Fenomen „TurboGrosika” zderzył się z brutalną rzeczywistością

17.05.2021

Paulo Sousa na liście powołanych na nadchodzące mistrzostwa Europy nie znalazł miejsca dla Kamila Grosickiego. Piłkarz znalazł się jedynie na liście rezerwowych. Niektórzy eksperci po tej decyzji nie kryli zdziwienia albo nawet oburzenia. Prawda jest jednak taka, że odsunięcie doświadczonego reprezentanta to racjonalna decyzja. My się trochę do “Grosika” przyzwyczailiśmy, ale Paulo Sousa nie miał ku temu okazji.

Gdy Paulo Sousa przejmować reprezentację Polski, od razu pojawiły się głosy, że może nie być przywiązany do niektórych zawodników, w przeciwieństwie do polskich trenerów. Oczywiście trudno było spodziewać się od razu rewolucji, ale odsunięcia pewnych nazwisk na boczny tor już jak najbardziej. Jedną z osób, o której mówiło się, że straci na objęciu kadry przez zagranicznego trenera miał być właśnie Kamil Grosicki. Piłkarz West Bromwich w tym sezonie prawie nie grał w pierwszym zespole, ale polskim selekcjonerom trudno byłoby odsunąć go od kadry…

„Grosik” ikoną polskiego sportu i… popkultury

Zacznijmy jednak trochę przewrotnie – kim jest dla nas Kamil Grosicki? Część go darzy sympatią, część nie, ale nie można zaprzeczyć, że przede wszystkim sprawia wrażenie normalnego gościa – ze swoimi wszystkimi zaletami i wadami. Faceta, który potrafi się dobrze bawić – na boisku, w szatni i nie tylko. Który w materiałach “Łączy nas piłka” za kadencji Adama Nawałki wydawał się jedną z najbardziej pozytywnie zakręconych ludzi w szatni. Ten, który chcąc – nie chcąc, przysporzył popularności piosence “Przez twe oczy zielone”, która przez długi czas (w dużej mierze dzięki “Grosikowi”) była rekordem YouTube’a. I wreszcie, który swoją charyzmą potrafił przyciągać i nie był dla żadnego polskiego kibica obojętny. No i oczywiście “włączał turbo” na boisku, o czym nawet powstawały piosenki.

Tym sposobem to nie Robert Lewandowski, Jakub Błaszczykowski czy Grzegorz Krychowiak byli dla wielu Polaków tak wyrazistymi symbolami kadry Nawałki, jak Kamil Grosicki. Gdy się cieszyliśmy ze zwycięstw “Biało-czerwonych”, chcieliśmy się cieszyć się tak jak “Grosik”. A powiedzmy sobie szczerze, to właśnie w latach 2014-2016 reprezentant Polski osiągnął swój prime time. Do tej pory piłkarz kojarzący się kibicom jako “jeździec bez głowy”, zaczął notować niezłe liczby. W tamtym okresie zdobył osiem goli i zaliczył dziewięć asyst. Pokazał, że mimo różnych problemów w życiu, które trapiły go w poprzednich latach, jest w stanie prowadzić kadrę do najlepszych wyników od lat, dając przy tym wszystkim kibicom wielką i niepohamowaną radość.

To wciąż ktoś więcej niż tylko „atmosferić”

“TurboGrosika”, ze wszystkimi zaletami i wadami, Paulo Sousa nie miał możliwości poznać. Może to określenie niezbyt poprawne politycznie, ale trzeba być Polakiem, żeby zrozumieć fenomen Kamila Grosickiego. Nie wystarczy obejrzeć kilka powtórek meczów z jego udziałem, czy kilka sytuacji, żeby poznać jego rolę w drużynie. Niektórzy prześmiewczo twierdzą, że jest “atmosfericiem”, jak kiedyś nazywano Sławomira Peszkę, ale tutaj jest to mocno przesadzone określenie. “Grosik” może nie był aktorem pierwszego planu, aczkolwiek postacią, która tak bardzo zaistniała w świadomości Polaków, że trudno było wyobrazić sobie kadrę bez niego.

„Turbo” na coraz wolniejszych obrotach

Powiedzieć jednak, że ostatnie sezony w wykonaniu Kamila Grosickiego to równia pochyła, to zbyt delikatne stwierdzenie. “Grosik” bazował do tej pory jednak na swoim “turbo”, ale przyspieszenie to umiejętność, którą po latach się traci z przyczyn naturalnych. Chociaż w kadrze dawał jeszcze o sobie poznać, w Anglii upływający czas był coraz bardziej zauważalny w grze 32-letniego piłkarza. Reprezentant Polski już w końcówce poprzedniego sezonu, gdy z West Bromwich awansował do Premier League, nie był postacią wyróżniającą się na ligowych boiskach. Tylko raz zagrał w pełnym wymiarze czasowym. Już wtedy mogła się zapalić lampka, że po awansie do angielskiej elity jego rola w drużynie może być marginalna. Tymczasem on został – najpierw w letnim oknie, potem zimowym. Jeśli jednak ktoś gra 149 minut w lidze w ciągu sezonu, a mimo to nie zmienia otoczenia, nie jest to dobrym sygnałem.

No właśnie, i takiego Kamila Grosickiego poznał Paulo Sousa. Nie piłkarza z charyzmą, który dawał radość innym, a zrezygnowanego faceta, który odpuszcza walkę o grę z orłem na piersi, nawet jeśli w rzeczywistości jest inaczej. Poza tym selekcjoner zwraca też uwagę na aspekty taktyczne, a styl gry “Grosika” po prostu mu nie przypasował. Trener pochodzący z Portugalii, w której stawianie na młodszych piłkarzy jest priorytetem, wolał dać szansę tym, którzy mogą się rozwijać i łatwiej przyswajać wiedzę dotyczącą ustawianie się na boisku.

Grosicki jak… Sousa w 2002 roku?

Zresztą Paulo Sousa ma doświadczenie w podobnej sytuacji. Mundial 2002 miał być imprezą, po której jako 32-letni zawodnik miał pożegnać się nie tylko z reprezentacją, ale i ogólnie profesjonalnym futbolem. Wcześniej grał w kratkę w Espanyolu i widać było, że jego kariera zmierza już ku końcowi. Co prawda obecny selekcjoner polskiej kadry otrzymał powołanie na turniej, aczkolwiek ani razu w nim nie zagrał. Nie dostał choćby minuty w meczu z Polską, który wydawał się już wygrany. Cały turniej Sousa przesiedział na ławce. Ani nie zapisał się w statystykach, ani nawet nie pożegnał się z kadrą, wchodząc na boisko na choćby minutę. Niewykluczone, że teraz ta historia powtórzyłaby się z Kamilem Grosickim, dlatego może Sousa wyciągnął wnioski z własnych doświadczeń?

Sousa Mundial 2002
Źródło: TransferMarkt.pl

Selekcjoner nie odsunął „Grosika” całkowicie

To zresztą nie było tak, że Kamil Grosicki nie dostał szansy od selekcjonera. Przecież we wszystkich trzech meczach wchodził na ostatnie minuty, a dobrze wiemy, że nie jest to już piłkarz grający przez 90 minut na pełnych obrotach. Jedyne przebłyski miał w meczu z Andorą, a to raczej za mało, by przekonać do siebie trenera kadry, tym bardziej że w tym sezonie praktycznie nie grał, co trzeba podkreślić.

Zresztą Paulo Sousa nie odsunął “Grosika” całkowicie – umieścił go na liście rezerwowej. To oznacza, że w razie kontuzji w zespole to piłkarz WBA jest jednym z pierwszych wyborów selekcjonera. Można więc powiedzieć, że nie jest na straconej pozycji. A nawet, że został doceniony pomimo że w Premier League ostatni raz zagrał w styczniu.

***

Decyzja o niepowołaniu Kamila Grosickiego na Euro wydaje się jak najbardziej racjonalna i słuszna w obecnej sytuacji. Paulo Sousa nie widzi, żeby potencjał doświadczonego reprezentanta był większy niż jego młodych kolegów. Poza tym pokazał, że aby grać w jego kadrze, trzeba na to zasłużyć, a “Grosik” w ciągu ostatnich miesięcy nie zrobił nic w tym kierunku, pozostając na trybunach WBA. Zasługi 32-latka dla polskiej kadry swego czasu były duże, ale gdyby chodziło tylko o zasługi, selekcjoner mógłby powołać Jakuba Błaszczykowskiego czy na przykład Michała Pazdana. Tyle tylko, że to właśnie zasługi są w tej chwili głównym argumentem za powołaniem Grosickiego do kadry. Bo trudno doszukać się innych argumentów u piłkarza, który od początku roku rozegrał tylko 179 minut w poważnych meczach (nie licząc spotkań rezerw WBA oraz meczu FA Cup z trzecioligowym Blackpool, zresztą przegranego).

Fot. YouTube/TVP Sport