“Najważniejsze są dzieci, a nie wytyczne programowe”
28.02.2022

Anglia to dzisiaj miejsce, w którym szkolenie jest na najwyższym poziomie. Zmiany, jakie zaszły na Wyspach mogą być przykładem do naśladowania. W Polsce nadal czekamy na rewolucje szkoleniową. Dlaczego warto, żeby do niej doszło? Opowiada Jacek Pobiedziński, trener młodzieży w akademii Watfordu, który niemal całe swoje trenerskie życie spędził w Anglii.

Dlaczego warto naśladować Anglików w szkoleniu?

Nie licząc UEFA A w Polsce, całe trenerskie życie kształciłem się tutaj. Edukacja trenerów jest na wysokim poziomie nazwałbym AKADEMICKIM. Kursy są naprawdę na wysokim poziomie, porównując z Polską. To była różnica, przynajmniej jak ja byłem na kursie UEFA A, w Polsce w 2016 roku za czasów Pana Pasieki.

Interesuje się polską piłką i słucham o wielu sprawach. W Polsce mówi się, że “mamy lepsze kursy i będzie lepiej”. Niestety żaden z mówiących te słowa nie był na kursie w Anglii. Żaden. Chodzi mi o kurs w federacji. Na jakiej podstawie oni tak mówią? Nie znam nikogo takiego z edukatorów, kto byłby na kursie w angielskiej federacji dla przykładu. Myślę, ze warto zainteresować się praca w innych federacjach, by mieć jakieś dowody, a nie mówić w mediach, że zachód nas podpatruje i uczy się od nas. Dlaczego mieliby to robić, skoro nie mamy od Globisza żadnych sukcesów na poziomie szkolenia młodzieży? Nasi trenerzy nie są zatrudniani na Zachodzie. Ilu mamy zawodników grających w najlepszych klubach w Europie? Dopóki nasza młodzieżowe reprezentacje narodowe nie będą wygrywały z najlepszymi, to znaczy, że mamy pracę do wykonania. 

Ja byłem w Polsce w 2016 roku, to była przepaść pod różnymi względami.  U nas nadal jest tradycyjna formuła nauczania. Tutaj już inaczej. U nas tak, jak mówią, to tak ma być. W Anglii jest nauczanie progresywne. Wszystko przez interakcje. Sam dochodzisz do wszystkich wniosków. Edukator z FA nigdy niczego nie narzuca. Bardzo rozwinięty jest mentoring, o czym u nas nie ma nikt pojęcia. Z całym sercem mogę powiedzieć, że była duża różnica w tamtym czasie. Podejście do kursu, jego struktura, merytoryka. 

Wiele osób uważa, że dzisiaj najlepiej szkolą.

Oni nie są najlepsi, ale chcą być coraz lepsi. Wielokrotnie to mówiłem, ale powtórzę. My nie gonimy, tylko oni nam uciekają. Ciągle się rozwijają. Teraz podpatrują Belgię. Tam dominują mniejsze formaty gier. Teraz jest piłka 5-osobowa, 7-osobowa itd. Belgowie rozpoczynają od jeszcze mniejszych liczb zawodników w drużynach na boisku. Teraz są badania, które mówią, że wystarczy zmniejszyć liczebność drużyn o jedną osobę i w perspektywie roku lub dwóch, każde dziecko może dotknąć piłkę kilka tysięcy razy więcej. Wykona więcej dryblingów itd. Jeśli więcej razy dotyka piłkę, wówczas więcej pracuje nad techniką.

Dzieci zawsze chcą grać dużą grę na treningach. U mnie w żaku wiążę się to z grą 5 na 5. Często jednak kończymy 3 na 3, co nie spotyka się z ich wielką radością. Wtedy jednak tłumaczę im na prostym przykładzie. W meczu 5 na 5 jest 10. zawodników i jedna piłka. Gdy grają 3 na 3, jest sześciu graczy i nadal jedna piłka. Kiedy mają więcej kontaktów z piłką? To do nich przemawia.

Naturalna sprawa, że dzieci chcą grać mecze na treningach. One chcą, bo kochają rywalizację i zabawę, jak każdy z nas. My jesteśmy trenerami i musimy to zrozumieć, więc najprostszą sprawą jest tworzenie środowiska do nauki poprzez gry i współzawodnictwo na treningu.  Fajnie jednak, że w takich rozmowach z nimi używasz argumentów. Wielu trenerów powie, że tak ma być i koniec kropka. Tutaj jest konkret. Dzieci są inteligentne i takie wytłumaczenie sprawy do nich prędzej dotrze. Same dzieci dają odpowiedzi.

W Polsce często się narzeka na brak standaryzacji. Jedno województwo potrafiło szkolić po swojemu, a inne po swojemu. Czy w Anglii w każdym miejscu nauczę się tak samo?

Jest grupa ludzi za to odpowiedzialna i oni robią wszędzie to samo. Czy pójdziesz na kurs w Londynie, czy w Newcastle, masz to samo. Każdy kurs jest podzielony na bloki i trwa rok, mowa o UEFA A. Przykładowa sytuacja. Gdy w 37. dniu kursu mnie nie było, nie mogę się wrócić, gdyż kurs idzie dalej. Ale w każdym roku są np. trzy razy organizowane. Jeśli pominąłeś wspomniany dzień z majowego kursu, idziesz na kolejny, właśnie w 37. dzień i tam zaliczasz treści, które pominąłeś na swoim. Można tak zrobić, gdyż będzie dokładnie to samo, co na twoim. Wszystko się łączy w jedną całość.

Gdy byłem na kursie UEFA A to nawet nie mieliśmy książki? Anglicy to mają. Mam nawet swoje książki z pierwszych kursów. To jest cały podręcznik. Część masz swoją do wypełnienia, część do nauki. Opisujesz swoje jednostki treningowe, zbierasz podpisy za zaliczanie kolejnych bloków kursu. Wszystko jest ustrukturyzowane, ma ręce i nogi. Książka, którą mam to jest pierwszy poziom, najniższy, coś jak nasze UEFA C. Gdyby była tu książka o UEFA A, prawdopodobnie byłaby za trzy razy grubsza.

W Polsce kurs UEFA C stanowi przygotowanie pod pracę z najmłodszymi grupami dziecięcymi oraz dorosły futbol grassroots. UEFA B to już jest pójście w stronę piłki 11-osobowej. Krótko mówiąc osoby pracujące z dziećmi po pierwszym kursie, niczego nie miały zaoferowanego od związku. Jak to wygląda w Anglii?

W Anglii masz kursy: Level1, Level2, potem UEFA B, UEFA A i UEFA Pro. Pierwsze dwa poziomy były podstawami do grassroots. Kolejne kursy były pod kątem dorosłej piłki 11-osobowej. UEFA B np. uczyła kwestii organizacji treningu w momencie, gdy masz mniej niż 22. zawodników na treningu. Wtedy nie zrobisz 11 na 11, tylko musisz przejść w inne formy. Dlatego też uważam, że ten kurs był trudniejszy od UEFA A.

To się jednak wszystko zmienia. Chcieli jednak zreformować dwa pierwsze poziomy. Uznali w pewnym momencie, że Level1 i Level2 były niewystarczające pod kątem wiedzy do szkolenia dzieci. FA wprowadziła Youth Award, który zdałem. Wewnętrzny kurs, coś na wzór znanego nam Elite Youth A.

Teraz w Polsce dojdzie jeszcze poziom niżej, UEFA Elite Youth B, gdzie będzie można rozwinąć swoją specjalistyczną wiedzę w zakresie treningu najmłodszych.

Dobra sprawa i widać, że w końcu ktoś zauważył to w związku . FA stworzyło od jakiegoś czasu więcej treści o dzieciach. Zdałem ten egzamin, ale później nieco to zreformowali. Treści z Youth Award podzielili na pół i udoskonalili kursy Level1 i Level2. W ten sposób są dwa kursy, zamiast trzech, ale rozszerzone o treści szkolenia najmłodszych i już na samym początku tej drogi trenerzy uczą się więcej o dzieciach, by lepiej je rozumieć i ich potrzeby. My często dorośli patrzymy na nie przez pryzmat dorosłego życia, a to są dzieci i nikt tego nie zmieni. My musimy się dostosować, a nie one do nas.

Jest jeszcze kurs, który przed chwilą skończyłem – Youth Award Advance. To jednak jest przeznaczone tylko dla trenerów z profesjonalnych akademii. Tam wiedza jest jeszcze bardziej poszerzona i dokładniejsza. M.in. przyjechał ostatnio trener edukator z FA, by obserwować mój trening pod kątem zaliczenia.

Czy oni ciebie informują, że przyjadą, czy działają z zaskoczenia?

Jest informacja, normalna rzecz. Właśnie to mnie dziwi w Polsce. Czasem jest podejście niczym kiedyś drogówka. Gdy mierzyli prędkość, chowali się w krzaki. Celem było tylko zarobienie pieniędzy, a nie żeby ktoś zwolnił i było bezpieczniej. Poza tym jak się czujesz, gdy ktoś cię nachodzi? Tutaj już na początku tego procesu niestety popełniamy duży błąd. Nie tworzymy tzw. odpowiednich relacji pomiędzy kursantem a edukatorem czy związkiem. Musisz czuć większy luz i mieć normalną relację z taką osobą. Dwie godziny przed treningiem zadzwonił do mnie Craig. Chodzi o rozwój i wsparcie a nie tylko łapanie błędów i tworzenie negatywnego środowiska do nauki. Mentoring powinien być bardziej rozwinięty w kraju. To troszkę inne podejście do człowieka i rozwoju.

– Jack jesteś w akademii?
– Jestem
– Przyjadę cię zobaczyć w akcji
– Nie ma problemu

Wygodniejsza sytuacja dla trenera zdającego egzamin.

Teraz wszystkie egzaminy zaliczasz w klubie. Edukator jeździ po klubach i tam się wszystko dzieje. To mniejszy stres dla trenera. On zawsze będzie, ale jest wygodniej. Trener zna środowisko, zna obiekt, dzieci i wie czego się spodziewać. Jest codziennie i może pracować w naturalnych warunkach. Tu nie chodzi o to, żeby kogoś złapać na najmniejszym błędzie.

Jako mentor masz rozmawiać z ludźmi, inspirować ich i w ten sposób nauczać, a nie wytykać błędy. Tak samo jest u nas z dziećmi. Nie mamy im wytykać błędów, tylko je wspierać. Rozmawiać o tym i dbać o ich rozwój. Każdy człowiek jest na innym poziomie, bez względu na wiek. Ludzie, którzy są mentorują mają cię wspierać. Na tym polega mentoring, którego w Polsce nie ma.

Tak jak słucham, jest spora różnica w podejściu angielskim i polskim na kursach. Mimo że i tak to się zmienia na lepsze w naszym kraju.

U nas też jest toksyczne środowisko. Przyjadą, złapią mnie. A co ty jesteś złodziejem? Coś złego zrobiłeś? Nie! Tutaj już na początku jest dobra relacja. Szacunek, normalna rozmowa. Oczywiście, on usiądzie, chwilę porozmawiamy i obserwuje. Wynotuje najważniejsze rzeczy, a później siadamy i omawiamy taki trening lub mecz. Edukator ma za zadanie obejrzeć ciebie sześć razy. Trzy treningi i trzy mecze.

Oni są nauczeni zadawać odpowiednie pytania. Np. robisz trening, w którym celem było posiadanie piłki przez zespół, ale dałeś za małe pole. Nie wychodziło i źle to wyglądało. On ci nie powie tego wprost, żeby się pokazać i udowodnić tobie, że ma wiedzę. On zada pytania bardzo proste.

– Jak myślisz czy obszar tego ćwiczenia był odpowiedni?

Pyta się, gdyż chce wiedzieć, jaki był twój cel. Może być, że ja dzisiaj chciałem robić tzw. matador skills 1×1. Dlatego dałem małe pole, żeby często mieli piłkę i było ciasno. Ktoś powie z boku, żeby było ciasno. Ale moim celem było, jak najwięcej pojedynków. Z drugiej strony mogę chcieć więcej podań i wtedy przyznam mu rację, że faktycznie nie było na to miejsca. U nas jest od razu ocenianie, na zasadzie “to nie, tamto nie” itd. Najpierw cel, a potem dopiero rozmowa. Owszem krytyka jest potrzebna, żeby się rozwijać. Tylko ona musi być odpowiednio zrobiona. Najpierw jednak muszą być pytania. Wtedy przychodzi jakaś refleksja. Edukatorom się podoba, jeśli trener odpowie mu trafnie, zauważy swój ewentualny błąd lub coś, co mogłoby usprawnić ćwiczenie.

***

Wszędzie w Europie w młodzieżowej piłce trenerzy nie zarabiają pieniędzy. Są wyjątki – czołowe akademie w Anglii, które są w kategorii pierwszej, właściciele z dużymi pieniędzmi, a trenerzy zatrudnieni na pełny etat. Oni ich wynagradzają. To jednak może pięć akademii w skali całej Anglii. A tak nie ma tego! Rozmawiałem z koordynatorem Southampton. Powiedział mi, że zawsze przy okazji ogłoszeń o poszukiwanych trenerach, skrzynka mailowa pękała w szwach. Teraz jest pięć maili! Wydaje mi się, że nowa generacja ludzi nie jest pasjonatami. Ludzie chcą zarabiać, coś z tego mieć od razu.

Trudno się im dziwić. Dla mnie jednak sytuacja jest dziwna. Pasja jest ważna, ale coś tutaj nie gra. Kluby potrafiące wydać 10, 20 czy 30 milionów funtów na transfery, nie są w stanie zapłacić trenerom młodzieży? Dla mnie to paranoja.

To są bardzo proste i logiczne wnioski. Gdyby obciąć pensje piłkarzy Watfordu pierwszego zespołu o 1%, można by z tego opłacić trenerów młodzieży w klubie na wysokim poziomie.

To nadal żadne pieniądze dla klubu, a dla trenerów znaczące środki.

Zastanawiałem się nad tym wielokrotnie. Mam takiego kolegę koordynatora w akademii – był przez 17 lat w piłce. Profesjonalista i specjalista od dziecięcych grup młodzieżowych. Pasjonat. Dwa tygodnie temu powiedział mi “Jacek, odchodzę”. Pierwsze pomyślałem, że idzie do lepszej akademii. Ma papiery na to. Ale on rezygnuje z piłki! Wszyscy byli w szoku. Ma jednak drugie dziecko, poza tym zajęte weekendy itd. Z tego nie ma wielkich pieniędzy. Jak widać problem jest ogólnoeuropejski, a nie tylko w Polsce. Myślę, że niedługo wszyscy poniesiemy tego skutki, niestety.

Pasją dziecka nie wykarmi.

Nie wiem czy ta tendencja się nie zmieni. Nie mam aż tak dobrych dowodów, ale te słowa koordynatora Southampton wskazuje, że coś jest nie tak. Młodzież nie garnie się tak do tego. Jeśli nie jest to praca przy pierwszym zespole, ale robota za małe pieniądze, dodatkowo w weekendy, to on nie jest zainteresowany. Trzeba też pamiętać, że w Premier League mają ogromne wymagania.

Popyt robi cenę. Jeśli nie będzie kandydatów, będą dwie opcje. Albo poziom pójdzie w górę, albo akademie będą – zmuszone – płacić więcej ludziom. Mówimy nadal o najwyższym poziomie, profesjonalnym. Weźmy pod uwagę, że to i tak wygląda znacznie lepiej, niż w grassroots. Tam nie masz takiego wsparcia klubu, warunków, dodatkowych ludzi – analityków. Stoisz w deszczu w jakimś parku, bez dostępu do toalety i jeszcze się musisz walczyć  z rodzicami. To jeszcze trudniejsza praca.

Czytałem z Tobą wywiad na SportowychFaktach półtora roku temu. Tam wspomniałeś słowa Dicka Bate’a sprzed kilkunastu lat. Nauczyciel a trener. Zastanawia mnie, jak rozwijasz różnicę.

On rozróżniał ludzi, którzy mają pasję i tych, którzy lubią, ale na tym się ich zaangażowanie kończyło. Kiedyś też tak się rozdawało licencje w Anglii, jak teraz w Polsce. Nie szło to jednak z jakością. 100 przystąpiło, 100 zdało. Brak jakości w szkoleniu, wróci później do futbolu i odbije się na nim.

Zbigniew Boniek mówił, że trenerzy muszą się dokształcić i “dotrzeć” w klubie. Teraz weźmy sytuacje, gdy wszyscy kandydaci na kierowców tira zdają egzamin. I potem mają się “docierać” na drodze. To na pewno odbije się czyimś kosztem. Oczywiście w tym przypadku ktoś może stracić życie, ale taki trener bez przygotowania też może wyrządzić sporą krzywdę. Trener musi spełniać jakieś podstawy. Potem i tak będzie się kształcił, bo uczymy się całe życie. Gdy byłem w Anglii na kursie UEFA B, zdała tylko 1/5 uczestników! Dwudziestu na stu kandydatów…

Związek musi wziąć na siebie odpowiedzialność za szkolenie, warunki czy brak wyników od kilkudziesięciu lat na poziomie młodzieżowym. Nie szkolimy dobrze zawodników w 40-milionowym kraju. Dlaczego dobrze szkolą w trzy razy mniejszej Belgii? Trzeba znaleźć fakty i zmieniać, ale to olbrzymie wyzwanie przed nami wszystkimi na każdym etapie szkolenia. Zwłaszcza na poziomie grassroots, który jest wymieszany u nas z profesjonalnym sportem. 

Odsianie wielu osób, które kandydują do roli trenera jest dobrym podejściem. Dzięki temu szybko znikają osoby najmniej zaangażowane. Tym, którym najmniej zależy. Natomiast ci, którzy nie zdali, ale są ambitni, mogą wrócić i być dobrymi trenerami.

Pamiętam, że był taki arkusz i było 25 kwestii do zaliczenia. Każda kwestia dzieliła się jeszcze na podkategorie. Dwóch egzaminatorów słuchało i obserwowało twój trening. Odznaczali tylko kolejne rzeczy. Tu plus, tu plus, tam minus itd. Żeby zdać, trzeba było zaliczyć 23 punkty. Ale prowadzenie kursu było fajne. W trakcie kursu dwa wewnętrzne egzaminy przez rok. Po to, żeby ciebie przygotować do końcowego sprawdzianu.

Np. po dwóch miesiącach robili pierwszy egzamin. Załóżmy, że zaliczyłeś 16 na 25. Siadasz z edukatorem i omawiacie. Mówi, co zrobiłeś dobrze, co masz na niezłym poziomie. Wskazuje także rzeczy do poprawy. Za dwa miesiące jest kolejny i np. mam już 19 pozytywnych kategorii. I nadal masz wskazówki, co masz poprawić. Pamiętam, że na egzaminie finałowym miałem 23 dobrze i zdałem. Najważniejsze jest jednak podejście mentorów. Nie “jadą” z tobą, że się nie nadajesz. Oni rozumieją, że w stresie coś mogłeś zapomnieć, ale szukają generalnie jakości.