19.06.2021

Miało być Bilbao, miało być znacznie chłodniej, tymczasem dostaliśmy się w miejsce morderczych upałów. Tak w normalnych warunkach powinna wyglądać Sewilla w drugiej połowie czerwca. Na szczęście dla nas jest zadziwiająco… chłodno. Ledwie 23 stopnie celsjusza mają być w trakcie spotkania Polski z Hiszpanią. To jeden z nielicznych dobrych omenów dla kadry Paulo Sousy. Czas jednak poznać lepiej miasto, do którego trafiliśmy.

Duża zmiana

Pierwotnie mieliśmy grać w Bilbao. Jednak wobec ogromnych protestów w Kraju Basków oraz braku zapewnienia możliwości wejścia kibiców na San Mames, doszło do zmiany. Dla nas to nie pierwszyzna, w końcu zamiast Dublina trafił się jeszcze – dwa razy – Petersburg. W ten sposób zamiast niedługich lotów na linii Irlandia – północna Hiszpania, trafiliśmy na najdłuższe przeloty w trakcie fazy grupowej turnieju.

Trzeba pamiętać, że Sewilla a Bilbao to dwa różne krańce Hiszpanii. Różne światy pod wieloma względami. Przede wszystkim pod względem pogodowym. Kraj Basków przypomina zdecydowanie bardziej Wielką Brytanie. Nie jest upalnie, a padający deszcz to niemal codzienność nad Zatoką Biskajską. Andaluzja to już przedsionek do Afryki. Można powiedzieć o europejskich tropikach, wszak temperatury dochodzące do 40 stopni w trakcie dnia nikogo nie dziwią latem.

Zabytek na zabytku

Pod względem finansowym raczej trudno nazwać ten region bogatym. Jednak przy zabytkach zdecydowanie trzeba postawić duży plus przy Andaluzji. Takie miasta jak Malaga, Grenada czy właśnie Sewilla to prawdziwe perełki dla turystów. Przede wszystkim to bardzo stara część Hiszpanii. W różnych kształtach, a także pod przykrywką różnych osad miasto istniało kilka wieków przed naszą erą.

Numerem jeden wśród turystów jest pałac królewski Real Alcazar de Sevilla. Wybudowany jeszcze w IX wieku, gdy w mieście rządzili muzułmanie. Warto zerknąć w historie, wszak na terenie obecnej Andaluzji niegdyś był potężny kalifat, stąd architektura wielokrotnie nawiązuje właśnie do tej, którą dzisiaj znamy choćby na Bliskim Wschodzie. Do tego Katedra Najświętszej Marii Panny z dzwonnicą La Giralda. Do tego Pałac Arcybiskupa, Plac Triumfu, a także budynek giełdy z sprzed pięciu wieków. Dzisiaj tam funkcjonuje główne archiwum czasów kolonialnych.

Jednak Sewilla to nie tylko zwiedzanie historyczne, ale także kulturowe. Przecież stamtąd pochodzą dwie ważne rzeczy, które rozsławiły nie tylko region, ale całą Hiszpanię. Nauczymy się oryginalnego flamenco i będziemy tańczyć niczym Jose Arcadio Morales w filmie Killerów dwóch. Potem możemy zjeść jedną z najbardziej znanych hiszpańskich potraw – gazpacho andaluz.

Najgorszy z możliwych

W Sewilli są trzy duże stadiony i zgadnijcie, który trafił się na Euro. Ten… najgorszy pod kątem piłkarskim. La Cartuja to przede wszystkim obiekt z bieżnią lekkoatletyczną. Gdyby to jeszcze był nowoczesny stadion albo odnowiony, wówczas można mówić o niezłej widoczności na trybunach za bramkami. A tak mamy kilometry do murawy i konkurencje dla obiektu w Baku.

Mecze oglądane na Ramon Sanchez Pizjuan czy Benito Villamarin, a więc obiektach Sevilli i Realu Betis zawsze mają swoją atmosferę i otoczkę. Oczywiście mówimy o wypełnionych obiektach przy najważniejszych spotkaniach tych ekip. Jednak bliskość trybun do murawy robi swoje.

W tym miejscu warto się pochylić nad tematem murawy. Na nią było zdecydowanie najwięcej narzekań po pierwszym meczu Euro w Sewilli. Nietrudno się domyślić, komu ona może płatać figle. Kłopotem dla miejscowych jest fakt, że La Cartuja nie jest typowo piłkarskim obiektem. Wobec tego murawa nie leży cały czas, tylko jest układana pod konkretne wydarzenia. Pogoda andaluzyjska też nie ułatwia utrzymania dobrego stanu trawy. Spore nierówności, spalona murawa oraz ogólna słaba jakość – to najczęstsze zarzuty po spotkaniu Hiszpanii ze Szwecją.

Od poniedziałku jednak miejscowi robią wszystko, by doprowadzić ją do jak najlepszego stanu. Wszyscy wiedzą bowiem, że im lepszy stan murawy, tym większe szansę na taką grę, jakiej chce Luis Enrique i spółka. Co ciekawe – według relacji polskich dziennikarzy – sprawami murawy zajmuje się nie RFEF(hiszpański związek), ale lokalny – andaluzyjski – związek piłkarski.

Gran Derbi

Pewnie wiele osób myśli, że zwariowaliśmy. Otóż nie! Nie wiemy kto, nie wiemy dokładnie kiedy i w jakich okolicznościach, ktoś wymyślił, że Gran Derbi to mecze Realu z Barceloną i na odwrót. Dzisiaj niemal udało się wyplenić błędną nazwę z piłkarskich dyskusji w Polsce. Błędną, gdyż Gran Derbi to derby Sewilli. Przez wiele lat uchodzące – a dla niektórych także dzisiaj – za największe miejskie derby w Hiszpanii. Oczywiście pod względem piłkarskim nijak się mają do tych stołecznych. Wielu jednak podkreśla wyjątkowość spotkań rozgrywanych na Ramon Sanchez Pizjuan czy w dzielnicy Heliopolis.

Nieprzyjemny polski akcent

W zielono-białej części miasta nazwisko Wojciech Kowalczyk otworzy wiele drzwi. To jednak dość odległa przeszłość. Znacznie świeższa była wizyta Śląska Wrocław w Sewilli z 2013 roku. Wrocławianie w pierwszym meczu polegli aż 1:4, mimo że to oni strzelili gola jako pierwsi. W rewanżu Hiszpanie tylko poprawili, wygrywając w stolicy Dolnego Śląska aż 5:0. Trzeba jednak pamiętać, że kilka miesięcy później ekipa Unaia Emerego sięgnęła po trofeum Ligi Europy!

Mecze Euro w Sewilli:

14 czerwca: Hiszpania – Szwecja 0:0
19 czerwca: Hiszpania – Polska
23 czerwca: Hiszpania – Słowacja
27 czerwca: 1/8 finału

Polacy oczywiście dzisiaj rozegrają swój mecz w Sewilli, ale może się okazać, że nie będzie to jedyny raz podczas turnieju. Istnieje szansa występu w 1/8 finału. Warunkiem byłoby zajęcie trzecie miejsce – choć to nie gwarantuje bycia rozstawionym w tym kierunku – i wówczas prawdopodobnym rywalem byłaby Belgia.