Gdyby babcia miała wąsy #9: To mógł być piękny turniej reprezentacji Polski…

25.06.2021

Euro 2020 tak naprawdę dopiero się zaczyna, ale reprezentacji Polski już tam nie ma. Odpadnięcie po fazie grupowej trzeba uznać za bardzo słaby rezultat kadry Paulo Sousy. Czas jednak zastanowić się, co mogłoby zmienić obecny stan rzeczy. Wyznaczyliśmy sobie kilka „gdyby…”, które mogły – nie musiały! – zmienić obliczę reprezentacji Polski podczas turnieju.

Postaramy się nie być populistami. Dlatego nie będziemy traktować poważnie tekstów o markerach zmęczeniowych, powołaniu Kamila Grosickiego, który miałby zbawić reprezentacje. Nie będzie także o tym, że odpadliśmy przez 3-5-2, bo to w mniejszej lub większej mierze albo bujdy, albo rzeczy nie mające nic wspólnego z prawdą.

Gdyby #1 – więcej czasu

Nie jestem w gronie osób, które chętnie by wyrzuciły Paulo Souse po turnieju. To oczywiste, że przyszedł w momencie, gdy miał niewiele czasu na przygotowanie do imprezy docelowej. Mimo wszystko pół roku i dwa zgrupowania to trochę mało.

Niestety decyzje Zbigniewa Bońka są zawsze słuszne – według niego – i nie można się do nich przyczepić. A już zupełnie poważnie, albo trzeba było dać dokończyć Jerzemu Brzęczkowi to, co rozpoczął. Albo znacznie wcześniej go zwolnić i zatrudnić Paulo Sousy. A tak ani Brzęczek nie dostał szansy na finalizacje swojego projektu, ani Paulo Sousa na wprowadzenie swojej wizji.

Gdyby #2 – drugi napastnik

Tutaj niestety był spory pech. Jakkolwiek oceniać formę klubową Krzysztofa Piątka, tak w reprezentacji nie zawodził. Arkadiusz Milik szybko odbudował się z Marsylii i wydawało się, że będziemy mieli naprawdę spory wachlarz możliwości w ataku. Do czasu…

Dwie kontuzje i tak naprawdę zostaliśmy z jednym klasowym napastnikiem. Robert Lewandowski nie dostał wsparcia w pierwszym meczu i nie było go kompletnie widać. Później do gry wszedł Karol Świderski i jakkolwiek go oceniać pomógł Lewandowskiemu. Jego strzał dobijał – nieudanie – Lewy w Sewilli i na Świderskim skupiła się uwaga obrońców przy drugim golu ze Szwecją. Widać więc, że nawet nieco słabszej klasy napastnik może być sporą wartością dodaną. Teraz warto się zastanowić, co by było, gdyby od początku do końca Milik i Piątek byli w dyspozycji trenera.

Gdyby #3 – mniej dośrodkowań

Najlepszym komentarzem do tej sytuacji chyba będzie poniższe wideo, które TVP Sport wypuściło do mediów społecznościowych.

Liczba tych dośrodkowań to jedno, ale ich jakość była po prostu fatalna. Albo przeciągnięte za ostatniego polskiego zawodnika, albo zatrzymujące się na pierwszym obrońcy. Jednak nie sam fakt dośrodkowań był najgorszy. Totalny brak alternatywy na rozwiązanie sytuacji w bocznym sektorze boiska. Piłka obok linii bocznej, więc klapki na oczy i centra w pole karne. A nuż się uda i stworzymy sobie z tego sytuacje.

Oczywiście Robert Lewandowski strzelił gola po dośrodkowaniu Przemysława Frankowskiego, a w pierwszej połowie trafił w poprzeczkę – dwa razy – po rzucie rożnym i podaniu od Piotra Zielińskiego. Skuteczność tego typu rozwiązań jednak trudno uznać za dobrą, skoro tylko pojedyncze piłki docierały do naszych zawodników.

Gdyby #4 – skrócona ławka

Niestety Paulo Sousa sam sobie skrócił możliwości działania w trakcie meczów. O co chodzi? Oczywiście o brak powołania dla Sebastiana Szymańskiego. Nie chodzi o to, że Szymański zbawiłby całą reprezentacje Polski. Mowa o alternatywnych rozwiązaniach. Na wahadłach był jeden pomysł. Tak było ze Słowacją, tak było ze Szwecją. Można wytoczyć kontrargument, że centry Jóźwiaka w Sewilli i Frankowskiego w Petersburgu dały gole wyrównujące. Ale przy tylu centrach, to nadal nikły procent stwarzanych sobie okazji bramkowych.

Brakowało nam ludzi do środka pola, którzy zrobiliby różnicę. W ten sposób mogliśmy zmieniać na bokach, ale poza innym nazwiskiem, sposób gry był dokładnie ten sam. A skoro coś nie przynosi efektów przez 95% czasu, to nie przyniesie go przez kolejne 5% i tyle.

Gdyby #5 – jeszcze większa odwaga

Trudno Paulo Sousie zarzucić brak odwagi. W końcu samo pojawienie się Kacpra Kozłowskiego na turnieju wywoływało spore zaskoczenie. Jeszcze większe, gdy w meczu z Hiszpanią wszedł jako pierwszy z ławki. „Koziołek” został najmłodszym piłkarzem w historii Euro. Skoro jednak wszedł w Sewilli na 35 minut, to dlaczego dostał nieco ponad kwadrans przeciwko Szwecji? Na skrzydłach jedynym pomysłem były dośrodkowania, trzeba było wzmacniać środek, znacznie szybciej. Może nawet dać szansę od pierwszej minuty, patrząc na dyspozycje Grzegorza Krychowiaka.

W dwóch meczach prowadziliśmy grę i brakowało nam zawodników w linii obrony z wyprowadzeniem piłki. Postawiliśmy teoretycznie na lepszych defensorów, ale teoria miała niewiele wspólnego z praktyką. Kompletnie odstawiony został Kamil Piątkowski. Na zgrupowaniu w marcu dostał pełny mecz z Andorą, przed Euro dostał 55 minut z Rosją, a później nie było go nawet na ławce! Czy on, czy Tomasz Kędziora wydaje się, że nie zagraliby gorzej od Bartosza Bereszyńskiego. Ten popełnił mnóstwo błędów i można powiedzieć, że przynajmniej 4 z 6. goli straconych spokojnie można przypisać defensorowi Sampdorii.

***

Pięć powyższych „gdybań”… nie zapewniłoby nam 100% pewności awansu do 1/8 finału. Nie dałoby pewności, że zdobędziemy jakiekolwiek punkty. Równie dobrze moglibyśmy nawet skończyć z zerowym dorobkiem punktowym. Nie przekonamy się, że byłyby to lepsze/gorsze rozwiązania. Ot, po prostu pięć rzeczy, które warto wziąć pod rozwagę na przyszłość.

W kontekście kontuzji Milika i Piątka to sytuacje zero-jedynkowe. Albo masz zdrowych piłkarzy, albo kontuzjowanych i tyle. Na pozostałe był wpływ. Prezesa PZPN Zbigniewa Bońka, selekcjonera Paulo Sousy czy samych piłkarzy. Z drugiej strony te dwie ostatnie instancje to poniekąd wina systemu polskiej piłki. Sousa wybierał w tym, co miał. A że wyszkoliliśmy piłkarzy, którzy wolą dośrodkować, zamiast grać 1 na 1, to zbieramy plony. Kolejny raz w XXI wieku, z małym przyjemnym wyjątkiem w 2016 roku.