01.01.2021

Wczoraj wspominaliśmy tych, którzy odeszli w 2020 roku, a dzisiaj pochylamy się nad tymi, których popisy oglądali nasi ojcowie i dziadkowie. Być może właśnie, dzięki temu, że mogli oglądać tak wybitnych graczy, zainteresowali nas futbolem. Dla młodego pokolenia postacie nieco historyczne, nieco mityczne. Jednak każdy znał te nazwiska i trudno sobie wyobrazić, że ich już nie ma na tym świecie.

Diego Maradona był bohaterem starszych kibiców. Dla fanów, którzy mieli szczęście oglądać jego boiskowe popisy, najbardziej zapadł w pamięć mundial 1986, gdy zachwycał i sięgnął z Argentyną po Mistrzostwo Świata. Dla młodszych jego najbarwniejszym mundialem był ten… w Rosji. Wówczas Diego brylował, ale na trybunach. Na początku było śmiesznie, potem nieco mniej, patrząc w jakim stanie pojawiał się na kolejnych meczach. Z drugiej strony taki był Diego. Hulaszczy tryb życia skrócił je pewnie znacząco. Zresztą patrząc na liczne perypetie zdrowotne i tak nie mógł narzekać na to, ile wytrwał na świecie. Paradoks polega na tym, że być może gdyby był grzeczniejszym Diego, nie miałby okazji zostać tym, kim był dla fanów piłki nożnej.

Zabawa też może być lekarstwem

Wojciech Szczęsny w jednym z odcinków na kanale Foot Truck opowiadał, że gdyby Radja Naingolan prowadził taki tryb życia, jak większość sportowców, pewnie nie doszedłby do tego poziomu. Dlaczego? Jest kilka takich piłkarskich powiedzeń, które często są traktowane z przymrużeniem oka. „Gaz robi gaz”, „Jak nie naoliwisz, to nie pojedziesz” itd. Można się śmiać, ale często to jest ucieczka od otaczającej rzeczywistości. Gwiazdy są codziennie oceniane przez setki, tysiące, miliony kibiców. No więc po kolejnych występach próbują jakoś odreagować. Robert Lewandowski pójdzie do domu i się zregeneruje, a Arturo Vidal czy Naingolan pójdą do klubu.

Oczywiście droga Lewandowskiego pokazuje, że jest właściwa. Z drugiej strony Neymar nie stroni od zabawy, a na ten szczyt się dostał. Ronaldinho również tam był, a przykładów piłkarzy, którzy potrafili łączyć – choćby przez jakiś czas – grę na topowym poziomie z zabawą, było mnóstwo.

Pewnie Maradona przesadził, gdyż o jego kłopotach zdrowotnych było słychać od wielu lat. Narkotyki i alkohol zrobiły swoje. Za to jak grał można byłoby go chwalić bez przerwy. Za to jak żył, trudno znaleźć w nim wzór do naśladowania. Ale Maradona w obu przypadkach robił po swojemu. I tak aż do końca!

Dwa tygodnie później Rossi

Jeden z trzech piłkarzy, którzy zgarnęli złoty medal mundialu i koronę króla strzelców na tej samej imprezie. Strzelał jak mało kto, a sukcesów miał mnóstwo. Tego najważniejszego przecież mogło nie być. W 1980 dostał trzyletnią karę za udział w aferze Tottonero, gdzie chodziło o ustawianie meczów. Na jego i Włochów szczęście, wyrok skrócili o 12 miesięcy. Dzięki temu tuż przed turniejem w Hiszpanii mógł wrócić do gry. Kilka meczów i powołanie do reprezentacji. Też nie obyło się bez kontrowersji. W domu został Roberto Pruzzo, czyli zawodnik, który zgarnął dwa tytuły króla strzelców Serie A przed turniejem! Ten sam zaszczyt i tytuł Rossi wywalczył „tylko” raz, cztery lata wcześniej grając w Vicenzie.

Niezwykle krytykowany po pierwszych meczach. Kibice domagali się jego na ławce rezerwowych oraz tłumaczeń selekcjonera Enzo Bearzota. Faza grupowa tragedia. Ledwo udało im się awansować. A później? Hat-trick z Brazylią, dublet przeciwko Polsce w półfinale oraz gol w finale z Niemcami. Być może gdyby nie pauza za kartki Zbigniewa Bońka, scenariusz byłby inny. A tak nie doszło do spotkania przyjaciół z Juventusu. W Turynie przecież zgarnęli dwa europejskie skalpy. Boniek wspominał, że Rossi był także pierwszym zawodnikiem, który go powitał w szatni Juve. Obaj także kończyli karierę poza stolicą Piemontu. Boniek w Rzymie, Rossi w Milanie.

Paolo Rossi odszedł w wieku zaledwie 64 lat na raka płuc. Wykryty w lutym ubiegłego roku, powoli rozbijał zdrowie legendarnego napastnika. Dwa tygodnie po śmierci Maradony, świat piłki stracił kolejną wybitną postać.