Kibic, czyli najmniej potrzebny uczestnik piłkarskiego przemysłu

04.05.2021

Piłka nożna dla kibiców to chyba jedno z najbardziej pustych i nieaktualnych haseł w Polsce. Niby piłkarze grają dla fanów, ale tak naprawdę, gdy ich nie ma, wtedy znikają kłopoty. A nasi działacze i wszystko dookoła piłki kłopotów unikają jak ognia. Trzeba jednak sobie powiedzieć jasno. Kibic jest problemem, który trzeba rozwiązać. Jak? Jak najszybciej i bez względu na siły i środki!

– Czy mogę przejść?
– A gdzie się pan/pani wybiera?
– Na mecz.
– To nie.
– Dlaczego?
– Bo nie!
– Ale jest jakiś powód?
– Takie mamy polecenia i je wykonujemy.

Takich dialogów były i są setki. Nie, bo nie i koniec gadki! Załóżmy jednak, że blokowanie ciebie jest bezprawne i zechcesz się przedrzeć przez szpaler mundurowych. W najlepszym przypadku się od niego odbijesz, w gorszym zostaniesz spacyfikowanym, a w najgorszym zatrzymany i oskarżony, np. o napaść na funkcjonariusza na służbie. Kto choć trochę kojarzy kodeks karny, ten wie, że takie przewinienie jest dość „drogo” wyceniane, jeśli chodzi o wysokość kary.

Często taki kibic staje przed wyborem albo użerać się z policją i liczyć, że nie dostanie mandatu na kilkaset złotych czy innych przyjemności, albo odpuścić. Czasem nawet nie ma innego wyjścia. Drogę na stadion policja zagrodzi i powie, że dalej nie pojedziecie/pójdziecie. Co może zrobić zwykły śmiertelnik? Nic.

Koronawirus „lekiem” na wszystko

Dzisiaj hasło koronawirus jest wytrychem, którym można się „obronić” przed niechcianymi zjawiskami. Do sklepu wejdzie określona liczba osób, podobnie jak do autobusu. Dlaczego? Koronawirus. Na otwarty stadion nie wejdziecie, bo koronawirus, ale już do zamkniętych pomieszczeń typu sklep czy kościół możecie.

Zresztą wszystko jest odcinane, niczym granice w Afryce, od linijki. Jeszcze 26 marca sport na świeżym powietrzu dla dzieci i młodzieży był bezpieczny, ale już 27 marca przestał. Minęło trochę czasu i ponownie, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, możemy w spokoju biegać po orlikach.

Weźmy dla przykładu mecze Ruchu Chorzów. Niebiescy mają liczną rzeszę kibiców, którzy bardzo chętnie wspierają swoich ulubieńców, nawet na czwartym poziomie rozgrywek. W tym sezonie wielokrotnie próbowali wejść na stadion, ale nie zawsze to się udawało. Nawet w czasach, gdy obiekty były otwarte. W pierwszej kolejce zostali zatrzymani kilka kilometrów przed stadionem w Świdnicy. Jeszcze ciekawiej było tydzień później w Gaci.

Do niewielkiej miejscowości w województwie dolnośląskim zjechała się policja chyba z całego regionu. Kilkadziesiąt wozów policyjnych, do tego dwie polewaczki i… pojazd rodem z GTA, który trudno jakkolwiek nazwać. W odwodzie policyjni antyterroryści, którzy zabezpieczali obiekt pomiędzy domami a stodołami, do którego prowadziła nieutwardzona droga. Żeby zobrazować absurd całej tej sytuacji, warto obejrzeć kulisy wyjazdowe przygotowane przez TV Niebiescy.

Jak widać nawet pracownicy klubu z Chorzowa mieli spore kłopoty z dostaniem się nie tyle na obiekt, co w jego bezpośrednie pobliże. Legitymowanie tak jakby przebywanie 100 metrów od lokalnego stadionu było jakimś zagrożeniem. Do tego stworzenie kordonu, który siłą rzeczy zepchnął kibiców w jedno miejsce na parkingu, a później komunikaty z megafonów o obowiązkowym zasłanianiu nosa i ust i nie gromadzeniu się w jednym miejscu. Czy tylko ja tu widzę jakiś absurd tej sytuacji?…

Zresztą policja na swoich stronach „chwaliła” się rozganianiem kibiców spod stadionu przy Cichej. Tak było przy okazji ligowego meczu Ruchu ze Ślęzą Wrocław z połowy kwietnia.

Zamknięcie ulicy

Mimo zamkniętych stadionów działania policji momentami przybierają na sile. Zerknijcie na poniższy przykład z Chełma. 21 kwietnia miejscowa Chełmianka grała zaległy mecz z Wisłą Puławy w ramach III-ligowych rozgrywek. Położenie stadionu pozwala na oglądanie spotkań z chodnika wzdłuż ogrodzenia obiektu. W tym momencie bohatersko wkracza miejscowa policja i… zamyka chodnik.

W teorii chodnik dla wszystkich, ale tylko jeśli będziesz po nim szedł dalej. Zatrzymując się przy ogrodzeniu jesteś ogromnym zagrożeniem….

***

Szwedzka hipokryzja

Kapitalną akcje zrobili fani AIK Solna. Obowiązujące prawo w Szwecji pozwala od niedawna na wpuszczanie klubom… ośmiu kibiców na stadion. Przypomnijmy, że AIK gra na stadionie Friends Arena, czyli jednym z najnowocześniejszych i największych w kraju. Pojemność wspomnianego obiektu to około 50 tysięcy widzów. Czyli wspomniana grupka ośmiu osób stanowiłaby… 0,016% całości. W tym samym czasie, bez obostrzeń, ludzie mogą normalnie funkcjonować w galeriach handlowych. Dlatego kibice AIK postanowili zrobić doping w jednej z galerii handlowych.

***

Superliga a Manchester

Kolejnym pokazem kompletnego oderwania od rzeczywistości był projekt Superligi. Błyskawicznie upadł, ale nikt w tym całym interesie i cyrku nie przejął się zdaniem kibiców. Dlaczego? Bo oni w piłkarskim łańcuchu pokarmowym są na samym końcu… Osoby najbardziej oddane klubowi, czytaj: chodzące na mecze, stanowią dzisiaj niewielki procent całości przy największych klubach. Skoro tyle się mówi o fanach z Azji, Ameryki Północnej czy Południowej, to po co zwracać uwagę na miejscowych.

Dzisiaj przecież najważniejsze, to zrobić tournee po innym kontynencie przed sezonem. Dołożyć mnóstwo kont w mediach społecznościowych, które pamiętają o chińskim nowym roku, ramadanie i wielu innych świętach kompletnie niezwiązanych z klubem. Ale związane są z nowymi klientami. Trudno bowiem nazywać kogoś kibicem, tylko dlatego, że kupił sobie koszulkę przez internet i ogląda mecze na kanapie. Można się z tym nie zgadzać, ale kibicowanie to przede wszystkim chodzenie na mecze. Nie mówię o jeżdżeniu na wyjazdy, bo to osobna sprawa. Tym bardziej że w niektórych państwach po prostu nie ma takiej tradycji. Weźmy pod uwagę Hiszpanie, gdzie największe kluby, jak Real czy Barcelona raczej nie są reprezentowani przez kibiców ze swoich miast na wyjazdach, a lokalne fan cluby.

Wielkie kluby też potrafią szybko wykluczać ze swoich szeregów tych, którzy sprawiają jakiekolwiek kłopoty. Z jednej strony można powiedzieć, że mają rację, bo każdy chce mieć spokój. Tyle że takie działania mają jeszcze jeden „sens” ze strony klubu. Najwierniejsi potrafią być najbardziej krytyczni wobec działań klubu i wyrazić swój przeciw władzom. Kibic-klient będzie znacznie bardziej posłuszny i tyle.

Można powiedzieć, że posłuszeństwo właśnie wypowiedzieli kibice Manchesteru United. Oczywiście od wielu lat protestowali przeciwko rodzinie Glazerów. Jednak czym innym były zielono-żółte szaliki, założenie FC United of Manchester czy transparenty oraz internetowe akcje, a czym innym realne działanie. Obrazki z murawy Old Trafford, po której biegało kilkadziesiąt osób przed jednym z najpopularniejszych meczów na świecie poszły w świat. Nie ma wątpliwości, że konsekwencje dla uczestników będą ogromne, ale właściciele MU także nie mogą być zadowoleni. Odwołany mecz z Liverpoolem, skandal na własnym stadionie oraz nagłośnienie protestu kibiców. W wielu mediach pojawiły się informacje, skąd taka niechęć fanów do Glazerów.

Czy kibic może coś zrobić?

Niestety nie ma zbyt wielu pozytywnych sygnałów o potencjalnych zmianach obecnej sytuacji. W Polsce od 15 maja będziemy mogli wrócić na stadiony. Pod tym względem zmiana na mały plus. Nie musimy być zaszczepieni, jak na Węgrzech. Nie musimy także, jak Słowacy testować się dwa razy na kilkanaście godzin przed meczem.

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie widać, by ludzie piłki byli zainteresowani otwarciem stadionów. Nie było widać wielkich akcji medialnych wśród klubów, właścicieli czy związku. Oczywiście to nie oni podejmują ostateczne decyzje, ale presja miałaby sens. Kłopot w tym, że jej nie było. Ciekawym jest również fakt, że 25 maja w Gdańsku odbędzie się finał Ligi Europy. UEFA nie chciała gry kolejnych decydujących meczów przy pustych trybunach. 25% pojemności miało być ostatecznym krokiem, by spotkanie odbyło się w Polsce. Kto wie czy bez tej imprezy, czekalibyśmy na 15 maja, czy wrócili na trybuny od nowego sezonu.

Wszelkie transparenty „Otwierać stadiony”, wyjazdy pod zamknięte obiekty niewiele dały. Realne działania i presja mogą mieć jakiekolwiek przełożenie na zmianę sytuacji. Czy forma protestu z Manchesteru ma rację bytu? Z jednej strony to jedna z ostatecznych możliwości. W dodatku taka, która może nie mieć wielu zwolennikiem. Z drugiej, dopiero radykalne działania zwracają uwagę na sedno problemu.