Krzysztof Brede: Podbeskidzie utrzyma się w ekstraklasie

22.02.2021

Krzysztof Brede przestał być trenerem Podbeskidzia Bielsko-Biała tuż przed świętami Bożego Narodzenia, a od stycznia, z nowym szkoleniowcem beniaminek zaczął wygrywać. Jak czuje się człowiek w takiej sytuacji? Dlaczego bielszczanom jesienią nie szło? Jak radzić sobie z serią porażek i jak pracować, aby nie cierpiała na tym rodzina i najbliżsi?

***

Jak się czuje szkoleniowiec, po którego zwolnieniu zespół zaczyna wygrywać?

Cieszę się, że Podbeskidzie wygrywa, a moja myśl i moje plany są kontynuowane. Mam też satysfakcję, że większość ruchów transferowych, o które prosiłem wcześniej, zostały zrobione. Teraz trener, który przyszedł na moje miejsce, ma dużo łatwiejsze zadanie, posiadając zespół bardziej doświadczony i przygotowany do gry na tym poziomie rozgrywkowym.

Bardzo się z tego cieszę, bo wiem ile pracy wykonałem w Bielsko-Białej i wiem, że to też nie jest tak, że ktoś lepiej popracował przez trzy tygodnie i zrobił w tym czasie więcej niż ja w 2,5 roku. Nowy trener trafił na taki moment, że dostał te wzmocnienia o które ja zabiegałem. Wiedziałem, że ściągając do klubu takich ludzi jak Rafał Janicki czy Petar Mamić i ciężko pracując zimą, także możemy osiągać dobre wyniki.

Dwa miesiące na bezrobociu sprzyjały refleksjom co w Podbeskidziu jesienią poszło nie tak?

Na pewno miałem w ostatnim czasie wiele przemyśleń czy analiz. Dotyczyły one różnych sytuacji: czy to na podłożu techniczno-taktycznym, związanymi z treningiem, kontaktów z prezesem czy innymi członkami sztabu szkoleniowego. Wiele wniosków z tych analiz wyciągnąłem i z pewnością przy okazji kolejnej pracy, będę już o nie mądrzejszy.

Podbeskidzie jako beniaminek musiał zetknąć się z problemem klasycznym dla każdego nowicjusza w ekstraklasie, czyli jak budować zespół? Czy ufać graczom, którzy wywalczyli awans czy jednak bez sentymentów, postawić na piłkarzy z doświadczeniem, nawet kosztem piłkarzy zasłużonych w I lidze.

Wspominał o tym już prezes, ja także o tym mówiłem, że popełniliśmy błąd, nie wzmacniając zespołu od razu przed startem sezonu. Miałem zapewnienie od właścicieli, że możemy zrobić cztery-pięć transferów na miarę ekstraklasy. Z różnych przyczyn jednak nie udało się zorganizować na nie odpowiednich środków. Ustaliliśmy więc z prezesem Kłysem, że bierzemy za to odpowiedzialność razem, robiąc kosmetyczne zmiany i gramy tymi piłkarzami, którzy wywalczyli awans. Zdawaliśmy sobie sprawę, że to duże ryzyko. Prezes zapewniał mnie jednak, że nieważne które miejsce będziemy zajmować do grudnia, będzie darzył mnie zaufaniem. Niestety tak się nie stało – to ja za wszystko musiałem wziąć odpowiedzialność. Prezes szybko zapomniał co ustalaliśmy, a ja dowiedziałem się później z mediów, że doszedł ze mną do ściany.

Jak się pracuje w okresie, kiedy zespół przegrywa i nie widać żadnej nadziei na poprawę? W ilu procentach jesienią musiał być pan trenerem, a w ilu psychologiem, aby nie spadło morale pańskich podopiecznych?

W naszej grze mieliśmy wiele dobrych i bardzo dobrych momentów, które były efektem naszej ciężkiej, wspólnej pracy. Popełnialiśmy jednak dużo prostych, indywidualnych błędów, które wszystko niweczyły. W takim przypadku musieliśmy pracować nad sferą mentalną, bo tak proste błędy trudne były do poprawienia w samym treningu techniczno-taktycznym. Przygotowanie motoryczne, taktyka, pomysł na grę – uważam, że wszystko było dobrze dobrane i realizowane. Zawodnicy potrzebowali czasu, aby zrozumieć, że w ekstraklasie gra się inaczej. Każdy popełniony błąd, zwłaszcza na własnej połowie, jest bardzo dużym ryzykiem i często po nim pada bramka. Dzisiaj jak patrzę na sposób funkcjonowania Podbeskidzia to widzę, że tych błędów już nie ma. Bielszczanie grają w obronie prostymi środkami, a to one są najważniejsze w osiągnięciu celu, jakim jest utrzymanie. Widać, że transfery, które zostały przeprowadzone, dają więcej pewności drużynie.

A problemem pana zdaniem nie był fakt, że zespół za bardzo był uzależniony od Kamila Bilińskiego?

Moim zdaniem nie. Cała drużyna musi ciężko pracować na zwycięstwo, wykonując wiele pracy biegowej, pokazywać dużo determinacji i powinien być bardzo odpowiedzialny. Uważam, że cały zespół zdobywa bramki i cały je traci. Cieszę się, że Kamil strzela gole, bo zawsze w niego wierzyłem. Kiedy graliśmy w ustawieniu 1-4-4-2, z Marko Roginiciem bardzo dobrze się uzupełniał. Ogólnie uważam, że drużynie zawsze potrzebna jest jakość i szczęście.  W 2021 roku zespół ma więcej szczęścia. Mówi się, że suma szczęścia i pecha równa się zeru i tak jest z Podbeskidziem. Jesienią większość kontrowersji była interpretowana na naszą niekorzyść, a dzisiaj jest odwrotnie. Widać dlaczego w piłce ważne jest umieć złapać szczęście, żyć z tym szczęściem i pilnować, aby to szczęście nie uciekło.

Odrzucając już na bok sentymenty, uważa pan, że Podbeskidzie Bielsko-Biała utrzyma się w PKO BP Ekstraklasie?

Tak, oczywiście, ja od początku mówiłem, że to nie jest zespół na spadek. Wiedziałem, że jeśli zostaną poczynione odpowiednie ruchy transferowe zawodników doświadczonych, to się utrzymamy. Tym bardziej, że z ekstraklasy spada teraz tylko jedna drużyna. Widziałem jak zespół pracuje, jak wcześniej funkcjonował w I lidze. Brakowało tylko kilku piłkarzy ogranych na tym poziomie.

A pana jako pierwszego trenera, ekstraklasa czymś zaskoczyła?

Sama ekstraklasa mnie nie zaskoczyła. Pracowałem w niej wcześniej przez pięć lat jako asystent, więc wiedziałem jak ona wygląda od środka. Większym wyzwaniem było sytuacja z koronawirusem i mała ilość czasu na przygotowanie zespołu do gry w ekstraklasie. Zdążyliśmy przed startem sezonu rozegrać jeden sparing z drużyną z najwyższej klasy rozgrywkowej. Na pewno inaczej by to wyglądało, gdybyśmy mieli na koncie 4-5 gier kontrolnych z takim przeciwnikiem. Pomogłoby to zawodnikom zrozumieć, jak się gra w ekstraklasie i na co muszą być przygotowani.

Przez pięć lat asystował pan Michałowi Probierzowi. Było jeszcze miejsce i czas na to, aby od starszego kolegi po fachu uzyskać cenne rady?

Z Michałem jesteśmy w stałym kontakcie i rozmawiamy bardzo często, ale już nie dyskutowaliśmy o takich rzeczach. Ja pracuje na własny rachunek, czwarty sezon jestem pierwszym trenerem. Dyskutujemy i wymieniamy się opiniami, ale po rady już nie dzwonię. Mam swoją filozofię pracy, swój pogląd na futbol i kieruje się własnymi spostrzeżeniami.

A jak przyjął pan słowa Probierza po meczu z Wartą Poznań, po których ruszyła dyskusja jak ciężka i niewdzięczna jest dola trenera?

To temat na dłuższą rozmowę. Uważam, że kto nie pracuje jako trener, nie jest w stanie wejść w jego skórę i przyjąć tych wszystkich bodźców, które płyną z wielu stron. Mało kto zrozumie tą presję, zarówno dziennikarz sportowy, jak i kibic. Dużo też jednak zależy od podyktowania sobie sposobu pracy. Są różne drogi prowadzenia zespołu.

Jedna z nich to skupienie się na działaniach drużyny, relacjach wyłącznie z piłkarzami, sztabem i działaczami, bo na to mamy bezwzględny wpływ. A to co o nas się pisze, jest zależne od wyników. Kiedy są dobre jest ok, kiedy złe, musimy się liczyć z tym, że będą negatywne. Inna to z kolei mocne zaangażowanie się w życie społeczne, czyli oprócz spraw czysto sportowych także kwestie związane z mediami społecznościowymi, prasą, telewizją. Jeżeli ktoś chce wchodzić w dyskusje i przejmować się każdym komentarzem, wypowiedzianym na temat trenera czy klubu to jest to bardzo trudne. A jeżeli ktoś próbuje jeszcze z tym mocno walczyć, to jest to bardzo obciążające i zajmujące dużo czasu. A to nie pozwala na odpowiednią regenerację. Na pewno każdy trener po pracy powinien zadbać o siebie, mam tu na myśli odnowę psycho-fizyczną.

Nie zgodzę się jednak z tym, że jest to zawód ciężki i niewdzięczny. Ja osobiście uwielbiam pracę trenera i trudy z nią związane. To praca bardzo twórcza, lecz wiadomo, że bardzo zależna od wyników.

Czy po dwóch miesiącach ciągnie pana do pracy czy też przyda się na razie panu dłuższy odpoczynek?

Cały czas ciągnie. Na razie wolny okres wypełniam oglądaniem meczów, polskiej i zagranicznej ligi, bo tylko to mi pozostało. Wierzę jednak w to, że w niedługim czasie wrócę na ławkę trenerską, a wolny czas wykorzystuje na samodoskonalenie i rodzinę.

Przy okazji wyboru nowego miejsca pracy, pod uwagę bierze pan tylko ekstraklasę czy w I lidze też mógłby pan jeszcze popracować?

Wspominałem już, że praca trenera to moja pasja. Każdą opcję zatem wezmę pod uwagę. Ważni są ludzie i cel do osiągnięcia.

ROZMAWIAŁ: MACIEJ KANCZAK