Atletico ucieka, Real goni. Derby Madrytu, derbami prawdy

12.12.2020
Ostatnia aktualizacja 27 czerwca, 2023 o 14:48

Stawiam na Real, bo mają Zidane’a i drużynę. Stawiam na Barcelonę, bo mają Messiego i to wystarczy. Mniej więcej tak mogły wyglądać przedsezonowe przekomarzania się kibiców obu klubów lub tych mniej zaangażowanych, ale wybierających potencjalnego mistrza LaLiga. Tymczasem Diego Simeone, Joao Felix i spółka obie te teorie chcą pozbawić sensu. Dzisiaj kolejna okazja w derbach stolicy.

Regularność

Co dzisiaj odróżnia Atletico od Realu czy Barcelony w lidze? Przede wszystkim powyższa regularność. Los Colchoneros wcale nie muszą grać wybitnych zawodów, żeby wygrać. To wszystko przekłada się na punkty. Względem lokalnego rywala mowa o +6 i zaległym meczu, a nad Barcą to już +12 punktów! Jeśli dodamy do tego dzisiejsze derby oraz wspomniany mecz zaległy i założymy dwa zwycięstwa Atletico, lada moment okaże się, taka sama jest przewaga nad obiema ekipami, które mają z nimi walczyć o tytuł.

Aż tak daleko bym nie wybiegał, ale Atletico jest w super sytuacji przed meczem. Porażka niewiele zmieni i nadal mogliby mieć przewagę nad Realem. To jest o tyle komfortowa sytuacja, że ułatwi nastawienie przed meczem. To jest położenie w jakim Atletico zawsze chciało się znaleźć przed derbami z Realem – mówi Marek Batkiewicz, kibic Atletico

W tym gronie Atletico jawi się jako ostoja spokoju. W lidze trudno im cokolwiek zarzucić, bo jedyną wpadką można nazwać tak naprawdę bezbramkowy remis z Hueską. Oczywiście inaczej wygląda kwestia Ligi Mistrzów. W niej jednak zrobili, co do nich należało i awansowali. Zdobyli o sześć punktów mniej od Barcy i „oczko” od Realu, ale efekt jest taki sam. Jedyna różnica to ta, że Real będzie losowany jako rozstawiona ekipa, a Atletico trafi – teoretycznie – na mocniejszego rywala.

Brak logiki

Zupełnie inaczej jest w przypadku Realu czy Barcelony, których forma to sinusoida, a drużyny zamiast poważnych klubów przypominają wańkę-wstańkę. Logiki w tych wynikach trudno się doszukiwać, co można zobaczyć poniżej:

Początek sezonu Królewscy mieli udany zgarniając 13 punktów w pięciu meczach. Potem jednak kilka dni, które zatrzęsły Madrytem. Najpierw sensacyjna wpadka z Cadizem 0:1, a kilka dni później polegli z rezerwowym Szachtarem 2:3. Wszystko na kilka dni przed El Clasico, które… wygrali zasłużenie 3:1. Dalej wcale nie było normalniej. Po zdobyciu Camp Nou, cudem uratowali punkt w Moenchengladbach, a następnie ograli Huesce i Inter, po czym… dostali lanie 1:4 z Valencią tuż przed reprezentacyjną przerwą. Po niej cenny remis, przy wielu osłabieniach, z Villarrealem oraz kluczowa wygrana w Mediolanie, by po chwili znowu się ośmieszyć porażkami z Alaves i Szachtarem. W weekend wypoczęta Sevilla już im nie dała rady i znowu potrafili się spiąć na mocnego rywala. Można coś przewidzieć? Absolutnie nie!

Zresztą Barcelna wcale pod tym kątem nie lepsza. Najpierw wysokie wygrane nad Villarrealem i Celtą, potem remis z Sevillą i porażka z Getafe. Wygrana z Ferencvarosem, porażka z Realem, triumf nad Juve. Remis z Alaves i męczarnie z Dynamem Kijów, by po chwili rozbić Real Betis. Po przerwie reprezentacyjnej kolejny rollercoaster – porażka z Atletico i wysokie wygrane z Dynamem Kijów, Osasuną, Ferencvarosem, by w ostatnim tygodniu dwukrotnie się ośmieszyć. Najpierw w Kadyksie, gdzie mimo 80% posiadania piłki potrafili stracić dwa gole i przegrać, a we wtorek oddali kompletnie mecz Juventusowi i stracili pierwsze miejsce w grupie.

Wąska kadra w newralgicznych miejscach

Wydaje się, że kadra Realu jest szeroka, ale to tylko złudzenie. Można mieć pecha i kontuzje dwóch prawych obrońców, których musi zastępować – bardzo dobrze! – Lucas Vazquez. Ale, jeśli brak Sergio Ramosa czy Casemiro oznacza ogromny kłopot w środku obrony i pomocy, to znaczy, że jest źle. Pewnie każdy zespół miały kłopoty bez swojego kapitana i „6”, jednak brak solidnej alternatywy jest tutaj sporym kłopotem. To nie jedyne kłopoty.

Przed chwilą kontuzjowany był Karim Benzema. Wyborem Zidane’a zostali więc Luka Jović lub Mariano Diaz. Serb od przyjścia do Madrytu rozegrał 32 mecze, a dokładniej 1014 minut. Bilans – 2 gole i 2 asysty. Reprezentant Dominikany w analogicznym okresie – od początku sezonu 19/20 – rozegrał 12 meczów(344 minuty) i strzelił 2 gole.

Co chwilę kontuzjowany jest Eden Hazard, którego bilans wygląda iście żałośnie. Można mówić, że to niczyja wina, ale nie tego oczekiwali wszyscy po transferze za ponad 100 milionów euro. No i po jego kontuzji wybór na skrzydłach praktycznie jest żaden. Głównie są to Rodrygo i Vinicius Junior. Gra także Marco Asensio, ale w tym sezonie, przez niemal 800 minut na boisku, jeszcze nie zanotował asysty i nie strzelił gola…

Siła czy brak siły?

W środku pola nieco lepiej, choć też bez szału. Isco jest fizycznie, bo duchem dawno już poza Madrytem, a gdy dostaje szansę trudno go zlokalizować na boisku. Wobec tego trudno mówić o sensownych opcjach zapasowych dla Zinedine’a Zidane’a. Miejsca są trzy, a przed chwilą swoje dolegliwości miał Fede Valverde. Z kolei brak Casemiro pokazał w Kijowie, że nie ma dla niego porządnej alternatywy na pozycji numer „6”. Nie jest też różowo z obecnością Martina Odegaarda.

Po powrocie do Realu Madryt Norweg ciągle boryka się z problemami zdrowotnymi, które nie pozwalają mu złapać ciągłości. Już na starcie sezonu Martin narzekał na ból w kolanie związany z tendinopatią więzadła rzepki, której nabawił się w końcówce poprzedniej kampanii. Ødegaard nie mógł przygotować się do sezonu tak, jak oczekiwał, jednak zagrał w wyjściowej jedenastce w dwóch pierwszych spotkaniach ligowych z Realem Sociedad i Betisem. Później pomocnik grał nieco mniej i doznał kontuzji mięśnia płaszczkowatego w prawej nodze, przez co wypadł na trzy tygodnie – pisał Realmadryt.pl

Atletico z lepszą kadrą?

Pod tym względem Atletico wygląda znacznie lepiej. Oczywiście nie jest idealnie, o czym zresztą pisaliśmy nie dawno temu na naszych łamach.

Paradoks tej sytuacji jest taki, że teoretycznie w obronie głębia składu jest… najmniejsza. W końcu Sime Vrsaljko jest ciągle kontuzjowany, więc Kieran Trippier musi grać wszystko, a drużyna nadal nie doczekała się zmiennika dla Renana Lodiego. Oczywiście nadzieje są wiązane z 20-letnim Manu Sanchezem, ale przecież swoje szansę otrzymał już w tym sezonie Mario Hermoso na lewej obronie. Zresztą od wielkiej biedy mógłby tam zagrać Saul Niguez, który od początku swojej kariery występował już chyba na każdej pozycji oprócz bramki.

Im wyżej, tym lepiej. Nie porównujemy Karima Benzemy ani z Joao Felixem, ani Luisem Suarezem, ale sam fakt, że ostatni duet gra w Atletico i ma w odwodzie Diego Costę znaczy, że atak znacznie lepiej jest obsadzony we wschodnim Madrycie. Tym bardziej patrząc na kolegów i zastępców Francuza pod kątem pozycji „9”, o których wyczynach pisaliśmy wyżej. – Od kilku lat prezydent Atletico Enrique Cerezo powtarza, że mają najlepszą kadrę. Ona była wzmacniana za każdym razem. Np. w 2014 roku było trochę gwiazd i była naprawdę mocna ekipa, ale nie było szerokiej ławki. Teraz na każdej pozycji mogą sobie pozwolić na rotacje. Może z wyjątkiem lewej obrony, gdzie jest tylko Renan Lodi i środku ataku. Diego Costy nie liczę, bo od dłuższego czasu jest cieniem samego siebie – nieco kontruje nasz ekspert.

Mnóstwo możliwości

Wydaje się także, że kadra Atletico na dzisiaj daje Cholo Simeone znacznie więcej możliwości. Marcos Llorente przesunięty na pozycje fałszywego skrzydłowego/drugiego napastnika/10 daje mnóstwo opcji w ataku. Joao Felix może zagrać sam jako „9”, ale najlepiej będzie się czuł, gdy ma kogoś obok siebie.

Druga linia Atletico na pewno jest liczniejsza i na pewno znacznie mniej doświadczona. Brakuje tam gości pokroju Toniego Kroosa czy Luki Modricia, którzy wygrali albo wszystko, albo niemal wszystko w swojej karierze. Jednak wydaje się, że wybór u Simeone jest szerszy, choć i sposób gry kompletnie inny. Llorente może grać na wielu pozycjach, Felix podobnie, Correa także sprawi się jako skrzydłowy, drugi napastnik i od biedy „9”. Koke czy Saul lubią schodzić do boku, a w przypadku tego drugiego mówimy nawet o możliwości gry na lewej obronie czy wahadle, gdy Atletico atakuje. Do tego zostają typowi skrzydłowi jak Lemar i Vitolo. – Atletico dzisiaj nie odbiega kadrą od Realu czy Barcelony. Kwestia tego czy to dobre zarządzanie w Atletico, czy złe w Królewskich i Blaugranie? Chyba trzeba szukać tutaj po środku – celnie zauważa Batkiewicz.

O progresie w grze Atletico pisaliśmy, także pod kątem elastyczności. To już nie jest zespół skupiający się wyłącznie na ofensywie. Oczywiście takie fajerwerki, jak z Cadizem czy Granadą nie zdarzają się, co tydzień czy dwa. Jednak nadal mowa o zespole, który w zasadzie grę w obronie doprowadził do perfekcji, a Diego Simeone szlifuje atak. Idzie coraz lepiej, w końcu średnia bramek wzrosła do ponad dwóch na mecz. Dużo czy mało? Na pewno lepsza tendencja niż w ubiegłych latach. Trzy ostatnie sezony ligowe to kolejno: 58, 55 i 51 strzelonych goli.

Dzisiaj najlepszy wynik powinni pobić w 28. kolejce, czyli na dziesięć przed końcem! Gdyby utrzymali obecną średnią, zakończyliby ligę z wynikiem 79/80 goli. Ostatni raz, gdy zbliżyli się do tego wyniku był w sezonie 2013/14. Tak, dobrze główkujecie. Wtedy zdobyli mistrzostwo Hiszpanii! – Taka szansa, żeby zdobyć mistrzostwo trafia się, co kilka lat, gdy Real i Barca są w gorszej formie. Tak jest właśnie teraz – kończy kibic Atleti.