Jak Filip z Poznania ciągle tylko talentem się zasłania

03.12.2020

„W drugim meczu Lech Poznań sterowany przez Filipa Marchwińskiego stanął naprzeciwko Wisły Płock. Młody Lechita zagrał fantastycznie. Od początku posiadał inicjatywę, widać było przewagę umiejętności Filipa i to on strzelił pierwszego gola… Na 2:0 podwyższył Kamil Jóźwiak a dwa kolejne gole znów strzelił ‘Marchewa”, który skompletował hat-tricka – tak w maju 2020 roku Głos Wielkopolski opisywał udział 18 letniego zawodnika Kolejorza w… wirtualnym turnieju Ekstraklasa Cup gdzie rywalizował z Jakubem Rzeźniczakiem.

Opis w punkt, bo często oglądając Marchwińskiego na boisku, można mieć wrażenie, że niczym ta przeurocza pani z filmu „Ring” wyszedł właśnie z telewizora i czeka aż ktoś wciśnie kombinację przycisków na swoim padzie. Czasem się uda, przekładka pójdzie we właściwą stronę i nogi poniosę elastycznie i z gracją. Często jednak kończy się to wszystko dużo gorzej

A OSTRZEGALI

Gratulacje Filip. Duża rzecz. Teraz spokojna i chłodna głowa, żebyś nie odleciał jak ja”

Mimo, że nie pisał tego Dawid Janczyk, tylko jego imiennik Kownacki na swoim twitterze, to rada cenna, tym bardziej dla kogoś, kto strzela swojego debiutanckiego gola w ekstraklasie mając 16 lat i 340 dni.

Filip Marchwiński może być jedynym plusem pobytu Adama Nawałki w Lechu. Nie wiemy czy nastolatek wszedł właściwą nogą na boisko a trawa miała wedle zaleceń byłego selekcjonera 26 milimetrów, ale wiemy na pewno, że w 86 minucie na lewym skrzydle Makuszewski minął 86 letniego Polczaka i zagrał Filipowi pod nogi, ten kopnął i wpadło. Nie zapisał się w historii tego meczu, ot gol na 6-0, ale zapisał się w historii klubu z Wielkopolski, jako najmłodszy strzelec bramki na poziomie ekstraklasowym.

Efektowniej ładował do sieci w debiucie w barwach poznańskiego klubu na przykład Robert Lewandowski (piętką przeciwko GKS-owi Bełchatów) czy nawet obecna gwiazda słowackiej ligi Dawid Kurminowski w sparingu z Górnikiem Konin, ale żaden z nich nie robił tego będąc tak młodym. W takim wieku to może sobie prawie 2 metrowy Donnarumma debiutować i wymiatać, ale żeby Polak? Somsiad, toż to niemożliwe.

Po meczu oczywiście typowe bla, bla – ciężka praca, to było jedno z najskrytszych marzeń, nie zawiodę oczekiwań, niebo jest niebieskie a Marcin Najman kończy karierę.

Klimek Murańka miał 10 lat, gdy w 2004 roku wylądował na 135 metrze i został okrzyknięty złotym dzieckiem polskich skoków – jak się skończyło? Wszyscy wiemy.

Filip Marchwiński też od początku miał to coś. Poruszał się trochę inaczej z większą gracją, finezją i chyba zdawał sobie z tego sprawę. W jednym z wywiadów, mówił na przykład tak

Zawsze prezentowałem wyższy poziom i wyróżniałem się na tle innych. Kiedy grałem ze starszymi chłopakami to często słychać było Wow jesteś taki młody a tak dobrze grasz. W sumie można powiedzieć, że do dzisiaj tak mam. Ostatnio grałem na orliku z trochę starszymi chłopakami i nie mogli uwierzyć, że jestem z rocznika 2002…

Pewność siebie to dobra sprawa, wyrabia ją przechodzenie młodzieżowych szczebli w glorii najlepszego, najbardziej utalentowanego. Każdy zespól marzy o hurtowym szkoleniu talentów. Na samym końcu pojawia się jednak pytanie o obciążenia psychiczne takiego młodego piłkarza i o to czy nie jest on po prostu produktem z przyczepiona łatką oczekiwań. Łatką, którą trzeba w końcu oderwać jak zużyty plaster, gdy rana się zagoi i biec do przodu. Niestety nie zawsze jest to takie proste.

ZARZĄDZANIE TALENTEM

Horst Wein, autor książki „Funino. Piękna gra” nazywany często „trenerem trenerów” gdyż przez wszystkie lata swojej pracy przeszkolił ponad 11000 trenerów piłki nożnej, zwykł mawiać „Jedna uncja mózgu jest ważniejsza niż kilogram mięśni”. A co gdyby na takiej szali postawić talent i pracę? Co więcej waży? Czy jedno może istnieć bez drugiego?

W piłce juniorskiej sam talent lub bardziej atletyczna budowa ciała niż u rówieśników, mogą wystarczyć. Jednak te wszystkie lata, podczas których rozwija się technikę stricte piłkarską powinny iść również w parze z dojrzewaniem emocjonalnym. Wspomniany Wein idzie w swoich rozważaniach dalej

Kiedy mówimy o inteligencji w grze, mamy na myśli zdolność inteligentnego rozwiązywania bardziej lub mniej złożonych problemów podczas gry, a tym samym dążenie do jak najmniejszej ilości strat piłki”

U Marchwińskiego wydaje się, że właśnie ten mental gdzieś nie dojechał, bo o ile ryzyka stricte piłkarskiego w seniorskiej piłce, młody lechita podjąć się nie boi o tyle wykonanie nosi typowo juniorskie znamiona, nacechowane brawurą, brakiem odpowiedzialności i pychą a gdy nie wyjdzie, bo obrońca umiał się zastawić a piłka nie była przywiązana do nogi, widać tylko zblazowaną minę i spuszczoną głowę. Można mieć nieodparte wrażenie, że w Lechu jest chowany pod kloszem z łatką wonderkida. W jego przypadku nie było mowy o żadnym wypożyczeniu, żeby hartował charakter i ducha w niższych ligach a przecież tym tropem poszli wcześniej Puchacz z Moderem i całkiem nieźle na tym wyszli. Jestem przekonany, że również Juliusz Letniowski po powrocie z Arki Gdynia będzie dużo lepszym piłkarzem. W Lechu być może myśleli, że Marchwiński odpali tu i teraz, znamienne jednak, że w ostatnim czasie przy sporym natłoku meczów i niezbyt szerokiej kadrze i tak gra tylko ogony. To potwierdza, że w piłce seniorskiej sam talent nie wystarczy a jak pracuje na treningach Marchwiński? Tego nie wiemy, jednak znaczącej poprawy w jakimkolwiek aspekcie nie widać, wciąż są tylko jednorazowe przebłyski a takowe mogą być, gdy masz 16 czy 17 lat, wtedy wszyscy patrzą i wychwalają to, co udało ci się zrobić, jednak, gdy masz 18, 19 czy co dopiero 20 lat, coraz częściej wypomina ci się to czego jeszcze zrobić nie zdążyłeś a czas ucieka.

Nie wiem czy Filip Marchwiński uczęszczał do zuchów, zgaduję, że nie miał na to czasu, ale jest pewna harcerska piosenka, której słowa brzmią mniej więcej tak”

Zycie to nie jest jeszcze życiorys, Zycie się mieści w brudnopisie, korzystajmy z wszystkiego powoli, by starczyło na całe życie…”

Gówno prawda, jeśli chodzi o to piłkarskie życie to ono zapieprza jak Usain Bolt i szkoda byłoby gdyby Filip je przegapił myśląc, że wszystko zrobi się samo i zostanie załatwione tylko i wyłącznie talentem

W trwającym właśnie sezonie Ekstraklasy rozegrał 9 meczów (jeden w pełnym wymiarze czasowym), strzelił jedną bramkę, asysty nie zanotował. W końcu nawet jego klub będzie musiał zadać sobie pytanie czy czekamy na odpalenie „Marchewy”, tak żeby dawał nam jakość na boisku czy sprzedajemy, gdy ktoś oferuje nam jeszcze całkiem niezłą sumkę, za sam potencjał Najważniejsze jednak żeby tymi sprawami nie zawracał sobie głowy sam Marchwiński, wyrabianie nawyków proponuję zacząć od regularnych liczb, zaangażowania w grę a nie takiego żałosnego „padolino” jak w meczu z Cracovią. Może wyjdę na marudera, ale miałem wrażenie, że nawet to „elastico” którym popisał się w spotkaniu z Benficą było nieco wymuszone, tak jakby już przed meczem założył sobie, że wykona je po wejściu na boisko, niezależnie od okoliczności a nie wynikało ono z pomysłu na grę który akurat pojawił mu się w głowie. Bardziej przemawiała do mnie ruleta, którą Rafał Wolski wykonał w barwach Legii w meczu przeciwko PSV… 9 lat temu. Zresztą kariera Wolskiego może być kolejnym dobrym przykładem, albo właśnie niekoniecznie dobrym, ale przykładem już na pewno, dla Marchwińskiego.

DZIWNY, WŁOSKI KIERUNEK

W lutym tego roku młody piłkarz podpisał z Lechem nowy kontrakt ważny do 2023 roku, trochę wcześniej związał się ze znanym menadżerem Giovannim Branchinim, który w przeszłości maczał palce w transferach obu wielkich piłkarzy o nazwisku Ronaldo a teraz prowadzi interesy min. Douglasa Costy, Fernandinho czy Matti De Sciglio, towarzystwo owszem zacne, ale problemy pojawiają się dwa. Otóż ostatnio bardziej niż transferowaniem piłkarzy zajmuje się chyba pośrednictwem pomiędzy klubami a trenerami – to on uczestniczył w kuluarowych rozmowach między Bayernem a Guardiolą i Ancelottim – potem, gdy przez chwilę niemiecki klub zastanawiał się nad następcą Hansiego Flicka, do kogo wykonano telefon? Również do rezolutnego Włocha, a jeśli dołożyć do tego fakt, że prowadzi interesy Massimiliano Allegriego to może mieć niedługo całkiem dużo roboty w ogóle niezwiązanej z samymi piłkarzami.

Jednak bardziej martwić może fakt wieku w jakim znajdują się prowadzeni przez niego zawodnicy. Młodym i w miarę wysoko wycenianym piłkarzem z jego stajni jest… jedynie Marchwiński. Jaki pomysł na jego karierę ma staruszek z Włoch? To pozostaje niewiadomą, choć nieszablonowych idei mu nie brakuje, świadczyć o tym może fakt, iż przed podpisaniem kontraktu z Interem Mediolan, Branchini był bardzo bliski wynegocjowania gwiazdorskich warunków dla Ronaldo Luisa Nazario de Limy w… Glasgow Rangers – podobno Szkoci byli tak napaleni na odegranie jakiejś poważniejszej roli w Lidze Mistrzów, że zgodzili się, aby brazylijski napastnik występował tylko w tych rozgrywkach, kompletnie olewając ich rodzimą ligę. Wyobrażacie sobie: Marchwiński podpisuje umowę na przykład z Torino i ma zapewnioną odpowiednią liczbę podań do zrobienia dwóch „elastico” w meczu!

JESZCZE ZUCH A NIE ZUCH CHŁOPAK

Każda szanująca się akademia powinna mieć swojego Leo Messiego, każda również musi mieć swojego Bojana Krkicia, miejmy nadzieję, że poznański Messi biega sobie jeszcze w juniorach a ichniejszym Krkiciem był Szymon Drewniak (uproszczenie dla szeroko pojętego dobra ogółu). Pozostając w realiach Barcelony wystarczy popatrzeć na Pedriego i Ansu Fatiego, praktycznie równolatkowi, tyle, że Fati sezon wcześniej wszedł do pierwszej drużyny. Ile może zmienić się przez rok, jak bardzo taki młody piłkarz może się rozwinąć, jak przy wielkim talencie, odpowiedniej pracy i pewnej dozie szczęścia, może wpływać na wyniki swojego klubu i stać się jego znaczącą postacią. Może zrobić coś bardzo ważnego – wskoczyć na kolejny szczebel. Pozwala to również z nadzieją patrzeć w przyszłość kibicom klubu, którzy zamartwiali się, że po odejściu Iniesty i Xaviego, nowe się nie narodziło, światło kompletnie zgasło.

Z drugiej strony ile można stracić przez rok? Tu wystarczy spojrzeć na przykład na słupki sondażowe niektórych partii politycznych, czy na kolejne lata w życiorysie Bartka Kapustki.

Broń Boże, nie chcę zakłamywać w tym tekście rzeczywistości. Filip Marchwiński ma dopiero 18 lat (w styczniu skończy 19), występuje w najlepszym do rozwoju jego samego, polskim klubie, ale naprawdę trzeba sobie zadać pytanie czy ten pięknie opakowany cukierek w środku jest tak rewelacyjny w smaku?

Na tą chwilę nie, ale jest jeszcze sporo czasu żeby to wszystko wskoczyło na właściwe tory, tyle tylko, że na razie Marchwiński gra tak jakby chciał być zastawą po babci – wyciągany tylko na najlepsze okazje, a na co dzień to pijemy z kubków z logiem firmy w której pracuje ojciec. Okazji jednakże w końcu może zabraknąć, bo o jeden spóźniony powrót będzie za dużo, nawet nie o kolejną stratę, bo ryzyko trzeba podejmować jednak to wszystko powinno nakręcać, a tego głodu gry u Marchwińskiego w przeciwieństwie na przykład do Jakuba Kamińskiego nie widać. Dodatkowo frustrować Filipa może to, co dzieje się dookoła o ile powołania do reprezentacji starszych kolegów jak Jóźwiak czy Moder można było przeboleć o tyle, gdy widzi się, że na liście wybrańców Jerzego Brzęczka był wspomniany już Kamiński, to w głowie mogą pojawić się różne myśli: „Dlaczego nie ja?” „Przecież zawsze byłem bardziej uzdolniony”

Matt Damon w filmie „Utalentowany Pan Ripley” tak bardzo chciał wierzyć w to, że może być kimś, kim nie jest, że doprowadziło to do tragedii, miejmy nadzieję, że piłkarz klubu ze stolicy Wielkopolski zdaje sobie sprawę, że powoli będzie się go rozliczać z osiągnięć a nie ze skali talentu, a żeby te osiągnięcia były, trzeba dużo pracy i pokory.

Wspomniana wcześniej harcerska piosenka ma jeszcze drugą zwrotkę

Wszak wielkiej siły nam potrzeba, aby zmienić życie swe, jeden cel nam dziś przyświeca. By być lepszym niż się jest?

Warto zapamiętać.

Michał Słania