Michał Listkiewicz: Brak Lewandowskiego byłby poważnym egzaminem

18.03.2021

Od początku tygodnia, z zapartym tchem śledzimy doniesienia z Niemiec, czy tamtejszy sanepid bez konieczności przechodzenia później kwarantanny pozwoli zagrać z Anglią Robertowi Lewandowskiemu. Widząc co się dzieje na świecie, mamy też coraz większe wątpliwości czy EURO 2021 odbędzie się w 12 krajach. Na naszym podwórku zastanawiamy się z kolei, czy uda się dograć do końca sezon 2020/2021 w PKO BP Ekstraklasie, w związku z rekordową liczbą zachorowań. O futbolu w okresie trzeciej fali pandemii koronawirusa porozmawialiśmy z byłym prezesem PZPN, Michałem Listkiewiczem.

Związane ręce PZPN

Pytanie, które od poniedziałku zadają sobie polscy kibice brzmi, czy Robert Lewandowski będzie do dyspozycji Paulo Sousy na mecz eliminacji MŚ 2022 z Anglią. Niemieckie przepisy są bezlitosne – jeżeli „Lewy” zagra na Wembley, po powrocie do Monachium czeka go 14-dniowa kwarantanna. A to wykluczyłoby go z kluczowego o losach tytułu mistrza Niemiec starcia z Red Bull Lipsk, a także pierwszego spotkania w ¼ finału Ligi Mistrzów. Na to Bayern najzwyczajniej w świecie nie może sobie pozwolić. Czy zatem Michał Listkiewicz wierzy jeszcze, że Lewandowskiego zobaczymy na boisku w potyczce z „Synami Albionu”?

Oczywiście, że tak – mówi Michał Listkiewicz w rozmowie z „FutbolNews.pl”. – Sytuacja zmienia się z dnia na dzień. Poza tym nie ma się też co emocjonować rzeczami, na które nie mamy wpływu. Wszystko zależy od dalszego rozwoju pandemii oraz decyzji władz sanitarnych w Niemczech. To tak jakbyśmy denerwowali się, że nie możemy iść do galerii handlowej czy wyjechać do hotelu.

PZPN jest w stałym kontakcie, zarówno z UEFA, jak i z przedstawicielami Bayernu Monachium. Choć stara się jak może, aby wypracować jakiś kompromis, to tak naprawdę w tej sytuacji ma związane ręce. – Nie może tu nic zrobić ani PZPN, ani żadna inna organizacja. To wszystko jest poza jego jurysdykcją i nie ma co mieć do niego pretensji – przyznaje Michał Listkiewicz.

Egzamin dla reprezentacji

Listkiewicz podkreśla też, że przy okazji meczu z Anglią skupiamy się jedynie na Lewandowskim, zapominając, że przecież cała reszta zespołu będzie mogła zagrać. – My koncentrujemy się na Robercie, tak jakby ta drużyna bez niego nie istniała – zaznacza były prezes PZPN-u. – Tymczasem grała kiedyś bez niego i tak też będzie w przyszłości. Gdyby chodziło o innego zawodnika, nie byłoby takiego hałasu, a tak jest wielkie larum. Kiedyś graliśmy bez Włodka Lubańskiego, najlepszego moim zdaniem polskiego piłkarza w historii i świetnie sobie poradziliśmy, gdy był ciężko kontuzjowany. To jest wpisane w sport i nie ma co kruszyć kopii.

Zauważa również ewentualny pozytyw ewentualnego braku najlepszego piłkarza 2020 roku według FIFA. – Cały czas wierzę w jego występ, ale gdyby nie mógł zagrać, to byłby dla tej drużyny prawdziwy egzamin. Przecież na EURO może być podobnie – mogłaby mu się przytrafić kontuzja albo dostałby kartkę, która wyeliminowałaby go z jednego meczu i trzeba sobie radzić – mówi były sędzia międzynarodowy.

Nie ma drużyny, nie ma meczu

Zadziwiający jest jednak fakt, że choć terminarz kwalifikacji do katarskiego mundialu ustalono w połowie grudnia, już w okolicach Świąt Bożego Narodzenia pojawiły się pierwsze informacje, o brytyjskiej odmianie koronawirusa. Mimo to, nie zdecydowano się na zmianę lokalizacji spotkania. Czy czasem nie jest tak, że futbol klubowy lepiej radzi sobie z covidem, aniżeli ten w wydaniu reprezentacji?

–  No tak, ale w futbolu klubowym walczy się o uratowanie meczu – uważa Listkiewicz. – Nie ma drużyny, nie ma meczu. Natomiast w piłce reprezentacyjnej na razie dotyczy to jednego-dwóch zawodników, głównie z Bundesligi. Tam mamy do dyspozycji wszystkich piłkarzy, posiadających paszport danego kraju. Trudno bowiem porównać grę reprezentacji Polski bez Lewandowskiego do gry np. Bayernu Monachium rezerwowym składem, bez 15 zawodników pierwszej drużyny.

EURO-mrzonki

Biorąc pod uwagę aktualną sytuację w Europie, ciężko też sobie wyobrazić, aby zbliżające się wielkimi krokami Euro odbyło się, tak jak pierwotnie zakładano, w 12 krajach. – Czasu jest coraz mniej, a sytuacja się nie poprawia – zauważa były prezes PZPN-u. – Miesiąc temu byłbym zdecydowanie większym optymistą. Jeśli jednak ME nie odbędą się w tej formule, to odbędą się w innej, np. w całości w Anglii. A to jest już do zrealizowania, biorąc pod uwagę liczbę stadionów, hoteli i baz treningowych. Takich krajów w Europie jest zresztą jeszcze kilka.

Zmiana gospodarza wielkiej imprezy nie byłaby też w historii piłki nożnej niczym nowym. – Bywały już przecież takie sytuacje np. w przypadku Kolumbii, której zabrano MŚ w 1986 roku. Są sprawy w życiu ważniejsze od sportu, a w tej chwili ta straszna pandemia taką sprawą jest. W 99% jestem przekonany, że Mistrzostwa Europy się odbędą, ale czy w formule 12 gospodarzy to jest już bardzo mocno wątpliwe – przyznaje Michał Listkiewicz.

Co z tą ekstraklasą?

Utrzymująca się od dłuższego czasu liczba zachorowań na covid-19 na poziomie ponad 15 tys. karze także spytać czy uda się dokończyć sezon 2020/2021 w PKO BP Ekstraklasie. – Myślę, że go dokończymy, bo w elemencie testowania, pilnowania czy zabezpieczania Ekstraklasa świetnie sobie radzi. Pilnowanie aby ktoś nie wchodził do stref nieprzeznaczonych dla niego jest restrykcyjnie egzekwowane. Jak ktoś nie może wejść do strefy X, to do niej nie wejdzie. Np. obserwator sędziów, który pełni dość ważną funkcję, ale nie ma prawa wejść do szatni ani chodzić po klubowych korytarzach. Nie ma również sygnałów, że ktoś na boisku zaraził kogoś innego koronawirusem. Uważam, że we wszystkich sportach, rozgrywanych na świeżym powietrzu, to niebezpieczeństwo zarażenia jest znikome.

Listkiewicz zwraca jednak uwagę na inny problem – zawieszenie rozgrywek na niższych poziomach ligowych. – Dziwi mnie, że zamyka się rozgrywki niższych klas. Jak ktoś się nie zaraża na boiskach ekstraklasy, nie zarazi się też w lidze okręgowej. Domyślam się jednak, że bardziej chodzi tu o przemieszczanie się, gdzie drużyna przemieszcza się autokarem, a większość jej zawodników normalnie pracuje w ciągu tygodnia. A wtedy łatwiej przenieść wirusa na drużynę czy kolegów. Piłkarze z ekstraklasy czy I ligi to jednak zawodowcy, których można testować bez przerwy, bo są na to środki. Natomiast w niższych ligach raczej nie zgodziliby się na testowanie na swój koszt co tydzień. A pieniądze na przetestowanie 1,5 mln graczy raczej by się nie znalazły, wszak są ważniejsze potrzeby – kończy były prezes PZPN-u.