Kiedrzynek, Pajor i… Jak to w końcu jest z kobiecą piłką nożną w Polsce?

26.08.2021

Lech Poznań ogłosił dzisiaj utworzenie kobiecej drużyny piłkarskiej. Tym samym klub z Poznania dołączył do wąskiego grona klubów PKO BP Ekstraklasy, które mają swoje reprezentantki w kobiecych rozgrywkach. Wydaje się, że w kraju nad Wisłą coraz więcej uwagi przykłada się do popularyzacji kobiecego futbolu. Czy piłka nożna kobiet to w Polsce wciąż zajawka dla futbolowych hipsterów? 

Zmuszani do oglądania kobiecej piłki

Piłka nożna pań wciąż jest w naszej ojczyźnie tematem dość kontrowersyjnym. By to dostrzec wystarczy odszukać na Facebooku, Twitterze czy którymś z większych portali sportowych informacje dotyczącą kobiecej piłki nożnej i rzucić okiem na sekcję komentarzy. Tam odnaleźć możemy całą paletę wpisów, które w żadnym stopniu nie odnoszą się do tematu artykułu, a bardziej poddają wątpliwość sens funkcjonowania kobiecych rozgrywek.

Mamy tam takich, którzy czują się w obowiązku napisać, że ich kobiecy futbol zupełnie nie interesuje, takich którzy uważają, że rezultat rzędu 5:4 w polskiej Ekstralidze świadczy o niskim poziomie rozgrywek, a także tych, którzy do sprawy podchodzą nieco „rozsądniej” pisząc, że mogą się łaskawie zgodzić, żeby kobiety grały w piłkę, ale niech nikt im nie każe tego oglądać. Wszystkich, którzy planowali torturami wymuszać na polskich kibicach oglądanie kobiecego futbolu musimy więc ostrzec. Z tym ostatnim typem ludzi nie pójdzie wam łatwo.

Krok w dobrym kierunku

Decyzja Lecha Poznań o powołaniu do życia kobiecej drużyny Lech Poznań UAM jest kamieniem milowym na drodze do popularyzacji piłki nożnej pań w Polsce. Kibice Lecha nie odwrócą się przecież od własnego klubu i nie zaczną krytykować ruchów, które świadczą o sile i potencjale klubu z Poznania jako organizacji. Jest szansa, że spora część fanów Kolejorza się przełamie i przynajmniej raz wybierze się na spotkanie pań reprezentujących ich ukochane barwy. Większa widownia wiąże się z większym potencjałem marketingowym, a o to przecież chodzi. Nie o rozwój męskiej piłki nożnej, nie o rozwój kobiecej piłki nożnej, a o rozwój polskiej piłki nożnej jako całości.

Swoją małą cegiełkę do budowania siły polskiego futbolu dołożyła też w ostatnim czasie Telewizja Polska. Dwa tygodnie temu ogłoszono bowiem, że TVP nabyła prawa do transmisji wszystkich meczów reprezentacji Polski kobiet, aż do 2025 roku. Będziemy mieli więc okazję śledzić poczynania pań w meczach towarzyskich, eliminacjach do mistrzostw świata w 2023 roku, a także eliminacjach do mistrzostw Europy w 2025 roku. Znacznie zwiększa to więc szanse, że przypadkowy odbiorca obejrzy choć część spotkania transmitowanego przez TVP i może w przyszłości zdecyduje się wybrać na stadion, by zobaczyć występ naszych reprezentantek na żywo.

Polska jak San Marino czy Gibraltar

Memy dotyczące tego, że reprezentacji Polski gola strzelił kelner, a strzały polskich napastników bronił pracownik firmy budowlanej robią furorę w Internecie przy okazji każdego spotkania, jakie reprezentacja Polski rozgrywa z piłkarskimi „kopciuszkami”. Niestety jeśli chodzi o kobiecy futbol to właśnie my możemy pełnić rolę „kopciuszka”. Niewiele piłkarek, które występują w Ekstralidze – najwyższej polskiej klasie rozgrywkowej jest w stanie utrzymać się wyłącznie z gry w piłkę. Na wypłaty rzędu 3-4 tysięcy miesięcznie pozwolić mogą sobie tylko najsilniejsze polskie zespoły, przez co większość zawodniczek zmuszona jest również pracować na etat.

Ktoś może powiedzieć, że skoro kobiecy futbol jest tak mało popularny to dlaczego polskie piłkarki miałyby zarabiać więcej niż te 3-4 tysiące. Chodzi przecież o potencjał marketingowy, o liczbę kibiców zgromadzonych na trybunach. Może jednak warto spojrzeć na to z nieco innej strony. Jak polskie piłkarki mają gromadzić więcej osób na trybunach, zwiększyć poziom marketingowy i przede wszystkim sportowy, jeśli po niedzielnym meczu nie mają czasu na regenerację, bo w poniedziałek idą do pracy.

W innych krajach sytuacja też nie wygląda kolorowo. W 2019 roku ONZ udostępnił statystyki, które ujawniły ogromne dysproporcje pomiędzy zarobkami w męskim i kobiecym futbolu. Okazuje się, że zarobki Leo Messiego są dwukrotnie większe od sumy, którą w tym samym czasie zarobiło 1700 najlepszych piłkarek świata. Łącznie. Względnie godziwe wynagrodzenie otrzymują jedynie piłkarki występujące w siedmiu najlepszych ligach świata. Dalej mamy kilka lig z zarobkami na poziomie średniej krajowej, a następnie kraje jak Polska, gdzie sumom, jakie płacone są zawodniczkom bliżej raczej do najniższej krajowej niż średniej.

Idą zmiany?

Czy jest szansa, że sytuacja polskich piłkarek się poprawi? Kiedy będziemy w stanie doprowadzić do sytuacji, w której kobiety uprawiające piłkę nożną zawodowo będą zarabiać pieniądze pozwalające im się utrzymać? Tworzenie kobiecych sekcji, tak jak Lech Poznań, transmisje meczów w telewizji publicznej to kroki w dobrym kierunku, jednak bez udziału PZPN trudno o naprawdę znaczące zmiany. Wydaje się jednak, że Polski Związek Piłki Nożnej ma plan na rozwój kobiecej piłki, gdyż w najbliższych latach związek planuje przeznaczyć 30 mln złotych na jej rozwój. To zaledwie kropla w morzu potrzeb, ale zawsze to jakiś początek. Przypomnijmy raz jeszcze, że inwestycja w rozwój kobiecej piłki nożnej to inwestycja w rozwój całego polskiego futbolu.