jest dobrze, ale Simeone jest w stanie z tego wyjść. Jakub Kręcidło z Przeglądu Sportowego stwierdził bardzo ciekawą rzecz. – Coś się musi zmienić i najlepiej zaczynając od samego Simeone – jakby proroczo przewidział.

Dlaczego akurat teraz? Z kilku powodów.

  1.  Wzmocniony skład
  2. Lifting gry
  3. Odbudowany Joao Felix
  4. Zbudowany Marcos Llorente
  5. Żelazna defensywa
  6. Spore kłopoty u konkurencji

Skoro już znamy spis treści, czas nieco zagłębić się w poszczególne aspekty. Najlepiej byłoby zacząć od początku, ale… zaczniemy od punktu numer trzy, bo on tu wydaje się być kluczowy.

Felix dojrzewa

Jeśli cena potrafi ciążyć, to podczas dzisiejszego meczu Antoine Griezmann czy Philippe Coutinho mogliby coś o tym Joao Felixowi opowiedzieć. Francuz i Brazylijczyk kosztowali podobne pieniądze do Portugalczyka i nadal nie spełnili pokładanych w nim nadziei, a zdecydowana większość kibiców Barcy pozbyłaby się ich w mgnieniu oka.

Tymczasem Felix potrzebował roku na adaptację. Z perspektywy ceny i wydania przez Atletico ponad 120 milionów euro brzmi dziwnie. Jednak Diego Simeone pozyskał młodego chłopaka, który ekspresem wszedł do wielkiego futbolu, ale na samym topie musisz mieć wszystko. Tego nieco brakowało Felixowi. Pewnie pamiętacie filmiki z jego początków, gdy „Cholo” uczył młodego wychowanka Benfiki, jak powinien się poruszać w obronie. Było trochę śmiechów, że na tym poziomie takie podstawy nie powinny być ruszane, ale to pokazało też dwie rzeczy. Dbałość o szczegóły ze strony trenera, który jak najszybciej chciał wdrożyć gracza w swoje tryby. Chęć do pracy Felixa, który trafił pod oko baaardzo wymagającego trenera, od którego można jeszcze więcej wyciągnąć.

Łatwo mu nie było, co pokazują liczby. W ubiegłym sezonie 36 meczów – we wszystkich – rozgrywkach, 9 goli i 3 asysty. Nic nadzwyczajnego. Teraz? 10 meczów – 7 goli i 3 asysty. Już na początku listopada praktycznie wyrównał to na co pracował przez kilka długich miesięcy pierwszego sezonu. Zresztą prześledźmy jego najlepsze występy. Będą to mecze z Salzburgiem, Osasuną czy Cadizem. We wszystkich zaliczał dublety, chociaż – zwłaszcza przeciwko Austriakom – mógł nawet więcej. Zacznijmy właśnie od spotkania z Red Bullem. Poniżej heatmapa w jego wykonaniu oraz średnie pozycje całego zespołu(na biało Felix).

Skończyło się dwoma ważnymi golami, a przecież jeszcze w pierwszej połowie trafił w poprzeczkę po efektownej przewrotce.

Czas na spotkanie na El Sadar. Tam już był zupełnie inaczej ustawiony. Przeciwko Salzburgowi przede wszystkim wyżej grał Luis Suarez, a obok byli także Marcos Llorente czy Angel Correa. Z Osasuną zabrakło tylko Urugwajczyka, ale wówczas Felix nie pełnił roli skrzydłowego/drugiego napastnika, ale bardziej „9”.

Tym razem oznaczało to bycie zawodnikiem zdecydowanie najbliżej bramki przeciwnika. Nadal nieco oddalony od osi boiska, w kierunku linii, ale już sytuacja inna, bo też zadania kompletnie różne, gdy masz Luisa Suareza, a gdy sam musisz się w jego rolę skierować.  Na koniec czas na spotkanie tuż sprzed przerwy reprezentacyjnej. Na Wanda Metropolitano przyjechał Cadiz. Zespół, który uwielbia, gdy… nie ma piłki. Wtedy czuje się najlepiej, bo stara się neutralizować atuty rywala. Tyle że szybko Atletico ich rozbiło i było po sprawie. To był jednocześnie koncert Joao Felixa.

Trudno jednoznacznie było ocenić ustawienie Atletico przeciwko Cadizowi. Mario Hermoso(22) w momencie bronienia był jako trzeci stoper, w ataku jako boczny obrońca. Z tego względu bliżej linii grał Saul Niguez(8). Nasz bohater już praktycznie w środkowym sektorze boiska. Tutaj też warto zerknąć na pozycję Marcosa Llorente(14) zaznaczonego na czerwono. Najbliżej bramki przeciwnika!

Zmiana pozycji, zamiana w gwiazdę

Największym – w ostatnim czasie – osiągnięciem Simeone było jednak to, co zrobił z Marcosem Llorente. Chłopak, który nie łapał się w Realu Madryt, teraz wyrasta na gwiazdę ligi. Niegdyś szykowany do roli „6”. Miał być zmiennikiem dla Casemiro. Po to poszedł do Deportivo Alaves, ale stamtąd najlepiej zapamięta przyjaźń z Ibaiem Gomezem, z którym trzyma się do dzisiaj, mimo że dzieli ich trochę kilometrów. Wrócił i pozbyto się go bez żalu. W Atletico też nie zachwycał, aż do czasu, gdy… zrobiono z niego ofensywnego pomocnika, który może grać jako skrzydłowy czy nawet drugi napastnik! Jeśli ktoś jego początki kariery, ominął ostatni rok i włączył Atletico w ostatnich tygodniach, będzie mu trudno się przestawić na tak grającego Llorente. A teraz uwolniony został jego potencjał. Najlepszy przykład to oczywiście rewanż w 1/8 finału na Anfield, gdy niemal w pojedynkę dał TOP8 Atletico za sprawą dwóch goli i asysty, a to wszystko wchodząc z ławki!

Tyły bez zmian

W każdej drużynie trenerzy chcą udoskonalać te elementy, z których dana ekipa słynie oraz niwelować to, gdzie jest największy kłopot. Simeone nadal jednak podtrzymuje siłę swojego zespołu w defensywie. Dwa stracone gole w lidze to wynik imponujący, a przecież ich waga była żadna. Pierwszego strzeliła Granada, gdy Atletico prowadziło… 5:0. Mecz skończył się wynikiem 6:1. Drugiego Osasuna przy stanie 2:0 dla Los Colchoneros, a a koniec było 3:1.

Oczywiście gorzej to wygląda w Lidze Mistrzów, gdzie każdy z trzech rywali trafiał do siatki Atletico, a Bayern po prostu rozbił defensywę madryckiej ekipy. Ale umówmy się, że i mocniejsi od Atleti mają kłopoty naprzeciw ofensywy Bawarczyków.

Paradoks tej sytuacji jest taki, że teoretycznie w obronie głębia składu jest… najmniejsza. W końcu Sime Vrsaljko jest ciągle kontuzjowany, więc Kieran Trippier musi grać wszystko, a drużyna nadal nie doczekała się zmiennika dla Renana Lodiego. Oczywiście nadzieje są wiązane z 20-letnim Manu Sanchezem, ale przecież swoje szansę otrzymał już w tym sezonie Mario Hermoso na lewej obronie. Zresztą od wielkiej biedy mógłby tam zagrać Saul Niguez, który od początku swojej kariery występował już chyba na każdej pozycji oprócz bramki.

Latem także sprowadzony został Ivan Grbić jako zmiennik Jana Oblaka. Jeszcze nie miał okazji zadebiutować w barwach Atleti, ale mówi się, że to bardzo dobry chorwacki golkiper i w razie odejścia Słoweńca byłby w stanie go zastąpić na teraz. Tego jednak kibice klubu z Wanda Metropolitano woleliby jednak nie sprawdzać. Oblak to golkiper z absolutnego topu i taki, który nie musi być efektowny, by być efektywny. Dlaczego? Zawsze robi wszystko ku temu, by uprzedzać groźne sytuacje, więc jego interwencje nie zawsze wyglądają spektakularnie, mimo że chronią zespół przed stratą gola.

Zmienia się przód

Skojarzenia z grą Atletico wymieniliśmy na samym początku. To jednak wszystko ewoluuje. Oczywiście to nadal nie będzie ekipa, która zgarnie 70% posiadania przeciwko słabeuszom i kilka punktów procentowych mniej z lepszymi, ale zmiana jest zauważalna.

Czas na kilka prostych liczb z ligowych boisk. Oczywiście mowa o próbie siedmiu spotkań, ale spotkali się z ekipami grającymi piłką – Villarreal czy Real Betis – oraz tymi, którzy się wolą tego wystrzegać – Cadiz.

Posiadanie piłki: w ubiegłym sezonie 48,9%(10. miejsce w lidze) vs obecnie 54%(6)
Gole: 1,34/mecz(7) vs 2,42/mecz(2)
Skuteczność podań: 78,8%(9) vs 84,4%(4)
Strzały: 11,8/mecz(7) vs 13,7/mecz(2)
Strzały celne: 3,8/mecz(8) vs 5/mecz(3)

Ale nawet, jeśli weźmiemy pod uwagę pozostałe statystyki to również jest wyraźna poprawa. Teraz dopuszczają średnio do 10,1 strzałów na bramkę, w ubiegłym sezonie było 10,9. Piłkę przechwytywali średnio niemal 11 razy w meczu(10,8), a teraz już jest 12,6!

Największa przepaść jest jednak w liczbie krótkich podań. W ubiegłym sezonie średnio wykonywali ich 370, czyli byli w połowie ligi – dziewiąte miejsce. Teraz mowa o 505 krótkich podaniach wykonanych na każde 90 minut gry! Różnica kolosalna, bo przed nimi ledwie Real i Barcelona.

Elastyczność

Atletico jest bardziej ofensywne, co pokazuje kolejna statystyka. Przez cały ubiegły ligowy sezon zaledwie osiem razy wygrali więcej niż jedną bramką. Połowa z tego to były triumfy 2:0. Teraz, po 7. kolejkach, już mają takich zwycięstw 5, a w tym spotkania, w których solidnie dokręcili śrubę Granadzie i Cadizowi – 6:1 oraz 4:0. Zresztą warto zerknąć na pewien screen z tego ostatniego meczu. Wspominaliśmy wyżej, że ekipa z południa nie lubi mieć piłki i gra bardzo głęboko. Na ogół tak nastawione drużyny przeciwko Atletico mogły długo się bronić i liczyć na niski wymiar kary. Tutaj jednak Atletico szybko przełamało opór, a później punktowało. Skończyło się na czterech gola, a mogło być wyżej. Zwłaszcza, że już na początku drugiego kwadransa, gdy Rojiblancos prowadzili, sytuacja wyglądała tak. Piątka rywali w obronie przed polem karnym, trzech pomocników i dwóch napastników przed piłką na wysokości 40 metra od bramki.

W tym meczu Atletico miało 67,5% posiadania, ale trochę wcześniej grali z Betisem. I to było Atletico jakie znamy. 40% posiadania, rywal mający – teoretycznie – kontrolę nad meczem, ale Colchoneros byli niezwykle konkretni w tym meczu.

Sytuacja z drugiej połowy. Betis z piłką na połowie Atletico. Niby nie powinno nic się wydarzyć, jedynie Luis Suarez „nad” piłką. Z pozoru bezpieczna sytuacja dla gości. Po chwili Canales traci piłkę i po kilkunastu sekundach sytuacja wygląda tak…

Kontra nie skończyła się golem, ale jeśli potrafisz wyjść pięcioma zawodnikami i mieć taką przewagę po odbiorze i szybkim podaniu do przodu, to znaczy, że dobrze się przygotowałeś pod rywala. Co ciekawe Betis grał po chwili jednego mniej po czerwonej kartce Martina Montoyi, właśnie po jednej z kontr. Czy Atletico rzuciło się do huraganowych ataków? Zobaczmy sytuacje z końcówki.

Niemalże podobne ustawienie, jak ponad dwadzieścia minut wcześniej, mimo że to rywal gra jednego mniej. Atletico jednak wiedziało kiedy i jak zaatakować. Jedna z kontr zakończyła się niepowodzeniem. Co zrobiła drużyna Diego Simeone? Została pod polem karnym Betisu. Błąd Verdiblancos i zerknijcie, jaka sytuacja dla gospodarzy.

Pięciu zawodników w polu karnym, dwóch na jego skraju przy czterech/pięciu rywalach! Też nie wykorzystali tej sytuacji, ale po raz kolejny widzimy, że potrafią „cierpieć” jak to ładnie Hiszpanie określają. Gdy rywal oddaje piłkę, oni chętnie ją wezmą. Gdy rywal chce atakować, też się dostosują i to może być ich największa broń w tym sezonie!

***

To wszystko jakby złożyło się w idealnym czasie. Barcelona oddała swojemu rywalowi w zasadzie jedynego napastnika i nie wzięła nikogo w zamian. Kontuzji doznał drugi najlepszy zawodnik ofensywy po Messim, a w gabinetach nadal trwa wojna. Real nadal nie może pozbierać obrony, co rusz wypadają kolejni zawodnicy, a sporo z nich jest w średniej albo słabej formie. W dodatku coraz częściej przydarzają się wpadki, jak lanie na Mestalla czy kompromitacja z pół rezerwowym Szachtarem w Lidze Mistrzów.

W takiej sytuacji Atletico musi włączyć się do walki o mistrzostwo. Dzisiaj pierwszy z największych testów ligowych. Kiedy uderzyć w Barcelonę, jeśli nie teraz? Lepszego momentu nie będzie!