Dariusz Żuraw już nie jest trenerem Lecha Poznań. O końcówce jego pracy z klubem kibice “Kolejorza” raczej woleliby zapomnieć. Nie można jednak zapominać, że szkoleniowcowi należy także przypisać kilka zasług. W końcu dobrych momentów w pracy z drużyną ze stolicy Wielkopolski 48-letni trener też miał dość sporo. Dlatego chcielibyśmy je przypomnieć.
Szczęśliwy awans do grupy mistrzowskiej
Na wstępie trzeba powiedzieć, że gdy Dariusz Żuraw przejmował drużynę Lecha Poznań, miał przed sobą kilka trudnych zadań. Najważniejszym był wtedy awans do grupy mistrzowskiej. Po zwolnieniu Adama Nawałki drużyna znajdowała się bowem w dolnej części tabeli. Jak się okazało, żeby choć trochę uratować sezon, kluczowy okazał się mecz u siebie z Pogonią. “Kolejorz” wygrał wtedy 3:2, aczkolwiek kibice mogli mieć po tym meczu niedosyt. Lechici prowadzili wtedy bowiem 3:0, a w końcówce zrobiło się naprawdę niebezpiecznie.
Koniec końców, trzy punkty z tamtego spotkania zapewniły – rzutem na taśmę – awans do górnej ósemki. W kolejnych dwóch meczach zespół nie zdobył ani punktu, ale rywale trochę mu pomogli znaleźć się w grupie mistrzowskiej. Kto wie – może gdyby Dariusz Żuraw nie awansował z piłkarzami do górnej połowy tabeli, projekt “ŻurawBall” zakończyłby się prawie dwa lata wcześniej?
Wicemistrzostwo Polski
Zarząd Lecha Poznań jednak jeszcze w trakcie tamtej ligowej kampanii zaryzykował i zaproponował Dariuszowi Żurawiowi stały kontrakt. Większość kibiców “Kolejorza” podchodziła sceptycznie do tej decyzji, aczkolwiek jej obrońcy chwalili klub za szansę dla trenera, który wcześniej prowadził rezerwy, zna zespół lepiej aniżeli ktoś z zewnątrz. Na początku nie było jednak łatwo – jeszcze w trakcie rundy jesiennej sezonu 2019/2020 można było przeczytać na Twitterze wypowiedzi w stylu “ŻurawOut”. Na zwolnienie trenera jednak wtedy się nie zanosiło.
– Włodarze Lecha szukali odpowiedniego człowieka i dobierano do niego odpowiednich ludzi. Pierwszy trener jest odpowiedzialny za wynik, ale cały sztab musi na ten pozytywny wynik pracować. Sztab Lecha jest teraz naprawdę dobrze dobrany i trzymam kciuki za to, żeby wszystkim się udało. I żeby Darek był trenerem Lecha przez wiele, wiele lat – stwierdził wówczas w rozmowie dla “FutbolNews.pl” Piotr Reiss.
Z czasem jednak Lechici się po prostu rozkręcili. Zdarzały im się lepsze i gorsze momenty, aczkolwiek forma zespołu po przerwie wynikającej z pandemii była – nie bójmy się tego sformułowania – rewelacyjna. Poza porażką z Legią, “Kolejorz” nie przegrał już do końca sezonu, kończąc sezon na drugiej lokacie. A kto wie, jak by się skończyło, gdyby Lech wtedy wygrał z Legią…
– Dlaczego się nie udało Lechowi dogonić Legii? Miał pecha w meczu 27. kolejki, zaraz po wznowieniu ligi, czyli przeciwko Legii. Tamten mecz tak naprawdę zdecydował o tym, kto został mistrzem Polski. Lech wtedy jednak ani przez moment nie był drużyną gorszą. Pod względem gry nawet podobał mi się bardziej, jednak miał pecha, choćby patrząc na gola, którego zdobył Pekhart. Takie bramki traci się raz w sezonie, a Lech taką stracił właśnie w najważniejszym meczu sezonu. Gdyby nie ta kuriozalna sytuacja i więcej szczęścia Puchacza w ostatniej akcji meczu, Lech zasłużenie wygrałby ten mecz 1:0, a Legia jadąca na oparach głównie ze względu na urazy, nie zostałaby mistrzem Polski – przyznał po zakończeniu ubiegłego sezonu dziennikarz i komentator Canal+ Sport Wojciech Jagoda w rozmowie “FutbolNews.pl”.
Faza grupowa Ligi Europy
A potem przyszła batalia o europejskie puchary, których kibice Lecha Poznań byli głodni przez pięć lat. Podopieczni Dariusza Żurawia jednak pokonali cztery kolejne przeszkody na drodze do fazy grupowej Ligi Europy, czyli Valmierę, Hammarby, Apollon Limassol i Charleroi. 13 goli zdobytych, tylko jeden stracony i trzy wysokie zwycięstwa w pierwszych fazach były nie tylko dla fanów Lecha, ale wszystkich polskich kibiców lekarstwem na pucharowy marazm, na który nasza piłka cierpiała od czasu występów Legii w Lidze Mistrzów.
Początki gry w fazie grupowej Ligi Europy też mogły dawać nadzieję na to, że Lechici są w stanie zawojować Europę. Pierwsze trzy mecze w wykonaniu “Kolejorza” były przyzwoite, przynajmniej do 60-70. minuty. Ostatecznie Lech zakończył rozgrywki na ostatnim miejscu w grupie, aczkolwiek postawa w spotkaniu u siebie z Benficą czy w wygranym 3:1 spotkaniu ze Standardem naprawdę cieszyła oko.
Wypromowanie kilku młodych piłkarzy
Trzeba też przyznać, że pod wodzą Dariusza Żurawia wielu kibiców mogła usłyszeć o niektórych piłkarzach po raz pierwszy. Najbardziej spektakularną karierę zrobił tutaj oczywiście Jakub Moder, który po dobrym sezonie w barwach “Kolejorza” najpierw zadebiutował w reprezentacji, a następnie powędrował za 11 milionów euro do Brighton and Hove Albion. Jeszcze niedawno wydawało się, że taki rekord w ekstraklasie będzie nieosiągalny. Patrząc jednak na występy Modera, taka kwota wydaje się jak najbardziej zasłużona.
Pod wodzą Dariusza Żurawia rozkwitł także Tymoteusz Puchacz, który z młodego talentu stał się jednym z najlepszych lewych obrońców ligi. Trzeba przyznać, że ryzyko było dość spore – wcześniej piłkarz częściej grał na skrzydle, a z tyłu grał Wołodymyr Kostewycz. Aktualnie piłkarz nie zachwyca formą, ale patrzymy na niego jednak jako na kandydata do gry w reprezentacji. Trzeba powiedzieć, że w ostatnich miesiącach trener za bardzo nie miał na niego pomysłu. Ale nie wiadomo, czy wzbiłby się na tak wysoki poziom w innych okolicznościach i z trenerem, który niekoniecznie by na niego stawiał.
To jednak nie wszyscy. Jakub Kamiński, Michał Skóraś, Filip Marchwiński czy Filip Szymczak – to piłkarze, którym szansę gry w pierwszym zespole dawał Dariusz Żuraw. Szczególnie dwaj pierwsi zebrali sporo pochwał i mimo słabszej postawy całego zespołu, można powiedzieć, że dobrze rokują.
Zamienność pozycji
Trenerzy juniorów i rezerw Lecha Poznań stawiają od jakiegoś czasu na zamienność pozycji. Mowa tutaj o bocznych obrońcach, którzy w razie potrzeby byli ustawiani na skrzydłach i odwrotnie – skrzydłowych ustawianych na bokach defensywy. W pierwszym zespole podejście do taktyki było wcześniej inne, aczkolwiek Dariusz Żuraw je zmienił. Dowodem na to jest ustawianie niżej Tymoteusza Puchacza czy ostatnio Jakuba Kamińskiego. Oczywiście, nie zawsze takie eksperymenty zdawały egzamin.
Trzeba jednak przyznać, że część ligowych rywali podpatrzyła ten schemat i stale go stosuje. Można więc powiedzieć, że Dariusz Żuraw schematy Akademii Lecha wprowadził nie tylko do pierwszej drużyny, ale ogólnie do polskiego futbolu.
Nadmierny optymizm czasami się przydaje
Czy optymizm jest dobrą cechą trenera? Jeśli jest umiarkowany i adekwatny do sytuacji – jak najbardziej. Kiedy jednak Lechici faktycznie bili się o czołowe miejsca, Dariusz Żuraw był chwalony za takie podejście. Gdy jednak szkoleniowiec zapowiada walkę o puchary, a jego zespół balansuje między górną i dolną częścią tabeli – kibiców może to – delikatnie mówiąc – zirytować. Co więcej, niektórzy twierdzili, że takim podejściem szkoleniowiec stawia swój zespół jako ligowych przeciętniaków.
– Zresztą z pomeczowej wypowiedzi inne słowa trenera mnie zastanowiły: „Chcemy awansować do finału”. Dlaczego tylko awansować do finału? Znowu brakuje konkretu, czyli „dobrze, że awansowaliśmy, bo naszym celem jest zwycięstwo w Pucharze”. Kogo finał w Poznaniu obchodzi? Chyba tylko to zdanie można traktować w kontekście kolejnych, że „finał to jeden mecz”. Za dużo asekuranctwa i to potem przechodzi na zawodników. Lech ma duże aspiracje i nie powinien o tym zapominać, bo potem sam się szufladkuje jako ligowy przeciętniak – przyznał w rozmowie dla “FutbolNews.pl” kierownik działu sportowego “Głosu Wielkopolskiego”, Dawid Dobrasz.
Oczywiście, Dariusz Żuraw nie jest wybitnym erudytą, aczkolwiek samo optymistyczne podejście jest dla nas, polskich kibiców, czymś nowym. Może czasami trenerzy powinni nieco częściej zwracać uwagę na zalety niż wady zespołu? Przykład Dariusza Żurawia jest tutaj dobry, jeśli pnie się w ligowej tabeli. Gdy jednak drużyna ciągle traci punkty i przegrywa z niżej notowanymi rywalami, trzeba na to spojrzeć bardziej krytycznym okiem. To u dotychczasowego szkoleniowca Lecha pojawiło się jednak dość późno. I może właśnie to okazało się kluczowe w kontekście jego pracy z zespołem.