Rabbi Matondo miał być talentem na miarę Jadona Sancho, na co skusili się włodarze Schalke. Jak się jednak okazało, Walijczyk okazał się transferowym niewypałem i można go uznać za symbol trudnych czasów zespołu z Gelsenkirchen.
Nie miał szans na grę u Guardioli
– To niesamowicie szybki piłkarz i wielki talent, wiem jaki jest dobry – przyznał dwa lata temu Pep Guardiola, zapytany o Rabbiego Matondo. Można powiedzieć, że wtedy 18-latek z rezerw Manchesteru City rzeczywiście był na fali. W rundzie jesiennej Walijczyk w drugim zespole “Obywateli” zagrał w 11 meczach, w których zdobył sześć goli i zaliczył cztery asysty. Jego formę dostrzegł zresztą selekcjoner dorosłej reprezentacji Walii, Ryan Giggs, który dał piłkarzowi kilka szans.
Pep Guardiola jednak ani razu nie włączył 18-letniego wówczas Matondo do kadry meczowej. Piłkarz liczył na debiut w pierwszej drużynie, aczkolwiek powiedzmy sobie szczerze – nie miał szans na to, by walczyć o miejsce w składzie naszpikowanym gwiazdami, szczególnie na skrzydłach i pozycji ofensywnego pomocnika. – Ufamy wszystkim zawodnikom w akademii. Jeśli chcą być cierpliwi, zostaną, ale jeśli chcą odejść, po prostu odchodzą – stwierdził Pep Guardiola w kontekście pytania o przyszłość młodego piłkarza.
Nie bez powodu brytyjskie media zaczęły porównywać Rabbiego Matondo do byłego kolegi z zespołu juniorów “Citizens”, Jadona Sancho. Anglik w wieku siedemnastu lat nie mógł liczyć na zaufanie Pepa Guardioli i szansę gry w pierwszej drużynie. Dlatego zdecydował się na przenosiny do Dortmundu, gdzie potrzebował początkowo czasu na aklimatyzację. Runda jesienna sezonu 2018/2019 w jego wykonaniu okazała się zresztą znakomita – sześć goli i osiem asyst mówiło samo za siebie.
Po eksplozji talentu Sancho niemieckie kluby z zainteresowaniem zaczęły patrzeć na Matondo, spodziewając się tego, że stanie się piłkarzem podobnego kalibru. Zimą 2019 roku Walijczyk był łączony z całą ligową czołówką. Według doniesień, piłkarza obserwowali: Bayern, obie Borussie oraz RB Lipsk. Trudno w tej chwili powiedzieć, ile z tych pogłosek było prawdą, aczkolwiek o młodym talencie Manchesteru City było wtedy naprawdę głośno.
Długie oczekiwanie na poważną szansę
Ostatecznie Rabbi Matondo dostrzegł największe szanse na grę w wyjściowym składzie Schalke i tam powędrował za dziewięć milionów euro. Wydawało się, że władze klubu z Gelsenkirchen wykorzystały podobną okazję, jak ich największy rywal półtora roku wcześniej. – Jest niezwykle szybki i mocny technicznie. Damy mu czas, którego potrzebuje, aby stanąć na nogi w Bundeslidze – powiedział ówczesny trener Schalke, Domenico Tedesco.
Ani Tedesco, ani jego następca – Huub Stevens nie stawiali jednak na młodego Walijczyka. Twierdzili, że Rabbi Matondo potrzebuje jeszcze czasu i zebrania wielu minut do tego, żeby był w stanie grać regularnie w pierwszej drużynie Schalke. Nawet mimo tego, że kibice i eksperci domagali się poważniejszych szans dla piłkarza.
Gdyby Tedesco miał więcej odwagi i zamiast Bentaleba i Serdara postawił na Matondo i Utha/Harita to Bayern miałby pewnie więcej problemów.
— Maciek Zaremba (@ZarembaMac) February 9, 2019
David Wagner, który objął zespół przed ubiegłym sezonem darzył piłkarza już nieco większym zaufaniem. Zresztą za pierwszym razem Rabbi Matondo nawet postarał się o to, by je spłacić, zdobywając gola przeciwko RB Lipsk w meczu wygranym 3:1. Wydawało się, że nie tylko Schalke wraca na właściwe tory, ale również Walijczyk może się zespołowi przydać w powrocie do walki o europejski puchary.
Koszulka Borussii gwoździem do trumny?
Nic z tego – jak dobrze wiemy, Schalke w całym 2020 roku wygrało zaledwie jeden mecz. Co więcej, Matondo w nim nie wystąpił. Można powiedzieć, że tylko raz w ubiegłym roku piłkarz sprawił, że było o nim głośno. I to nie w pozytywnym sensie. Na jeden z treningów zespołu z Gelsenkirchen przyszedł w koszulce Borussii Dortmund. Pochwalił się tym w mediach społecznościowych, czym rozwścieczył kibiców. Oczywiście potem przepraszał, przyznając, że ubrał ją nie ze względu na klub, a bliskiego przyjaciela, Jadona Sancho.
– Zrobiłem to, nie myśląc o konsekwencjach i tym, jak mogłem zdenerwować wielu ludzi. Nie ma usprawiedliwienia dla mojej niedojrzałości. Chcę tylko powiedzieć, jak bardzo przepraszam wszystkich urażonych moim zachowaniem – powiedział piłkarz w oficjalnym oświadczeniu.
Ten incydent jednak tylko dodatkowo pogorszył jego pozycję w klubie. Rabbi Matondo od meczu z Lipskiem zdobył tylko jednego gola i nie miał wpływu na wyniki ani postawę zespołu. Przylgnęła do niego łatka “jeźdźca bez głowy”, który bazuje na szybkości i przyspieszeniu, które nie mają żadnego przełożenia na grę i wszelkie statystyki. Nie ma się więc co dziwić, że portal “SofaScore” zazwyczaj wystawiał mu oceny poniżej przeciętnego 6.5.
Dla mnie jeden z większych flopów Heidela. Większość choć przez chwilę się broniła, Matondo zapamiętam z treningów w koszulce BVB i gonitwy jak na Służewcu.
— Marcin Borzęcki (@m_borzecki) December 30, 2020
Gdy zimą było pewne, że Schalke musiało dokonać wzmocnień w walce o utrzymanie, Rabbi Matondo był jednym z głównych kandydatów. I tak też się stało – piłkarz odszedł na zasadzie wypożyczenia z opcją wykupu do Stoke City, występującego w Championship.
Separacja, a potem rozwód?
Pierwszego meczu w nowych barwach Walijczyk również nie zaliczy do udanych. Jego zespół przegrał w FA Cup z Leicester City 0:4, a piłkarz wszedł na ostatnie 25 minut. I oczywiście niczego nie pokazał. Zanotował dziewięć kontaktów z piłką i aż cztery razy dał się ograć rywalom z Premier League.
Tymczasem Schalke po odejściu Matondo wygrało pierwszy mecz w sezonie. I to w jakim stylu! Zespół z Gelsenkirchen pokonał 4:0 Hoffenheim, a główną rolę odegrał Matthew Hoppe, który zdobył hat-tricka. Dzięki temu podopieczni Christiana Grossa już nie zajmują ostatniego miejsca i mimo że wciąż dużo tracą do bezpiecznej strefy, nadzieje zarządu, zespołu oraz kibiców obudziły się po raz pierwszy od dłuższego czasu.
Nie można powiedzieć, że słabe wyniki Schalke, były w dużej mierze winą 20-letniego Walijczyka – Matondo nie odgrywał bowiem w zespole ważnej postaci. Wydaje się jednak, że stwierdzenie, iż piłkarz pozyskany z Manchesteru City jest symbolem ostatnich słabości zespołu z Gelsenkirchen, jest bardziej trafne. Zarówno względem drużyny, jak i piłkarza, można było mieć pewne nadzieje, aczkolwiek okazało się, że oba podmioty po prostu ze sobą nie współgrają.
Może po przełamaniu S04 pod wodzą Christiana Grossa, Rabbi Matondo również wkrótce będzie mieć choćby chwilowy powód do radości w Stoke? Na razie stoi przed nim poważne wyzwanie – musi udowodnić, że nie jest tylko młodym talentem, ale potrafi grać jak dojrzały piłkarz. W dorosłej piłce jeszcze bowiem ani razu nie pokazał, żeby był choć w ułamku kimś na poziomie Jadona Sancho – nawet tego, który pod koniec ubiegłego roku nie zachwycał. Jedno wydaje się pewne – Walijczyk do Gelsenkirchen raczej nie wróci na stałe do pierwszej drużyny.