Tomasz Sobocik. Polak z powodzeniem zarządza niemieckim klubem

08.10.2018

Chemnitzer FC kroczy od zwycięstwa do zwycięstwa w rozgrywkach Regionalliga Nordost – czwarty poziom rozgrywkowy. Mistrz NRD z 1967 roku wygrał wszystkie dwanaście spotkań w tym sezonie, mając nad drugą drużyną w tabeli już dziesięć punktów przewagi. Zespół zbudował Polak – Tomasz Sobocik, który w maju tego roku został dyrektorem sportowym, odpowiedzialny jest również za finanse klubu.

Pierwsze kroki w futbolu Tomasz Sobocik stawiał w Pogoni Zabrze, gdzie jego tata był trenerem. Później występował w młodzieżowych zespołach Piasta Gliwice i Górnika Zabrze. W polskiej lidze jednak nigdy nie zagrał. Gdy miał dwanaście lat wyjechał z rodzicami do Niemiec. – To była ich decyzja. Ja w tej kwestii nie miałem nic do powiedzenia, byłem przecież dzieckiem. Moim marzeniem było zostać piłkarzem i po przeprowadzce nic w tej kwestii się nie zmieniło. Po jakimś czasie rozpocząłem treningi w Eintrachcie Frankfurt, a po kilku miesiącach zostałem powołany do reprezentacji młodzieżowej Niemiec. W Eintrachcie zadebiutowałem również w Bundeslidze – wspomina.

Zamknięta droga do reprezentacji Polski

Początki łatwe jednak nie były. – Wiedziałem, że nie ma odwrotu i musiałem się dostosować. Nie znałem języka, więc szybko musiałem się go nauczyć. Nie tylko niemieckiego, ale również angielskiego. Zajęło mi to z pół roku. W aklimatyzacji pomogło mi na pewno to, że nieźle grałem w piłkę. Czego potwierdzeniem były występy w kadrze U-15. Wiele osób pyta mnie, dlaczego wybrałem reprezentację Niemiec, a nie Polski. Odpowiedź jest prosta. Otrzymałem z niej powołanie. W Polsce nie byłem znany. PZPN w tamtych latach nie interesował się młodymi polskimi piłkarzami, którzy mieszkali za granicą. Gdy zacząłem grać w Bundeslidze pojawiło się zainteresowanie, ale wówczas były takie przepisy, że nawet jedno spotkanie w juniorskich kadrach jednego kraju nie pozwalało na grę w seniorskiej reprezentacji innego. Także droga była już zamknięta. Dopiero później się to zmieniło – opowiada Tomasz Sobocik.

W Bundeslidze rozegrał ponad 180 meczów. Prócz Eintrachtu występował w FC St. Pauli i 1. FC Kaiserslautern. Dodając do tego grę w 2. Bundeslidze, występów uzbierało się prawie 300. – Najlepszy okres spędziłem w Eintrachcie. Zbierałem pochlebne recenzje, mówiono nawet, że powinienem zostać powołany do pierwszej reprezentacji Niemiec. Niestety częste kontuzje zahamowały moją karierę. W wieku 26 lat już wiedziałem, że długo nie będę w stanie grać na najwyższym poziomie. Kolano bolało mnie praktycznie po każdym meczu. Potrzebowałem dwa, trzy dni luźniejszych zajęć, żeby wejść w normalny trening. To cud, że mam tyle rozegranych spotkań – podkreśla. W 2001 roku Sobocik z Eintrachtu przeszedł do Rapidu Wiedeń, gdzie spędził dwa lata. – Ściągnął mnie tam Lothar Matthäus. Otrzymałem fajną ofertę i postanowiłem skorzystać. Poznałem w tym klubie Marcina Adamskiego. Na początku musiałem tłumaczyć mu sporo spraw (śmiech). Spędzaliśmy ze sobą dużo czasu, zaprzyjaźniliśmy się i do dziś utrzymujemy kontakt.

W 2003 roku Sobocik wrócił do Niemiec. Karierę zakończył w 2008 roku w FSV Frankfurt. – Ogólnie jestem z niej zadowolony, ale wiem, że mogło być lepiej. Gdy miałem osiemnaście, dziewiętnaście lat przepowiadano mi większą karierę. Dziewięć operacji zrobiło jednak swoje. Dlatego uważam, że wyciągnąłem chyba maksimum z tego, co mogłem. Jestem zdziwiony tym, jak wiele osób mnie w Polsce kojarzy, chociaż wyjechałem jako dzieciak. W czasie kariery otrzymywałem sporo listów z miłymi słowami. Nigdy nie ukrywałem, że jestem Polakiem, a niemiecka prasa nie pozwalała mi o tym zapomnieć. Po dobrych meczach pisała: świetny występ naszego chłopaka z Frankfurtu. Natomiast po słabszym w relacjach byłem polskim zawodnikiem. Nie miałem z tym żadnego problemu – zapewnia.

Dwanaście wygranych z rzędu

Po zakończeniu kariery Sobocik przez krótki czas był menedżerem. – Trwało to chyba z rok. Przeprowadziłem kilka transferów, w tym do Polski. Jednym z nich był Marco Reich, który występował w Jagiellonii Białystok. Poczułem jednak, że to nie jest dla mnie, że nie chcę tego robić. Moim marzeniem była praca w klubie, budowanie zespołu, pozyskiwanie sponsorów, a nie bycie gościem, który oferuje piłkarzy – zaznacza.

Taką szansę otrzymał w maju. W Chemnitzer FC zasiada w zarządzie. Jest odpowiedzialny za transfery i finanse. – To klub z wielką historią. Jego wychowankiem jest Michael Ballack, który ma wykupioną jedną lożę na stadionie i pojawia się na meczach ligowych. Moim zadaniem jest wydobycie klubu z czwartej ligi i poprawienie jego kondycji finansowej. Ogólnie zaczynamy od zera. To dla mnie duże wyzwanie, bo mogę pokazać, co potrafię. Nie przyszedłem na gotowe, tylko do klubu z dużymi problemami. Mamy tradycję, mamy stadion, mamy kibiców i duże plany na przyszłość. W letniej przerwie przeprowadziłem rewolucję w kadrze. Ściągnąłem osiemnastu piłkarzy, a z poprzedniego sezonu zostało tylko dwóch. Wykorzystuję swoje kontakty z czasów kariery piłkarskiej. Początek mamy wspaniały. Dwanaście meczów, dwanaście wygranych. Naszym planem jest nie tylko awans, ale również stabilizacja pod względem finansowym. W ciągu trzech lat chcemy wejść do 2. Bundesligi. Wiem, że nie będzie łatwo, ale jestem ambitnym człowiekiem. W kadrze nie mamy żadnego Polaka, ale po ewentualnym awansie powinno się to zmienić – mówi Tomasz Sobocik.


Były pomocnik śledzi rozgrywki w polskich ligach, jak również występy naszych drużyn w europejskich pucharach. – Słabe wyniki w pucharach wynikają ze złej organizacji w klubach. Jest za dużo ludzi działających w piłce, a są od niej daleko. W Niemczech kluby są lepiej zorganizowane, jeśli chodzi o kompetencje. Każdy wie, za co jest odpowiedzialny. W polskich klubach fajnie wydaje się pieniądze sponsora, nie zawsze w sposób logiczny. Poza tym zbyt często dochodzi do zmian trenerów. Szkoleniowiec jeszcze dobrze nie pozna zawodników, nie wprowadzi swojego stylu gry, a już jest zwalniany. Nie ma ciągłości pracy. Do tego dochodzą menedżerowie, którzy umieszczają w klubach piłkarzy, niekoniecznie dbając o poziom jaki prezentują. W Niemczech oczywiście jest presja wyniku, ale strategia nie jest ułożona na pięć spotkań. Jest większa cierpliwość, do trenerów, czy dyrektorów sportowych. Żaden klub nie będzie się rozwijał, jeśli szkoleniowcy będą zmieniani co pół roku – uważa Tomasz Sobocik.