Matthias Hamrol: W Kielcach czuję się jak w domu

29.08.2018

Jego rodzice pochodzą z Polski, ale urodził się w Niemczech. Tam szkolił się w Borussii Möenchengladbach, RB Lipsk oraz Wolfsburgu. Po podpisaniu umowy z Koroną w lipcu ubiegłego roku pełnił rolę rezerwowego. Nie zawsze się z tym godził, co miało wpływ na jego postawę na treningach. Teraz jest pierwszym bramkarzem zespołu z Kielc, z marzeniami o grze w lidze angielskiej i reprezentacji Polski.

Zanim podpisałeś kontrakt z Koroną, całą karierę związany byłeś z niemieckimi drużynami. Jak to się stało, że trafiłeś do Polski?

Matthias Hamrol: Będąc zawodnikiem FC Köeln trenowałem z pierwszym zespołem, ale występowałem w drugiej drużynie. Po zakończeniu sezonu postanowiłem zmienić otoczenie. Otrzymałem ciekawą ofertę, ale mój menedżer powtarzał mi: „Nie spiesz się, jest jeszcze kilka innych opcji, znacznie ciekawszych. Poczekaj jeszcze tydzień”. Czekałem trzy miesiące. Byłem nieźle wkurzony. Zadzwoniłem do mojego poprzedniego menedżera Jakuba, z którym znam się wiele lat. Powiedział, że ma dla mnie propozycję z Polski. Skorzystałem.

Nie miałeś żadnych obaw przed podpisaniem kontraktu?

Absolutnie żadnych. Wiedziałem, że właścicielem klubu jest Niemiec, a trener przez wiele lat pracował z niemieckimi klubami. To była dla mnie bardzo dobra opcja. Poza tym moi rodzice pochodzą z Polski. Ja co prawda urodziłem się w Niemczech, ale w domu mówiło się w języku polskim, z którym nie mam większych problemów. Często odwiedzałem Polskę, mam tutaj rodzinę. Gdy rodzice dowiedzieli się, że mam propozycję z Korony stwierdzili, żebym się w ogóle nie zastanawiał. Przecież miałem szansę grać w zespole ekstraklasy. Powiedzieli: „Zrób to, bo później możesz żałować”.

I nie żałujesz?

Początek nie był najlepszy, ale było w tym trochę mojej winy. Nie zawsze byłem skoncentrowany na swojej pracy. Gdy na treningach dawałem z siebie sto procent, a wciąż byłem rezerwowym, odpuszczałem. Nie ćwiczyłem tak samo, jak wcześniej. Przez to miałem duże wahania dyspozycji. Mam taki charakter, że jak mi się coś nie podoba, od razu o tym mówię. To mi z pewnością nie pomagało. Od jakiegoś czasu współpracuję z psychologiem, któremu dużo zawdzięczam. Dużo pomaga mi rodzina. Mój brat mówi wprost, co mu się nie podoba w mojej grze. Gdy trzeba ochrzani, sprowadzi na ziemię. Używa przy tym mocnych słów. Z nim nie ma żartów. Potrafi być stanowczy, jest policjantem w Kolonii. Od razu nie przyznam mu racji, chociaż wiem, że ją ma. Jego słowa krytyki mobilizują mnie do jeszcze cięższej pracy. Jestem mu za to wdzięczny. Teraz jest już inaczej. Czuję, że nadszedł mój czas. Gram, a to dla mnie najważniejsze. Na życie w Kielcach nie narzekam. Miasto mi się podoba, dobrze czuję się w klubie. Mamy dobre boiska do treningów, fajny stadion i niesamowitych kibiców. Czuję się jak w domu.

Korona przed rozpoczęciem rozgrywek była wielką niewiadomą. W zespole zaszły duże zmiany kadrowe. Start macie jednak niezły.

Słyszałem, że w Kielcach co roku dochodzi do rewolucji kadrowej. Przed każdym sezonem fachowcy mówią, że Korona jest pierwsza do spadku, ale my doskonale wiemy jakie są nasze możliwości. Chcemy je pokazywać w każdym meczu. Na razie nie jest źle, ale uważam, że może być jeszcze lepiej. Atmosfera w drużynie jest bardzo dobra. Przekonać się o tym mogłem w spotkaniu ze Śląskiem Wrocław, gdy na początku spotkania popełniłem fatalny błąd, po którym straciliśmy bramkę. Nikt z zespołu nie miał do mnie większych pretensji. Pocieszali mnie i mówili: „Nie rozmyślaj o tym, mamy jeszcze osiemdziesiąt minut, to sporo czasu”. Wygraliśmy 2:1. A ja mam nauczkę na przyszłość. Lepiej wybić piłkę przed siebie, niż kombinować we własnym polu karnym.

Jesteś zadowolony ze swojej dyspozycji w tym sezonie?

Raczej tak. Oprócz błędu w spotkaniu ze Śląskiem uniknąłem większych wpadek. Czekam jednak na mecz, w którym nie stracimy bramki. Blisko było w Płocku, ale daliśmy sobie wbić gola w szóstej minucie doliczonego czasu gry. Nie byliśmy już odpowiednio skoncentrowani. Z Arką karny również był niepotrzebny. Mimo traconych bramek nie mogę narzekać na współpracę z obrońcami. Wszystko dobrze się układa. Może po prostu brakuje nam szczęścia. Najważniejsze, że punktujemy.

Jesteś krytyczny wobec siebie?

Bardzo. Po każdym spotkaniu dużo rozmawiam z trenerem bramkarzy. Mówi mi co zrobiłem dobrze, a co muszę poprawić. Jego wskazówki są dla mnie bardzo ważne. W domu zawsze oglądam nasz ostatni mecz, patrzę jak grałem, co mogłem zrobić lepiej. Zawsze coś znajdę do poprawy. Analizuję wszystko, żeby w następnym spotkaniu było jeszcze lepiej.

Czym się interesujesz poza piłką?

Nie będę raczej oryginalny (śmiech). Lubię grać w PlayStation, chodzę do kina, oglądam telewizję, sporo czytam.

Wzorujesz się na jakimś bramkarzu?

Nie wiem czy akurat wzoruję, ale bramkarzami, których cenię są Manuel Neuer oraz Hugo Lloris, a z byłych Van den Saar .

A Marc-Andre ter Stegen?

Wiem do czego zmierzasz. Rywalizowałem z nim w Borussii Mönchengladbach. Już wtedy był bardzo dobrym bramkarzem. Nie dziwię się, że trafił do Barcelony. W tamtym czasie o mnie trenerzy również mówili, że mam talent, ale do pewnego czasu nie współgrał on z głową. Jeśli przegrywałem rywalizację powtarzałem sobie, to nie moja wina, ja wszystko przecież robię jak należy. Szybko się obrażałem. Od tamtego czasu wydoroślałem. Wierzę, że ten sezon wreszcie będzie należał do mnie i pokażę, co potrafię.

Któremu trenerowi najwięcej zawdzięczasz?

To Norman Becker. Mój trener bramkarzy w Wolfsburgu. Prowadził mnie również w Lipsku. Dużo mi pomógł i jest dla mnie bardzo ważny.

Jakie stawiasz sobie cele, które chcesz osiągnąć?

Najbliższy to awansować z Koroną do pierwszej ósemki po fazie zasadniczej i powalczyć o puchary. Podoba mi się liga angielska, kiedyś chciałbym w niej zagrać. Moim największym marzeniem jest gra w reprezentacji Polski. Wiem, że jeszcze muszę się wiele uczyć, sporo meczów rozegrać, żebym prezentował odpowiedni poziom. Taki, by selekcjoner mnie zauważył. Ale jestem ambitną osobą. W piłce nie ma rzeczy niemożliwych. Obecnie skupiam się na jak najlepszych występach w Koronie.