Rozstania i powroty – jak polscy trenerzy wracali do swoich byłych klubów?

15.04.2021

Decyzja o ponownym zatrudnieniu na stanowisku trenera Lecha Poznań Macieja Skorży, spotkała się głównie z krytyką kibiców i ekspertów. Kolejna szansa dla Skorży uznana została za pójście po linii najmniejszego oporu i przyznanie się, że zwolnienie go w 2015 roku było błędem władz „Kolejorza”. Najnowsza historia ekstraklasy pełna jest jednak przypadków, gdy szkoleniowiec po latach wraca do swojego byłego klubu.

Z tej okazji przyjrzeliśmy się najgłośniejszym powrotom nad Wisłą ostatnimi czasy. Ich historia pokazuje też jedno – w tego typu sytuacjach nie ma reguły. Czasem comeback byłego trenera wiązał się z kolejnymi sukcesami, czasem zaś okazywał się totalnym nieporozumieniem.

Henryk Kasperczak (Wisła Kraków 2002-2004, 2010)

W 2010 roku w Krakowie można było spodziewać się wielu rzeczy: lądowania UFO na rynku, koncertu Elvisa Presley`a na Błoniach czy też odejścia na zasłużoną emeryturę Smoka Wawelskiego. Nikt nie spodziewał się jednak, że do Grodu Kraka ponownie zawita Henryk Kasperczak.

Z osobą „Henriego” wiążą się najpiękniejsze chwile najnowszej historii „Białej Gwiazdy” – fenomenalny sezon 2002/2003 w Pucharze UEFA zakończony na 1/8 finału i trzy mistrzostwa Polski. Pod jego wodzą Wisełka grała futbol zarówno efektowny, jak i efektywny. Rysą na szkle były jednak brak awansu do fazy grupowej Ligi Mistrzów oraz kompromitujące wpadki z Valerengą Oslo i Dinamem Tbilisi w Pucharze UEFA. W dodatku rozstanie Kasperczaka z Wisłą przebiegało w atmosferze skandalu. Krakowscy włodarze, niezadowoleni z wpadek na arenie międzynarodowej, chcieli renegocjować umowę, wpisując w niej aneks, wymagający odejścia „Henriego” w razie braku awansu do Ligi Mistrzów w kolejnym sezonie, bez możliwości odszkodowania. Na to jednak szkoleniowiec nie chciał przystać. Kolejne lata upłynęły mu też na sądowej batalii o zaległe wynagrodzenia z byłym pracodawcą.

Gdy jednak wiosną 2010 w Krakowie zapanowała trwoga, znów zwrócono się do Boga, tzn. do Kasperczaka. – Na pewno jesteście zaskoczeni, że Wisła Kraków chce, bym po raz kolejny pracował w tym klubie. Przyjmuję to stanowisko z wielkim zaangażowaniem i odpowiedzialnością. Wisłę zawsze miałem głęboko w sercu, pamiętam piękne chwile w jej historii, pamiętam też chwile niepowodzeń. Zawsze myślałem, że nie dokończyłem w Krakowie swojej pracy. Właściciel klubu ma święte prawo dobierać sobie współpracowników, więc w okresie moich niepowodzeń miał prawo mnie zwolnić. Pragnę mu podziękować, że ponownie obdarzył mnie zaufaniem. Jeżeli między nami powstały jakieś nieporozumienia, chciałbym tutaj właściciela za to przeprosić – powiedział trener na inauguracyjnej konferencji prasowej.

Cupiał mógł jednak później pluć sobie w brodę, że zdecydował się ponownie zatrudnić Kasperczaka. Z nim na ławce Wisła przegrała bowiem w 2010 roku wszystko co się dało. W Pucharze Polski w ¼ finału wyeliminowała ją Lechia Gdańsk. Szansę na mistrzostwo Polski straciła w końcówce rozgrywek w kuriozalnych okolicznościach. Tradycyjnie również skompromitowała się w Lidze Europy, odpadając z azerskim Qarabag Agdam. Po tym dwumeczu, to sam Kasperczak podał się do dymisji.

Radoslav Latal (Piast Gliwice 2015-2016; 2016-2017)

Intrygujące są za to kulisy rozstania, a później powrotu do Piasta Gliwice, Radoslava Latala.

W sezonie 2015/2016 Czech zaskoczył całą piłkarską Polskę, czyniąc z „Piastunków” głównego kandydata do tytułu mistrza Polski. Gliwiczanie w tabeli ekstraklasy prowadzili w sumie przez 20 kolejek. „Spuchli” dopiero w końcówce fazy zasadniczej rozgrywek, ale i do samego końca grupy mistrzowskiej siedzieli na plecach Legii Warszawa. Eksperci i fachowcy byli pełni uznania dla takich graczy jak Radosław Murawski, Martin Nespor czy Kamil Vacek.

Latem 2016 Latal… niespodziewanie zrezygnował z pracy. Gliwiczanie co prawda przegrali w II rundzie kwalifikacyjnej Ligi Europy z IFK Goteborg (0:3 i 0:0), ale przecież nikt nie zamierzał krzyżować za to Czecha. Ten miał jednak żal do klubowych władz o brak wzmocnień i niemożność zatrzymania w Gliwicach Nespora i Vacka. Już we wrześniu jednak Latal ponownie zameldował się przy ul. Okrzei. Duży wpływ na decyzję nowego-starego szkoleniowca miał fakt, że wcześniej z pracy zrezygnował prezes Adam Sarkowicz, z którym 47-krotnemu reprezentantowi Czech było nie po drodze.

Co się zmieniło w Piaście, że wróciłem? Jest nowy, bardzo dobry prezes – żartował na prezentacji Latal. – Myślałem do ostatniej chwili jaką podjąć decyzję, miałem ofertę z dużego klubu z Czech, ale wybrałem powrót do Piasta. Wiem, że będzie ciężko. Musimy się wspinać do góry tabeli, musimy zacząć wygrywać, strzelać bramki. Śledziłem polską ligę, wiem, że drużyny się wzmocniły.

Gdy Latal ponownie obejmował Piasta, ten po 7. kolejkach był tuż nad strefą spadkową z dorobkiem sześciu punktów. Czech niewiele jednak poprawił grę wicemistrzów Polski. W kolejnych dziewięciu meczach wywalczył zaledwie dziesięć punktów. Niebiesko-czerwoni w dalszym ciągu byli więc poważnie zagrożeni degradacją do I-ligi. Na początku marca klubowe władze podjęły zatem decyzję o zwolnieniu Latala. Tym razem już na dobre.

Michał Probierz (Jagiellonia Białystok 2008-2011; 2014-2017)

Trener 90-lecia Jagiellonii Białystok, który triumfy z „Dumą Podlasia” święcił zarówno w czasie pierwszej, jak i drugiej kadencji.

W latach 2008-2011 wprowadził Jagę do awangardy polskiego futbolu. W sezonie 2009/2010 zdobył z białostoczanami pierwsze w ich historii trofeum (Puchar Polski), co otworzyło im drogę do występów w europejskich pucharach. Kto wie, czy jednak większym osiągnięciem nie było wówczas utrzymanie żółto-czerwonych w ekstraklasie? Jego zespół bowiem, za korupcyjne grzechy z przeszłości, rozgrywki rozpoczął z dziesięcioma punktami na minusie. Jagiellonia nie tylko stosunkowo szybko odrobiła straty do rywali, ale także dosyć pewnie utrzymała się w elicie.

Wkrótce w klubowej gablocie z dumą można było postawić również Superpuchar Polski, doszło także kilka pięknych wspomnień z europejskich pucharów (zacięty, choć przegrany bój z Arisem Saloniki) oraz 4. miejsce w ekstraklasie w kolejnym sezonie. Kampanię 2011/2012 piłkarze z ul. Słonecznej rozpoczęli jednak od kompromitacji w I rundzie eliminacji Ligi Europy z kazachskim Irtyszem Pawłodar (1:0 i 0:2). To m.in. było powodem tego, że Probierz rozwiązał kontrakt za porozumieniem stron, jeszcze przed startem nowego sezonu ekstraklasy. Co ciekawe, „polski Guardiola” do dymisji po raz pierwszy podał się w maju 2011, po przegranej w lidze z Polonią Warszawa 0:2. Dla jego Jagi była to już bowiem szósta porażka tamtej wiosny.

Za muzyczny motyw przewodni związku z Probierza z Jagiellonią z pewnością mógłby uchodzić przebój Edyty Bartosiewicz i Krzysztofa Krawczyka pt. „Trudno tak” w refrenie ze słowami: trudno tak razem być nam ze sobą, bez siebie nie jest lżej. Obie strony bowiem zeszły się po czterech latach. Jaga w czasie separacji stała się ligowym średniakiem (10. miejsce w sezonach 2011/2012 i 2012/2013). Probierz z kolei bez większych sukcesów prowadził ŁKS Łódź, Aris Saloniki, Wisłę Kraków, GKS Bełchatów i Lechię Gdańsk. Na kolejne osiągnięcia nie trzeba było długo czekać.

W sezonie 2014/2015 Jaga po raz pierwszy w historii zajęła miejsce na podium ekstraklasy (trzecie). Dwa lata później do ostatnich minut ostatniej kolejki, wespół z Legią Warszawa, Lechem Poznań i Lechią Gdańsk walczyła o mistrzostwo Polski. Skończyło się na 2. miejscu, ale gdyby Piotr Tomasik w końcówce starcia z „Kolejorzem” trafił do siatki, a nie w poprzeczkę, złote medale pojechałyby na Podlasie. Czego więcej zatem od życia w Białymstoku mógł chcieć taki gość jak Probierz? Kusiła go na pewno kolejna praca zagranicą. „Przegląd Sportowy” donosił o ofertach z Grecji, Turcji, a nawet 2. Bundesligi. Ostatecznie Probierz wylądował…w Cracovii.

Franciszek Smuda (Wisła Kraków 1998-1999; 2001-2002, 2013-2015)

W 1999 roku Smuda zdobył z „Białą Gwiazdą” pierwsze od 21 lat mistrzostwo Polski. Tak zaczęła się supermacja krakowian w najbliższej dekadzie w ekstraklasie. „Franzowi” nie było dane jednak pokazać się z Wisłą na arenie międzynarodowej. Za chuligański wybryk jej „kibica” w meczu z AC Parmą w sezonie 1997/1998, piłkarze z ul. Reymonta zostali wykluczeni z gry w europejskich pucharach na rok. W eliminacjach Ligi Mistrzów wystartował wówczas wicemistrz kraju, a więc Widzew Łódź.

W końcówce lat 90-tych kablami z Telefoniki do Wisły płynęły już pokaźne środki finansowe. Smuda mógł zatem przekonać się o hojności, ale również i…niecierpliwości właściciela klubu, Bogusława Cupiała. Ten zwolnił bowiem Smudę już jesienią 1999. Wystarczyła jedna porażka w sezonie 1999/2000 (mimo wcześniejszych pięciu zwycięstw w ciągu siedmiu kolejek), by myślenicki magnat doszedł do wniosku, że „Biała Gwiazda by Smuda” to projekt bez przyszłości. Były więc rozstania, ale i powroty, jak w hicie zespołu „Manaam”.

Pod Wawelem Smuda ponownie zjawił się w 2001 roku. Po pierwszym zwolnieniu z Wisły pracował w Legii Warszawa, o co krakowscy fani mieli do niego spore pretensje. Gdy „Franz” po raz pierwszy po powrocie pojawił się przy ul. Reymonta, przywitały go gwizdy i transparent „Smuda Judasz”. Cupiał nie miał jednak wątpliwości, że to właśnie ten trener spełni jego marzenia o awansie do Ligi Mistrzów. Los był jednak dla Wisły wyjątkowo okrutny, stawiając na jej drodze samą FC Barcelonę. Choć krakowianie z „Dumą Katalonii” walczyli jak lwy (3:4 i 0:1), to jednak nie byli w stanie jej wyeliminować. Podobna historia miała miejsce w II rundzie Pucharu UEFA, gdzie mistrzowie Polski trafili na Inter Mediolan. Wstydu również nie przynieśli (0:2 i 1:0) ale do pokonania w dwumeczu „Nerrazzurich” trochę zabrakło.

Jesienią w lidze wiodło się Wiśle dobrze – w grupie A (liga polska była wówczas podzielona na dwie grupy, po 14 meczach, cztery najlepsze zespoły z każdej z nich awansowały do grupy mistrzowskiej, a cztery ostatnie zmuszone były występować w grupie w spadkowej) zajęła 2. miejsce. Rozgrywki w grupie mistrzowskiej zaczęła z kolei od dwóch wygranych. W marcu jednak potknęła się dwukrotnie w rywalizacji z drużynami z Warszawy (2:4 z Polonią i 0:1 z Legią). Cupiał znów nie wytrzymał i po raz drugi zwolnił Smudę, w jego miejsce zatrudniając, dawno nie widzianego w kraju Henryka Kasperczaka.

Podejście numer trzy do Wisły nastąpiło po długich 12 latach. Finansowe źródełko w Myślenicach zaczęło wysychać, Smuda też najlepszy okres w trenerskiej karierze miał za sobą (skompromitował się jako selekcjoner reprezentacji Polski na EURO 2012, nie potrafiąc wyjść ze stosunkowo łatwej grupy, a później spadł z SSV Jahn Regensburg do 3. Bundesligi). Trzeba jednak przyznać, że „Biała Gwiazda” pod jego wodzą grała naprawdę przyjemny dla oka futbol i była bliska powrotu do europejskich pucharów. Wspominał o tym zresztą, w niedawnej rozmowie z „FutbolNews.pl”, Rafał Boguski.

Dla tamtej Wisły charakterystyczne było to, że znakomicie spisywała się jesienią (sezon 2013/2014 – 37 punktów i 3. miejsce,  sezon 2014-2015 – 32 punkty i 5. miejsce), by wiosną mocno spuścić z tonu (sezon 2013/2014 – 16 punktów i 13. miejsce w tabeli wiosny). W 2015 roku Cupiał przestał być wyrozumiały i w marcu, po serii czterech meczów zwycięstwa, zwolnił Smudę po raz trzeci.

Co ciekawe, już rok po tych wydarzeniach, w Krakowie ponownie rozważano zatrudnienie Smudy, gdy pożegnano się z Tadeuszem Pawłowskim. Veto postawili jednak wówczas kibice, którzy w Grodzie Kraka zaczynali mieć coraz więcej do powiedzenia. „Smuda łapy precz od Wisły” – takie transparenty pojawiły się przy ul. Reymonta wiosną 2016. „Franz” zatem nie skorzystał z propozycji. Dla „Gazety Krakowskiej” tak skomentował zamieszanie wokół własnej osoby: – Nie jest miło słuchać wyzwisk pod swoim adresem, ale ja mam grubą skórę i pewnie bym wytrzymał. Tylko, że z doświadczenia wiem, że takie okoliczności odbijają się też na piłkarzach. Pamiętam jak był bojkot za czasów Jacka Bednarza.

Jan Urban (Legia Warszawa 2007-2010; 2012-2013)

W 2007 roku wrócił do Polski po prawie 10 latach spędzonych w Hiszpanii (trenował Polideporitvo Ejido, a także zajmował się młodzieżą w Osasunie). Miał sprawić, że Legia Warszawa zacznie grać futbol efektowny i kombinacyjny. Hiszpańska myśl szkoleniowa przegrała jednak z polską, bo w przeciągu dwóch lat, „Wojskowi” byli zdecydowanie gorsi od Wisły Kraków, dowodzonej przez Macieja Skorżę.

Trudno pierwszą kadencję 57-krotnego reprezentanta Polski przy ul. Łazienkowskiej uznać za zupełnie nieudaną, wszak wywalczył z Legią Puchar i Superpuchar Polski w 2008 roku. Zabrakło jednak tej wisienki na torcie jaką było mistrzostwo Polski. Dlatego też, gdy stołeczny zespół na początku 2010 roku dopadł kryzys (trzy mecze bez zwycięstwa), władze warszawskiego klubu bez żalu zdecydowały się na rozstanie z Urbanem.

Jednak dwa lata później, Urban ponownie pojawił się w stolicy Polski, ku niemałym zdziwieniu kibiców Legii. „Nie rozumiem na jakiej podstawie Urban ma dostać tą robotę, co on osiągnął jako trener? NIC”, „Z deszczu pod rynnę” – pisali na forum warszawa.sport.pl warszawscy fani. Od momentu zwolnieniu, Legioniści w dalszym ciągu nie potrafili odzyskać mistrzostwa Polski, a ul. Łazienkowską właśnie na tarczy opuszczał Maciej Skorża.

Bardzo się cieszę, że dostaje drugą szansę. Wydaje mi się, że moja poprzednia „misja” nie została zakończona. Chcę wywalczyć z Legią mistrzostwo Polski i wierzę, że tym razem cel zrealizuje – zapowiedział na oficjalnej prezentacji Urban. Jak powiedział…tak zrobił. Choć powszechnie narzekano, że „Wojskowi” grają futbol mało efektowny i przekonujący, a mistrzostwo Polski to efekt słabości rywali, to jednak w Warszawie zupełnie się tymi opiniami nie przejmowano. Najważniejsze było, że po siedmiu latach przerwy, tytuł wrócił w końcu do stolicy.

O powodzeniu Urbana zadecydowało kilka czynników. W życiowej formie były zagraniczne gwiazdy drużyny (Duszan Kuciak, Danijel Ljuboja, Miroslav Radović, Ivica Vrdoljak), nie zawodzili weterani (Marek Saganowski, Michał Żewłakow), większą odpowiedzialność za grę na swoje barki wzięli również młodzi zawodnicy (Dominik Furman, Jakub Kosecki, Daniel Łukasik, Michał Żyro). W kolejnym sezonie Legia również pewnym krokiem zmierzała po mistrzowski tytuł. Urbanowi nie było jednak dane dokończyć sezonu, gdyż tuż przed końcem roku został zwolniony. Co prawda „Wojskowi” w grudniu przegrali dwa ligowe spotkania (z Podbeskidziem Bielsko-Biała i Lechią Gdańsk), a także odpadli z rozgrywek Pucharu Polski w ¼1/4finału, ale mało kto się spodziewał, że może to mieć aż tak wielki wpływ na odejście Urbana.

Przyczyną rozstania z dotychczasowym szkoleniowcem jest rozbieżna wizja rozwoju drużyny w najbliższych latach” – tak brzmiał klubowy komunikat. Istotniejszym był chyba jednak fakt, że o ile w kraju na Legię nie było mocnych, o tyle kompletnie nie radziła sobie na arenie międzynarodowej (w czasie drugiej kadencji Urbana, w sezonie 2012/2013 nie zakwalifikowała się do fazy grupowej Ligi Europy, zaś w następnych rozgrywkach nie dostała się do Ligi Mistrzów, zaś w rozgrywkach grupowych „pucharu pocieszenia” poniosła aż pięć porażek).