Piotr Kobierecki: Legia jest strefą komfortu, z której wiele osób nie chce odchodzić
05.03.2021

Mistrzostwa Polski juniorów, praca z najlepszą i najbardziej utalentowaną młodzieżą w kraju. Czynny udział w procesie wychowywania graczy, których dzisiaj oglądamy nawet w reprezentacji Polski. Piotr Kobierecki przez wiele lat związany z akademią Legii Warszawa latem zakończył przygodę z warszawskim klubem. Od nowego roku przejął drugoligowy Znicz Pruszków i rozpoczyna tak naprawdę pracę na własny rachunek. O przeszłości, ale także najbliższej przyszłości opowiedział nam tuż przed drugim wiosennym meczem w II lidze.

Wiele mówi się, że zawodnicy w Legii są pod kloszem. W klubie organizacja na najwyższym poziomie, a przy wypożyczeniu czy odejściu doznają szoku. Czy trenerzy pracujący w Legii też nie muszą się z tym zmagać w nowym miejscu?

Mam kompletnie inne odczucia. Oczywiście wszystko zweryfikuje czas. Jednak jestem bardzo zadowolony z przejścia do seniorów. Pracując w Legii II ma się pod sobą bardzo młodych zawodników, którzy zmagają się z doświadczonymi rywalami. Skala trudności w innych klubach na pewno nie jest większa, niż w Legii. Zresztą nikt nie ma panaceum na osiąganie sukcesów w każdym miejscu. Praca w Legii nie jest też łatwa, ale specyficzna. Podobało mi się tam, ale w Pruszkowie – jak dotąd – jeszcze bardziej.

Nie chodzi mi o stricte sportowe sprawy. Mowa bardziej o otoczce. Legia uchodzi za najlepiej zorganizowany klub w Polsce. Siłą rzeczy Znicz nie może sobie pozwolić na wszystko, co jest w Legii. Dlatego może być trudniej.

Oczywiście sztab jest mniej liczny, mniej osób odpowiada za całokształt i więcej zadań trzeba brać na siebie, ale jestem zadowolony z pracy tutaj. To ma swoje plusy i minusy. Większa odpowiedzialność osób, które są blisko drużyny. Nie odczuwam jakiegoś zderzenia z innym światem. Inne środowisko, ale spodziewałem się większych różnic po Legii. Płynnie odnalazłem się w nowym miejscu.

Była praca w CLJ, potem III liga, teraz II liga. Wydaje się to za naturalny krok. Taki był plan, żeby iść krok po kroku?

Plan był taki, żeby trafić na szczebel centralny. Miałem kilka propozycji z II ligi, a z pierwszej żadnej, więc siłą rzeczy musiałem tutaj trafić. Gdybym miał z pierwszej ligi propozycje, na pewno bym ją rozważył i być może skorzystał.

O jakich klubach mowa, które proponowały pracę?

Przez szacunek dla innych trenerów, nie chciałbym o tym opowiadać.

W ostatnich latach wielu trenerów z akademii Legii poszło na szczebel centralny: Dariusz Banasik, Krzysztof Dębek, Aleksandar Vuković, Jacek Magiera, Kamil Socha, a teraz Marek Saganowski i Kacper Marzec. Wydaje się, że to dobry uniwersytet przygotowujący trenerów do pracy w wyższych ligach.

Na całym świecie tak się dzieje, że kto wchodzi na szczebel drugiej drużyny, do akademii już raczej nie wraca. Mówię na swoim przykładzie, gdyż trafiając do rezerw, wiedziałem że nie wrócę. Przygotowywałem się na kolejny krok i chciałem pracować w piłce seniorskiej. Legia jest jakąś strefą komfortu, z której wiele osób nie chce odchodzić. Z drugiej strony jest wiele kłopotów, których nie ma w innych klubach. Uważam, że trzeba podejmować odważne decyzje i mierzyć się z sytuacjami, które nas spotykają.

Odszedł Pan z Legii, ale cały czas jest obecna dookoła. Przewinęli się najlepsi przez Pana ręce – Majecki, Szymański, Karbownik, Walukiewicz itd. To jednak wierzchołek, a praktycznie w każdym klubie na szczeblu centralnym jest ktoś z przeszłością w Legii. To pokazuje, że akademie to nie tylko transfery za kilka milionów euro, ale zasilanie ekosystemu polskiej piłki.

Wydaje mi się, że większość wychowanków zostaje w Polsce. Kilka nazwisk trafiło na poziom europejski, ale to jest nikła liczba. Jeżeli z jednego rocznika wyjdzie jeden, dwóch zawodników na poziom europejski, to będzie bardzo dobry wynik. Większa liczba jest na poziomie centralnym, a wiele osób i do tego poziomu nie dochodzi, więc bardzo różnie te drogi się układają. Często spotykam swoich wychowanków i zawsze to są miłe spotkania. Śledzę ich losy i życzę jak najlepiej.

Słuchając wypowiedzi w podcaście “Jak Uczyć Futbolu” wspominał Pan, że były dyrektor akademii Legii Radosław Mozyrko stawiał na środki treningowe, które były ukierunkowane pod rozwój konkretnych – najbardziej perspektywicznych – zawodników akademii. Widząc np. takiego jak Sebastian Szymański pod niego były pewne rzeczy układane?

Drużyna w akademii Legii czy rezerwach, to środowisko do rozwoju najlepszych chłopaków. Drużyna ma generować jednostki, a nie jednostki drużynę. Często treningi były ułożone w ten sposób, by jeden zawodnik mógł rozwinąć jakieś swoje cechy lub je poprawić, a reszta o tym nie wiedziała. Mieliśmy tak dobrane środki, by promować jednostki. Wszyscy nie będą grali w piłkę. Chcieliśmy, by ci z największymi szansami, mogli się jeszcze bardziej rozwinąć i zwiększyć ich możliwości na zaistnienie w piłce.

Wiadomo, że 1:1 nie da się przełożyć. Czy w jakimś stopniu można to zrobić w piłce seniorskiej?

Można stosować, ale nie kosztem zespołu. W seniorach mamy inną specyfikę, gdzie rozliczani jesteśmy tylko na bazie wyniku. Więcej pracuje się na bazie formacji czy całej drużyny. Nie może być jednak mowy o poświęceniu drużyny dla jednostki.

W Legii było tak, że w większości meczów przewaga nad rywalami zazwyczaj była tak duża, że nawet ukierunkowanie pod jednego zawodnika pozwalało, żeby zespół sobie poradził. W piłce seniorskiej wynik jest najważniejszy i tak się nie robi. Z drugiej strony chcąc osiągnąć wynik, trzeba uwypuklić cechy najlepszych zawodników, którzy pomogą później drużynie. Czasami środki treningowe są dopasowane do tego, by najlepsi zawodnicy dali jak najwięcej drużynie.

Wiele osób zapomina, że trener nie jest tylko dla drużyny jako całości. Jego zadaniem jest także rozwój poszczególnych zawodników, co później równa się rozwojowi zespołu.

Zgadzam się z tym. Kluby też chcą zarabiać na rozwoju najlepszych zawodników i trudno im się dziwić. To musi iść dwutorowo. W większym stopniu musi być w ryzach taktycznych całego zespołu. Nie może być tak, że coś tracimy, by ten zawodnik miał takie i takie możliwości. On ma funkcjonować w strukturze zespołu i być w stanie pokazać swoje największe atuty. Dobieramy środki treningowe, by w meczu mógł je uwydatnić.

Kiedyś Pan powiedział, że rezerwy czy juniorzy nie są samodzielną drużyną. Oni pracują na to, co jest wyżej. Czy można jakoś, na bazie krótkiego okresu w Zniczu Pruszków porównać jakoś pracę w obu miejscach.

Okres przygotowawczy to mniej więcej podobny schemat, co w Legii. Jestem wychowankiem trenerskim Legii, w której spędziłem zdecydowaną większość mojej przygody szkoleniowej, więc funkcjonuje w tych ryzach. Oczywiście w jakimś stopniu, bo dokładam swoje “przyprawy”. Jednak mikrocykl jest zbliżony, a konkretnie jego struktura. W podobne dni kształtujemy moc, wytrzymałość, taktykę, aktywacje. Wychowałem się w tym. To mi się sprawdza i ufam temu. Uważam jednak, że obciążenia są inne, wyższe niż w rezerwach.

W seniorach wynik jest w zasadzie jedynym wyznacznikiem sukcesów lub ich braku. W akademii celem numer jeden jest dostarczenie graczy na poziom seniorski. Z drugiej strony takie kluby jak Legia, Lech chcą wygrywać CLJ-tki, robić awanse swoimi rezerwami. Trudno pogodzić aspekt wynikowy, wychowawczy oraz trenerskiego ego jednocześnie?

Bardzo ciekawa kwestia. Wszystko można pogodzić, kwestią w proporcjach. Umiejętny dobór w tym jest kluczowy. Awans Legii II do drugiej ligi powinien być priorytetem. Nie dla fajnych przeciwników, tylko żeby zawodnicy mieli trudniejsze warunki. Patrząc przez pryzmat rezerw Lecha czy Śląska, wszystkie polskie kluby z Ekstraklasy powinny dążyć do tego, by mieć rezerwy na poziomie centralnym, bo jest lepsze środowisko do rozwoju dla młodzieży. Nie trzeba ich wypożyczać, tylko nadal ma się ich pod swoją jurysdykcją.

Wynik? Zawodnicy powinni chcieć osiągać wynik, ale nie kosztem sposobu gry. Piłkarz musi grać o wygraną, ale w określony sposób. Jeśli gramy ładnie, efektownie i chcemy wygrywać, to jest bardzo dobrze. Dużo osób mówi, że to nie jest ważne, a dla mnie to frazesy i asekuracja tych osób. Nie spotkałem jeszcze nikogo na swojej piłkarskiej drodze, która nie chciałaby wygrywać. Może Radek Mozyrko miał duży dystans do tego, bo nawet nie chciał znać wyników drużyn w akademii. Z trenerów prowadzących nie spotkałem trenerów, którzy nie chcieli wygrać. Tyle że większość z nich było bardzo mądrych i tak dobierali środki, by grać w piłkę kombinacyjnie, ryzykownie, ale przy tym chcieli wygrywać.

Fajną rzecz usłyszałem od wychowanka prof. Hucińskiego, Tomasza Wilczewskiego. Jeżeli w młodzieżowym sporcie drużyna wygrywa zbyt wiele meczów, to znaczy, że szwankuje dobór przeciwników. Chodzi o brak nauki z takich seryjnych zwycięstw.

W pewnym stopniu się z tym zgadzam. Jeżeli wygrywa się wysoko, takie mecze mijają się z celem, tym bardziej jeśli tych spotkań jest dużo w sezonie. To oznacza, że środowisko i liga nie jest optymalna do rozwoju. Co innego, gdy wygrywa się jedną, dwoma bramkami po trudnych meczach. Wtedy te wygrane nie są… niczym złym.

Wygrana cieszy, przegrana uczy. Zmusza do refleksji, analizy w większym stopniu, więc też jest potrzebna na pewnym etapie rozwoju. Wysokie wyniki nie uczą jednak nikogo – ani wygranego, ani przegranego. Dlatego uważam, że CLJ-tka na całą Polskę jest bardzo dobrym rozwiązaniem. Zespoły też różnie do tego podchodzą. Np. Lech gra najmłodszymi zawodnikami w CLJ i radzi sobie bardzo dobrze ze starszymi. Dzięki temu też poziom jest bardziej wyrównany.

Tutaj kluczem jest okres przygotowawczy. Można zagrać z seniorami lub rywalami z innych państw.

W Legii siła rzeczy dominowali młodzi zawodnicy. Znicz to także miejsce, gdzie tych gracz urodzonych w roku 2000 i okolicach jest wielu. Przy wyborze klubu miało to znaczenie?

Kompletnie tym się nie sugerowałem przy wyborze pracy.

A strefa spadkowa miała znaczenie?

Zawsze przyjemniej gra się o najwyższe cele, niż o utrzymanie. Zestawiłem sobie jednak wszystkie plusy i minusy z wielu klubów i padło właśnie na Znicz. Żeby się rozwijać, trzeba doświadczać trudnych rzeczy. Często decyzje trudne i nieoczywiste, okazują się korzystne i jesteśmy ich beneficjentami w dłuższym okresie. Pierwsze dwa miesiące pracowało mi się bardzo dobrze i zobaczymy jak będzie w dalszej fazie.

“Gdybym mógł sobie wybierać, zawsze chciałbym otrzymywać pracę w połowie grudnia” – powiedział Dawid Szulczek niedawno na naszych łamach.

Zgadzam się, choć wiadomo, że zimą jest trudniej o transfery i modelowanie kadry, ale najwięcej czasu na wprowadzenie swojego sposobu gry.

Jaki jest sposób gry ma trener Piotr Kobierecki? We wspomnianym podcaście powiedział Pan ciekawą, ale niepopularną rzecz o braku konkretnego modelu gry i DNA. Dzisiaj każdy chce uchodzić jako ktoś z konkretnie sprecyzowanym pomysłem na piłkę.

Stawiam na pragmatyzm, ale nie chciałbym, żeby był mylony z prostą piłką. Jeżeli mam zawodników technicznych, którzy potrafią grać kombinacyjnie, będę chciał grać wysublimowany futbol. Jeśli mam mocnych motorycznie, skupię się na grze atakiem szybkim. W Zniczu mamy takich i takich, ale oczywiście też sporo deficytów. Gdyby ich nie było, zespół byłby znacznie wyżej.

Chciałbym żeby Znicz był drużyną nie jednowymiarową. W Legii było jasne, że będziemy się długo utrzymywać przy piłce i mieli wielu młodych wybieganych zawodników, a mniej doświadczenia. W Zniczu jest doświadczenie, też chcemy się utrzymywać przy piłce, ale w jakimś stopniu minimalizować stopień ryzyka. Grając na poziomie II ligi nie zawsze będziemy narzucać swoje warunki. Tak byłoby w idealnym świecie, ale czasem trzeba wykorzystywać deficyty rywala lub minimalizować atuty.

Duża rola analizy przeciwnika.

Dla nas najważniejszym zespołem jest Znicz i pod niego wszystko układamy. Ale sposób gry rywala, też będzie wpływał na naszą grę. Nie będzie to jednak 100%, tylko mieszanka. Mamy swój sposób, ale żeby nie było on naiwny. Chcemy się utrzymywać przy piłce, ale będziemy w stanie przejść do ataku szybkiego. Tak samo w pressingu będziemy atakować rywala wysoko, czasem zejdziemy do średniego wysoki. Nie chcemy być czytelni dla przeciwnika.

Kiedyś powiedział Pan, że III liga to nie jest Disneyland. A co można powiedzieć o pierwszym meczu w II lidze – jakieś zaskoczenia?

Zdecydowanie na plus. Byliśmy – z mojej perspektywy – zespołem lepszym, mimo że rywal nie był łatwy. To był mecz, po którym remis nie byłby zadowalający, a przegraliśmy. Dobre spotkanie z naszej strony, ale porażka i taka jest proza życia. Generalnie jednak chciałbym taki Znicz, co tydzień. Przy takiej grze punkty przyjdą.

Jeżeli chodzi o Disneyland, miałem na myśli przejście zawodników w Legii z CLJ do rezerw. W CLJ często gra się z medialnymi przeciwnikami, jak Lech, Pogoń czy Wisła Kraków i gra się efektownie, dominuje ze znaną drużyną, więc wydaje się, że kariera stoi otworem. Potem jednak trzeba pojechać do mniejszych miejscowości i okazuje się, że mecze z takimi rywalami są znacznie trudniejsze od znanych nazw. Nie ma co ukrywać znacznie wyższy poziom i trudniejsza gra jest w III lidze niż CLJ.

Często zawodnicy inaczej reagują na Lecha w CLJ, a inaczej na – nic nie ujmując – Znicz Białą Piską w III lidze. Podświadomie lekceważą takiego przeciwnika.

Być może lekceważą, a często też gracze błyszczący w juniorach, nie są w stanie nic zrobić w tej Białej Piskiej. Tam też są zawodnicy ograni na różnych poziomach, doświadczeni i droga nie jest usłana różami. Jestem zwolennikiem, by młodzi zawodnicy szybko przechodzili do piłki seniorskiej. Oczywiście, jeśli to możliwe i są gotowi fizycznie. Tam mają środowisko, które ich bardziej rozwinie.

Jutro mecz z Motorem Lublin, w którym spotka Pan wielu znajomych z Legii. Zarówno w sztabie, jak na boisku. To jakoś ułatwia/utrudnia przygotowania?

Muszę coś zmienić w swoim sposobie gry, bo wiem, że trenerzy Motoru doskonale wiedzą, jak chce grać. Będzie trzeba coś zamieszać, ale nie podchodzę jakkolwiek personalnie do takich meczów. Nie należy konkurować, tylko kreować i podchodzę jak do każdego spotkania.