Pogrom, bitwa bufetowa, The Invincibles. Echa starć Manchesteru United i Arsenalu

02.12.2021

Czternasta kolejka Premier League nie szczędzi nam piłkarskich hitów. W środę mogliśmy być świadkami, jak zwykle emocjonujących i pełnych podtekstów, derbów Merseyside. Zaledwie dzień później liga jej królewskiej mości serwuje nam kolejne starcie, co prawda nieco już przybladłych, ale nadal gwiazd. Manchester United podejmie przed własną publicznością Arsenal. Będzie to spotkanie interesujące zarówno ze względu na przeszłość obu drużyn, jak i na ich teraźniejszość. Bez dwóch zdań jest na co czekać. 

Odzyskać dawną świetność

Jeszcze bez Ralfa Rangnicka na ławce trenerskiej Czerwone Diabły zagrają przeciwko Arsenalowi. Niemiec oficjalnie rozpocznie pracę na Old Trafford w piątek, a w meczu z Kanonierami drużyną poprowadzi Michael Carrick. Od kilku lat Czerwone Diabły i Kanonierzy znajdują się w bardzo podobnej sytuacji. W Manchesterze mają niemały problem, by przywrócić klub do czasów dawnej świetności. Od momentu odejścia Sir Alexa Fergusona zespół z Old Trafford czterech pełnoetatowych menadżerów.

Żaden z nich nie zdołał nawiązać do wyników osiąganych przez szkocką legendę klubu. Obiecująco wyglądały początki Ole Gunnara Solskjaera, ale na dłuższą metę projekt, którego twarzą był norweski szkoleniowiec okazał się sporym niewypałem i na Old Trafford poszukują kogoś kto wyprowadzi drużynę na prostą. Póki co ster obejmie Niemiec Ralf Rangnick, który został jednak anonsowany jedynie jako tymczasowy menadżer. W lecie włodarze klubu z Manchesteru zamierzają ruszyć na łowy.

Dość podobnie sytuacja wygląda w Arsenalu, który po odejściu Arsene’a Wengera nadal poszukuje własnej tożsamości. Pomóc w tym miało zatrudnienie na stanowisko menadżera Mikela Artety, jednak póki co na Emirates Stadium nie widać wymiernych skutków pracy Hiszpana. Można dostrzec kilka przesłanek, że projekt idzie we właściwym kierunku i coś w Londynie rzeczywiście się zmieniło, ale to nadal za mało, by Artecie w pełni zaufać.

Kanonierzy zaliczyli fatalny start sezonu i zapisali na swoim koncie kilka kompromitujących wyników. Później drużyna się otrząsnęła i w kolejnych trzynastu pojedynkach podopieczni Mikela Artety przegrali tylko raz – z Liverpoolem. Obecnie Arsenal jest drużyną, która wygrywa z drużynami, z którymi wygrywać powinna i przegrywa z ligową czołówką. Czy do tej czołówki możemy zaliczyć Czerwone Diabły? Dużo o tym powie nam czwartkowe spotkanie.

Nie tylko 8-2

Kibice Manchesteru United, w kontekście pojedynków z Arsenalem bardzo chętnie przywołują mecz z 28 sierpnia 2011 roku, kiedy to Czerwone Diabły rozniosły Kanonierów aż 8-2. Jest to jedna z najbardziej pamiętnych, o ile nie najbardziej pamiętna, przegrana Arsenalu w Premier League. Młoda drużyna Arsenalu wpadła pod prowadzony przez Sir Alexa Fergusona walec i nie potrafiła w żaden sposób uniknąć zmiażdżenia.

Spotkania pomiędzy tymi drużynami obfitują jednak w interesujące historie. Jedną z nich jest legendarna już „Bitwa bufetowa”. Rozegrała się ona 24 października 2004 roku. Kanonierzy przyjechali na Old Trafford jako drużyna, która nie przegrała od 49 spotkań i nie powinna mieć problemu, by na terenie rywala wyśrubować swój rekord do 50. Stało się jednak inaczej. Podopieczni Sir Alexa Fergusona również nie mieli wtedy najgorszego okresu, bowiem nie przegrali żadnego ze swoich ośmiu spotkań, choć należy wspomnieć, że połowa z nich zakończyła się remisem.

Najpierw bramkę z rzutu karnego zdobył Ruud van Nisterlooy, a wynik spotkania ustalił chwilę później, wchodzący w świat wielkiej piłki, Wayne Rooney. The Invincibles zostali rozbici, a licznik meczów bez porażki zatrzymał się na 49. Na tym jednak nie koniec emocji. Bezpośrednio po spotkaniu doszło do spięcia pomiędzy Arsenem Wengerem i Sir Alexem Fergusonem. W spór zaangażowali się piłkarze obu ekip, a zwieńczeniem konfliktu było rzucenie w kierunku szkoleniowca Czerwonych Diabłów kawałka pizzy.

Szkot pojawił się na konferencji prasowej w dresie, gdyż jego marynarka była przemoczona zupą grochową i brudna od pizzy. Incydent ten przeszedł do historii jako „Bitwa Bufetowa”. Po latach do rzucenia kawałkiem pizzy w szkoleniowca Manchesteru United przyznał się Cesc Fabregas.

Był to drugi raz, gdy Manchester United odegrał ważną rolę w historii o The Invincibles. Po raz pierwszy miało to miejsce jeszcze w sezonie 2003/04. Rozegrane 21 września 2003 roku spotkanie zakończyło się bezbramkowym remisem, ale po latach mówi się, że to właśnie ono było przełomowe w kontekście późniejszych dokonań Arsenalu.

W końcówce spotkania czerwonym kartonikiem ukarany został Patrick Vieira i ostatnie minuty zapowiadały się dla fanów Kanonierów bardzo nerwowo. Kiedy wydawało się, że remis uda się dowieźć do końca, w polu karnym Arsenalu na ziemię runął Diego Forlan. Sędzia wskazał na jedenasty metr boiska. Do piłki podszedł Ruud van Nisterlooy. Holendrowi udało się zmylić Jensa Lehmana, jednak napastnik United trafił w poprzeczkę i spotkanie zakończyło się wynikiem 0:0. Arsenal kontynuował swój nienaznaczony porażkami marsz po mistrzostwo Anglii.