Czy Paulo Sousa jest na ziemi czy już odleciał?

17.11.2021

Zawsze pozytywnie nastawiony, zawsze uśmiechnięty, ale coraz dalszy od rzeczywistości. Paulo Sousa to ewidentnie człowiek spoza naszego kręgu kulturowego. Dlaczego? Nie przejmuje się niczym. Porażka i brak rozstawienia w barażach przyjął z wyjątkową lekkością. Zastanawiające, jak na osobę, która przez to może stracić pracę…

Już od pierwszej konferencji prasowej i telewizyjnych wywiadów biła pozytywna energia od Portugalczyka. Każde wystąpienie jednak będzie przyjmowane inaczej. W piłce nożnej, a zwłaszcza reprezentacji, determinuje je po prostu wynik. Jeśli wygrałeś, możesz gadać niemal wszystko na co masz ochotę. Jeśli przegrałeś, musisz ważyć każde słowo.

Niestety Paulo Sousa wychodzi z założenia, że zawsze jest dobrze. – Po meczu każdy jest mądry, bo znamy wynik. Uważam, że to był odpowiedni czas na danie szansy zmiennikom – powiedział na łamach Polsatu Sport po poniedziałkowym meczu. Dodał później, że drużyna awansowała do baraży, więc pierwszy cel został zrealizowany, a drugi nadal możliwy. Oczywiście to prawda, jednak tutaj warto wtrącić słowa Jerzego Engela. Były selekcjoner na łamach portalu Zzapołowy.com wspominał, że cel jest do możliwy, ale dużo trudniejszy do realizacji. – Na pewno atmosfera się zmieniła. Była bardzo pozytywna, powoli odbudowywała się moda na reprezentacje Polski. To było widać po trybunach. Teraz źle rozegrany mecz spowodował, że atmosfera wokół drużyny jest kompletnie inna – dodał Engel.

To jest tutaj kluczowe. Od poniedziałkowego meczu nie minęło 48 godzin, a atmosfera jest niczym po porażce z San Marino. Mamy baraże, ale niemal wszyscy są po prostu przybici brakiem rozstawienia. Co za tym idzie potencjalnie dużo trudniejszą ścieżką w drodze do mundialu. Paulo Sousa i jego kadrowicze daliby wiele, żeby teraz mieć kolejny mecz na przełamanie. Jednak nie będą go mieli. Muszą czekać aż do marca. Cztery miesiące, przez które ludzie będą wspominać 90 minut z Węgrami. A można było to rozegrać kompletnie inaczej.

Źle zrobił, jeszcze gorzej się tłumaczy

Piłkarze popełniają błędy i trenerzy także. Inną kwestią jest przyznanie się do nich. Jednostki potrafią wyjść i powiedzieć, że zawalili lub pomylili się w pewnych decyzjach. Inni lubią brnąć w swoje przekonania ślepo lub robić z siebie ofiary. W tym pierwszym obozie jest Paulo Sousa, w drugim Tymoteusz Puchacz. – Wiadomo, że teraz jestem najgorszy, nie umiem bronić i w ogóle nie umiem grać w piłkę – napisał na swoim Instagramie.

Niestety umiejętność przyjęcia krytyki to nadal zbyt wiele dla osób na świeczniku. Po prostu ktoś zawalił i tyle. Zdarza się. Szkoda tylko, że nie można normalnie do tego podejść, ale dalej być zadufanym w sobie i udawać, że wszystko jest dobre…