Wygrywasz i… zwolnienie! Kontrowersyjna czy naturalna zmiana w Hiszpanii?

04.01.2021

Byłeś o krok od największego sukcesu klubu od kilkudziesięciu lat. Pod względem punktów byłeś numerem dwa w klubie w XXI wieku. Wygrałeś swój ostatni mecz i… kilka godzin po nim wylatujesz z pracy. Tak wygląda pokrótce Gaizka Garitano i jego przygoda w Athletic Club de Bilbao. Mimo tego władze najbardziej konserwatywnego klubu na świecie w większości zostały pochwalone za zwolnienie dotychczasowego szkoleniowca i zatrudnienie Marcelino Garcii Torala. Słusznie?

Gdy Gaizka Garitano wchodził do szatni pierwszego zespołu w grudniu 2018 roku było bardzo źle. 11 punktów w 14. meczach i miejsce otwierające strefę spadkową. Jednak wówczas Garitano wziął zespół i przerodził go w maszynę do zdobywania punktów. 24 mecze i 42 punkty pozwoliły Baskom na 8. miejsce. Wówczas ta średnia punktowa prezentowała się bardzo dobrze – 1,75/mecz.

Kolejne rozgrywki rozpoczął naprawdę bardzo dobrze. Przewrotka Aritza Aduriza i 1:0 z Barceloną, po chwili wygrane derby z Realem Sociedad i Alaves. Pierwsze porażki przyszły dopiero z Valencią pod koniec września. Wszystko układało się nieźle aż do… początku grudnia. Porażka z Realem Betis na wyjeździe zatrzymała serię czterech wygranych i remisu. O ile późniejsze remisy z Realem na Bernabeu czy Sevillą na Ramon Sanchez Pizjuan nie zwiastowały niczego złego, o tyle cała seria bez wygranej trwała aż do… 1 marca. Pięć remisów, pięć porażek zakończyły marzenia o Lidze Mistrzów, a jak się później okazało miały też znaczenie w walce o Ligę Europy. Średnia punktowa za miniony sezon to już 1,34. To i tak nadal lepiej niż w obecnych rozgrywkach, gdy Athletic Club zgarnia 1,24 za każdy mecz.

Tyle że globalnie, licząc wszystkie mecze ligowe i pucharowe, mowa o drugim najlepszym trenerze Athletiku w XXI wieku. Wyprzedza choćby Juppa Heynckesa czy uwielbianego w Bilbao Marcelo Bielsę.

Średnia punktowa to jedno, ale na uwagę zasługuje choćby defensywa. Średnia traconych goli 1,0/mecz to naprawdę wynik imponujący. Pod tym względem jest czwartym najlepszym trenerem w historii klubu! Gorzej jednak wygląda w tym wszystkim statystyka strzelanych goli. Tutaj współczynnik nie jest znacznie wyższy. Pod tym względem jest tylko nieco lepszy od poprzedników, czyli Berizzo oraz Zigandy, trochę gorszy od Bielsy i dość znacząco od Valverde.

Co zmienił?

We wrześniu 2019 roku publikowaliśmy tekst, w którym porozmawialiśmy z Aleksandrem Kowalczykiem na temat trenera Garitano. Kowalczyk pracuje w Kraju Basków i doskonale zna się z byłym szkoleniowcem Athletiku. Co nam o nim opowiedział? Przypomnijmy kilka cytatów z Kowalczyka.

– Dużo czasu poświęcił defensywie. Berizzo zwracał uwagę na krycie indywidualne na całym boisku, co z Realem wyszło, ale w innych meczach był taki duży wysiłek fizyczny, że nie byli w stanie tego utrzymać. Garitano to zmienił i punktem odniesienia nie był przeciwnik, tylko piłka. I pod tym kątem ustawiał zawodników w strefach. Dobrze zabezpieczył tyły, co też widać po liczbie straconych goli. Jak dotąd bez porażki oraz dwa gole stracone, więc to ta solidność w obronie.

– Generalnie nie jest to drużyna, która gra mega porywający futbol, z utrzymywaniem się przy piłce. Raczej u siebie zaczynają od wysokiego pressingu na wysokiej intensywności. Często się zdarza, że strzelają szybko gola, w pierwszych 15-20 minutach i od tego momentu bardziej nastawiają się na defensywę i kontry, gdzie jak wiadomo mają szybkiego Inakiego Williamsa, który na wolnej przestrzeni jest bardzo niebezpieczny.

– Generalnie 4-2-3-1, ale można ich określić jako bardzo poukładany zespół w defensywie, który potrafi realizować różne typy obrony – pressing wysoki, bronić w bloku średnim czy też być bardziej zamkniętym i czekać na kontry z wykorzystaniem Williamsa czy innych szybkich zawodników. W ofensywie gra jest bardziej bezpośrednia, związana ze współpracą zawodników w bocznych sektorach

Zabrakło pucharu

Być może dzisiaj zupełnie inaczej mówiłoby się o Gaizce Garitano, gdyby… mógł wygrać Puchar Króla. Athletic w minionym sezonie dotarł do najważniejszego meczu, który miał rozstrzygnąć z derbowym rywalem – Realem Sociedad. Miał, ale oba kluby nie chciały finału rozgrywanego bez kibiców w pandemicznych warunkach. Wobec tego RFEF przystał na takie rozwiązanie. Kłopot w tym, że finał przeniesiony został na kwiecień 2021 roku, a zwycięzca stracił prawo gry w europejskich pucharach.

To mocno uderzyło zwłaszcza w Los Leones. Ich lokalny przeciwnik zakwalifikował się do Ligi Europy, a Athletic Club niejako sam się pozbawił tej szansy. Gdyby wówczas ten finał doszedł do skutku, drużyna Garitano by wygrała, to nieco inaczej każdy mógłby patrzeć na futbol byłego już trenera klubu z Bilbao. Zwłaszcza, że w 1/4 finału pokonał Barcelonę, a w półfinale – nieco szczęśliwie – rewelacyjną Granadę.

Brak stabilności

Zerknijmy na obecny sezon. Każdy wynik ma swoją literkę i zobaczmy, jak wyglądały one jadąc od ostatniego meczu, do początku rozgrywek.

Z-P-R-Z-P-R-P-R-Z-P-Z-P-Z-P-P-Z-P

Krótko mówiąc trudno znaleźć jakąś jedną pozytywną serię. Non stop były wzloty i upadki. Zresztą to symptomatyczne nie tylko pod kątem kolejnych spotkań, ale wewnątrz konkretnych meczów. Weźmy pod uwagę kilka meczów, zwłaszcza tych, które odbywały się ostatnio.

Elche – kapitalna pierwsza połowa, w drugiej sporo okazji, ale drżenie o wynik do końca
Real Sociedad – do zapomnienia, fatalny mecz
Villarreal – świetna pierwsza połowa, w drugiej oddali pole rywalowi
Huesca – długie męczenie się z rywalem, dwa gole w końcówce
Real Madryt – szybka czerwona kartka Raula Garcii, później dobra druga połowa
Valencia – bardzo dobra druga połowa, ale fatalny błąd Unaia Simona przekreślił szansę na wygraną
Celta – słaby mecz oraz fatalny błąd Unaia Simona
Getafe – bardzo dobra pierwsza połowa, w drugiej stanęli do obrony
Real Betis – zdecydowanie najlepszy mecz w sezonie

Widać więc, że kłopot z ustabilizowaniem formy nie dotyczył dłuższego okresu, ale nawet przez 90 minut. Były świetne połowy, jak pierwsza z Villarrealem czy druga z Valencią. Co z tego? Albo indywidualne błędy zawodników, albo niezrozumiałe przesunięcie całego zespołu na własną połowę powodowało, że trudniej im było osiągnąć pozytywny rezultat.

Ponadto zespół bardzo często oglądało po prostu źle. To już oczywiście ocena subiektywna, ale Garitano wpisał się niejako w nowy trend La Liga, czyli trenerów, którzy odchodzą od atrakcyjnej piłki. Może to nie jest Alvaro Cervera i jego Cadiz, ale Athletic za kadencji Garitano na pewno nie było zespołem, do którego zasiadało się z wielką przyjemnością.

Nowe twarze

To nie był Imanol Alguacil, który niemal hurtowo dał szansę nowym zawodnikom wejść do zespołu z rezerw. Unai Simon pierwsze mecze rozegrał jeszcze za kadencji Eduardo Berizzo. Ten sam szkoleniowiec odstawił go po kilku kolejkach i do bramki wskoczył Iago Herrerin. Doświadczony golkiper został w niej do końca sezonu, a więc przez ponad pół roku pracy Garitano. Jednak trener może sobie zapisać, że to za jego kadencji Simon zadebiutował w pierwszej reprezentacji.

Od jakiegoś czasu mowa o podstawowym zawodniku środka pola. Unai Vencedor pierwszą szansę dostał jeszcze w lutym ubiegłego roku. Na kolejne musiał doczekać do bieżących rozgrywek. Co prawda był już pełnoprawnym zawodnikiem pierwszego zespołu, ale do początku listopada miał na swoim koncie 16 minut. Po przerwie na kadrę wskoczył do składu i rozegrał 8 z 9 meczów, w tym aż siedmiokrotnie wychodząc w podstawowym składzie.

Wydawało się, że znacznie większą rolę odgrywać będzie jego rówieśnik – rocznik 2000 – Oihan Sancet. On już w ubiegłym sezonie wskoczył do pierwszego zespołu i rozegrał nieco ponad 1000 minut. Ofensywny pomocnik jest nadal uznawany za duży talent, ale czas by go zacząć pokazywać. Od początku rozgrywek na jego koncie ledwie 255 minut w 13. meczach, z których tylko raz rozpoczął w wyjściowym składzie.

Na stałe przebili się także Asier Villalibre i Jon Morcillo. Pierwszy to napastnik, który w pierwszym zespole strzelił ledwie 7 goli, a lada moment stuknie mu 50 meczów. Poza tym jego droga do pierwszego zespołu – na stałe – wiodła przez kompletnie nieudane wypożyczenia. Został z braku laku… Drugi gra na skrzydle, ale wobec przyjścia Alexa Berenguera, jego szansę na wyjściowy skład spadły niemal do zera.

Ponadto epizody dostają Inigo Vicente czy Oier Zarraga. Dla odmiany taki Inigo Cordoba swego czasu był podstawowym zawodnikiem, dzisiaj rzadko kiedy podnosi się z ławki. Oczywiście, o ile zostanie na nią powołany! On, obok Ibaia Gomeza, zostali niemalże skreśleni i spadli w hierarchii zespołu bardzo nisko. Wyżej jest nawet Inigo Lekue, który może grać niemal wszędzie, ale na każdej z pozycji z podobnym skutkiem – miernym.

Średnie transfery z niczego

Zresztą Ibai Gomez to był pierwszy transfer Garitano do klubu. Na początku 2019 roku Athletic pozyskał go za 4 miliony euro z Alaves. W Bilbao już tak nie błyszczał, jak zdarzało się to w trakcie pierwszego pobytu. O ile jednak transfer Ibaia można zrozumieć, zwłaszcza że przychodził, gdy był w wysokiej formie w klubie „po sąsiedzku”, o tyle transfer Kenana Kodro nijak się nie ratuje. 26-letni „napastnik” z FC Kopenhagi, którego atuty zamykają się na znanym ojcu – Meho – oraz wujku będącym znanym agentem piłkarskim. Poza tym były reprezentant Bośnii i Hercegowiny słynie z… nieskuteczności. Mówimy o napastniku, dla którego najlepszym sezonem było siedem goli w Primera Division.

Pozytywem wśród transferów kadencji Garitano jest Alex Berenguer. Prawonożny lewoskrzydłowy wniósł sporo ożywienia do gry zespołu, ale nadal nie mówimy o graczu, który podbijałby La Ligę.

W czym rzeźbić?

Pod koniec października pisaliśmy o pracy trenera Garitano i jego kłopotach w Bilbao. Wówczas wskazywaliśmy na główny kłopot, czyli bardzo wąski wybór. Nie tyle w samej kadrze zespołu, co dookoła. Na dzisiaj bardzo trudno wzmocnić kimkolwiek ten zespół. Zacytujmy fragment:

W bramce Unai Simon, który jest powoływany do reprezentacji Hiszpanii. Obrona? Inigo Martinez, Yuri Berchichce czy też Yeray Alvarez, a w odwodzie Unai Nunez. To wygląda więcej niż solidnie. Na tym jednak pozytywy się powoli kończą. W pomocy brakuje kreatywnych zawodników. Dani Garcia to typowy przecinak, z którego pożytku w grze ofensywnej nie ma. Unai Lopez i Iker Muniain dostali jeszcze Alexa Berenguera. Przed nimi Raul Garcia i Inaki Williams. Krótko mówiąc od pomocy mamy następujące zestawienie: defensywny pomocnik, jedna “8”, dwie “10” i dwóch skrzydłowych. Brakuje w tym zestawieniu napastnika, typowej “9”. O ile Barcelona może sobie pozwolić na brak takiego zawodnika, choć i tak cierpi na tym, o tyle w Bilbao jest ogromny kłopot – pisaliśmy i niewiele się zmieniło.

Mocna obrona, kilka indywidualności dalej i koniec. Najbardziej brakuje przecież zawodników ofensywnych. Wybierać nie ma w kim. Z Realu Sociedad nikt na dzisiaj nie przyjdzie. Można powiedzieć, że trzy lata temu udało się wyciągnąć Inigo Martineza, ale to był inny Real Sociedad. Dzisiaj to klub walczący nie tyle o puchary, co o Ligę Mistrzów. Mający mocny skład, ciekawego rozwijającego się trenera oraz jeszcze coś. Stały dopływ zawodników z akademii. Garitano pracował dwa lata w pierwszym zespole. Wcześniej prowadził rezerwy. Mimo tego bilans wprowadzanych zawodników jest naprawdę mizerny. Oczywiście, to nie musi być jego wina. Większość może się nie nadawać, by wzmocnić pierwszy zespół.

Skoro nie Real Sociedad, to może Alaves, Eibar, ewentualnie Osasuna? Również próżno szukać nazwisk, na które warto wydać miliony. Te w kasie klubu z Bilbao są, nawet mimo pandemii. Szkopuł w tym, że nie mają gdzie i na kogo ich wydać.

Zmiana systemu i…?

Gaizka Garitano od zawsze preferował 4-2-3-1. Zdarzały się pojedyncze mecze, gdzie wystawiał trzech środkowych obrońców, ale to raczej przeszłość. Zresztą przy kadrze Athletiku, akurat trójka stoperów nie byłaby kłopotem. Tyle że jego następca – Marcelino – preferuje 4-4-2. To może być kłopotliwe. W obronie niewiele się pewnie zmieni, a jedyna rywalizacja może dotyczyć Oscara De Marcosa i Andera Capy na prawej obronie oraz rotacje z Unaiem Nunezem na środku.

Schody zaczynają się wyżej. Athletic na dzisiaj nie ma nawet jednego poważnego napastnika. Inaki Williams lepiej wygląda na skrzydle, a na „9” jest kompletnie nieskuteczny. Raul Garcia może zagrać jako ten drugi, wchodzący napastnik. Kłopot w tym, że trzeba mieć tego pierwszego. Kto nim zostanie? Asier Villalibre miewa dobre momenty, ale w dłuższej perspektywie trudno na nim opierać atak zespołu, który ma spore ambicje. Poza czasami juniorskimi nigdy nie strzelił zbyt wielu goli i trudno by się to nagle zmieniło. Mimo że w kilku meczach tego sezonu pokazywał się z dobrej strony.

Roszady w środku pola

Najciekawiej jednak może wyglądać sprawa w środku pola. Do tej pory tworzył go tercet. Iker Muniain jako „10”, która miała naprawdę sporo wolności. Kto oglądał mecz z Elche, ten wie, że często w obronie był niemal najwyżej wysuniętym zawodnikiem, a pracowali inni. Za nim byli Unai Vencedor i Mikel Vesga. W odwodzie jest Dani Garcia czy kontuzjowany obecnie Unai Lopez. Tyle że zdecydowanie inaczej wyglądał Muniain jako „10” w środkowej trójce, a inaczej, gdyby miał tylko jednego partnera. Wówczas dostałby znacznie więcej zadań defensywnych. Można go zestawić bardziej ofensywnie z Vencedorem czy Vesgą, można dać mu za plecami rygla w osobie Daniego Garcii. Zamiast jednak wiązać Muniaina w dodatkowe zadania defensywne, lepiej wykorzystać jego potencjał ofensywny. Oczywiście można go „zepchnąć” na bok, ale wtedy albo Williams idzie do ataku, albo ze składu wypada Berenguer. Pierwsze bardziej możliwe, ale czy korzystne dla zespołu? Są wątpliwości…

Łatwo nie będzie

Kibice mieli dosyć Garitano ostrzeliwując od tygodni zarząd z prezydentem Aitorem Elizegim na czele. Ale wciąż mówimy o trenerze, który wyciągnął zespół ze strefy spadkowej i zrobił w krótkim okresie dobry wynik. Później w lidze został średniakiem, a w pucharze był o krok od pierwszego trofeum od kilkudziesięciu lat, nie licząc superpucharu z 2016 roku.

Skoro tak, dostali upragnioną zmianę i trenera, który wydaje się mieć większe możliwości na osiągnięcie sukcesu. Przy czym należy pamiętać, że Marcelino przychodzi do bardzo specyficznego miejsca. To nie jest klub, gdzie można zrobić rewolucje kadrową. Tzn. można, ale jej skutki będą opłakane. Nie kupisz kogo chcesz. Pole manewru ograniczone, a jakość potrzebna. Jeśli na swojej liście życzeń nie dostaniesz gracza A lub B, w zasadzie dalsze poszukiwania mogą nie mieć sensu.

Jaki potencjał?

Kadra Athletiku jest bardzo nierówna i nieregularna. Pojedyncze nazwiska, które dałyby sobie radę w każdym klubie La Liga. Kilka następnych z czołówki, spora grupa pasujących do średniaków. Jest też grono takich, którym baskijska narodowość otworzyła drzwi nie tylko do Los Leones, ale ogólnie do La Liga!

Na dzisiaj absolutnie nie jest to klub na miarę Ligi Mistrzów, jak kilka lat temu z Valverde. Nie jest to też klub na finał Ligi Europy z Bielsą. Ale o te puchary powalczyć powinien. To nie jest słabsza ekipa – kadrowo – od Granady, czy wcześniej Getafe. Szkopuł w tym, że o ile presja we wspomnianych dwóch klubach była mała lub żadna, tak w Bilbao była, jest i będzie gigantyczna. Marcelino staje przed sporym wyzwaniem i szansą. Wygrał Puchar Króla 2018/2019, może wygrać ten z sezonu 19/20 rozgrywając sam finał, a wcześniej zagra jeszcze mecze z edycji… 20/21!