Derby Madrytu: Zabawa w kotka i myszkę

07.03.2021
Ostatnia aktualizacja 16 marca, 2021 o 01:43

Wygrywasz i masz autostradę po mistrzostwo. Remis niewiele ci zmienia. Porażka? Wyhamowuje, ale nie robi tragedii. Dawno już Atletico nie przystępowało do wiosennych derbów Madrytu z takiej pozycji. To Real musi i to Królewscy będą gośćmi. Zwiastuje dobre i ciekawe derby? Oby! Grudniowe danie było kompletnie niestrawne przez postawę Colchoneros i kapitalnie dysponowanych podopiecznych Zinedine’a Zidane’a. 

Kontuzje łaskawsze dla Atletico, koronawirus dla Realu

Kłopotów kadrowych po obu stronach nie brakuje, choć Atletico trudno będzie konkurować z rywalem zza miedzy. W zasadzie poza Jose Marią Gimenezem nie było nikogo, kto w barwach Los Colchoneros wypadłby na dłuższy okres. Najdłuższe przerwy to ta Sime Vrsaljko od początku sezonu, tyle że Chorwat i tak nie miałby szans na grę przy dobrej dyspozycji Kierana Trippiera. Z kolei Hector Herrera przydałby się w rotacji, ale też nie byłby pierwszym wyborem Simeone w środku. Z drugiej strony z powodu koronawirusa w tym sezonie pauzowali m.in. Mario Hermoso, Joao Felix czy Moussa Dembele tuż po transferze.

W przypadku Realu mamy niemalże litanie kontuzjowanych. Sergio Ramos, jego zmiennik Eder Militao, do tego dwójka prawych obrońców Dani Carvajal i Alvaro Odriozola. Paradoks całej sytuacji jest taki, że jedynie lewa obrona była i jest wolna od kontuzji. Do defensywy na stałe przesunięty został Lucas Vazquez, a Nacho miał mieć bardzo daleko do gry, a jest – z musu – pierwszym wyborem.

W kolejnych formacjach jest lepiej, ale bez rewelacji. Non stop wypada Eden Hazar, dopiero do zdrowia wrócił Rodrygo, a swoje kłopoty miał przecież Fede Valverde. Doliczmy do tego ostatnie wypadnięcie Benzemy i jedyną formacją nieruszaną jest tercet środkowych pomocników. Casemiro, Kroos i Modrić to kręgosłup, który trzyma zespół przy życiu. Najlepszym przykładem była współpraca dwóch pierwszych przy zwycięskim golu z Realem Valladolid. Zresztą ta trójka zagrała już ze sobą 81 meczów ligowych od 1. minuty, czym przebili tercet Busquets-Xavi-Iniesta!

Bez Benzemy ani rusz

Przez lata kibice Realu lubili narzekać na Karima Benzemę. Tyle że od odejścia Ronaldo, bez niego ani rusz z ofensywą po stronie Królewskich. Najlepszy strzelec, do tego potrafiący kreować grę. Coś znacznie więcej niż tylko egzekutor, którym de facto nigdy nie był w Madrycie. Jeszcze bardziej jego umiejętności docenili kibice podczas nieobecności w ostatnich tygodniach. Mariano Diaz to poziom raczej na kluby aspirujące do europejskich pucharów, ewentualnie środek tabeli. Doszło do tego, że Zinedine Zidane wystawił w roli „9”… Isco. Oczywiście była to fałszywa dziewiątka, która jednak w Bergamo zrobiła trochę roboty swoimi zejściami niżej. Po jednym z takich zejść, miejsce znalazł za plecami rywali Ferland Mendy, co skończyło się czerwoną kartką.

Pod nieobecność Francuza gole strzelali m.in. Casemiro i właśnie Mendy. To jest spory kłopot Realu, gdyż licząc wszystkie rozgrywki Benzema strzelił 17 goli, a cała reszta 36 goli. Niby proporcje nieźle zachowane. Kłopot w tym, że gracze uznawani za napastników/skrzydłowych robią to niezwykle rzadko. Vinicius 4, Hazard 3, Asensio 2, Lucas 2, Mariano 1, Rodrygo 1, co daje razem 13 goli… Wynik tragiczny, tym bardziej, że Lucasa w tym sezonie łatwiej liczyć jako prawego obrońcę niż skrzydłowego. Ale nawet zostawmy te 13 goli ofensywnych graczy bez Benzemy. Dla porównania gole obrońców(!): Ramos 3, Mendy 2, Varane 2, Eder Militao 1. 8 trafień czwórki defensorów przy 13 strzelonych przez szóstkę ofensywnych graczy to coś kompletnie irracjonalnego.

Trójka obrońców

Coś, co wydawało się zarezerwowane dla Włoch, od dłuższego czasu rozlewa się na całą Europę. Mowa o grze trójką z tyłu. Cholo Simeone korzysta z tego regularnie, a w zasadzie w wielu meczach trudno jednoznacznie zdefiniować ustawienie zespołu. Wielokrotnie to się zmienia w trakcie spotkania i płynnie potrafi przejść z trójki na czwórkę i odwrotnie. Ponadto uniwersalność jego „żołnierzy” robi swoje. Mario Hermoso często funkcjonował jako lewy obrońca, a nawet wahadłowy. Podobnie po prawej stronie kibice mogli oglądać np. Marcosa Llorente. Wychowanek Realu Madryt to ewenement. Kiedyś kojarzony z grą na „6” w barwach Królewskich, a po przejściu do Atletico poszedł znacznie wyżej. Do tego doszło, że Simeone wystawia go jako drugiego napastnika, fałszywego skrzydłowego. Dobrze to widać zresztą na heatmapach i średnich pozycjach na boisku, gdy Llorente nierzadko znajduje się najbliżej bramki przeciwnika. Nawet, gdy na boisku jest Luis Suarez!

Uniwersalność w cenie

Uniwersalność to słowo klucz w przypadku Simeone i jego zawodników. Llorente grał już na trzech, czterech pozycjach. Na lewej stronie obrony/wahadle jest kilka opcji. Potrzeba kogoś bardziej grającego defensywnie? Mario Hermoso. Typowy lewy obrońca? Renan Lodi. Opcja ofensywna na wahadle? Yannick Carrasco, a w ekstremalnym przypadku Thomas Lemar. Kontrola oraz odpowiedzialność? Saul Niguez. To wszystkie opcje, z których korzystał argentyński trener w tym sezonie po lewej stronie! Paradoks jest taki, że nietykalny do tej pory Saul Niguez, w obecnych rozgrywkach często miał kłopoty z grą. Przy trójce z tyłu, po prostu brakowało dla niego miejsca.

Zidane też spróbował i… wygrał!

Wiele można mówić o sukcesach Zidane’a, ale trudno go uznać za innowatora. Bardzo przywiązany do swoich rozwiązań, a zwłaszcza nazwisk. Jeśli ktoś nie należy do jego ulubieńców, trudno mu się przebić do składu. Długo o tym mogliby opowiadać Martin Odegaard czy Isco. Jednak miesiąc temu zdarzył się cud i Real przeciwko Getafe wyszedł w ustawieniu 3-4-3 i wypaliło. Marcelo, gdy grał jako lewy obrońca często zapominał o defensywie i nie miał za sobą zabezpieczenia. Marcelo jako wahadłowy grał wyżej i miał znacznie więcej swobody, z której korzystał.

To była – jak dotąd – jednorazowa próba, ale pokazująca, że można. Dzięki temu Real został kolejnym zespołem z topu, który zastosował rozwiązanie z trójką z tyłu. Atletico bardzo często i chętnie z tego korzysta, Barcelona również używa jako alternatywy przy kłopotach kadrowych na środku obrony. Może i Królewscy w dłuższej perspektywie będą mieli z tego pożytek.