Kilka słów na pożegnanie Diego. Dla Argentyńczyków odszedł ktoś więcej niż idol

26.11.2020

Trudno powiedzieć, że śmierć Diego Maradony była zaskoczeniem. Otarł się o nią w ostatnich latach pewnie kilka, a nawet kilkanaście razy. Zawsze lądował jednak na czterech łapach. Nawet kilka tygodni temu przeszedł poważną operację i wszystko miało być dobrze. Niestety wczoraj dobrze już nie było. Świat obiegła wiadomość o śmierci jednego z najwybitniejszych piłkarzy w historii futbolu. Coś na co wszyscy powinni być przygotowani, zwaliło z nóg innych znakomitych piłkarzy, trenerów, a przede wszystkim miliony wyznawców Diego. Wniosek taki, że chyba wszyscy nazbyt uwierzyli, że jest nieśmiertelny.

Wczoraj na konferencji prasowej po meczu Ligi Mistrzów Pep Guardiola powiedział: – W Buenos Aires lata temu, widziałem baner z napisem: „Nie ma znaczenia co zrobiłeś ze swoim życiem Diego, znaczenie ma, to co zrobiłeś z naszymi życiami.” Myślę, że to perfekcyjnie wyraża to, co on nam dał – ogromną ilość radości i przyjemności oraz jego oddanie światu futbolu.

Będąc w Argentynie takich napisów widziałem całą masę. Samo Buenos jest miastem pięknym, wszędzie unosi się artyzm. Czuć woń sztuki, ale także miłości do futbolu. Ludzie nie tylko kochają tam Maradonę, ale wręcz go ubóstwiają. Stawiają wyżej od papieża, Jezusa, a nawet Boga.

W Buenos pierwszy raz w życiu zobaczyłem na własne oczy, by kogoś tak ubóstwiano. Słyszało się oczywiście o tym, że ludzie wieszali go na krzyżach zamiast Jezusa. Stworzyli nawet kościół Diego Maradony. Serio, taki prawdziwy. Mieli swoich apostołów, czytali fragmenty biblii zatytułowanej „Jestem Diego Ludu”. A nawet stworzyli 10 przykazań:

– „Będziesz nad wszystko kochał piłkę nożną”,

– „Będziesz wyznawał bezwarunkową miłość do Diego i pięknej gry”,

– „Będziesz propagował słowo Diego w każdym miejscu świata”,

– „Będziesz odwiedzał kościoły, w których nauczał Diego”,

– „Przyjmiesz drugie imię Diego”,

– „Nazwiesz swojego syna Diego”.

Wyznawcy kościoła Diego zbierali się każdego 30 października w klubie w Rosario, by świętować nowy rok. Kolejny po narodzinach ich Boga. Chore? Bez wątpienia, ale taka właśnie jest miłość Argentyńczyków do byłego zawodnika m.in. Napoli.

Film, który zmienia postrzeganie Diego

Ponad rok temu Asif Kapadia nakręcił film o historii tego wybitnego piłkarza. Co ciekawe zrobił tym samym wyjątek, ponieważ wcześniej na warsztat, owszem, brał równie tragicznie historie, ale kończące się najboleśniej jak tylko można… Śmiercią. Mistrz świata z 1986 roku nad przepaścią stał wiele razy, ale wówczas jeszcze żył. Nie odszedł na zawsze, jak Amy Winehouse i Ayrton Senna… Kapadia w swoim filmie skupił się przede wszystkim na okresie neapolitańskim, ale w doskonały sposób pokazał, jak wielki ciężar musiał dźwigać Diego. Biedny chłopak ze slumsów, nieprzygotowany do jakiegokolwiek życia, musiał zmierzyć się ze swoją boskością. Niestety w życiu nie było, jak na boisku. Przegrywał bowiem wielokrotnie.

Więcej o filmie już nie będę pisał, ponieważ ponad rok temu jeszcze na Weszło napisałem jego recenzję. Tutaj fragment: – Niewyobrażalna sława, mityczność i bolesne upadki – takie filmy kręci Asif Kapadia. Tym razem nagrodzony Oscarem reżyser zajął się historią Diego Armando Maradony. Mistrza świata, mistrza w upadaniu, Boga, diabła, skandalisty, a przede wszystkim zwykłego chłopaka ze slumsów Buenos Aires, którego już z nami nie ma od wielu lat. Został jedynie Maradona – oszust, narkoman i przegrany. Ostatni raz cały świat zobaczył go w trakcie rosyjskiego mundialu na trybunach stadionu w Sankt-Petersburgu, gdy upadł kolejny raz w swoim życiu. 

Film „Diego” z całego serca polecam, bo jest z nim, jak z Neapolem albo Buenos Aires– przynajmniej raz w życiu trzeba go zobaczyć.

Tłumy żegnają Boga

W Argentynie wystawiono dziś trumnę Maradony, co można oglądać w relacji LIVE na platformie YouTube. Jak łatwo się domyślić miliony osób przyszły pożegnać swojego idola.

Takie obrazki jednak nie dziwią, ponieważ gdy Maradona nie raz przechodził poważną operację, pod szpitalem koczowały tłumy osób, by dowiedzieć się, czy wszystko zakończyło się pomyślnie. Diego nie raz w życiu mógł poczuć się jak papież, Bóg, czy Jezus. Jako zwykła gwiazda futbolu w Europie poza Neapolem, gdyż w tym włoskim mieście jego legenda także głosi, że był kimś więcej niż tylko piłkarzem.

Nie może więc dziwić, że w Argentynie ogłoszono trzydniową żałobę, stadion Napoli będzie nosił imię Diego Armando Maradony, loża piłkarza na słynnej La Bombonerze już nigdy nie zgaśnie.

Bez wątpienia odszedł ktoś więcej niż piłkarski geniusz, a najbliższe dni pokażą, jak wielka była legenda Diego Armando Maradony.