Nowy kontrakt dla Żurawia. „Rozliczamy” trenera Lecha

26.11.2020

Niemal równo 600 dni wybiło od przejęcia przez Dariusza Żurawia Lecha Poznań w roli pierwszego trenera do przedłużenia kontraktu. W sieci zawrzało, gdyż umowa będzie dość długa jak na polskie warunki. Do końca sezonu 2022/2023, czyli jeszcze przez ponad 2,5 roku. Czy wytrwa? Życzymy wypełnienia kontraktu, ale zanim do tego dojdzie sprawdzamy, jak wygląda Lech za jego kadencji.

Niby dobrze, ale (jeszcze) bez sukcesów

Trudno mieć jakiekolwiek uwagi do pracy w sezonie 2018/19. Wówczas pracował nawet dwukrotnie w roli pierwszego trenera. Najpierw jako „strażak” po zwolnieniu Ivana Djurdjevicia na początku listopada, gdy wszyscy oczekiwali na Adama Nawałkę. Później, na koniec marca, przejął drużynę właśnie po byłym selekcjonerze. Początek wcale nie był dobry, wszak po wygranej nad Pogonią przyszły wpadki z Lechią i Jagiellonią. Lech rzutem na taśmę zakwalifikował się do grupy mistrzowskiej, ale w niej nie odegrał większej roli zgarniając 9 na 21 możliwych punktów.

Wszyscy spodziewali się, że Żuraw był opcją tymczasową i od nowego sezonu będzie kolejny szkoleniowiec. Tymczasem ten został i zdobył wicemistrzostwo. W Poznaniu to nadal porażka, tym bardziej, gdy tytuł wpada w ręce Legii, ale z ogromną poprawą.

Tabela Ekstraklasy za kadencji Dariusza Żurawia(źródło: 90minut.pl)

Globalnie praca Dariusza Żurawia w lidze wygląda średnio dobrze. Mowa o czwartym najlepiej punktującym klubie. Oczywiście bierzemy pod uwagę fakt, że Górnik Zabrze dwukrotnie znajdował się w grupie spadkowej i tam zgarnął trochę tych punktów, ale wciąż różnica między Lechem a ekipami będącymi tuż za nim nie jest duża. Na przestrzeni ponad 50. meczów mówimy o dorobku lepszym zaledwie o pięć „oczek” od Lechii czy Jagiellonii, sześć od Cracovii i Śląska oraz siedmiu nad Zagłębiem i ośmiu nad Pogonią.

Na plus z pewnością atak, bo tutaj Lech strzelił niemal tyle samo goli, co Legia, a przecież, gdyby policzyć średnią na mecz, wypadłby najlepiej w lidze. O ile u siebie średnie wyglądają w porządku, o tyle na wyjazdach wyglądało i wygląda źle. 35 punktów w 28. meczach to naprawdę wynik nie przystojący drużynie, której celem jest walka o tytuł czy puchary. A to wszystko przy… najlepszym ataku poza domem. Dla porównania Legia w tym samym czasie zgarnęła 47pkt, ale lepsza okazała się Lechia, Górnik, Pogoń czy Jagiellonia.

Wymiana składu

Półtora roku pracy to przede wszystkim ogromna zmiana pod kątem kadrowym w Poznaniu. Patrząc na kadrę drużyny z wiosny 2019 roku bardzo trudno znaleźć obecnych graczy. Nie ma obu golkiperów, z obrońców pozostał jedynie Thomas Rogne. Wśród pomocników jest Pedro Tiba, Filip Marchwiński czy Jakub Kamiński i w zasadzie to tyle. Przy czym uczciwie trzeba przyznać, że kilka dni po objęciu przez Żurawia posady to Kamiński strzelał gola z KKS-em Kalisz w meczu III-ligowych – wówczas – rezerw, a Marchwiński miał ledwie ponad 20 minut w seniorach, dzięki dwóm wejściom z ławki za kadencji Nawałki. Krótko mówiąc po tamtej ekipie zostały zgliszcza… i dobrze.

Wymiana dotknęła wszystkie formacje i niemal wszystkich zbędnych zawodników. Oczywiście trudno porównywać odejścia takich graczy jak Christian Gytkjaer czy Kamil Jóźwiak do zakończenia współpracy z rumuńskim Beckhamem Mihaiem Radutem, Maciejem Gajosem czy Nikolą Vujadinoviciem. Zresztą warto stworzyć dwie listy. Tych, którzy przyszli za czasów trenera Żurawia i tych, którzy odeszli z Poznania.

Udane przyjścia

Przyszli: Mickey van der Hart, Djordje Crnomarković, Lubomir Satka, Bohdan Butko, Karlo Muhar, Dani Ramirez, Filip Bednarek, Marko Malenica, Alan Czerwiński, Wasyl Kraweć, Jan Sykora, Mohammad Awwad, Nika Kaczarawa, Mikael Ishak

Potężna zmiana, bo mowa o 14 nowych twarzach i 20, których nie ma. Liczyliśmy tylko posiłki z zewnątrz, gdyż zawodnicy przychodzący z akademii cały czas de facto pozostawali graczami Lecha, nawet będąc na wypożyczeniach. Dzielimy transfery do klubu na cztery kategorie: bardzo udany, lekko na plus, średnio udany i nieudany.

W tej pierwszej kategorii zdecydowanie stawiamy na ten moment trzech zawodników: Dani Ramirez, Alan Czerwiński i Mikael Ishak. Do drugiej wrzucimy Filipa Bednarka, Djordje Crnomarkovicia, Lubomira Satkę. Na ten moment do średnio udanych trafia duet Ukraińców, ale to ze względu też na ich zdrowie, co jest jakby elementem wszystkich składowych. Podobnie z Janem Sykorą, Mohammadem Awwadem. Do ostatniej grupy trafia tylko trzech graczy. Zdecydowanie holenderski golkiper, który sporo punktów podarował rywalom Lecha oraz Karlo Muhar. Chorwat kojarzy się z byciem hamulcowym drugiej linii i osobą, która długo blokowała miejsce Moderowi miejsce do gry.

Póki co wstrzymujemy się oceną dla Niki Kaczarawy. Ta mogłaby by tylko zła, ze względu na jego skuteczność, ale bierzemy pod uwagę, że jednak z 245 rozegranych minut, aż 110 uzbierał na przestrzeni dziewięciu wejść z ławki, które często odbywały się w końcówkach.

Potrzebne porządki i trochę zarobku

Odeszli: Jasmin Burić, Matus Putnocky, Vernon De Marco, Dimitris Goutas, Wołodymyr Kostewycz, Rafał Janicki, Robert Gumny, Piotr Tomasik, Nikola Vujadinović, Marcin Wasielewski, Tomasz Cywka, Maciej Gajos, Darko Jevtić, Joao Amaral, Kamil Jóźwiak, Maciej Makuszewski, Mihai Radut, Łukasz Trałka, Christian Gytkjaer, Timur Żamaletdinow

Czas przejrzeć tych, których albo odstrzelono, albo sami wybrali nowe miejsca. Tutaj też musimy podzielić na kilka kategorii. Robert Gumny i Kamil Jóźwiak dali zarobić Kolejorzowi, choć łączna kwota jest pewnie mniejsza niż się włodarze Lecha spodziewali jeszcze ze dwa lata temu.

Za kim można tęsknić? Na pewno Darko Jevticiem, Christianem Gytkjaerem i w zasadzie ta lista się kończy. Obu czas w Poznaniu dobiegł końca i chyba obaj potrzebowali zmian. Dlatego też wykorzystali kończące się kontrakty i trafili do Rubina Kazań oraz Monzy.

Dziwić mogło łatwe rozstanie z Matusem Putnkockim, który wielokrotnie w Śląsku Wrocław udowodnił, że na naszą ligę jest naprawdę solidnym golkiperem. A patrząc, że zastąpił go przeciętny van der Hart, to już trudno zrozumieć taką zamianę. Trudno płakać po takich graczach jak Kostewycz, Trałka, Makuszewski czy Gajos. Od wielkiego dzwonu coś dali zespołowi, ale to też nie było to. O pozostałych w większości  szkoda gadać, bo większość z nich nie powinna w ogóle trafić do takiego klubu z ambicjami.

Szansa dla młodych

Tutaj od razu można wymienić trzy nazwiska. Jakub Moder, Tymoteusz Puchacz i Jakub Kamiński. Ten tercet debiutował za kadencji Żurawia. Wszyscy w odmiennych okolicznościach, ale dzisiaj trudno sobie wyobrazić Kolejorza bez któregokolwiek z graczy, a będzie trzeba.

Jako pierwszy do gry wszedł Puchacz, który po sezonie 18/19 wracał z wypożyczenia. Notabene nie było to dla niego pierwsze ogrywanie się poza Poznaniem, ale po kolei. Najpierw ponad pół roku spędzone w I lidze w Sosnowcu, w którym dostał też dwie szansę gry w Ekstraklasie. Po chwili jednak kolejne wypożyczenie i znowu na Górny Śląsk – do GKS-u Katowice. Po ponad półtora roku spędzonego na zapleczu był gotowy do powrotu i niemal z miejsca wskoczył do składu. Dzisiaj kojarzymy go głównie jako lewego skrzydłowego lub lewego obrońcę, a przecież na początku gry w pierwszym zespole głównie oglądaliśmy go na… prawym skrzydle. Wówczas funkcjonował jako „odwrócony” skrzydłowy, który często schodził do środka i strzelał.

W tym samym czasie Jakub Moder wrócił z wypożyczenia do Odry Opole. Różnica była jednak taka, że „Modziu” rozpoczął sezon grając w rezerwach, a to wszystko meczem 0:4 w Elblągu! Wówczas obok niego w składzie drugiego Lecha występował Jakub Kamiński, Filip Szymczak czy też Tomasz Dejewski, który w tym sezonie zagrał choćby przeciwko Benfice.

Zresztą historii o Moderze czy Kamińskim opowiadać nie ma sensu, bo wszystko już zostało powiedziane. Po prostu Żuraw dał im szansę, którą być może dałby im także każdy inny szkoleniowiec będący na miejscu obecnego trenera Lecha. Tego się jednak nie dowiemy, a w Poznaniu mogą dziękować za – pośrednio – udział w zgarnięciu już kilkunastu milionów euro, a może będzie tego więcej, skoro za Puchacza czy Kamińskiego można jeszcze zgarnąć kolejnych kilka, a może kilkanaście milionów euro.

Liczby wszystkiego nie mówią

Jak się zmieniła gra Lecha? Dzisiejszy Lech to przede wszystkim drużyna, która bardzo chce dominować. Trudno się dziwić, w końcu mowa o ekipie, która ma wszystko właśnie, by w ten sposób grać. W linii pomocy nie uświadczymy – mowa o wyjściowym składzie – gracza o inklinacjach typowo defensywnych. Gdy wychodzisz Moderem, Pedro Tibą czy Danim Ramirezem, po prostu musisz wziąć piłkę i atakować. Zaglądamy w statystyki prowadzone przez portal Ekstrastats.pl:

Średnie posiadanie: 59%(1. miejsce w lidze razem z Legią)
Średnia liczba strzałów na mecz: 18,5(1)
Średnia liczba celnych strzałów/mecz: 6,13(1)
Procent goli do strzałów: 8,78%(13)

Porównajmy to do liczb uzyskiwanych w dwóch poprzednich sezonach:

Średnie Posiadanie: 56%(19/20), 52%(18/19)
Średnia liczba strzałów na mecz: 16,56, 12,38
Średnia liczba celnych strzałów/mecz: 5,97, 3,89
Procent goli do strzałów: 11,20%, 10,26%

Ciekawie jednak wyglądają statystyki oddawanych strzałów przeciwko Lechowi. Tych w każdym meczu jest 11,5 i jest to piąty najniższy wynik w lidze, ale już w celnych są na dziewiątym miejscu, a każdy mecz to 4,13 prób na bramkę Filipa Bednarka. Trzeba przy tym też oddać, że rywale, w przeciwieństwie do Lecha, są dość skuteczni w meczach z nimi. 14,13% strzałów kończy w bramce, a pod tym względem gorsze jest tylko Podbeskidzie i Piast – 16,28 i 16,67%.

Czy Lech ma pecha?

Zaglądamy w naszą ulubioną statystykę expected goals.

Zagłębie – Lech 2:1 (0,58 – 1,58)
Lech – Wisła P 2:2 (1,55 – 2,59)
Śląsk – Lech 3:3 (2,13 – 2,81)
Lech – Warta 1:0 (1,60 – 0,88)
Piast – Lech 1:4 (1,22 – 2,08)
Jagiellonia – Lech 2:1 (0,89 – 1,88)
Lech – Cracovia 1:1 (1,36 – 0,93)
Legia – Lech 2:1 (1,36 – 0,97)

Brakuje danych jedynie z ostatniego meczu. Zobaczmy mecze z Cracovią i Legią. Teoretycznie xG odwrócone przez tydzień czasu, a wyniki już nie… Nie byli skuteczni w Białymstoku, a Jaga strzeliła ponad normę, ale z drugiej strony w Gliwicach zanotowali wynik lepszy niż mogłoby się wydawać. Sporo szczęścia mieli z Wisłą Płock, ale na inauguracje takowego w ogóle nie było.

Model ogólny sugeruje, że Lech powinien był strzelić 13,83 gola, a trafił 13 razy, czyli w tym wypadku nie można powiedzieć, by mocno odbiegali od przewidywanych trafień. Gorzej to wygląda w obronie. Lech powinien stracić 10,59 bramek, a wpadło rzeczywiście ich 13. Pod tym względem już to wygląda gorzej, a wszystko przekłada się na punkty. Przed weekendem mieli ich 9, a powinni mieć 13,35 i gdyby klasyfikować ligę według expected points, wówczas powinni być na piątym miejscu, tuż za Cracovią, ze stratą czterech oczek do Rakowa. Rzeczywistość jest jednak taka, że Lech ma zdecydowanie mniej punktów niż mieć powinien. To i tak nijak się ma do zdobyczy Piasta, który przed weekendem miał bilans… -10,56 xPKT, ale to pewnie niewielkie pocieszenie w Poznaniu.

Z drugiej strony w ubiegłym sezonie wg xG powinni mieć bilans bramkowy +14, a mieli +36, a w punktach zyskali na tym o 5,71 „oczka”.

Z czego to wynika? Ze stylu gry!

Patrzmy na posiadanie, a tam przewaga nad rywalem kolejno: 10, 28, 26, 18, 8, 34, 34, -8 i 18. Jedyny minus przy meczu na Łazienkowskiej z Legią. Ale ciekawa jest statystyka dwóch kolejnych spotkań, które pogrubiliśmy. Najmniejsza przewaga i największa. Ta pierwsza to mecz z Piastem wygrany 4:1 na wyjeździe, a ta druga to… porażka z Jagiellonią. Dość powiedzieć, że później 34 punkty procentowe przewagi też nie dały wygranej, gdy rywalem w Poznaniu była Cracovia.

To jest właśnie paradoks, że Lech ma kłopoty, gdy rywal głęboko się cofnie. Często jest to zmasowana obrona i nie ma pomysłu na rozerwanie tego. W Lidze Europy rywale grają bardziej otwartą piłkę, dzięki czemu jest więcej luk, w które można zagrać piłkę, wyjść na pozycje. Poza tym przeciwnicy są też bardziej nastawieni na grę w piłkę, a u nas  -jak to u nas – na niwelowanie różnic i przerywanie akcji. Dlatego paradoksalnie łatwiej się gra z mocniejszymi niż ze słabszymi.

***

Nie ma wątpliwości, że Lech zrobił duży postęp w wielu aspektach sportowych za kadencji Dariusza Żurawia. Kilka nowych twarzy, na których albo już zarobił – Moder – albo zaraz zarobi, jak Kamiński, Puchacz i może ktoś w dalszej kolejności. Powrót do europejskich pucharów w dobrym stylu również pomaga w promowaniu graczy. Jest jednak sprawa, nad którą trener Dariusz Żuraw musi popracować jeszcze mocniej. Zdobywanie tytułów.

W maju minie sześć lat od ostatniego mistrzostwa i dwanaście od pucharu kraju. To zdecydowanie za długo, jak na klub, który wielkością jest numerem dwa w Polsce. Kibice mają dosyć przegrywania w pięknym stylu, tylko chcieliby w końcu trofeów do klubowej gabloty. Nie będzie łatwo, gdyż zawalony początek ligi wielkich nadziei nie daje, a w niedzielę rozpoczęli maraton, o którym pisaliśmy ostatnio.  – Raków, Standard, Lechia, Benfica, Podbeskidzie, Rangers, Stal, Pogoń i Wisła. Krótko mówiąc pomiędzy 22 listopada a 19 grudnia rozegrają 9 meczów! Niecały miesiąc grania, co trzy dni przy takiej krótkiej ławce może ich naprawdę wykończyć.

Można trochę zyskać, ale jeszcze więcej stracić. Zobaczymy, jak wówczas będzie wyglądał Lech, trener Żuraw i nastroje w Poznaniu. Dla dobra piłki przydałoby się jednak, gdyby ta efektowna gra została przekuta w sukcesy nie tylko finansowe i wizualne, ale także te namacalne, w postaci pucharów.