Kamil Kiereś: Oprócz planu A staram się posiadać również inne rozwiązania

19.02.2022

Od pięciu spotkań w PKO Ekstraklasie Górnik Łęczna pozostaje niepokonany. Gdy spojrzymy na tabelę za poprzednie dziesięć kolejek, to Duma Lubelszczyzny zajmuje ósmą lokatę. O to w jaki sposób udało się wydostać z kryzysu oraz o ocenę początku rundy wiosennej zapytaliśmy samego szkoleniowca Górnika, Kamila Kieresia. Zapraszamy.

Bartłomiej Płonka, FutbolNews.pl: Ma pan poczucie, że Górnik Łęczna stracił w pierwszych dwóch kolejkach wiosny cztery punkty?

Kamil Kiereś, trener Górnika Łęczna: Można tak to oceniać, że straciliśmy cztery punkty, bo dwukrotnie prowadziliśmy 1:0. Ja często powtarzam – piłka nożna ma to do siebie, że za prowadzenie podczas meczu punktów się nie dopisuje. Różnie można patrzeć na spotkania z Wartą i Śląskiem, bo te mecze też tak się układały, że mogliśmy mieć jeszcze mniej punktów. Przyjmuje to tak, że koniec końców zdobyliśmy dwa oczka i nasza seria bez przegranej trwa. Gdy spojrzymy na ostatnie dziesięć kolejek, to można powiedzieć, że nadal idziemy w dobrym kierunku.

W meczu z Wartą daliście się zaskoczyć w ostatniej akcji meczu po rzucie rożnym. 

Na pewno. Analizowaliśmy tę sytuację i popełniliśmy błąd. W tym spotkaniu Warta miała osiem rzutów rożnych i przy siedmiu z nich wszystko zrobiliśmy poprawnie. W tym ostatnim przypadku jeden z piłkarzy nie był w tej strefie, w której powinien być, powstało wolne miejsce i rywal to wykorzystał. Niestety zapłaciliśmy za to utratą punktów.

W spotkaniu ze Śląskiem również prowadziliście 1:0. Byłem na tym meczu i warunki nie pomagały przy oglądaniu, a co dopiero mówić o grze czy planie taktycznym. Zespół był w stanie realizować założenia?

Tak naprawdę to nie ma mowy o większych założeniach taktycznych. Wspominał o tym też trener Śląska, Jacek Magiera. To, co powiedziało się na odprawie przed meczem w hotelu zweryfikowała potem pogoda. Musieliśmy zmienić myślenie oraz sposób gry i dominowało granie dłuższą piłką. Poprzez to na początku spotkania Śląsk nas zamknął, a potem my osiągnęliśmy przewagę. Ale uważam, że pomimo tych warunków, obie drużyny stworzyły sobie wiele sytuacji i mecz okazał się całkiem niezły. I my, i Śląsk mogliśmy przechylić szalę zwycięstwa na swoją stronę.

CZYTAJ TAKŻE: Odrodzenie Dumy Lubelszczyzny – czy Górnik pasuje do Ekstraklasy?

Jakie było nastawienie zespołu na ten mecz, biorąc pod uwagę, że wiedzieliście o braku waszego najlepszego strzelca, Bartosza Śpiączki? 

Trzeba powiedzieć, że plan przed meczem został jeszcze bardziej utrudniony, bo w ostatniej chwili wypadł nam Maciej Gostomski. Adrian Kostrzewski wszedł do bramki jako debiutant na poziomie Ekstraklasy, ale dał sobie radę. Wracając do pytania, to nie nastawiałem drużyny w taki sposób, że Bartka nie ma i musimy nagle zmieniać wszystko. Na pewno szansa na punkty z Bartkiem w składzie byłaby większa, bo gdy popatrzymy na ostatnie mecze to strzelał praktycznie bez przerwy, ale takie zdarzenia traktujemy w kategoriach poszukiwania odpowiedniego rozwiązania, a nie jako wielki problem. Mieliśmy też w głowach sytuację z jesieni, gdy bez Bartka zagraliśmy na przykład z Lechem Poznań (1:1 – przyp. red.). Bywały też takie mecze, że zabrakło nam wykończenia akcji przez napastnika, ale i tak punktowaliśmy. Zdajemy sobie sprawę, że zawsze coś może się wydarzyć i liderzy zespołu również mogą wypaść ze składu.

Adrian Kostrzewski, o którym pan wspomniał, stanął na wysokości zadania. 

Przed sezonem rozmawialiśmy sporo z zawodnikami i każdy z nich wiedział, że musi być przygotowany na występ. Zwłaszcza w czasach pandemii, kiedy można rano wstać z gorączką i to wyklucza zawodnika z gry. Poza tym, gdy byliśmy na zgrupowaniu w Turcji tak się złożyło, że Maciek Gostomski przez sporą część obozu był chory. Wobec tego Adrian Kostrzewski miał okazję do rozegrania wielu minut w sparingach i było to dla niego spore przetarcie. Dlatego w dniu meczu ze Śląskiem razem z trenerem bramkarzy, Sergiuszem Prusakiem, byliśmy przekonani, że będzie w stanie zastąpić Maćka.

Przechodząc do ogólnej oceny drużyny na przestrzeni tego sezonu trzeba powiedzieć, że długo szukał pan optymalnego zestawienia linii obrony. 

Jeżeli pada takie pytanie to trzeba się cofnąć do Górnika Łęczna w 1 Lidze. My grając na zapleczu nie budowaliśmy drużyny z myślą o awansie i o tym, jak będzie się grało na najwyższym poziomie rozgrywkowym. Naszym celem było ugruntować swoją pozycję właśnie w 1 Lidze, ale okazało się, że mamy szansę awansować i ją wykorzystaliśmy. Zabrakło nam czasu, aby zbudować kadrę na Ekstraklasę, dlatego też pierwsze zetknięcie się z tymi rozgrywkami było bolesne. Doszło do nas kilku zawodników, którzy nie byli w rytmie meczowym, musieliśmy wyrównać ich poziom motoryczny względem całego zespołu. Wiele można łatwo narysować i rozpisać na papierze, ale papier przyjmie wszystko, a boisko już niekoniecznie. Nam się to udało po kilku tygodniach od rozpoczęcia sezonu i mamy teraz tego efekt, że znajdujemy się na takim miejscu, które daje nam szanse na utrzymanie.

Kiedy pierwszy raz wpadł pan na pomysł, żeby trójkę obrońców tworzyli Szcześniak, Rymaniak i Leandro? 

Pracując na co dzień oprócz planu A staram się mieć w głowie również plan B i inne rozwiązania. Wyjściem do przejścia na ten system były czasy jeszcze w 1 Lidze, kiedy przechodziliśmy na trójkę obrońców przy grze w dziesiątkę. Szczególnie pamiętam mecz z Bruk-Betem, gdzie przegrywaliśmy 2:3 i graliśmy jednego zawodnika mniej, a udało nam się wyrównać. Skorzystaliśmy z tego w Ekstraklasie również przy okazji meczu w Niecieczy, gdzie przegrywaliśmy 0:1, a zakończyło się remisem. Potem pociągneliśmy te rozwiązanie przy okazji meczu Pucharu Polski w Kielcach i okazało się, że to dobre wyjście dla drużyny. Biorąc pod uwagę profil takich zawodników jak Serrano, Lokilo, Gąska, Gol czy Śpiączka okazało się również, że będziemy bardziej skuteczni. Boisko obroniło ten pomysł, ale trzeba pamiętać, że wszystko może się zmienić i nie jest to sposób na zawsze. To dopiero pokaże czas.

Wspomniał pan o Jasonie Lokilo. Po niemrawym początku to piłkarz, który wyrósł na jednego z liderów. 

Na pewno, to zawodnik, który udowodnił, że ma liczby bo pojawiły się bramki i asysty. Zanim Lokilo podpisał z nami umowę testowaliśmy go przez dwa tygodnie. Było widać, że przygotowanie motoryczne nie jest idealne, ale piłkarz posiada umiejętności. Szybko dałem mu możliwość debiutu, ale te jego pierwsze mecze nie były zbyt udane. Na finiszu rundy jesiennej on i Alex Serrano pokazali, że są ważnymi postaciami naszej drużyny. Obaj dobrze przepracowali przerwy na reprezentacje i nadrobili swoje zaległości. Teraz, po tym czasie, Lokilo faktycznie może pokazać swoje atuty a ma ich sporo – gra 1 na 1, uderzenie z dystansu, dobre dośrodkowaniu z obu nóg.

Czego zabrakło takim piłkarzom jak Wojciechowski, Tymosiak, Baranowski czy Orłowski żeby dalej grać w Górniku na poziomie Ekstraklasy?

Przede wszystkim, kiedy byliśmy w 1 Lidze to nasza kadra liczyła około 22 zawodników z pola plus bramkarze. Po awansie przyszło do nas kilku piłkarzy i okazało się, że nasz skład jest bardzo ciasny, do dyspozycji mieliśmy pod 30 zawodników. Rywalizacja o te 20 miejsc, które braliśmy pod uwagę przy ustalaniu kadry meczowej, była bardzo duża i po prostu skala trudności wypchnęła niektórych poza margines składu. Trzeba jednak uczciwie przyznać, że każdy z nich dostał swoją szansę w Ekstraklasie i to nie tylko z ławki, ale i w wychodząc w podstawowym składzie.

Do czasu przerwy na mecze reprezentacji Górnik czekają bardzo trudne mecze w tym wyjazdy do Krakowa, Warszawy czy Gdańska. 

W tym tygodniu mieliśmy dłuższy mikrocykl treningowy, bo mecze ze Śląskiem i Wisłą rozdzielało 10 dni. Dałem piłkarzom trochę wolnego po tym ostatnim śnieżnym spotkaniu, aby mogli wypocząć i rozpoczęliśmy przygotowania nie tylko do jednego starcia z Wisłą, ale też do całej serii meczów. Priorytetem jest najbliższy wyjazd do Krakowa, ale dobieramy środki treningowe w szerszym kontekście korzystania z całej kadry, w tym z młodzieżowców. Jeśli chodzi o plan mentalny, to bardziej działamy z dnia na dzień.

Spodziewa się pan trudnego wyzwania jeśli chodzi o ten maraton spotkań? 

Podczas rundy jesiennej była taka sytuacja, że jeden z dziennikarzy po przegranej z Radomiakiem zapytał mnie o optymizm w kontekście meczów z Rakowem i Lechem. Powiedziałem, że każdy mecz ma swoją odrębną historię. W szatni są mężczyźni, moją rolą jako trenera jest przekazać drużynie odpowiednią narrację przed danym spotkaniem i sprzedać swój plan na treningu. Każdy dzień buduje kolejny i mamy z tego kilka kolejnych cegiełek. My tak do tego podchodzimy.

W jaki sposób podejść do takiego rywala jak Wisła Kraków, która dopiero co zmieniła trenera? Interesujecie się w ogóle tym, co dzieje się przy Reymonta? 

Oczywiście wiemy, jaka jest tam sytuacja, ale nie rozmawiamy o tym w szatni. Dla nas jako sztabu szkoleniowego będzie tutaj jakiś element niewiadomej jeśli chodzi o skład i system gry rywala. Nowy trener powoduje też inną mobilizację wśród zespołu i tak pewnie będzie i tym razem. Staramy się przede wszystkim skupić na tym, co dzieje się u nas. Ten tydzień właśnie temu poświęciliśmy i pracowaliśmy nad tymi aspektami, które jeszcze możemy poprawić.