Czerwony Messi, przewrotka Aduriza, najlepsi pucharowicze. Athletic z Barceloną o… podwójne korony?

17.04.2021

Dwa najbardziej utytułowane kluby w historii Pucharu Króla. Dwóch największych przedstawicieli regionów niepokornych królewskiej koronie. Athletic Club de Bilbao i FC Barcelona po raz dziewiąty zmierzą się w decydującym o trofeum spotkaniu. Bez podtekstów? Wprost przeciwnie, bo tych są dziesiątki albo i więcej.

Historia obu klubów przecinała się wielokrotnie. W końcu na dzisiaj na boisku będą dwie z trzech ekip, które nigdy nie spadły z LaLiga. W ten sposób od zawsze można było mówić o klasyku ligi hiszpańskiej. Przez wiele lat przecież jedni i drudzy nakręcali się wspólnie niechęcią do królewskiej korony. Dla wielu graczy z Bilbao i Barcelony możliwość reprezentowania Kraju Basków i Kataloniii w okresie zimowym jest marzeniem. Zazwyczaj mowa o jednym spotkaniu w roku, gdy ci pierwsi wychodzą przed ikurrinami, a drudzy senyerami, czyli flagami swoich autonomicznych regionów.

Wspólne gwizdy na hymn

Kilkukrotnie kibice obu klubów „współpracowali” w jednym zakresie podczas meczów finałowych. Mowa o hymnie Hiszpanii, który był zagłuszany przeraźliwymi gwizdami. Tak było w 2009 roku na Mestalla, tak było trzy lata później na Vicente Calderon. Wówczas odwołania meczu domagała się prezydent regionu autonomicznego Madrytu Esperanza Aguirre, właśnie w obawie o gwizdy podczas hymnu. W 2015 roku, nic się nie zmieniło. Mimo że oba kluby były ostrzegane, że ewentualne podobne zachowania do poprzednich finałów mogą skutkować drakońskimi karami. Na nic to się zdało. Gwizdy były tylko głośniejsze i na nic zdały się groźby ze strony federacji czy słowa Andresa Iniesty po finale, który zdecydowanie potępiał zachowanie fanów obu klubów.

Pomimo tego, że na mogącym pomieścić niemal 99 tysięcy kibiców Camp Nou było praktycznie tyle samo kibiców obu drużyn, to Barça dostała zdecydowanie wyższą karę – 66 tysięcy euro. Athletic będzie musiał zapłacić 18 tysięcy euro. Ponadto, Komisja przeciwko przemocy nałożyła 123 tysiące euro kary na Kataloński Związek Piłki Nożnej, a także 170 tysięcy euro na katalońskie organizacje dążące do niepodległości – tak pisał po finale w 2015 roku Przegląd Sportowy.

Tamte sprawy na szczęście przykrył poziom sportowy. Może nie całego finału, ale jednej akcji. Gol Leo Messiego otwierający wynik ma się bardzo dobrze na Youtube. Trudno się dziwić, bo to była esencja gry Argentyńczyka. Krótko i szybko prowadzona piłka, zmiana kierunku biegu i sprytny strzał bez użycia wielkiej siły.

Gwizdy na Iniestę i moneta w Abidala

Od 11 lipca 2010 roku wydawało się, że Andres Iniesta jako jedyny Hiszpan ma immunitet na przychylność w całym kraju. Nawet w Madrycie nie było negatywnych emocji wobec niego. W końcu zapewnił pierwszy i jedyny tytuł mistrzów świata dla Hiszpanii.

Kilka miesięcy później, we wrześniu, Iniesta przyjechał z Barceloną do Bilbao na ligowy mecz i pewnie byłoby wszystko w porzadku, gdyby nie sytuacja z 34. minuty. Wówczas Fernando Amorebieta faulował Don Andresa i wyleciał z boiska. Fani gospodarzy byli wściekli na gwiazdora Barcy, gdyż uważali, że ten mógł uniknąć faulu i uciec z nogami, a wolał nabrać rywala na faul. Od tamtej pory Iniesta stał się na San Mames persona non grata.

Co ciekawe pół roku później Barca przyjechała do Bilbao na mecz… pucharowy. Wtedy monetą dostał Eric Abidal, który jednak odwdzięczył się… strzelonym golem, który dał awans Blaugranie do 1/4 finału.

Rzeźnik z Bilbao

Jednak najsłynniejszy faul miał miejsce kilka miesięcy przed urodzinami Andresa Iniesty. Mały Andres dopiero był w brzuchu swojej mamy, gdy Andoni Goikoetxea wykonał jeden z najbrutalniejszych fauli w historii hiszpańskiej i światowej piłki. Bask przypuścił zamach na nogi Diego Maradony. Skończyło się złamaną kostką Argentyńczyka i karą dziesięciu meczów dla sprawcy zdarzenia. Zresztą lista boiskowych przestępstw Goikoetxei wobec barcelońskich piłkarzy była dłuższa. W 1982 roku, dwa lata przed faulem na Maradonie, brutalnie wyeliminował z gry Bernda Schustera. A kilka miesięcy po pierwszym starciu z boskim Diego, później przyszło drugie. Tym razem mowa o mordobiciu na murawie San Mames, tuż po finale Pucharu Króla. Wtedy, w 1984 roku, Athletic po raz ostatni sięgnął po to trofeum, ale nie obyło się bez przemocy. Atmosfera była gorąca długo przed meczem, ale jej wybuch nastąpił po ostatnim gwizdku sędziego. Skończyło się na ogromnych karach i zawieszeniach po obu stronach. Hiszpański związek nałożył sankcje trzech miesięcy zawieszenia na Diego Maradonę na rodzimych boiskach. To przyspieszyło decyzje o jego sprzedaży do Napoli.

Po raz dziewiąty

Athletic i Barcelona to drużyny, które najczęściej spotkały się w finale Pucharu Króla. Osiem razy robi wrażenie, ale nikogo nie dziwi. W końcu mowa o 23-krotnym – Athletic – oraz 30-krotnym – Barcelona – triumfatorze pucharowych rozgrywek. Pod tym względem Baskowie wyprzedzają o cztery wygrane Real Madryt. Oczywiście 2/3 triumfów Athletiku to puchary wygrane do końca II wojny światowej. Później już tak kolorowo nie było, a ostatni to przecież rok 1984, mimo że wielokrotnie byli w finałach.

Barcelona aż sześć razy wygrywała tylko w XXI wieku, a precyzyjniej byłoby powiedzieć, że robiła to w latach 2009-2018! I właśnie w tym okresie aż cztery razy w decydującym meczu pokonywała kluby z Kraju Basków. W 2017 z Deportivo Alaves, a pozostałe spotkania to Athletic. Wszystkie wygrane miały swoją historię. Ta najciekawsza miała miejsce w 2012 roku.

Wtedy Athletic rozgrywał jeden ze swoich najlepszych sezonów w nowożytnej historii. Marcelo Bielsa kompletnie odmienił drużynę po Joaquinie Caparrosie, ale do dzisiaj może żałować, że zakończył rozgrywki 2011/2012 z pustymi rękami. W Bukareszcie lepsze było Atletico w finale Ligi Europy, a po chwili poprawiła Barcelona na Vicente Calderon. Wypompowani z sił Los Leones byli tłem dla rywali w obu finałach.

Wielkie spotkanie

Zresztą tamto spotkanie było starciem jednej piłkarskiej ideologii. Pep Guardiola kontra Marcelo Bielsa. Teoretycznie uczniem był Guardiola, a mistrzem Bielsa. Wtedy i dzisiaj wiemy, że szybko uczeń przerósł mistrza. To oczywiście pod kątem zdobytych trofeów, bo Pep wielokrotnie zarzekał się, że czerpał i czerpie z idei argentyńskiego trenera. Zresztą cofnijmy się do października, gdy przed spotkaniem Leeds-Manchester City przypominaliśmy trzy starcia obu panów z czasów Barcy i Athletiku.

Obaj wielcy trenerzy spotkali się do tej pory trzy razy. Wszystko w sezonie 2011/12. Wtedy Bielsa prowadził Athletic Bilbao a Pep Guardiola kończył swoją przygodę z Barceloną. Pierwszy mecz i 2:2, po którym Baskowie wraz z trenerem dostali ogromne brawa i podziw Guardioli. – Powiedziałem Bielsie na koniec meczu, że jego piłkarze grali niczym bestie. Nigdy nie grałem przeciw tak mocnej, agresywnej drużynie, która zostawia tak mało przestrzeni manewru. Dlatego jest takim dobrym trenerem – udało mu się ulepić tę drużynę po swojemu. I to w tak krótkim czasie – powiedział Pep.

Równi i równiejsi

W tym samym sezonie przecież Athletic miał… 47 godzin między meczami w Lidze Europy a ligowym graniem z Barceloną. Wszystko pod Katalończyków ze strony ligi. Wróćmy jeszcze raz do wspomnianego tekstu:

– 29 marca – w czwartek – Athletic grał mecz 1/4 finału Ligi Europy w Gelsenkirchen. Spotkanie w Zagłębiu Ruhry wygrali goście 4:2, ale wszystko skończyło się niecałą godzinę przed północą. Szkopuł w tym, że dokładnie 47 godzin później LaLiga wyznaczyła termin meczu Barcelona-Athletic. Władze ligi uznały, że trzeba pomóc Blaugranie pomiędzy ćwierćfinałowymi meczami Ligi Mistrzów z Milanem i dać więcej czasu na przygotowanie przed rewanżem. (…) Bielsa w geście protestu i niechęci do narażania piłkarzy po prostu musiał mocno rotować. Wobec tego szansę dostali rezerwowi: Borja Ekiza, Inigo Perez, Ibai Gomez czy Gaizka Toquero, co niejako od początku zabiło mecz, mimo ambitnej postawy gości.

Rewanże za Superpuchar

O ile finałowe mecze Pucharu Króla w ostatnich latach zdecydowanie padały łupem Barcelony, która ma także zdecydowanie lepszy bilans tych decydujących meczów. Tam Barca prowadzi z wynikiem 6:2, natomiast są finały, w których jest bardzo wyrównana rywalizacja. Mowa o Superpucharze Hiszpanii. Tutaj jest 3:3, a to wszystko efekt dwóch kolejnych finałów dla Basków z Bilbao.

Najświeższa historia to przecież styczniowe starcie na… La Cartuja. Arena dzisiejszego finału, przyjęła te kluby w finale Superpucharu za sezon 2019/2020, co brzmi dziwnie. Znając wynik zaległego Pucharu Króla, już wiemy, że ówczesny superpuchar to było starcie… wicemistrza ligowego z finalistą pucharowym!

Czerwony Messi

Oczywiście styczniowy finał nie mógł mieć spokojnego przebiegu. Pięć goli, dogrywka, zwroty akcji i czerwona kartka. Zaczęło się od gola Antoine’a Griezmanna, na którego błyskawicznie odpowiedział Oscar De Marcos. Potem znowu Griezmann i kolejna odpowiedź Los Leones. Tym razem Asiera Villalibre, który później zasłynął jeszcze bardziej. Jednak na początku dogrywki genialny gol dał Marcelino szybki pierwszy tytuł w nowym klubie. Inaki Williams popisał się niesamowitym strzałem, który… przykrył Leo Messi. Wkurzony ostrą grą rywali, postanowił sam wymierzyć sprawiedliwość i uderzył bez piłki wspomnianego Villalibre. W efekcie czerwona kartka i skandal, który nieco przykrył kapitalny finał.

Lob, hat-trick i przewrotka

To zwycięstwo jednak nijak się ma do wielkiego triumfu Athletiku z roku 2015. Obie ekipy kilka miesięcy wcześniej spotkały się w finale, który padł łupem Barcelony. Wydawało się, że podobnie będzie w Superpucharze. Tymczasem już pierwszy mecz załatwił sprawę. Na San Mames gospodarze robili przyjezdnych 4:0. Kto był gwiazdą tamtego wieczoru? Dwie osoby. Przede wszystkim Aritz Aduriz, strzelec hat-tricka. A po drugie ten otwierający wynik w niesamowity sposób. Marc-Andre ter Stegen lubi grać wysoko, ale tym razem został ukarany przez Mikela San Jose genialnym golem z okolic połowy boiska!

A skoro wspomnieliśmy o Adurizie, to nie sposób pozostawić jego gola z meczów ligowych. 16 sierpnia 2019 rozpoczynał się ostatni sezon dla tego zasłużonego snajpera. Zdobył w nim jedną bramkę, ale jaką! Przewrotka na otwarcie rozgrywek dała 3 punkty jego ekipie, była jednym z najpiękniejszych goli w sezonie i jednocześnie ostatnim trafieniem w seniorskiej karierze.

Geniusz Messiego

Widzieliście już kapitalnego gola Leo Messiego przeciwko Athletikowi z finału Pucharu Króla 2014/2015. Czas jednak porównać trafienie z Camp Nou, do innego gola przeciwko Baskom. Dwa lata wcześniej, na starym San Mames Argentyńczyk popisał się innym fenomenalnym rajdem zakończonym golem. Który był lepszy?!

***

To tylko kilka powodów, by obejrzeć dzisiejszy klasyk hiszpańskiej piłki. Przeszłość i podteksty to jedno. Liczy się „tu i teraz”, które zdecyduje o humorach w obu klubach. Dla jednych finał będzie jedyną szansą na europejskie puchary w nowym sezonie. Dla drugich być może jedynym trofeum w sezonie, który mocno dał się we znaki w Katalonii.

Zresztą do piłkarzy obu drużyn mamy tylko jedną prośbę. Dajcie kibicom więcej futbolu niż finał sprzed dwóch tygodni. Jeśli tamto spotkanie było antyreklamą hiszpańskiej piłki, to niech dzisiaj będzie wielka reklama LaLiga!